Skocz do zawartości
Nerwica.com

HAniaa

Użytkownik
  • Postów

    95
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez HAniaa

  1. Ja byłam we wtorek u spowiedzi, a dziś sobota, i wg mojego sumienia mam 2 grzechy ciężkie. A wiem, ze to nie grzechy, a juz na pewno nie ciężkie. Ale mam takie wyrzuty sumienia, że nie mogę Już nie pojde raczej do spowiedzi przed świętami, chyba nie dam rady... Tylko teraz to znowu mam myśli, że jak nie pójde, to Bóg mnie ukarze... Amandia, u mnie to przychodzi takimi fazami, raz jest ok, a raz beznadziejnie. Ale mam nadzieję, ze ten gorszy okres teraz będzie pomocny przy rozwiązaniu tego problemu:)
  2. Słuchajcie, ja przez bardzo długi czas bałam się, że zamorduje kogoś albo siebie. Dygotałam ze strachu. Równiez nie lubie złych wiadomości, np. o czyjejś śmierci, o morderstwach, zbrodnia ch itp. Boje się, że mi też może się to przydarzyć. W każdym razie już długi czas nie mam natręctw związanych z agresją. I tak, to chodzi o tłumienie emocji. Chodze juz 4 rok na terapię i bardzo dużo się dowiedziałam na temat nerwicy i jej przyczyn. Takie myśli świadczą o stłumionej złości i wściekłości! Trzeba ją sobie uświadomić i wtedy idzie z górki! Wszystko znika jak ręką odjął! Ale niestety to nie jest łatwe, ja długo nad tym pracowałam. W każdym razie, te myśli absolutnie nie świadczą o rzeczywistych intencjach! Ludzie z nerwica nie są w stanie nikogo skrzywdzić!!:) Więc głowa do góry!:)
  3. HAniaa

    WAZNE

    Ja też cos takiego miałam:)Ale już mi przeszło, można powiedzieć:) Wczoraj mi jeszcze cos z tym odwaliło, ale to chwilowe:) A chodzisz na terapie konewkaa??:)
  4. HAniaa

    WAZNE

    Ja osobiście nie wierze, że to pomaga. Przynajmniej w moim wypadku:)
  5. HAniaa

    WAZNE

    Ciekawa jestem, jakiego typu miałaś myśli. Bo ja nie potrafie się przeciwstawić natręctwom, gdy dotyczą one tego, że komuś mi bliskiemu coś się stanie ( zginie, zachoruje, zostanie zamordowany itp.)... A jak długo już nie masz nerwicy? Może faktycznie w niektórych wypadkach to skutkuje:)Super:) Ja jednak stawiam na terapię:) Wolę pozbyć się przyczyn,a nie walczyć z objawami:) Ale gratuluje!To prawda, przeciwstawienie się tym chorym myślom to niemal graniczy z cudem, a Tobie się udało:)
  6. HAniaa

    WAZNE

    Ja też nie chce:) Zrobię wszystko, żeby sie tego pozbyć!
  7. HAniaa

    Enneagram

    ja mam 5w4:) CZęść się zgadza.
  8. Mi też tak powiedział!!:) I teraz tym będę sie zajmowac na terapii:) WIdzisz, czyli jest dobrze, nie ma się co smucić, skoro wiadomo już, jaka jest przyczyna:) Trzeba to juz tylko rozgryźć i gotowe!!:) Głowa do góry:)
  9. A ja nie wiem... Nie próbowałam, ale uważam, że jedyną rzeczą, która może pomóc raz na zawsze jest terapia. I to w dobrym stylu:) Nie wierze w żadne tam terapie behawioralne-może i działają, ale na krótko i nie usuwają przyczyn.
  10. Hmm, co pomaga... Na dłuższą metę nic. Często sobie powtarzam, że to TYLKO MOJA NERWICA. To akurat pomaga, na chwilę. Że jestem normalna,że te myśli nie są moje. Poza tym myśli, że człowiek z nerwicą nie jest w stanie zrobić komukolwiek krzywdy. Oraz świadomość, że nerwica natręctw to nie jest choroba. To tylko zaburzenia:)
  11. Suzuki, ja chwilowo mam to samo, co Ty, albo przynajmniej coś podobnego. Mam wrażenie, że nie powinnam się cieszyć, być zadowolona, radosna, śmiać się itp. Bo np. są inni ludzie, którzy chorują, cierpią, są biedni. A jak ja się cieszę, to mam wyrzuty sumienia, bo powinnam się martwić tymi ludźmi. I pojawiają się natręctwa, że cos się stanie: ktoś zginie, zdarzy sie jakaś tragedia. A to dlatego, ze uważam się za złą osobę. To znaczy, nie uważam się za taką, ale tak czuję. Zaczynam do tego dochodzić na terapii. I już przynajmniej wiem, skąd te natręctwa, z poczucia , że jestem niedobra. Że nie zasługuję na szczęście i w ogóle na nic dobrego. A to skąd?Z dzieciństwa najprawdopodobniej... Pare dni temu wróciłam do leków, też biore Anafranil:) Biore to z jakieś 5 lat, z przerwami, kiedy chciałam odstawić i zobaczyć, jak będzie. Ale jak tylko czuje, że coś mi zaczyna odwalać, to zaczynam brać. Nie mam zamiaru się męczyć Suzuki, damy radę:) Rozumiem, że zraziłeś się do terapii?
  12. Najpierw są emocje, których nie odczuwamy, tylko wypieramy. Do nieświadomości. A że nic w naturze nie ginie, te emocje też są ciągle i tak krążą. I muszą znaleźć jakieś ujście. I tym ujściem są natręctwa, które oczywiście pociągają za sobą strach itd. Cała sztuka polega na tym, żeby sobie emocje uświadomić i przeżyć je. Wtedy znikają, a razem z nimi natręctwa:))
  13. A ja się bedę upierać, że to nie o mózg chodzi, tylko o emocje. Ja juz też tyle razy sobie obiecywałam, że nie będę dotykać, liczyć itd, itd. Ale strach jest silniejszy, za żadne Chiny się tego nie da zrobić. Suzuki, mówiłeś, że chodziłeś na psychoterapię. Jak długo i w jaki sposób była prowadzona??
  14. Wierzę, wierzę , wierzę!!! To jest do wyleczenia! Kazdy z nas chyba, jak jest gorzej, zaczyna w to wątpić. Ale zawsze potem przychodzą lepsze dni! A takie fazy, kiedy się coś dzieje, są najlepszą okazją do szukania przyczyn natręctw. Przekonałam się na własnej skórze:) Sama ostatnio czuję się gorzej, wróciłam do leków, chociaż dawki biorę minimalne, jak to powiedział mój lekarz: niemowlęce:) Robię tak zawsze, bo nie chce się męczyć. To mi pozwala normalnie , dobrze funkcjonować w gorszym czasie. A cała sytuację i tak zawsze analizuję na terapii. Na tym to polega. Jak pojawiają się objawy, to znaczy, że coś się w nas dzieje, coś z naszymi uczuciami. Trzeba się temu przyjrzeć, odkryć przyczynę i powoli, powoli pozbywać sie nerwicy:)) Pozdrawiam:)
  15. Ja powiem, czego się dowiedziałam od psychologa. Oprócz tego, co juz powiedziałam:) Są dwie możliwości: pierwsza-życie, dzieciństwo itd., druga - nieprawidłowe działanie mózgu ( nie pamiętam dokładnie o co w tym chodzi, w każdym razie są takie przypadki, że ludziom czegoś brakuje w mózgu, albo mają czegoś za dużo, albo tez po urazach). Ten drugi przypadek jest bardzo rzadki-wtedy takiemu komuś pomagają leki. W pozostałych przypadkach jest tak, jak napisałam:) Mafju88, ja rozumiem;) Na tym to polega, trzeba się nauczyć odczuwać emocje i mieć świadomość, że są one normalne:) Moja pani terapeutka może się nie cieszy jak mam objawy, ale mówi, że dzięki temu można dotrzeć do sedna. I tak jest, to działa. wiem też, że samemu nie da się , a przynajmniej jest trudno, zmienić swoje podejście i rozumowanie i uczucia. Gdyby tak było, nie gadalibyśmy tutaj:)
  16. Też miałam takie natręctwa ( a których nie miałam?? :)) jestem z moim 4 lata, teraz leci piąty. A dopiero niedawno(kilka miesięcy temu? ) powiedziałam mu, że go kocham. A wczesniej non stop takie myśli, że go nie kocham, bo cos, że mi się nie podoba, że jest za wysoki, że jest blondynem itd. Nawet kiedyś z nim zerwałam!! A to dlatego,że spodobał mi się jego kolega, a to jz było zdecydowaną oznaką, że nie kocham Daiela. I co, trwało to 5 dni, tyle bez niego wytrzymałam:)) Teraz wiem, że go kocham, najbardziej na świecie. A wszystko właśnie przez to: nieufanie własnym uczuciom, nie pozwalanie na nie, cenzurowanie ich. Nie rozumiałam, że uczucia są częśćią natury człowieka, nie są ani dobre ani złe. Wszystkie negowałam i starałam się ukryć. A co najlepsze: wszystkie były złe, niedobre. Ale to już minęło:) To kolejny problem, który zniknął dzięki terapii! Pozrowiam:))
  17. W trakcie mojej terapii rozwiązał się problem właśnie takich myśli typu: zamorduje mamę, zepchnę chłopaka ze schodów, zadźgam kogoś nożem itd. Już chyba z rok nie mam takich natręctw. Okazało się, że to moja złość. Ze jestem zła na konkretne osoby (zwłaszcza rodziców) za jakieś zaszłe sprawy, sytuacje. I wiecie co, rozmawiałam z pania terapeutką, ile osób ma takie same natręctwa i z czego to wynika. Powiedziała, że z tego samego. Każdy, kto ma takie natręctwa tak naprawdę jest wściekły!Na coś, na kogoś... Tylko kryjemy to w sobie i pozwalamy, zeby nas opuściło. I oczywiście za pierwszym razem ja absolutnie zaprzeczałam, przecież nie czułam złości na mamę ani na nikogo. Ale doszłam do tego. Trochę czasu to zajęło, ale opłacało się! Dlatego wierzę, że z resztą natręctw też dam radę:) Osobiście uważam, że terapia jest niezbędna. Ale trzeba też trafić na dobrego psychologa. JA przez pół roku chodziłam do takiej pani. Fajna, miła, naprawdę ją lubiłam. Ale to było stracone pół roku. Dopiero później trafiłam do takiej pani, do której chodze juz 3 lata. Pomaga mi niesamowicie:) Oprócz tego polecam ustawienia rodzinne. Byłam na tym jakies 2 lata temu, a w styczniu wybieram się ponownie. Coś niesamowitego. Wtedy rozwiązał się jeden z moich problemów, tym razem liczę na to samo:)) Pozdrawiam:))
  18. No, spowiedź to też jest nie lada wyzwanie. Właśnie się wybieram, bo jak nie, to znaczy, ze jestem zła. I ogólnie często mam tak, że coś zrobie, albo nie zrobie ( nic złego) i jest ok. A po 3 miesiącach , przed spowiedzią sobie to przypominam i juz to traktuje jak grzech ciężki. I musze się wyspowiadać , żę chodziłam do komunii z grzechem ciężkim. Co do natręctw odnośnie Boga, to chyba każdy z nas wie, że to nie jego myśli. CZasem się pojawiają wątpliwości, a może ja tak jednak naprawdę myślę? ALe tak nie jest. Ale łatwo się mówi, co nie?Jak człowieka męczą od rana do wieczora takie myśli. Ale zawsze pocieszają mnie takie słowa, że to nie zależy od naszej woli:) Ja dzięki terapii wiem, dlaczego tak mam. To już coś:) Teraz trzeba jeszcze troche czasu, żeby wszystko się ułożyło, w głowie, w sercu... MAm nadzieję, że się uda!!:)
  19. Czesc:) Na forum nigdy się nie udzielałam, w ogóle dawno tu nie byłam:)Pewnie dlatego, ze czułam się jako tako:) A że ostatnio jest gorzej, no to zajrzałam:) Moje natręctwa na temat Boga zaczęły się nie pamiętam kiedy. W każdym razie teraz to one grają pierwsze skrzypce. Wielu innych udało mi się pozbyć dzięki terapii:) Wszystko zaczęło się jakieś 2 tygodnie temu, zaczełam się bać , ze mam raka: najpierw piersi, potem węzłów chłonnych. Ostatnio byłam u lekarza, okazało się, że nic mi nie jest. Ale do tego czasu ryczałam, modliłam się , żeby wszystko było dobrze, liczyłam, dotykałam itd. itd., żeby wyszło wszystko dobrze. Oczywiście wizyta u lekarza mnie uspokoiła, ale razem z wiadomością, że nic mi nie jest, pojawiły się wyrzuty sumienia. A mianowicie takie, że nie powinnam się cieszyć. Jestem egoistką, samolubna itd. Dlatego, ze mnóstwo ludzi jest chorych. A ja powinnam się nimi martwić, a nie cieszyc ze swojego zdrowia.No i teraz wszystko muszę robić idealnie, bo inaczej Bóg mnie ukarze. Tzn. teraz Bóg obdarzył mnie zdrowiem,ale jak ja tego nie docenię i np. nie przeżegnam się w autobusie mijając kościół, to zostanę inaczej ukarana.Albo zginę w wypadku, albo zachoruję, albo mój chłopak umrze, albo umrę podczas porodu, albo moje dziecko umrze, albo bedzie śmiertelnie chore, albo upośledzone..... Mam poczucie, jakby Bóg czyhał na moje potknięcie. Jeśli zrobię coś złego ( np. nie przeżegnam się) to Bóg się nie obrazi, ani nie będzie mu przykro, powie : O, nie jest wdzięczna, niech będzie rak. Te myśli kłócą się oczywiście z rozumem i logiką, bo wiem, żę Bóg jest miłosierny, dobry, wybacza wszystko. Ale ten strach jest nie do przejścia. No i teraz muszę iść do spowiedzi, wyspowiadać się z nieprzeżegnania się w autobusie, bo inaczej Bój pomyśli, że o Niego nie dbam, a przecież On dał mi zdrowie.... CZuję się zła. Niewdzięczna. Grzeszna - wszystko co robię, jest grzechem. W wersji standard występują oczywiście przekleństwa na temat Boga, z modlitwą jest kiepsko, no i teraz boję się, że wpadnę w psychozę, obsesję albo coś w tym stylu. Teraz trochę się już uspokoiłam, ale nadal czuję to coś w środku, czyli jeszcze nie jest do końca ok. Terapia bardzo mi pomaga!BARDZO! Gdyby nie ona, nie wiem, w jakim stanie byłaby moja nerwica teraz. Wiem jedno, na pewno się jej pozbędę. Terapia nie trwa tygodnia, ani dwóch. Ja chodzę już chyba ze 3 lata. I jest coraz lepiej. Zawsze sobie mówię, że to TYLKO MOJA NERWICA. I od razu mi lepiej:)))) Nie raz i nie dwa bywały takie gorsze dni i zawsze to mijało. Któregoś dnia zniknie na dobre:))))) U nas wszystkich:) Pozdrawiam wytrwałych czytelników mojej opowieści:):)))
×