
inez3
Użytkownik-
Postów
2 144 -
Dołączył
Treść opublikowana przez inez3
-
ja wlasnie chodzilam na spotkania popoludniowe. codziennie, na godzine, cos ok. 17. tylko wtedy to trwalo dluzej, bo nie 3 mies. tylko 6. scrat, ja jestem z wawy, taka terapia byla w osrodku na sobieskiego 112 teraz bodajze dolna 42 (przeprowadzili sie). tam sa te terapie, ze tak powiem dzienne, ale jak pisalam ja mialam popoludniowa tyle tylko, ze nie wiem czy teraz tez takie sa.
-
bee84, ja od poczatku choroby bralam asentre w dawce 50 mg czyli w najnizszej. w zeszlym roku mialam lekkie pogorszenie - zwiekszono mi do 75 mg. teraz od lipca znow 50 mg. teraz znow bede zwiekszac? 3 lata sie lecze... hmm, moze trzeba wrocic na terapie? tylko jak sie pozbyc tego leku przed lekiem? gdybym go nie miala to by bylo inaczej... wczoraj postanowilam natomiast pojechac do rodzicow autobusem. i co? i nic, czulam sie jakbym codziennie nim jezdzila. probowalam sobie wyobrazic najgorsze scenariusze czyli zle sie czuje, jest mi slabo i niedobrze, chce uciekac. jakos mnie to nie ruszalo. w druga strone jechalam nawet dluzsza trasa i tez luz. zero stresu, nerwow, normalnie... ja juz na prawde nie wiem co mam o tym myslec. glupieje :/ ---- EDIT ---- a tak wogole to sie zaczelam tez zastanawiac nad jakimis problemami z tarczyca, chociaz nic na to nie wskazuje. nad magnezem rowniez - zaczelam brac... mam beznadziejnego lekarza rodzinnego (starsza pani znana z wypisywana zwolnien alkocholikom ), tak rzadko chodze, ze nawet nie zmienilam. ja sobie nigdy nie wmawialam zadnych chorob - balam sie tylko, ze bedzie mi slabo czy niedobrze gdzies poza domem dlatego jak sie zaczelo wszystko nie przebadalam sie we wszystkie strony tylko zwykle badania krwi... myslicie zeby sie przebadac?? moze cos jest o czym nie wiem a czego nie widac w zwyklym badaniu krwi?? heh tomakin by sie przydal
-
bee84, to napisz potem co ci powiedziala, jestem ciekawa. no wlasnie, ze mna tez jest prawie ok, tylko te mysli wracaj i znow popadam w jakis dolek... dokladnie, jakbym na to czekala i byla gotowa stawiac temu czolo. tylko czemu ja wciaz musze czemus stawiac czolo?? :/
-
a mi dzisiaj brak pozytywow, ale nie powinnam pisac o tym w tym wątku...
-
no wlasnie, jezdze samochodem, ale nawet jak wszystko bylo dobrze i gdzies mialam jechac autobusem to i tak sie stresowalam... ja nigdy sobie nie wkrecalam zadnych chorob np., ale u mnie z nerwow pojawia sie uczucie nudnosci (nie wymiotowalam nigdy z tego powodu) i uczucie ogolnej slabosci (nigdy nie zemdlalam), a wtedy to mam ochote sie gdzies schowac, a najlepiej uciec do domu... to uczcucie pojawialo mi sie (a teraz to chyba pojawia) jak musze gdzies sama pojechac, cos zalatwic, ba nawet wyjsc ze znajomymi (czego nie jestem w stanie zrozumiec, bo wsrod ludzi ja odzywam, a z drugiej strony ostatnio nie mam ochoty nigdzie wychodzic, z nikim sie spotykac, bo ciagle wtedy sprawdzam czy wszystko jest ok, a dalej to juz wiesz)... ale byly juz takie momenty, dlugie okresy kiedy nie bylo z tym problemu... dlatego wk... mnie to, ze jest niby dobrze, ale ja wciaz o tym mysle i sie nakrecam... ja sie umowilam do psychologa w pon., zobaczymy co o tym wszystkim powie, bo dawno nie bylam (nie bylo potrzeby)... ja juz poprostu mam dosc! ciagle to samo, ciagle sie nakrecam i juz mi rece opadaja... grr... ---- EDIT ---- tak wogole to sie zastanawiam co ze mna trzeba zrobic... spie dobrze, jem dobrze, ogolnie dobrze sie czuje fizycznie... przeszlam terapie grupowa, potem wiele indywidualnych spotkan... wiem co mi jest, znam mechanizmy dzialania, niby wiem jak trzeba postepowac to do k... nedzy czemu nadal mi te nerwy zycie zatruwaja?? mam 24 lata a boje sie jakichs pierdol, o ktorych nikt nie mysli i sie nad nimi nie zastanawia... to juz czasem nawet jest smieszne, ale i straszne - same skrajnosci... juz nie moge... normalnie, nie wiem co tu jeszcez mozna zrobic...
-
cleo27, no wlasnie... u mnie tak jest, ze jak juz jest dobrze to kiedys nastepuje moment kiedy zaczynam sobie przypominac jak to bylo... zamiast myslec, ze super ze mi sie udalo to ja sie zaczynam bac, ze to kiedys wroci i mysle, mysle no i zaczynam sie czuc tak jak mysle... atakow raczej nie mam tak jak kiedys... poprostu sie boje, ze to znow to samo przez co sie denerwuje itd... kółko sie zamyka... mam ochote sobie az poprzeklinac... bo juz mnie wk... to, ze ciagle musze sie z czyms mierzyc, walczyc, probowac... juz do obrzygania mowiac brzydko. wczoraj tak sie wkurzylam, ze pojechalam tramwajem do mojego faceta do pracy (wkurzylam sie, bo juz mialam sie zaraz zalamac - dotyczylo to wyjscia wieczornego do restauracji, a balam sie jazdy tramwajem... teraz jezdze tylko samochodem, mimo ze logicznie rzecz biorac bedac sama bardziej powinnam sie bac niz w tłumie innych osob, tu raczej mi ktos pomoze). no i wsiadlam do tego tramwaju i tak sobie jade. pierwsze 5 sekund totalne spocenie, zoladek boli i tak sie zastanawiam czy nie wysiasc, no ale z drugiej strony po co? przeciez sie nic nie dzieje... dojechalam oczywiscie, cala droge powtarzalam sobie ze nic sie nie dzieje, kiedys przeciez lubilam jezdzic komunikacja miejska... no i jak wysiadlam to czulam sie jak za szyba, tak jakos dziwnie. poszlam do tj restauracji i no problem, zero nerwow, brzuch mnie tylko bolal, bo to jednak spiecie jest. zjadlam normalnie... wrocilismy do domu, a ja dol, ze czemu nie moge normalnie?? czemu wciaz sie musze zastanawiac czy jest dobrze, zle czy nijak?? czy ktos mi to wytlumaczy? lecze sie 3, 4 lata... i juz na prawde mam dosc ciaglego walczenia... linka656, no wlasnie, odstawienie lekow... jeszcze troche czasu, bo lekarz mi powiedzial ze najpierw musze sie obronic zeby zadnych stresujacych sytuacj nie bylo,wiec czasu sporo... tylko, ze widzisz. pamietam jak odstawilam po jakis 8 mies., po pol roku wszystko wrocilo - fakt slabsze i szybciej wrocilam do rownowagi. powiedziano mi, ze moze za wczesnie i stad nawrot... teraz to ja sie niestety boje ze odstawie i znow bedzie to samo. jak boga kocham, moglabym brac te leki do konca zycia, oby tylko bylo normalnie. wiem wiem, powiecie, ze to zadne wyjscie, ze terapia. przeszlam terapie grupowa, potem indywidualne spotkania, wiem co to spowodowalo, zmienilam troche swoje zycie (np. wyprowadzilam sie z domu - problem z nadopiekunczymi rodzicami m.in.) i co z tego? wcale mi to nie pomoglo, juz sama nie wiem czy tu jest jakis konflikt wewnetrzny czy co... nie wiem, bo juz niby wszystko wiem, a to cholerstwo i tak wraca... juz drugi dzien jestem wsciekla a z drugiej strony zdołowana... yyyh strasznie sie rozpisalam...
-
no to trza pojechac do tej szkoly osobiscie i pogadac. co do lekarza, faktycznie beznadziejny czyli trzeba poszukac innego i zapytac o bioxetin, bo moze to akurat nie lek dla ciebie (czesto dlugo dopasowuje sie lek). poza tym nie tylko psychiatra ci potrzebny, ale przede wszytskim psycholog, z ktorym moglbys porozmawiac o problemach nie jest ci wszystko jedno, bo odpisales i wogole piszesz. ja cie do niczego nie zmusze, ale wiem, ze gdybys sprobowal jeszcze raz moglbys kompletnie zmienic swoje zycie.
-
xCarmen w kolko tylko piszesz: "nie dam rady", "nie naucze sie", "nie opanuje materialu" i tak ciagle jestes na "nie". musisz zmienic w pierwszej kolejnosci swoj sposob myslenia o swojej osobie, bo nawet nie wiesz jak pewne zachowania, miny itp. oddzialywuja na innych i stad bierze sie opinia na swoj temat. mam wrazenie, ze ty sie wogole nie lubisz, nie akceptujesz itd. i to wszystko sie odbija na nauce, kontaktach z otoczeniem itp. zastanow sie nad tym.
-
Tikta, czy wyzdrowialam? hmm, po skonczeniu terapii mialam nawrot, a dokladnie po odstawieniu lekow po pół roku. dzieki terapii jedank umialam sobie z tym poradzic o wiele szybciej i wiedzialam jak walczyc. nie obylo sie bez lekow, ale jak sie dowiedzialam kilka miesiecy brania to bylo stanowczo za krotko. dodatkowo w wypisie mialam zalecenie zeby chodzic na terapie indywidualna, bo nadal trzeba nad soba pracowac. scrat, hmm, na poczatku byl strach i tez nie wszystko chcialam mowic, ale kiedy zauwazylam, ze wywalanie wszystkiego co mnie boli mi pomaga, a ludzie z grupy mnie nie oceniaja tylko pomagaja znalesc powod zlego sampoczucia, otworzylam sie.
-
witaj nieznana_! teraz mam nadzieje, ze teraz nie tylko bedziesz obserwowac :) meggi, szkoda, ze wepchalas sie komus na posta, to nie ladnie... czy to znaczy, ze nie milo, bo jestesmy jacys walnieci?? my jestesmy normalnie, nie chorzy tylko mamy problemy czesto z wlasnymi emocjami. tak czy siak witam na forum i mam nadxzieje, ze ci pomoze. pozdrawiam
-
po pierwsze, witaj na forum! po drugie, tak, wszyscy tak mamy. ciagle myslenie jest koszmarne, to fakt, trzeba nad soba bardzo pracowac. leki ci pomoga, ale zazwyczaj zaczynaja dzialac po kilku tygodniach (jesli to antydepresanty) i wtedy bedziesz mogl skupic sie na terapii i dojsc do sedna sprawy. pozdrawiam
-
Student20, masz dwa wyjscia albo tak lezec i nic nie robic albo zaczac cos robic (logiczne, prawda? :)). moim zdaniem powinienes sie udac do lekarza. skoro tak jak mowisz nie jestes ubezpieczony idz sie zarejestruj do UP i sytuacja sie rozwiaze. mimo tego, ze piszesz, ze chcialbys juz skonczyc swoje zycie to ja widze, ze chcesz walczyc (inaczej bys tu nie pisal). my nie jestesmy tutaj lekarzami, wiec ci nie pomożemy. jedyne co to mozemy zaproponowac jakies rozwiazanie, zmotywowac do dzialania. ty sam zadecydujesz co z naszymi radami zrobic. masz szanse na udane zycie tylko zamiast poglebiac sie w swojej depresji (moim zdaniem masz wlasnie depresje) powinienes zaczac dzialac. pozdrawiam
-
Wasze pytania |depresja|, czyli '' CO ZROBIć?''
inez3 odpowiedział(a) na anita27 temat w Depresja i CHAD
nie wiem czy zauwazyliscie, ze sean pisze, ze ma schizofrenie, a nie nerwice czy depresje (choc swoja droga widocznie ma stany depresyjne spowodowane swoja choroba), wiec napewno sie leczy... sean, uwazam, ze wcale nie straciles zycia. masz 27 lat, a nie 60 jak ktos napisal. wszytsko przed toba, mozesz jeszcze wiele osiagnac. ja jestem mlodsza od ciebie o 3 lata i tez nie mam męża ani dzieci i nie uwazam tego za problem. ty sporo przezyles, ale walczyles o siebie i to jest wazne. teraz powinienes postarac sie spelnic to wszystko o czym marzysz, a dlaczego? bo chcesz i mozesz. nigdy nie jest na nic za pozno. poumawiaj sie z ludzmi, ktorych poznales na chatach albo z tymi z pracy i poprostu zyj. pozdrawiam -
nie bylo tu mnie jakis czas, bo musialam odpoczac. nie wiem czy to wynik siedzenia na forum czy czego, ale powrocily mi pewne mysli, a glownie strach przed tym ze to wroci po raz kolejny, ze jak przestane brac leki to znow bedzie to samo... no i tak sie tym wszystkim zamartwialam, ze wrocilo w sobote. mialam spotkanie ze znajomymi i tak sie denerwowalam jakbym co najmniej miala wystepowac publicznie... no i wzielam hydroksy najmniejsza dawke bo taka mi pomagala... zupelnie nie potrzebnie, bo po pierwsze mi za bardzo nie pomoglo po drugie to bez sensu...poszlam na to spotkanie i... odzylam co zauwazyl nawet moj bartek, wszytsko przeszlo, zjadlam dobre rzeczy itd... nie kumam tego wogole, chcialabym zeby ktos mi wycial te wspomnienia o zlym samopoczuciu z glowy, bo jak tylko zaczynam sie zastanawiac to znow sie to dzieje... teraz wszystko jest ok, ale ja i tak mysle, a co by bylo jakbym pojechala tramwajem gdziestam (od razu w glowie mi sie pokazuje "obrazek" z tego jakby moglo byc - czyli zle), co by bylo jakbym poszla do restauracji, na zakupy to centrum handlowego? to jest moj problem, nie potrafie o tym zapomiec, te wspomniena nadal sa dla mnie straszne i jak o tym mysle to mi sie wszystko przypomina i od razu nerw... nie kumaju :/
-
człowiek nerwica, kazdy psycholog ci powie, ze na terapii nigdy nie jest rozowo. czasami bywa gorzej i fatalnie nawet. nasza podswiadomosc czasami nie chce pojac tego co mowia inni, nie zgadza sie z tym i atak gotowy. znam to z autopsji, tak mi kiedys ktos dowalil na terapii grupowej, ze przez 2 dni sie nie moglam pozbierac... uwazam, ze w twoim przypadku jakies leczenie jest niezbedne. ja akurat chodzilam tylko panstwowo i nie czekalam miesiacami na wizyty, zazwyczaj tydzien gora 2. ie mozesz tego tak zostawiac, bo sam widzisz, ze nie dajesz rady i tak sie powoli poddajesz. czy ty z ta twoja astma cos robisz? masz jakies leki? z tego co wiem astmatycy musza przyjmowac jakies wziewy i czy cos takiego i normalnie zyja. MUSISZ COS ZROBIC!!! nie wymyslaj nowych dolegliwosci... chyba, ze faktycznie jestes tak chory jak mowisz czyli: astma, watroba (bierzesz cos na to? chodzisz do lekarza?), hormony (jesli masz z nimi problem to czy jestes pod opieka endokrynologa?). czasami mam wrazenie, ze te choroby oktorych mowisz wcale nie sa zdiagnozowane i nie leczysz ich tylko sam je sobie diagnozujesz.
-
jest dokladnie tak jak napisala aldara.35, n atakiej terapii najwazniejsze jest spojrzenie na problem z perspektywy innych osob... Tikta, ja skonczylam taka terapie, ale jakies 3 lata temu. polega to na tym w skrocie, ze sie siedzi i mowi u mnie na poczatku jak ktos nowy przychodzil do grupy to musial opisac swoja historie i na nastepnym spotkaniu ja odczytac i potem byla dyskusja. potem to albo ktos sam zaczynal mowic, albo sie o cos tam pytano roznie. terapeuci bardzo zadko sie dzywali (u mnie bylo 3, 2 psychologow i psychiatra). czasami odgrywalismy scenki z zycia jakiejs tam osoby no i rozne wnioski sie wyciagalo. ogolnie rzecz biorac bardzo dobrze wspominam, poznalam siebie, poznalam geneze swoich problemow, no i poznalam fantastycznych ludzi. terapia u mnie tak wygladala, tylko, ze ja nie chodzilam na dzienna taka, ktora jest od 9 do popoludnia przez 3 miesiace, tylko na taka ktora trwala 6 miesiecy i byla codziennie po godzinie. ---- EDIT ---- aha, ja nie mialam fobii spolecznej tylko nerwice lekowa (choc na wypisie napisali mi inne rozpoznanie, widocznie wyszlo w trakcie terapii dokladnie co mi jest, tak czy inaczej zaburzenie nerwicowe). u mnie w grupie byli ludzie z roznymi zaburzeniami, objawami itd. nie byly, wiec to osoby z dokladnie tym samym. ---- EDIT ---- a i jeszcze jedno,nie wiem czy wazne. na terapii bylo tak, ze poza nia pacjenci nie mogli sie kontaktowac ani spotykac, nawet nie wiedzielismy jak mamy na nazwisko, ale takie rzeczy sa w regulaminie.
-
Mofo, witaj! jasne, ze zrozumiemy, w koncu mamy podobne problemy. pozdrawiam
-
piekne, poprostu gdybym nie siedziala w racy to bym chyba zasmiala sie w glos ja niestety nie przypominam sobie zadnej smiesznej historii, ale strasznie mi sie podobaja zawalowcy, ktorzy chca ladnie wygladac albow racaja do domu, bo nie wylaczyli gazu tak, w naszej chorobie dystans jest bardzo wazny. niestety podczas ataku ciezko sobie wytlumaczyc, ze nic sie nie dzieje, bo to tylko glowa, no ale trzeba probowac.
-
ja sie dzis czuje jakby mnie ktos walcem przejechal :/ jakos tak nie mam sily... hm cisnienie ma niby rosnac, wiec moze chwilowo jest za niskie... postanowilam sie zapisac do mojej pani psycholog u ktorej nie bylam chyba od roku. musze z kims pogadac o tym, ze znow mysle i zastnawiam sie nad tym co bylo... a dodatkowo chcialabym wyjasnic sprawe z tym rozpoznaniem moim.
-
polinka, tak, napewno... na poczatku brania antydepresantow (seroxat to chyba SSRI) zazwyczaj nastepuje pogorszenie. u ciebie przechodzi to dosc lagodnie. ja podczas poczatku brania asentry mialam nasilone leki, nasilone objawy somatyczne, oj, bylo strasznie, lekarza wyklinalam. po tygodniu najgorsze przeszlo (tak mniej wiecej). po 3 czy 4 nastapila normalnosc. nic sie nie martw, bedzie lepiej, widac ze lek dobrze na ciebie dziala. pozdrawiam
-
coś optymistycznego...czyli z tego da się wyjść..:)
inez3 odpowiedział(a) na tula temat w Kroki do wolności
hmm, zgadzam sie, metode na "pukanie sie w czoło" tez stosowalam, a tam, uzywalam wzgledem siebie rowniez metode "brzydkich słów" (przeklinalam sobie w glebi, ze jestem taka i owaka, a to tylko moja psyche) połączona z metoda "no zemdle wreszcie" faktycznie, duzo daje, ale wtedy kiedy sie zna juz mechanizm - tak mi sie osobiscie wydaje... chociaz w momentach ciezkich sytuacji, atakow trudno to stosowac, ale trzeba probowac. -
dzieki za te słowa Spadająca_Gwiazda, moze i masz racje... no to coz, tylko czekac na instynkt macierzyński
-
jak to prokurature?? co zrobili?? ty jestes pelnoletnia, prawda?? to co ta twoja rodzina sie tak czepia? jak chcesz to zadzwon i im dodatkowo nawsadzaj - wiem, tak sie nie powinno, ale mi juz normalnie nerwy puszczaja...
-
no to sie wszystko zgadza. moi rodzice tez byli/sa fajni. mimo, ze tata jest niepijacym alkoholikiem (nigdy nie bylo w domu awantur i bijatyk itp., ale byl to i tak okropny okres w moim zyciu, pamietam jak wylewalam butelki wodki pochowane w roznych miejscach, jak wystawialam mu walizke za drzwi itp.)... jestem jedynaczka, trzymana pod kloszem, w sumie ciagle z rodzicami, nigdy nie bylam na koloniach bez mamy (jezdzilam z nia, bo ona organizowala) itp. itd. moi rodzice po jakims czasie od mojego zachorowania zaczeli zdawac sobie sprawe z bledow jakie popelnili, a ja boje sie, ze nieswiadomie zrobie to samo, albo gorzej, to moja "zdolnosc" do nerwicy i tego typu rzeczy przeniose na dziecko...