Skocz do zawartości
Nerwica.com

mojanati

Użytkownik
  • Postów

    288
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez mojanati

  1. mojanati

    Samotność

    A co do tego, że nie wiadomo o czym rozmawiać na pierwszym spotkaniu, to pamiętam, że ja z moim mężem na pierwsze spotkanie umówiliśmy się w parku i rozstaliśmy się po 10 minutach z myślą, że nigdy więcej. Jakoś doszło do kolejnego, tym razem w kinie i kolejnego i tak z czasem coraz więcej mieliśmy tych wspólnych tematów.
  2. mojanati

    Samotność

    Ja z kolei w swoim poprzednim związku często szłam na kompromis, na wiele spraw patrzyłam z przymrużeniem oka, wiele rzeczy wybaczałam. Mówiłam sobie, że to nie jest takie ważne. Ważne, że się kochamy, że mamy siebie. Np, że mój mąż nie umiał nic zrobić w domu. Że ja sama robiłam remonty, bo on od takich prac dostawał nerwicy. Myślałam. No ok. To nie jest takie ważne. W sumie lubię robić takie rzeczy. (Teraz sama nie wiem czy lubię. Trzeba było to zrobić i tyle, więc robiłam. ) Ale nosił mi zakupy, żebym nie musiała dźwigać. Pamiętam jak leżałam w szpitalu będąc w ciąży, jedna z koleżanek pacjentek mówiła, że nie wyobraża sobie, żeby mężczyzna nie umiał nic zrobić w domu. Nie powiedziałam wtedy jej, że mój mąż nic nie umie, że ja sama skręcałam łóżeczko dla naszej córeczki, sama szykowałam jej kącik z wielkim brzuchem. No i teraz nie wiem czy przypadkiem nie za wiele rzeczy mu wybaczałam i mówiłam, że to nie jest takie ważne. Jak np byliśmy na wakacjach w Grecji, ja byłam w ciąży i dostałam silnych bóli. Mój mąż poszedł sobie na plażę i zostawił mnie samą. Też myślałam. To nie jest takie ważne. Czemu ma tracić słoneczny dzień i się denerwować. W sumie nic się nie stało. Więc jak się zastanawiam na swoim ewentualnym przyszłym związkiem ( do którego niestety długa droga lub duży łut szczęścia) to zastanawiam się czy te wszystkie rzeczy rzeczywiście nie są takie ważne.
  3. Ja płaczę prawie na każdym spotkaniu. Czasem jest mi głupio, że ciągle przychodzę płakać. Ze taka jestem słaba. Ale to prawda, że u terapeuty nie trzeba brać się w garść i udawać, że jest wszystko dobrze. A jednak całe otoczenie tego ode mnie oczekuje. Jednak jest tego płaczu z czasem coraz mniej. Ze dwa , trzy razy nie płakałam wcale, a tak to przez krótszą część spotkania :)
  4. mojanati

    Samotność

    Ja też jestem samotną mamą. Ja się mamą idealną nie czuję i wiem, że moja córka miała w pewnym momencie niezłą huśtawkę i sporo przeżyć przez to co ja czułam. Wprawdzie sytuacja była dosyć dramatyczna ale jakoś ogarnęłyśmy się i dajemy radę. Też nic mojemu dziecku nie brakuje. Córka jest radosnym, mądrym dzieckiem. Dużo się przytulamy (wręcz mam obawy czy nie za dużo)Ja jestem coraz bardziej "stabilna", choć wiem, że jeszcze dużo terapii przede mną. Na pewno mamą idealną się nie czuję i boję się co będzie z moim dzieckiem za parę lat. Mam chwile załamania. Bywam zmęczona. W sumie to jestem mocno zagubiona w byciu mamą. Moi rodzice na pewno dobrym przykładem nie byli i ani na jednym, ani na drugim wzorować się nie zamierzam. W sumie to moje rodzicielstwo (i w sumie życie) jest jak chodzenie po omacku z ciężkim bagażem doświadczeń, zupełnie nie znaną trasą pełną wielu przeszkód. (To tak w związku z moim urlopem w górach z przed dwóch tygodni:) ) Niby daję radę, ale o ile łatwiej i przyjemniej byłoby iść po tej trasie z kimś ( o ile ta osoba nie byłaby dodatkowym obciążeniem, marudą, która rzuca kłody pod nogi - a niestety taki stał się mój mąż) Jedyna - napisałaś, że płaczesz wieczorami, gdy twój synek śpi. Czyli jednak nie jest tak dobrze. I ja akurat nie namawiam Cię do terapii na siłę, bo Ty sama wiesz co jest dla Ciebie dobre. Nie mnie to oceniać. Natomiast...Moja mama też nigdy przy mnie nie płakała. Ale ja wiem, że była nieszczęśliwa i wiem, że ma to wpływ na moje życie i moje problemy.
  5. Mój związek był toksyczny i z tego to chyba naprawdę trzeba się leczyć. Też ostatnio zauważyłam, że często zapominam co złego zrobił mi mój mąż, jak chory był to związek. I tęsknię za nim. Moja terapeutka mówi, że zachowuję się jak alkoholik, który wspomina początki swojego picia. No i niestety coś w tym jest...
  6. Moja pierwsza wizyta była z rozpędu. Parę lat się na nią zbierałam. Czułam, że potrzebuję, ale nie mogłam jakoś się zebrać. Los chciał, że spotkał mnie mały życiowy dramat, który niestety odbił się na moim dziecku. I z dzieckiem od razu pognałam do psychologa (Zawsze tak miałam, że z łatwością mi przychodziło dbanie o innych, gorzej było zadbać o siebie samą). Psycholog dziecięcy od razu doradził terapię też dla mnie, a że odbywała się ona w tym samym budynku to od razu zapisałam się na pierwszą wizytę dwa dni później. I tym właśnie sposobem odkryłam kolejny plus rozpadu mojego małżeństwa. Może jakby się nie rozpadło, to nigdy nie poszłabym na terapię i nie zmieniłabym swojego życia (wprawdzie moje życie jeszcze się nie zmieniło, ale czasami dostrzegam światełko w tunelu).
  7. mojanati

    Samotność

    Wątek o samotności... Hm... No sorry, ale jak się ktoś całuje z dwoma dziewczynami jednego dnia to trzeba mu gratulować, że przełamuje nieśmiałość? I jeszcze taki dumny jest z siebie. No sorry... Mi to bardziej idzie w inną stronę, ale nie będę nazywała rzeczy po imieniu by nikogo nie obrazić. Jakoś nie chcę takiego świata. W moim świecie zdrada jest zła. Kłamanie i oszukiwanie jest złe. Całowanie się z dwoma dziewczynami też nie jest fair. Ja też mam w sobie taką wręcz patologiczną potrzebę miłości. Nawet ostatnio rozmawiałam o tym na mojej terapii. Pewnie dlatego wpakowałam się w chory związek. Choć na początku tego związku nie było samotności. Była bliskość, troska, ciepło, miłość, zrozumienie. Mi to dawało ogromną siłę do działania, a teraz mi jej czasami brakuje, ale jak mówi moja terapeutka moc jest we mnie, to może kiedyś tę moc uaktywnię na dobre :)
  8. Dziękuję Candy14 :). Zaglądam tutaj, ale najczęściej na telefonie w drodze do lub z pracy, i wtedy raczej czytam niż piszę, ale czasami mnie tak najdzie jak wczoraj:)
  9. Moja mama jest tematem numer jeden na mojej terapii:) Nie ojciec tyran i alkoholik, nie mąż, który wyrządził mi dużą krzywdę. Tylko moja mama. Chodząca dobroć. Co do przekazu życiowego, to ciągle się dowiaduję, że życie jest marne i ciężkie, że trzeba wytrzymać i przetrwać. Moja mama nie umie czerpać radości z życia. Nie działa. Jest bezradna. Nie wyraża emocji, wyzbyła się swoich potrzeb. I wydaje mi się, że oczekuje, że będę żyła taka jak ona. Ja nie dawno odkryłam, że wcale nie muszę żyć tak jak ona, że mam prawo sama poodejmować decyzję nie tak jak by ona zrobiła, popełniać błędy. Niestety jestem psychicznie uzależniona od mojej mamy. Mnóstwo decyzji podejmuję przez jej pryzmat, ale walczę z tym. Ona chyba nie rozumie o co mi chodzi z tą całą terapią, w czym jest problem ( że on w ogóle jest). Stwierdziła zresztą, że terapia mi szkodzi. Ciągle jeszcze liczy na swojego męża, że np po 15 latach bezrobocia, zacznie się w końcu dokładać do czynszu. No i też słyszałam, że ona to dla nas robi. Mam 30 lat, a ona nadal żyje z mężem alkoholikiem dla swoich dzieci...Ciekawe:) Że niby on chce iść do sądu żebym płaciła na niego alimenty. Moja mama, chodząca dobroć, nie rozwodząc się z nim chroni mnie przed tymi alimentami. Totalna bzdura. Twierdzi, że zawsze się go bała. Dlatego się nie rozwiodła. A ja nigdy się go nie bałam. Jako mała dziewczynka broniłam mojej matki. Musiałam go znienawidzić żeby lepiej ją chronić. Boże jakich ja słów używałam jako dziecko do swojego ojca. Byłam w domu chyba największym wojownikiem. Najmłodsza, najgrzeczniejsza, najspokojniejsza, ale jak trzeba było walczyć to walczyłam No i generalnie jej mąż nie jest wcale taki zły. Nie to co mój. Popiera mój rozwód i nienawidzi mojego męża, ale potrzeby rozwodzić się samej nie widzi, bo jej mąż wcale nie jest taki zły jak mój. Ech. Generalnie terapia pomaga wyłapać takie absurdy. Niestety cały czas muszę pomieszkiwać z moją mamą. I oczywiście ją kocham, ale czuję, że powinnam zachować większą odrębność, niezależność. Do tego dążę, ale droga jeszcze długa przede mną.
  10. No właśnie. Przecież po terapii nie stanę się całkowicie innym człowiekiem. Prawda? Nie usunie się dwudziestu paru lat życia. Ja to się zastanawiam ile we mnie tych złych cech wynika z bycia DDA, a ile to po prostu ja. Przecież to, że mam różne problemy w życiu nie wynika tylko z bycia DDA, a z samego życia. Choć w pewnym stopniu na pewno. Gdybym miała ciepły dom i miłość rodziców to może nie związałabym się z człowiekiem, który tak mnie potraktował. A może ja za dużą rolę przypisuję temu jak wyglądało moje dzieciństwo. Ale cały czas jestem jednak tą małą wystraszoną dziewczynką, która musi sobie ze wszystkim radzić. Wspierać mamusię i udawać, że nie przejmuje się tatusiem. Ale ja już nie jestem małą dziewczynką. Zresztą od dawna już nie daję rady.
  11. Długo już nic nie pisałam. Cały czas mi ciężko. Raz lepiej, raz gorzej, ale to (ta depresja- czy jak to tam nazwać) ciągle wraca. Nie mam czasu i siły by tu pisać. Wprawdzie czasem nie potrzebuję, a czasem nie mam jak. "Książe"' cały czas utrudnia mi życie. Po każdym spotkaniu z nim (ze względu na dziecko) muszę przez jakiś czas dochodzić do siebie. Coś się jednak zmienia. Wiem już, że nie chcę być z nim. Na początku wiedziałam, że nie mogę, bo nie mogę żyć tak jak moja matka i pozwolić by mnie krzywdził. Teraz już nie chcę. Ale chciałabym być z kimś. Dzielić z kimś życie. Tu zaczyna się problem, bo wiem już, że moim problemem jest brak umiejętności budowania relacji. Do tego dochodzi nieufność, strach. Brak wiary w siebie i w to, że ktoś mógłby mnie pokochać. Przy tym wszystkim strach, że dla tej ewentualnej "miłości" znów zatracę siebie, że pozwolę się skrzywdzić, że ta ogromna potrzeba miłości spowoduje, że pokocham byle kogo. Obiektywnie stwierdzam, że mi ciężko. O wszystkim muszę myśleć sama. Dorosłość jest trudna, a samotne rodzicielstwo jeszcze trudniejsze. Jeszcze wszyscy znajomi są jakby daleko, a ja nie umiem poznać nowych. A życie toczy się dalej. Trzeba myśleć o tych wszystkich przyziemnych sprawach, o rozwodzie, o tym by starczyło na życie, że trzeba zrobić remont, że popsuł się piecyk w łazience, że dziecku trzeba kupić wyprawkę do przedszkola a w pracy szykuje się rewolucja...Takie normalne życie...a w środku jeden wielki lęk. No i radzę sobie ze wszystkim. Nawet ten cholerny piecyk w łazience naprawiam sama, klnąc przy tym jak prawdziwy fachowiec... Jeszcze ta cholerna choroba i leki, które powodują że czuję się i wyglądam okropnie... Ale taryfy ulgowej nie ma mimo wszystko... Pomyślałam sobie, że fajnie byłoby się odciąć na kilka dni i wyjechać gdzieś gdzie jest ciepło. Nawet znalazła się osoba, która obiecała pomóc mi przy dziecku i bagażach. Ale niestety. "Książe" zgody nie dał ( na paszport dla dziecka). Złośliwy dupek. Za rok wywalczę tą zgodę sądownie, ale tym czasem z odpoczynku nici. Chcę wierzyć, że zło i dobro do ludzi powraca, ale obawiam się, że jednak nie ma sprawiedliwości na świecie. A ja mam taką ogromną potrzebę sprawiedliwości. Mam też potrzebę normalnego życia. Nie chcę się zatracać w tych swoich smutkach. Naprawę chcę być szczęśliwa. Jak by tak ktoś mi powiedział co zrobić by być szczęśliwym to byłabym wdzięczna. Tak punkt po punkcie. W terapii wakacyjna przerwa. Niestety dłuższa.
  12. Oj ja też czuję lęk, zwłaszcza, że przez miesiąc tam nie byłam. Nie wiem co to będzie. Zauważyłam też, że mam wrażenie, że wszystkie moje problemy znikną kiedy przyjdzie prawdziwa wiosna. Szkoda, że to nie prawda.
  13. Mi terapeutka wczoraj czytała bajkę:) Nie pamiętam kiedy ostatnio ktoś mi coś czytał:) I specjalnie dla mnie przedłużyła spotkanie o 15 minut. Poczułam się jak ktoś naprawdę wyjątkowy:)
  14. heartofice - dasz sobie radę:) Ja każdorazowo przy nowej pracy się straszliwie boję, ale wiem, że nie ja jedna. Niektórzy owszem od początku czują się pewnie, ale to chyba mniejszość. Generalnie z każdą kolejną rozmową idzie mi łatwiej
  15. Mi nie dziś, a wczoraj sprawiła radość rozmowa z terapeutką. Powiedziała, że mam w sobie moc. Ano mam:)
  16. Ja od tygodnia eksperymentuję w kuchni. Robiłam kotlety brokułowe, ciasto cukiniowe, makaron ze szpinakiem (wiem , że dla innych to standard, ale u mnie się tego nie jadało). Dziś zrobiłam muffinki czekoladowo bananowe, a na obiad robię sałatkę z pieczonych buraków i do tego odmrażam wigilijnego karpia:)
  17. Wydaje mi się, że on widzi, że Ty jesteś teraz słaba. Może psujesz mu jego życie tą swoją depresją. Nie pasujesz, bo w końcu to on musi zarobić na Waszą rodzinę, a on nie narzeka. Tylko Tobie nic nie pasuje. Ty czujesz się samotna w tym związku. Ty czujesz się zmęczona ciągłą opieką nad dzieckiem. Może usłyszysz też, że siedzisz w domu i nic nie robisz. I jeszcze oczekujesz uwagi od swojego partnera. No naprawdę. Nie wiem czy mówię o Tobie czy o sobie sprzed kilku miesięcy... Musisz się wzmocnić. Dbaj o siebie! Spróbuj się uniezależnić. Ja zaraz po rozstaniu byłam na spotkaniu z prawnikiem (takim w ramach akcji jednej ze szkół wyższych) i on mi powiedział, że jestem uzależniona od mojego męża. Oczywiście to prawda. Nie skojarzyłam jednak od razu, że to chodziło bardziej o uzależnienie psychiczne, a nie o to materialne. Terapeutka też mi mówi, że ja opowiadam o tej dobrej części swojego małżeństwa jak alkoholik o początkach swojego picia, kiedy wszystko jeszcze było pięknie. Czasem zapominam o tym wszystkim złym co się zdarzyło, tak jak alkoholik zapomina, że przy piciu stacza się na dno.
  18. Wydaje mi się, że on widzi, że Ty jesteś teraz słaba. Może psujesz mu jego życie tą swoją depresją. Nie pasujesz, bo w końcu to on musi zarobić na Waszą rodzinę, a on nie narzeka. Tylko Tobie nic nie pasuje. Ty czujesz się samotna w tym związku. Ty czujesz się zmęczona ciągłą opieką nad dzieckiem. Może usłyszysz też, że siedzisz w domu i nic nie robisz. I jeszcze oczekujesz uwagi od swojego partnera. No naprawdę. Nie wiem czy mówię o Tobie czy o sobie sprzed kilku miesięcy... Musisz się wzmocnić. Dbaj o siebie! Spróbuj się uniezależnić. Ja zaraz po rozstaniu byłam na spotkaniu z prawnikiem (takim w ramach akcji jednej ze szkół wyższych) i on mi powiedział, że jestem uzależniona od mojego męża. Oczywiście to prawda. Nie skojarzyłam jednak od razu, że to chodziło bardziej o uzależnienie psychiczne, a nie o to materialne. Terapeutka też mi mówi, że ja opowiadam o tej dobrej części swojego małżeństwa jak alkoholik o początkach swojego picia, kiedy wszystko jeszcze było pięknie. Czasem zapominam o tym wszystkim złym co się zdarzyło, tak jak alkoholik zapomina, że przy piciu stacza się na dno.
  19. Ale to wcale nie jest tak łatwo odejść samemu z niczym i do nikąd z małym dzieckiem i to jeszcze będąc w takim stanie psychicznym. Ja przeżyłam coś podobnego wydaje mi się. Moja córka jak się rozstawaliśmy miała półtora roku. Też wahałam się czy odejść, byłam równie samotna i zmęczona jak Ty. Też miałam w rodzinie alkoholika i trudne dzieciństwo. Naprawdę Cię rozumiem. U mnie decyzję podjął mój mąż. Wyrzucił mnie z dzieckiem z domu. Niby daję radę... Mam chwile (częste) załamania, ale liczę, że w końcu będzie lepiej. Ale nieważne. Pewnie chcesz za wszelką cenę ratować rodzinę dla swojego dziecka, ale sama nie dasz rady. Jeśli on jest dupkiem to Ty nic z tym nie zrobisz. Jednak moim zdaniem odejść jeszcze zdążysz. Powinnaś pójść do psychologa i jak najwięcej myśleć o sobie w każdym zakresie i tym psychicznym, ale i tym zwykłym (zrobić sobie kąpiel z pianą, pomalować paznokcie, przeczytać dobrą książkę, iść do kina na głupią komedię, uprawiać sport - wszystko co sprawia Ci przyjemność i co pomoże Ci stanąć na nogi). Postaraj się choć trochę usamodzielnić finansowo. Pójdziesz do pracy, poznasz ludzi, złapiesz dystans. Nie wiem czy Twój związek ma szanse. Może przetrwa, może nie...ale Ty musisz zacząć myśleć o sobie.
  20. Ale to wcale nie jest tak łatwo odejść samemu z niczym i do nikąd z małym dzieckiem i to jeszcze będąc w takim stanie psychicznym. Ja przeżyłam coś podobnego wydaje mi się. Moja córka jak się rozstawaliśmy miała półtora roku. Też wahałam się czy odejść, byłam równie samotna i zmęczona jak Ty. Też miałam w rodzinie alkoholika i trudne dzieciństwo. Naprawdę Cię rozumiem. U mnie decyzję podjął mój mąż. Wyrzucił mnie z dzieckiem z domu. Niby daję radę... Mam chwile (częste) załamania, ale liczę, że w końcu będzie lepiej. Ale nieważne. Pewnie chcesz za wszelką cenę ratować rodzinę dla swojego dziecka, ale sama nie dasz rady. Jeśli on jest dupkiem to Ty nic z tym nie zrobisz. Jednak moim zdaniem odejść jeszcze zdążysz. Powinnaś pójść do psychologa i jak najwięcej myśleć o sobie w każdym zakresie i tym psychicznym, ale i tym zwykłym (zrobić sobie kąpiel z pianą, pomalować paznokcie, przeczytać dobrą książkę, iść do kina na głupią komedię, uprawiać sport - wszystko co sprawia Ci przyjemność i co pomoże Ci stanąć na nogi). Postaraj się choć trochę usamodzielnić finansowo. Pójdziesz do pracy, poznasz ludzi, złapiesz dystans. Nie wiem czy Twój związek ma szanse. Może przetrwa, może nie...ale Ty musisz zacząć myśleć o sobie.
  21. mojanati

    Terapia

    Na terapię chodzę od maja. Co do leków to terapeutka na ostatniej rozmowie powiedziala, ze powinnam zglosic sie do psychiatry żeby. przepisał. mi leki. Ale decyzję pozostawił mi. Tak ogólnie. to jestem DDA. Tak poza tym to sama wychowuję małe dziecko po tym jak jej ojciec wyrzucił nas. z domu w ubieglym roku. To taka moja trauma. Jestem w trakcie rozwodu. Ciągle. jestem chora. Mam super stresujacą. pracę , z której nie mogę. zrezygnować . Myślałam , że. wykorzystalam swój limit nieszczęść , ale nie. Kilka. dni temu mialam operacje, teraz do końca życia czeka mnie leczenie. Mam ataki złości, chwiejny nastró, stany depresyjne. Popadam w różne dziwne stany. Generalnie czesto. mam wrażenie że jestem bliska utraty zmysłów . Tak ogólnie. nie radze sobie.
  22. mojanati

    Terapia

    Na terapię chodzę od maja. Co do leków to terapeutka na ostatniej rozmowie powiedziala, ze powinnam zglosic sie do psychiatry żeby. przepisał. mi leki. Ale decyzję pozostawił mi. Tak ogólnie. to jestem DDA. Tak poza tym to sama wychowuję małe dziecko po tym jak jej ojciec wyrzucił nas. z domu w ubieglym roku. To taka moja trauma. Jestem w trakcie rozwodu. Ciągle. jestem chora. Mam super stresujacą. pracę , z której nie mogę. zrezygnować . Myślałam , że. wykorzystalam swój limit nieszczęść , ale nie. Kilka. dni temu mialam operacje, teraz do końca życia czeka mnie leczenie. Mam ataki złości, chwiejny nastró, stany depresyjne. Popadam w różne dziwne stany. Generalnie czesto. mam wrażenie że jestem bliska utraty zmysłów . Tak ogólnie. nie radze sobie.
  23. mojanati

    Terapia

    Po jakim czasie terapia powinna zacząć przynosić efekty? Nie wiem, może mnie po prostu życie przerasta ostatnio ze względu na ilość problemów. Po prostu mocno męczę się ze sobą - naprawdę mocno. Nie chciałam brać leków, ale może to będzie jednak lepsze rozwiązanie niż tak się męczyć. Ja tylko zawsze się bałam, że jak się zacznie brać leki to potem trudno przestać. No i poza tym terapia to terapia - może pomóc, a zaszkodzić nie powinna, a leki - to już takie przyznanie się trochę do swojej choroby. Wtedy już ludzie inaczej zaczynają patrzeć. Przed chwilą rozmawiałam z moja siostrą i wymieniałam jej ile to osób znam, które się leczą lub leczyły psychiatrycznie i że niektóre są całkiem normalnymi, świetnymi ludźmi. Ona mi powiedziała, że obracam się w dziwnym towarzystwie, bo ona nikogo takiego nie zna.
  24. mojanati

    Terapia

    Po jakim czasie terapia powinna zacząć przynosić efekty? Nie wiem, może mnie po prostu życie przerasta ostatnio ze względu na ilość problemów. Po prostu mocno męczę się ze sobą - naprawdę mocno. Nie chciałam brać leków, ale może to będzie jednak lepsze rozwiązanie niż tak się męczyć. Ja tylko zawsze się bałam, że jak się zacznie brać leki to potem trudno przestać. No i poza tym terapia to terapia - może pomóc, a zaszkodzić nie powinna, a leki - to już takie przyznanie się trochę do swojej choroby. Wtedy już ludzie inaczej zaczynają patrzeć. Przed chwilą rozmawiałam z moja siostrą i wymieniałam jej ile to osób znam, które się leczą lub leczyły psychiatrycznie i że niektóre są całkiem normalnymi, świetnymi ludźmi. Ona mi powiedziała, że obracam się w dziwnym towarzystwie, bo ona nikogo takiego nie zna.
  25. Że jest tak zimno i że ciągle jestem chora. Każde moje kichnięcie powoduje niezbyt przyjemne rozrywanie brzucha po operacji.
×