Skocz do zawartości
Nerwica.com

los_historicos

Użytkownik
  • Postów

    160
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez los_historicos

  1. I (co nie jest zaskoczeniem) NTJ. Gdyby pytania były po polsku (bo z angielskim na poziomie licbazy ciężko rozkminić niektóre pytania) wynik byłby dokładniejszy ale na pewno byłoby to IN..
  2. Sczytałem kilka ostatnich stron i jest jeden wniosek - lepiej być samym i takim szczeznąć ew. pewne potrzeby i popędy załatwiać za pieniądze . Związek dwóch osób "zaburzonych" jest dla mnie ok ale do pewnego stopnia. Jeśli któraś ze stron jest bardziej przegięta od drugiej to według mnie to jest sytuacja niebezpieczna bo może się skończyć podwójnym samobójstwem, romantycznym skokiem do rzeki czy czymś takim. Choć chyba nic nie stoi na przeszkodzie by istniała damsko-męska przyjaźń a myślę że dla niektórych to jest maksimum na które ich stać bez szkody dla obydwu stron.
  3. zdycham z grypą, zlamiony na maxa, z katarem, gorączką i apatią
  4. Trafiłem na dziwną stronę internetu.
  5. Przewroty, skoki przez skrzynię czy kozła wielbiłem ale nienawidziłem skoku wzwyż i urządzanego "konkursu". Wyglądało to tak, że trzeba było stanąć z piłką ręczną w odległości 5 m od ściany i odbijać piłkę o ścianę na wysokość co najmniej 2 metrów. Z opisanych wcześniej powodów oraz niedopracowania sił (odbijałem za mocno i piłka odlatywała za mnie albo w bok) nie znosiłem tego a było to na ocenę.
  6. WF był dla mnie spoko do czasu gimbusa. Wtedy dawało się we znaki to że mam słaby wzrok i przy zajęciach z piłką uciekałem od niej tak że nie potrafiłem jej złapać jak rzucano we mnie piłką z obawy że albo nie złapię albo dostanę w twarz i rozbiją mi się okulary co miało miejsce pod koniec IIG za sprawą kuzyna (nie mam do niego żalu) od tego czasu (wcześniej jeszcze w IG z powodu złamania ręki w łokciu) jeżdżę na zetce.
  7. Myślałem że ten bullshit mnie już się mnie nie ima ale zmienili nauczycielkę matematyki. Wymagająca, potrafi przycisnąć. Ja zawsze byłem motyla noga z matmy a w tym roku matura. Powinienem zdać ale wynik będzie niski a zależy mi na powyżej 50%
  8. Lola Rose, a co gdy się broniłaś? Czy przynosiło to skutek odwrotny od zamierzonego?
  9. Ech fobiki :) Czy macie takie akcje zawsze czy tylko w określonych sytuacjach? Ja tak robię tzn. odwracam głowę i przyspieszam gdy widzę grupę moich rówieśników. Na przykład idę i obok grupa kolegów z rocznika ok. 10 gra w karty. Oni "siema etc.", ja odruchowo mam dzika. Odruchowo bo przez wiele lat takie grupki mnie zaczepiały i wyzywały i dla mnie to jest tak normalne jak mruganie powiekami.
  10. To nie musi być schizofrenia na 100% choć są pewne podstawy ku temu :/ Powiem tak że przy fobii społecznej i pochodnych do rzadkości nie należą paranoje związane z tym że inni mogą krytykować czy atakować chorego. Im intensywniejszy bodziec wywołujący lęki tym większe ryzyko takich paranoi.
  11. Moje problemy zaczęły się w podstawówce, około 2 klasy. Rok później zaczęło się fantazjowanie dotyczące odmienności w kontekście dojrzałości emocjonalnej. Jak na dzieciaka w wieku 9 lat byłem mądrzejszy i emocjonalnie przeżywałem więcej niż rówieśnicy. Myślałem że nie pasuję do reszty rodziny, że zostałem podmieniony przy urodzeniu. Dziś to poczucie odmienności wygasło choć wciąż jakieś pokłady odmienności we mnie tkwią. Pamiętam że w dzieciństwie nie chciałem jeździć nocować do znajomych. Czułem się źle przez jakiś czas bez mamy i to rozdzielenie bardzo przeżywałem. Dziś odciąłem się od pępowiny i mam świadomość że rodzina miała wpływ na moje schizy lecz bez nich bym pewnie sobie nie poradził. Może dawno temu lecz ja nie chcę się teraz rzucać w oczy. W dzieciństwie wysokie ambicje by być pierwszym, być najlepszym. O skrajnościach nie myślałem. Nie myślałem nad tym. O tak! Mam swój alternatywny światek od 10 lat. Myślę że on kiedyś mnie powstrzymywał przed ześwirowaniem bo zawsze szukałem ukojenia w swojej bujnej wyobraźni. Nie.
  12. A jak wygląda sprawa z WOLP? Ile się czeka na specjalistę? Zależy mi na osobie która mogłaby się podjąć CBT związanej z fobią społeczną lub/i zaburzeniami osobowości takimi jak osobowość unikająca.
  13. Kiedyś pisząc w sieci zastanowiło mnie jak można gadać o pierdołach. Ja nie potrafię tal gadać. Ale ostatnio robię wprawki pisząc w sieci z jedną osobą. Obawiam się że jednak w pewnym momencie nie będę miał o czym GGadać
  14. Pomimo czegoś w rodzaju chandry żyję i mam się dobrze. Pogoda poprawia mi humor. Tylko lenistwo mnie niepokoi. Ale poprawilo mi humor też to, że dziś w gazecie mignęło mi coś o jednej z osób z tego forum (skojarzyłem podany adres z jedną z sygnaturek) :-)
  15. Kto teraz słucha audycji jednego z forumowiczów? Ech, swego czasu marzyłem (i marzę) o pracy w takim RDC czy jakimś innym Hicie ale z moim zacinaniem się i imho niewyraźnym mówieniem to...
  16. Jak wspomniałem to, że nie miałem bliskich znajomych w czasach podstawówkowo-gimnazjalnych to nawet było to na rękę. Wszystkim. Ja miałem spokój, rodzina nie musiała się martwić o ewentualne późne powroty, tamci też by wiele nie stracili. To nie jest tak, że byłem odseparowany od rówieśników. Kontakty były, ale w dni nauki szkolnej od 8 do 14 :) DDA raczej nie jestem. Co prawda ojciec pił i pije więcej niż raz w tygodniu ale przemocy nie doświadzyłem. Co najwyżej potężnego chłodu w relacjach międzyludzkich.
  17. Brat, starszy o 5 lat. Co prawda kłótnie są rzadsze ale to za sprawą tego że czas na ogół spędzamy oddzielnie.
  18. Lat już wkrótce 18, socjofobiami czy innymi zaburzeniami os. chwalić się nie będę. Ale może... Analizując swoje dotychczasowe życie doszedłem do ciekawego wniosku. Jego definicja znajduje się w tytule tematu. Odkąd pamiętam byłem jakiś dziwny. Dzieciństwo wczesne (gdzieś do 6 r.ż.) pamiętam słabo, ale coś pamiętam. Jak ono wyglądało? Nietypowym wydaje się majstrowanie przy antenach i telewizorze w celu złapania większej ilości kanałów TV (czasy 3-4 programów ). Nazywa się to fachowo DX-ing. Do dziś siedzę w tematyce medialnej mocno, przeglądam portale i fora medialne. Ale nie tylko te nietypowe zainteresowania mam na myśli. Otóż już wtedy byłem samotnikiem. Z walających się po domu książek i gazet nauczyłem się w wieku 4 lat czytać i pisać (po ścianach ). A teraz clou: Podobno już wtedy uważałem, że znajomi nie są potrzebni. Do domu zjeżdżali się kuzyni i a to grali w piłkę a to w jakiegoś Głupiego Jasia. Mnie też zachęcali do zabawy. No dobra, podchodziłem ale po paru chwilach nie chciałem się bawić. Po prostu nie czułem się skory do zabawy bądź obrażałem się i szedłem do domu słuchać dorosłych lub czytać książki ew. oglądać TV. Kuzyni szli na spacer w plener, ja nie chciałem. I tak było niemal zawsze. Postrzegałem świat tak, że bez znajomych można sobie poradzić. Mijały lata... Poszedłem do zerówki. Część z dzieci się znała ze sobą za sprawą tego, że była w przedszkolu. Miałem paru kolegów, wtedy też po raz pierwszy i chyba jedyny się zakochałem w pewnej dziewczynce. Ok, byli koledzy ale jeśli się bawić to samemu. Inni brali udział w jakiś zabawach i grach, ja nie chciałem i z boku budowałem jakieś budowle z klocków, oglądałem wiszącą w klasie rysunkową mapę Polski albo jeździłem autkami bądź podbierałem i przeglądałem dzienniki leżące w jednej z szuflad (były jako podkład na lekcje z malowaniem). Kolejne lata mijały, ja nie zmieniłem swojej postawy. Uważałem, że bez przyjaciół i znajomych można żyć. I przyszło uderzenie z piąchy w twarz. Przez większą część podstawówki i prawie całe gimnazjum byłem dyżurnym kozłem ofiarnym całej szkoły. Patrząc na to po 10 latach myślę: czy gdybym miał kilku kolegów, przyjaciół, ludzi z którymi tworzyłbym paczkę ten problem skończyłby się tak szybko jak się on zaczął? Myślę, że tak. Ustawiczna przemoc psychiczna w szkole, wrodzone cechy oraz nienajlepsza atmosfera w domu - to doprowadziło do tego, że zacząłem postrzegać ludzi jako wrogów. Wiedziałem, że ludziom nie można ufać. W szkole nieciekawie, w domu też nienajlepiej. Starzy mnie wyręczali w większości rzeczy - to był błąd. W dodatku z bratem częściej się kłóciłem niż współpracowałem (wspólna praca była rzadko i zawsze kończyła się awanturą) a i z ojcem problemy. Ja praktycznie nie miałem męskiego wzorca - ojciec zwykle przez 4 dni w tygodniu poza domem a poza pracą to albo w polu albo z wódką w ręku. Ciepła rodzinnego nie widziałem, w porównaniu choćby do ludzi z klasy czy krewnych w wielu kwestiach wypadaliśmy blado. Wspólne posiłki? Tylko w niedziele i to rzadko, każdy jadał oddzielnie. Od czasu do czasu wyjazdy w niedzielę do kilku tych samych osób z rodziny (z resztą byliśmy w zimnej wojnie). A one wyglądały (i wyglądają) tak: dorośli rozmawiali, rodzeństwo z rówieśnikami przed komputerem albo na dworzu, ja sam przed komputerem lub w jakimś ustronnym miejscu. Oczywiście dźwięki wydawałem z siebie arcyrzadko. Może i mama się cieszyła, że syn zamiast pić i szlajać się z podejrzanymi ludźmi zajmuje się czymś pożytecznym? Jako, że pierwszy i jeden z niewielu razy wyszedł do kolegi pod koniec III klasy gimnazjum (!) mógł sobie pozwolić na naukę. Uwielbiał czytać, lektura książek na konkursy absorbowała go. Wygrywał konkursy historyczne jeden za drugim, rokrocznie od 1 do 3 laureatów, gratulacje od wójta za promocję tej rzuconej gdzieś i chyba nawet zapomnianej przez Boga i ludzi gminy w regionie i kraju, teksty w gazetach lokalnych i stypendium wojewódzkie brane już od kilku lat z rzędu. A miał wiele czasu bo miał też zepsutą reputację. Może nie było tak, że wszyscy go nie lubili bo tak nie było ale pewne sprawy poszły za daleko. Na każdej przerwie wyzwiska, chodzenie do domu okrężnymi drogami, parę razy omal nie doszło do wypadku drogowego w czasie ucieczki przed koleszkami. To wystarczyło by odizolować się od ludzi. W dodatku ta mentalność. Właśnie - po co znajomi? Bez nich też można żyć choć z biegiem czasu zaczęło to uwierać. Co ciekawe działo się to za sprawą remedium, substytutu życia społecznego dla wykolejeńców - internetu. Rozdał kiedyś numery tel. - było tylko parę telefonów i wszystkie to wyzwiska i groźby. Dał kiedyś GG paru osobom - to samo. Od tego czasu wiecznie jest "niedostępny". Zresztą jedyne aktywne kontakty to Infobot i jakaś wróżka. Na fali popularności założył sobie naszą klasę. Obawiał się logując się każdorazowo wyzwisk na forach, których nigdy nie widział na oczy. Jednocześnie widział zdjęcia z ostrych impr (później zaczęli mówić o jebitnych melo) znajomych z nk. Jako jedna z pierwszych osób w szkole ma od jesieni 2009 Facebooka. Rok później ten portal dociera dosłownie pod strzechy. I też są zdjęcia z imprez ale już ogląda on je bez żalu. Po co ludzie, po co znajomi? Lepiej się zaszyć gdzieś ze słuchawkami na uszach, z książką. Ludzie to jeszcze mogą krzywdę zrobić - oto ja. Osoba zaburzona. Bo jeśli w pewnym stopniu było się takim człowiekiem izolującym od ludzi od zawsze no to zaburzenie os. jest dosyć prawdopodobne. A wy? Unikający, schizoidzi, socjofobicy, Aspi - też uważaliście kiedy byliście młodsi "Po co mi przyjaciele? Bez nich można życ"?
  19. Ja powiem coś od siebie. Od 1,5 roku uczę się i de facto mieszkam w pewnej odległości od rodzinnych stron w mieście średniej wielkości, 70 km od domu. Wybór nie był przypadkowy. 8 lat znęcania się w szkole wystarczyło by dostać fobię społeczną. Ja ponoć od zawsze byłem typem człowieka z mentalnością "po co znajomi". Dodatkowo z powodu znęcania się w szkole mam w okolicy (nazwijmy to tak) zepsutą metrykę. Pochodzę z niedużej wsi, każdy każdego zna. Dawni oprawcy porozjeżdżali się po okolicznych miasteczkach i zdążyli też sprzedać w swoich szkołach trochę informacji o mnie. Oznaczałoby to dla mnie kontynuację koszmaru. Jak wracam do siebie to praktycznie cały weekend, większe części ferii czy wakacji spędzam w domu bo 1) nie ma gdzie wychodzić, 2) nie ma do kogo wychodzić, 3) ryzyko spotkania kogoś kto mógłby mnie zwyzwać lub zaatakować w inny sposób. Ja jak zajeżdżam na dworzec PKS do ostatniego miasta po drodze, gdzie jest sporo osób z mojego dawnego gimnazjum i podstawówki już jestem zdenerwowany. Autobus się zatrzymuje, ja wychodzę za budynek dworcowy i tam czekam na swój autobus. Powód - wysokie prawdopodobieństwo spotkania z oprawcami. A w tym mieście gdzie przebywam? Swobodnie jeżdzę tramwajami, busami etc., chodzę do sklepów, potrafię nawet kogoś zaczepić, mam paru znajomych. Co prawda jak jestem w mieście to odczuwam objawy somatycznie z jakimi się nie stykam u siebie w domu (większe zagęszczenie ludzi i te sprawy) to czuję się swobodniej aniżeli w swojej wiosce. Jak mam podjechać do sklepu u siebie to jestem zawsze spięty ze strachu prawdę powiedziawszy przed ludźmi. Fobia społeczna jak się patrzy.
  20. los_historicos

    Programy w TV

    Może część z was kojarzy ten program z radia. http://www.youtube.com/user/ZostawWiadomosc Oto "Zostaw wiadomość" z nieodżałowanego Polskiego Radia Euro bo "Czwórkę - wizję z radiem" ciężko mi nazwać stacją radiową a w dodatku zdążyli się stoczyć. W każdym razie 3 lata temu w Euro wieczorami była audycja Tomasza Kosiorka "Zostaw wiadomość". Sporo tematyki psychologicznej, ponad 300 wydań w sieci a w radiu wyemitowano ich o wiele więcej. Polecam!
  21. http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=ZSBq8geuJk0# łotda...? Ja już chyba wolę "Ona tańczy dla mnie".
  22. Przybywam tu raz na ruski rok i pytam się: co się stało z @Laima?
  23. Okazało się że to nie jest fobia szkolna a ostra wersja fobii społecznej czyli osobowość unikająca. Już wolę to pierwsze, tym bardziej że czuję się prawie jak w gimnazjum a to z racji tego, że jeden z "kolegów" zdążył mnie sprzedać i opowiedział o tym, jak to 8 lat znęcali się nade mna psychicznie i jak to robili. Teraz czasem to naśladują.
  24. Mad_Scientist wiem ale często kursuję między Toruniem a Lipnem. Na pewno nie bd na zlocie bom niepełnoletni i parę innych spraw
×