
Saanna
Użytkownik-
Postów
985 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Saanna
-
ale jest cos takiego jak life coaching, czy coaching rodzinny - cos a la super niania. Poniekad niektore problemy (mysle, ze lzejsze), da sie coachingiem zalatwic. znajomy korzystal i sobie chwali. Czasem terapia to tez wg mnie medlenie zbyt mocno :/ - ale to teraz tak uwazam z perspektywy czasu. co za duzo to niezdrowo. ponadto za bardzo tez sie idealizuje terapie. bo do niektorych rzeczy mozna dojsc nie zawsze przez nia.
-
zalezy jakie cele chce sie osiagnac. jest tez cos takiego jak psychologia skoncentrowana na rozwiazania. tylko troche glebiej wchdzi niz coaching.
-
wstydu ie rozumiem. a co dow iedzy, albo raczej jej nadmiaru - w sumie racja. analiza poglebia moje problemy, ale jakos inaczej nie potrafię
-
ja osobiscie uwazam, ze nie zawsze nalezy mowic prawdy - mysle, ze to najlepsze okreslenie. ale fakt, nie [podoba mi sie, ze w zupelnie blahych sprawach robie cos takiego automatycznie uwazam, ze to nie w porzadku.
-
Saanna :/, nie Sasaana... ech -- 03 sty 2013, 22:43 -- wiesz Stonka, czasem jak cie czytam, top mam wrazenie, że wiekszosc tych problemów wynika u ciebi wpierw z tłumeinia emocji ->naduzywania leków0> objawy z ciała -> znów tłumienie i tak w kółko. Jesli bys emocji nie czula, to nie wiem, czy tarczyca polecialaby ze stresu. Ja juz mowilam, tez, ze strasznie nakrecona jestes i skupiona na sobie - jak w nerwicy. PS. ja też
-
taaaaa. wszystkiego kurde mam nutkę. nie wiem po prostu nie wiem, dlaczego to wszystko sie stalo. ze jest diametralna zmiana po jednym wydarzeniu . a co do klamstwa, mysle, ze kazdy kiedys sklamal. kiedys mialam tak, ze klamalam nawet wtedy gdy moglam powiedziec prawde. i teraz tez tak sie dzieje, nie sa to klamstwa raniace kogos, ale raczej zatajajace prawde... o mnie (?). ja mialam kiedys wysopkie morale, teraz mi jest obojetne, no prawie, bo gdzies tam jest poczucie winy, ale chodzi mi oto, ze jestem jakas wyjalowiona
-
to robiles sobie czy jej na zlosc?
-
dzieki, za info. dodam, ze z jednej str jakos jest mi obojetne co mi jest itd. z drugiej str. chyba nie do konca. Co zauwazylam ostatnio notorycznie klamie :/. sa to drobne klamstewka, ale normalnie tak bym nie robila :'/- ale to taki off top
-
mnie dzis śpiewała Alicia Keys "Fallin" . osobiście sie tym nie niepokoje. Myslę zzyxx, ze to normalne
-
hashimoto sie nie leczy jako tako- to choroba autoimmunologiczna tarczycy. mozna lykac eutyrox. pojawia/poglebia sie w stresach - mnie tez sie poglebila wlasnie teraz, przez co wygladam jak bania, bo na niej sie tyje o ogolnie hormony szaleją. generalnie celem leczenia jest powstrzymywanie od poglebiania sie choroby. tez dziala depresyjnie - jak to tarczyca. a co do wypowiedzi natretka i stonki. ja nie uwazam, aby natretek kogos oskarżał. padlo pytanie, padla odpowiedz, szczera, ale nie majaca na celu dobicia kogokolwiek. Ale to moje zdanie. No i podpisuje się pod słowami logika. Poza tym wg nie porównywanie nie ma sensu- bo dla jednej osoby sytuacja moze być błaha, dla drugiej mega trudna
-
osobiście jako dziecko, ale pozniej tez w chwilach wysokiego stresu mialam objawy dysocjacyjne- ale trwal7y one krotko. stupor, totalne wycinanie sie itd. a od zeszlego roku zylam jakby w permanetnym stresie i zaczelam sie doslownie rozpadac. tak to czulam.
-
o rany nie mam pojęcia co to dekompensacja -sychotyczna. Wiem, ze w syt stresowych moze byc rozpad osobowosci. Podobno mnie sie to trafilo. nie mam pojecia. Bo mnie lekarze mowili, ze coś z psychozy mam, ale nie do konca, z nerwicy, na depresje tez im to do konca nie wyglądało. :/
-
a moze po prostu się rzoluzniles ... , bo na codzień jestes spiety? -- 01 sty 2013, 18:43 -- chyba tak nie mowilam... w kazdm razie nei w takim sensie ze "cos z nia nie tak" - bo to brzmi jakos powaznie...na pewno apisalam ze teraz a wtedy to 2 rozne osoby ...wtedy byla taka ...spowolniala (pewnie przez leki)...inna jakos...a teraz zyje pelnia zycia -- 01 sty 2013, 16:23 -- Ja pemiatam jak kiedys z Natretkeim specerowalismy po "stepach" Krakowa gdzies za ośrodkiem i bylo naprawde jakos inaczej....mialam wraznie jakbym sie oderwala ciut od tej blokady i te emocje byly gdzies i nie mogly sie przebic... napweet potem w osrodku powiedzialam o tym zdarzeniu...ale potem to minelo...nie wiem jak to bylo...wale nie chcialao misie wychodzic...ale Natertek zaczal opowioadac o muzyce, o dawnymprawdziym zywym zyciu i cos moj mozg zacxal kojarzyc....ale to wszystko bylo jednak za szybą.... ciekawe jak Natrętek wspomina tę sytuację...w kazdy, razie tych prawdziwych głebokivh uczuc nie bylo, tylko gdzuies cos po wierazchu sie slizgalo...a Ty Natretek jak mnie wtedy widziales? moze lepiej na priv napisz bo wlasnie moze sie oderwalas, nie myslalas juz o sobie i swoim samopoczuciiu
-
Właśnie, jak się to objawia? Ktoś wie? czy mniej wiecej tak samo jak w schizofrenii?
-
czasami. mysl, ze to dobrze swiadczy o twojej kondycji psychicznej.
-
z tego co wiem, to jakis lekarz kazał jej odstawic leki, bo to i tak nie da. raczej to pewne wydarzeniewplynelo na nia, ze wrocila do siebie. tak zupelnie samoistynie, a raczej jedna jej decyzja spowodowała, ze wrociła do siebie i tyle. odzyskała wiare. osobiscie uwazam, ze tez poczucie bezpieczenstwa.
-
"wróciła" do siebie. ja spotkałam się z Topielica, bardzo fajna dziewczyna. -- 30 gru 2012, 20:18 -- wróciły jej emocje w ciągu kilku tygodni
-
po co znajomi? ja lubiłam spędzac czas - gadać, bawić się. Też sie bałam ludzi, ale jak sie okazało nie potrafiłam się komunikowac ot co.
-
wiesz co nie wiem. podobno systemowa- ale mialam to gdzies. pamietam ile trudu w ogole mi zajelo znalezienie jakiejkolwiek terapii, a wtedy bylo juz ze mna ciezko, chcialam sie topic itd. bylam tak zalekniona, ze balam sie odebrac telefon, smialam sie tylko po cichu, nic nie mowilam, mialam tak czeste zmiany nastroju co godziny -nie co kilka dni, ale co godziny. co do uczuc. w sumie jak czytalam swoje pamietniki - to jakies pczucie osamtnienia, opuszczenia , pustki czulam - tak to opisywalam. na 1 roku studiow przezylam co dziwnego - stracilam emocje, albo nie moglam ich wyrazac jak dotychczas, byly one stepione - przez miesiac mialam jakies dziwne dretwienia, jak znikneły, to pozniej wlasnie takie wyjalowienie odczuwalam. Z tego co pamietam, ja raczej w ogole nie rozumialam emocji, nie potrafilam ich nazwac. mialam totalny mętlik. a celem terapii, bylo złapanie kontaktu z nimi i wyrazanie ich (głównie złości). trzeba bylo opisywac co sie czuje tu i teraz. i tak poszlo. Pomoglo mi chyba w tym, ze bylam totalnie bezsilna i bralam wszystko jak leci. ale jesli mozna powiedziec, ze czuje siebie-ego. to tak czulam. Ale łatwo nie było. Po rozpoczeciu terapii bylo gorzej, lęki się nasiliły, ale potem bylo lepiej (troche gorzej i tak w kółko), az w konczu znalazlam odpowiedni środek ciezkosci. i tak trwało kilka lat. do momentu kiedy sama sobie kuku nie zrobilam (nie doslownie, ale to, ze jestem w tym a nie innym miejscu, nalozylo sie kilka czynnikow, głównie blednych decyzji - a dokladniej zmuszania sie do czegos - nawet do sztucznego udawania radości). i sie rozjechałam. No i + kilka wydarzeń a co do planów. mialam jechac w gory. ale ze dostalam nowa prace, to musialam zrezygnowac (urlop), choc mysle, ze bym dostala :/. mialam juz wykupione miejscowki w biesach itd. Kolezanka sama pojechala i swietnie sie bawi, integruje sie itd. ;. ja albo zostane w domu, albo ze znajomymi poszwendam sie po Wawie. Ale szczerze, nie chce mi sie tyłka ruszać
-
tzn. a propos depresji to pokonałam ją dzięki terapii (ale nie analitycznej). ja mialam sporo deficytów miłości po prostu i terapeuci troche byli jak nasi rodzice, dawali nam cieplo, zrozumienie i uczyli jak ufac sobie. zaczelismy wyrazac zlosc uczyc sie poprawnej komunikacji i to bylo to. nigdy wczesniej nie czulam takiego rpzywiazania, takiej wiezi z grupą. owszem pare razy chcialam uciekac . jak mnie meczyl kontakt z innymi osobami, to pozniej nie stanowilo problemu :). objawy nerwicowe odeszly. zreszta jak mialam hipochondrie, to lęki mialam dotąd, to momentu kiedy ie zaufalam lekarzowi, ze mnie nic nie jest. ale teraz po ter. analitycznej (rzyg) jest inaczej. nikomu nie polacem ter. psychodynamicznej/analitycznej -- 30 gru 2012, 11:39 -- dodam, ze podczas tej pierwszej terapii/programu resocjalizacyjnego - to pierwszy raz czulam zarowno wiez z ludzmi, ale tez niezaleznosc. Miłość i wiarę, że zawsze można się dogadac :). serio, naprawde.
-
nie no, depresja nie przechodzi ot tak, moze trwac latami. Ja sama pozbylam sie depresji- jakby tak podliczyc, to po 10 latach, ale nie wiedzialam, ze to depresja. z nerwica tez sobie jakoś poradziłam, a uratowały mnie studia no i... nieswiadomosc pewnych procesów. czyli nie wiedza mnie wyciagnela. jesli kts mi powie, ze poglebianie wiedzy pomaga, to sie nie zgodze, nie zawsze. dlatego tez jestem cieta na ter. analityczna. ona bardziej wg ogranicza i wprtowadza kontrole niz pomaga. Depresja to przede wszystki niewyrazona złość i smutek. Tak tez sie ze mna stało (a leki mi dowalily jescze). ja mialam ogromna zlosc. Ogromna zlosc, ktora zostala zduszona
-
dokladnie. moja ter doskonale/tzn lepiej wiedziala ode mnie jak sie czuje i to byl blad nie ufala mi i to tez bolalo, bo mialam wrazenie ze nie wazne co powie i tak moze byc poddane weryfikacji. kiedys inny psycholog powiedzial, ze wazne jest ufac pacjentowi - i prytoczyl pewna anegdote -jak schizofrrenik poddal watpliwosc podane leki -stwierdzil, ze czegos nie dostal. pielegniarki stwierdzily, ze zmyslal i go przeganialy. az w koncu lekarz kazal przelicyzc leki i okazalo sie, ze pacjent mial racje. ten psycholog dodal, ze klient krtory przychodzi do ter. nie ufa sobie. jesli klient nie ufa sobie, a terapeuta pacjentowi, to dopiero jest tragedia.
-
bo moze sie wstydzila tego. wiedziala, ze przyciaga uwage.
-
od razu atrakcyjnych. oko i du.pa to nie wszystko. ja co do wygladu jakos specjalnie nie mialam zastrzezen - no moze nie wiadomo jakich-ale bardziej do charakteru.