Skocz do zawartości
Nerwica.com

nieprzenikniona

Użytkownik
  • Postów

    1 192
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez nieprzenikniona

  1. no jak to czytam to też nie mam pojęcia... z tym, że to był jakiś 2009 rok i może oni mieli problem z interpretacją przepisów... bo wiem, że próbowali coś tam wyjaśniać w nfz, albo jako początkowy nzoz nie dostali limitów rocznych, tylko jakieś procentowe w stosunku do tego kiedy zaczęli działalność... generalnie później nigdy w to już nie wnikałam a oni sami z siebie też nie raczyli mnie poinformować że coś się zmieniło i że mogę już na terapię wrócić nieodpłatnie (zatem trochę się wkurzyłam, bo kasy w to jednak poszło a ja byłam wtedy w dość cienkiej sytuacji finansowej jako student bez pracy...)
  2. no u mnie było tak, że nagle (przed wakacjami jakoś - czyli w połowie roku) powiedziano mi, że limit ilości spotkań się wyczerpał i że albo mogę chodzić prywatnie albo muszę czekać jakiś czas (nie pamiętam ile), żeby zacząć znowu chodzić na nfz... wtedy wybrałam prywatnie, później w sumie zapomniałam nawet się zapytać czy mogę wrócić na nfz. To wszystko działo się ok 3 lat temu ,kiedy ten nzoz startował, więc może faktycznie były to jakieś ich ograniczenia...
  3. tak faktycznie chodzi o liczbę wizyt, natomiast nie jest to liczone rocznie z tego co pamiętam (chyba, że coś się zmieniło)... wiem bo sama w pewnym momencie taki limit wykorzystałam (a było to 2 lata temu mniej więcej) i później przez kolejny rok nie mogłam podjąć terapii na nfz u tej samej osoby, więc chodziłam prywatnie (leczyłam się w NZOZ, więc im to było wsio ryba czy chodzę z nfz czy prywatnie)
  4. niestety nfz refunduje tylko rok terapii, później ew. jeśli jest taka możliwość to możesz kontynuować ją prywatnie... jeśli jednak z jakiś powodów Ty lub terapeuta nie będziecie mogli kontynuować terapii odpłatnie to niestety terapia zostanie zakończona bez względu na stan i rezultaty... (uroki przepisów w naszym kraju)
  5. morgoth777 jeśli to było do pracy to trzeba było ściemniać co do dalszego leczenia to niestety już Twój wybór i albo zdołasz pogodzić pracę z leczeniem albo wybierzesz jedną z tych rzeczy...
  6. prawdopodobnie może chodzić o test mmpi, który bada ponoć różne zaburzenia osobowości...generalnie jest to z tego co pamiętam 512 pytań do odp TAK/ NIE...pytania są różnego typu, niektóre się powtarzają lub są inaczej sformułowane, nie ma dobrych / złych odpowiedzi i wiele pytań może wydawać się zupełnie bez sensu np. "czy gdybyś był/a malarzem to lubił/abyś malować kwiaty?" ale ponoć może mieć znaczenie (jak chyba wszystko w psychologii ). Niby test jest ciężki do zmanipulowania, ale wg mnie wcale nie jest to takie trudne - jednak oczywiście nie ma sensu manipulacji jeśli robi się go dla poprawy swojego stanu zdrowia a nie np. dla dostania diagnozy, którą się chce... mi osobiście z tegoż testu nic ciekawego nie wyszło - tzn coś w stylu. wielu zaburzeń osobowościowych (czyli masło maślane), zatem podejrzewam, że jeśli ktoś nie przejawia np. jawnego jednego typu zaburzeń (np. stanów psychotycznych czy hipochondrii) to ten test i tak niewiele wnosi, a przy zaburzeniach chwiejnych generalnie głównie zależy od stanu osoby badanej w momencie wypełniania testu, bo chyba każdy chociażby z bpd (tzn. w innych zaburzeniach pewnie podobnie, ale na swoim przykładzie odwołuję się do bordera) wie, że jak jednego dnia jest pewny jakiegoś uczucia/ toku myślenia na 100% to na drugi dzień może być o 180 stopni inaczej...
  7. jeszcze nie zaczęliśmy się starać -tzn. zamierzamy zaraz po ślubie (lipiec) albo chwilę przed, więc się przygotowuję -> co do nerwicy to właśnie widać jak na mnie wpływa, skoro jeszcze przed wszystkim zamierzam zrobić 1000 badań i wykluczyć wszelakie choroby świata... eh :/
  8. no tak, tzn. jak chcę zrobić badania TSH, Ft4, FSH, LH, Testosteron, Prolaktyna a z tego FSH oraz LH najlepiej zrobić w 3-4 dc (pomyliłam się w poprzednim poście)
  9. też nie wiem czy nie mam pcos, tzn. na usg lekarka kiedyś stwierdziła lekko powiększony jeden jajnik co mogło świadczyć o pęcherzykach... z drugiej strony okres mam jak w zegarku co 28 dni od zawsze, więc sama nie wiem. Na grouponie kupiłam ostatnio pakiet badań hormonalnych, ale żeby zbadać prolaktynę to najlepiej udać się w 3 dc, a że coś mi zawsze wypada to jeszcze nie poszłam (ale może zbiorę się w najbliższym cyklu) co do moich znamion i wyników to po przekopaniu Internetu sama już nie wiem co dalej...wg. netu znamię dysplastyczne to stan przednowotworowy i chyba powinno się zatem poszerzyć margines jeśli tak jak u mnie na badaniu wyszło, że zmiana dochodzi do granicy cięcia... za to mój lekarz stwierdził, że to zmiana łagodna i że nic z tym nie trzeba robić... nie wspominam już o tym, że na forum onkologicznym jedna pani miała wycięte znamię z takim samym wynikiem histopatologicznym jak ja a po 4 latach pojawiły jej się przerzuty (tzn. nie znaleziono nowego źródła nowotworu, więc wynikło na to, że przerzuty były od tamtego znamienia)... dzisiaj do tego wszystkiego boli mnie pachwina (ta w pobliżu wyciętego znamienia) i boję się, że to przerzuty :/ no i teraz nie wiem czy naciskać mojego lekarza na docięcie blizny i maltretować o badania, czy iść do jakiegoś innego lekarza i jego o to prosić, a może poprosić o ponowne badanie zmiany (bo często pomiędzy dysplazją a rakiem jest niewielka granica)...mogę też odpuścić i zaufać lekarzowi, ale moja psychika mi na to nie pozwala
  10. u mnie były, bo jak kserowałam dokumentację z poradni gdy ubiegałam się o urlop zdrowotny to sobie je poczytałam... ale chyba jest to kwestia indywidualna poradni. Byłam wczoraj u mojej psycholog po prawie rocznej przerwie i sama nie wiem czy wracać na tą terapię, bo nie dość, że kiepskie godziny (i musiałabym się prosić w pracy o to aby jednego dnia pracować 7 a drugiego 9 godzin) to jeszcze poczułam jakąś przepaść i hmmm wrogość/ niechęć ze strony terapeutki. Muszę to przemyśleć...
  11. wiesz no jeśli jest jeden to można zawsze wyciąć, ale to bardziej dla świętego spokoju niż z potrzeby medycznej (coś jak to Twoje usg ślinianek )... ja niestety mam znamion od cholery (większość nieregularnych, o różnym zabarwieniu, niektóre wystające z czerwoną obwódką itd. - chociaż teraz wszystkie dość niewielkie - największe ok 3-4 mm, ale to idzie pod nóż w marcu) i też bym wycięła wszystkie, ale żaden lekarz się tego nie podejmie bo byłby to prawdopodobnie większy uszczerbek na zdrowiu niż chodzenie z tymi znamionami :) mi te znamiona już trochę odpuściły, ale coraz bardziej przeraża mnie mój problem z okiem/ zatokami... za tydz mam okulistę i też bardzo się boję (niestety z okiem naprawdę dzieje się coś złego, bo gorzej na nie widzę i często mnie kuje więc nie jest to strach wyssany z palca )
  12. anka00 mi wycięli w sumie teraz 6 zmian, z czego niektóre same z siebie a na niektóre się uparłam... to co wyglądało najgorzej (nieregularny kształt, różne zabarwienie - tzn. miałam tj środkowe znamię, oddzielone białą lekką kreską i dookoła rozlane plamki barwnikowe, do tego rosło) okazało się łagodną zmianą złożoną (która nie przekształca się w czerniaka) miałam natomiast 2 inne znamiona, przeze mnie średnio podejrzane i okrągłe ( jedno 3mm a drugie 2mm), które okazały się zmianami brzeżnymi (a te już często ewoluują w czerniaka) jedna zmiana (okazała się brodawką barwnikową) na wardze sromowej ma niestety cechy dysplazji a do tego obszar zmieniony dochodzi do granicy cięcia chirurgicznego (więc myślałam o powiększeniu marginesu) ale lekarz powiedział, że nie ma sensu i że to też nic groźnego (oczywiście dr google mówi co innego, więc znowu małe nakręcanie się...) myślę czy nie iść przed tym 08.03 jednak na dokładną konsultację do dermatologa, żeby obejrzał dokładnie wszystkie znamiona aby na zabiegu powiedzieć co dokładnie chcę mieć wycięte (tzn. chciałabym prawie wszystko, ale wtedy zostałaby ze mnie jedna wielka blizna :/)
  13. wreszcie odebrałam wyniki histopatologiczne, wszystko ok :) 8.3 mam jeszcze jeden zabieg ale to już tylko 2 znamiona, bo większej ilości mój onkolog nie chce mi już wycinać
  14. ja mam kat A i B (jedne i drugie robiłam na lekach) i nigdy do tej pory zaburzenia ani leki nie przeszkadzały mi w prowadzeniu auta czy moto
  15. ze strony osoby zaburzonej (bpd), która od 5 lat jest w związku powiem Ci, że bliska osoba może walić łbem o ścianę i gryźć dywan a i tak na niewiele się to zda jeśli osoba z zaburzeniami nie zacznie nad sobą pracować
  16. ona była od początku (prawie) ale ze względu na hospitalizacje itd. prób różnych terapii przeszłam wiele, więc osiągnęłam pewne "doświadczenie" w tej dziedzinie natomiast dzięki temu wszystkiemu, wiem, że jestem w odpowiednich rękach i to jest najważniejsze :) (czego każdemu życzę)
  17. 1 pani psycholog- prywatna terapia indywidualna/ pani znaleziona przez Internet bez zagłębiania się w jej kompetencje do tej pracy/ generalnie pracowała jako internistka w poradni i nie wiem nawet czy miała jakiekolwiek terapeutyczne doświadczenie/ szkolenie (zatem przestrzegam, aby co do takich rzeczy się upewniać, bo później marnuje się czas i pieniądze tak jak ja) - wąsik a raczej dość pokaźny wąs (tak wiem, okrutne, ale na spotkaniu nie byłam w stanie koncentrować się na niczym innym niż na tym wąsiku) - jej stwierdzenie, że nie widzi u mnie żadnego problemu, przy czym miałam wtedy tak silne stany lękowe, że lądowałam na pogotowiu z tachykardią serca (pół roku później jak trafiłam do szpitala to się okazało, że mam jednak problemów od góry do dołu i nawet usłyszałam od 3 psychiatrów, że nikt mi nie jest w stanie pomóc) - brak jakiejkolwiek inicjatywy aby porozmawiać ze mną na temat właściwie czegokolwiek/ w zamian za to uczyłam nie oddychania przeponą i kazała napisać na kartce słowa tj. rak/ latanie samolotem (moje ówczesne dominujące lęki) i ją podrzeć (nie pomogło ) nie pamiętam na ilu spotkaniach byłam (pewnie z 4-6), za każdym razem szłam tam jak na ukrzyżowanie i irytowałam się w gabinecie, na szczęście tą cudną terapię przerwał wyjazd na wakacje i więcej pani nie zobaczyłam na oczy... 2 pani psycholog- psycholog szpitalny na oddziale ogólnopsychiatrycznym - właściwie oprócz obchodów nie miałam z nią żadnego kontaktu, bo główną funkcją tej pani było chyba "być" a nie koniecznie "rozmawiać"... o terapii to już nawet nie wspomnę. Zrsztą pani była tak antypatyczna, że jak kogoś wysłali do niej na głupi test (mmpi czy inny) to wychodził z płaczem i wqrwem (mnie ominęła ta przyjemność jako że testy posiadałam świeżutkie z poradni psych) 3. psychiatra - psychoterapeutka - jedna z moich lekarek, z którą miałam też coś na styl "terapii" w szpitalu na ogólnopsychiatrycznym - pani była miła, ale miętka a że ja byłam wtedy w okresie buntu to zupełnie nie docierała do mnie za to ja wyładowywałam na niej całą swoją agresję i złość do świata (szybko się poddała i przyłączyła do opinii 2 poprzednich szpitalnych psychiatrów, że nikt mi nie pomoże) 4. pani psycholog - terapeutka grupowa w szpitalu na oddziale terapeutycznym - zupełnie nie umiała zapanować nad grupą, więc wszystko wymykało się z pod kontroli a my po sobie równo jeździliśmy (właściwie była to przeważnie bardziej grupowa awantura niż terapia) 5.psychiatra -psychoterapeutka - ordynatorka w szpitalu na oddziale terapeutycznym/ drażniła mnie najbardziej z wszystkich wymienionych bo: - każde pierdnięcie miało wg niej związek z psychiką (czyli bolał mnie brzuch przed okresem - psychika/ ząb mnie bolał-psychika/ dostałam wysypki na rękach (którą później skutecznie wyleczyłam u dermatologa)- też psychika)... a ja cholernie nie lubię jak przypisuje się już wszystko bez względu na cokolwiek do psychiki i każe w to wierzyć - zmusiła mnie do przekroczenia mojej granicy cielesności w stosunku do drugiego człowieka (tzn. kazała się wyściskać z okazji świąt wielkanocnych), co strasznie mnie wkurzyło i na pewno nie podziałało terapeutycznie... - prowadziła społeczność terapeutyczną tak, że zamiast stworzyć krąg zaufania pomiędzy pacjentami a opiekunami (pielęgniarkami, lekarzami, psychologami) to sama dodawała do ognia i zaostrzała konflikty przez co powstał front wojenny pomiędzy nami a pielęgniarkami 6. psychiatra z którym miałam terapię na oddziale terapeutycznym (chociaż on nie miał kwalifikacji terapeutycznych, więc terapia wyglądała jak pogawędka ze znajomym) -(jak już pisałam w którymś poście wcześniej) flirtował ze mną i wcale się z tym nie krył, co powodowało dziwną atmosferę na oddziale głównie w stosunku ja i inni pacjenci - w zasadzie to go lubiłam, ale bardziej prywatnie niż jako terapeutę (tzn. przez ten cały flirt nie umiałabym mu zaufać jako terapeucie, więc zawsze gadaliśmy sobie ogólnie o świecie i życiu, niż o moich faktycznych problemach) 7. moja ówczesna psycholog (tzn. mam nadzieję, że zgodzi się na powrót do terapii)/ osoba, która tak naprawdę pojawiła się w moim życiu na samym początku drogi (tutaj hierarchicznie po nieudanej psycholog nr1) i jest to osoba do której wracam jak bumerang (wróciłam po szpitalu, wróciłam po jej urlopie macierzyńskim, chcę wrócić teraz) - zna mnie już prawie 5 lat, więc nie muszę jej niczego o sobie przypominać i zaczynać od nowa - ufam jej chociaż czasem nie umiem sama przed sobą się do tego przyznać - pomimo całej gamy mechanizmów obronnych tylko podczas terapii z nią potrafię czasami zejść głębiej i się uzewnętrznić - jakkolwiek nie negowałabym jej działań i pomocy podczas terapii (kolejny mechanizm) to podczas naszej ciężkiej drogi moje życie uległo znacznej poprawie i coraz częściej łapię się na tym, że potwierdza się to, że kiedyś tam jak mi coś mówiła to miała rację - i chociaż wiem, że jeszcze sporo przed nami, to mamy przepracowaną naszą relację na tyle, że jeśli ktoś ma mi pomóc to jest to właśnie ona i nikt inny i jeśli nawet tylko jedna na 10 terapii jest taka, że się otwieram to i tak warto przeczekać te 9 pozostałych
  18. też znam swoją 5 lat i nie wiem o niej nic, prócz tego, że ma męża i córkę (no ale ciąży ciężko nie zauważyć), natomiast nie wyobrażam sobie rozmowy o jej prywatnym życiu, bo chodzę na terapię, żeby mówić tam o sobie...zresztą terapeuta to nie znajomy/ przyjaciel tylko relacja, która prędzej czy później musi zostać przerwana, więc wszelkie zaangażowanie prywatne z drugiej strony powinno być zniwelowane do zera (tzn. zaangażowanie terapeuty w "znajomość" a nie w pracę) wydaje mi się, że Twoja ciekawość co do życia Twojej psychoterapeutki/ psychiatry też stanowi jakiś problem terapeutyczny i może warto się temu podczas terapii przyjrzeć (chociaż pewnie ciężko się do tego przyznać przed samym sobą a co dopiero przed osobą, której to dotyczy)
  19. no przerzuty... ale po 7 latach to niemożliwe, że od tego wyciętego pieprzyka (tzn. przerzuty byłby szybciej)... pewnie źródło było gdzie indziej zresztą czerniak to nie tylko czarne znamię, właściwie czerniak może mieć każdy kolor, są też czerniaki bezbarwne - tzn. w kolorze skóry, ponadto czerniaka można mieć w oku czy na śluzówkach organów wewnętrznych, więc i tak wszystkiego się nie przewidzi... anka dzięki :) jeszcze tylko kilka dni do wyników na pewno dam znać jak się dowiem
  20. no chyba dobra więź z terapeutą to podstawa, więc jeśli nie poczujesz do niej zaufania to terapia nie ma sensu i lepiej zmienić niż się męczyć :) moja "była" psycholog zgodziła się ze mną spotkać 15.2 ... mam nadzieję, że uda mi się wrócić do terapii, chociaż u mnie zdecydowaną przeszkodą są godziny :/
  21. wiesz no sony nie chcę Cię straszyć ale ja trafiłam (właściwie najpierw do psychiatry) tylko i wyłącznie z powodu nerwicy i ostrych stanów lękowych (włącznie z lądowaniem na pogotowiu z tachykardią serca),które faktycznie przeszkadzały mi w życiu. Psychiatra dał owszem leki ale też wysłał do psychologa no i tam się dopiero zaczęło... a skończyło na półrocznych wczasach w psychiatrykach i zdiagnozowanymi zaburzeniami osobowości borderline, nerwicą lękową i zaburzeniami odżywiania... terapia to cholernie ciężka i długa droga... od rozpoczęcia mojego leczenia minęło już 4,5 roku a nadal mój mózg potrafi zafundować mi jazdę bez trzymanki i chociaż wielu objawów już nie mam i na pewno jest spora poprawa to wiem, że długa droga przede mną jeszcze (a patrząc na co poniektórych członków mojej rodziny to obawiam się, że będę się leczyć do końca życia)
  22. ja przeżyłam coś w rodzaju flirtu z psychiatrą ale nie było to dla mnie specjalnie szkodliwe na szczęście, jednak niczego dobrego też nie wniosło... (jak dłużej na to patrzę to był to trochę brak profesjonalizmu z jego strony - ale pewnie wynikało to z tego, że w życiu codziennym zajmował się zupełnie inną branżą a specjalizację z psychiatrii chyba zrobił bardziej dla siebie i nie do końca traktował to jako swój zawód, zresztą zaraz jakoś po moim wyjściu ze szpitala odszedł/ wywalili go z tej pracy (koleżanki mi doniosły)... generalnie na tyle mocno mnie "polubił", że wszyscy na oddziale o tym wiedzieli i niestety komentowali (więc ordynatorka też się pewnie dowiedziała), a na koniec pobytu zaoferował mi pracę u siebie - tzn. w tej niemedycznej branży i dał prywatne namiary bynajmniej nie w celach dalszego leczenia ) ale co jak co komplementów od tego pana to ja się nasłuchałam -- 09 lut 2012, 19:16 -- detektymonk dziwna zatem dla mnie Twoja wiedza na temat lekarki/ terapeutki i wydaje mi się to mało profesjonalne z ich strony (tzn. opowiadanie o sobie pacjentowi)
  23. zdecydowałam się na powrót na psycho o ile moja terapeutka mnie przyjmie ... na terapię do niej chodziłam właściwie od początku mojego leczenia czyli jakoś od listopada 2007 z dwoma półrocznymi przerwami (szpital, jej urlop), w marcu 2011 rzuciłam terapię głównie ze względu na brak możliwości dopasowania jej do pracy, zresztą czułam się już dobrze, nawet do tego stopnia, że udało mi się odstawić leki (pod okiem psychiatry) niestety od początku tego roku znowu coś mnie dopadło, ostry stan lękowy trwający ok 2 tygodni dał mi nieźle popalić więc zdecydowałam się, na powrót przynajmniej na terapię, bo do leków wracać nie chcę póki co... trochę już jestem zmęczona tym wszystkim, myślałam, że poradziłam sobie ze sobą raz a dobrze a wychodzi na to, że to się chyba nigdy nie skończy
  24. w Łodzi - bo ja wiem czy taki tani, biorąc pod uwagę, że na terapię do tej babki chodziłam już 3 lata z czego z 1,5 roku prywatnie to pewnie kasy w to poszło... zobaczę, może uda się teraz załatwić na NFZ (bo to w NZOZ) bo jak mam się leczyć kolejne x lat to mój portfel może tego nie przetrawić (szczególnie, że jeszcze wielu różnych lekarzy mam w planach ) no ale w porównaniu z Twoim psychologiem to faktycznie tańsza opcja :)
  25. ta no najbardziej niesamowite jest w tym wszystkim to ile można wydać na lekarzy ja w ciągu ostatnich 2 tygodni zbiedniałam już o sześć stów a zaraz dojdzie: post778497.html?hilit=onkolog#p778497 300-400, okulista 110, psycholog 80, laryngolog?, plus ew. usg, tomografie, rentgeny, leki... taaa hipochondria to drogi sport
×