-
Postów
312 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Vilgefortz
-
"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!
Vilgefortz odpowiedział(a) na magdasz temat w Depresja i CHAD
koi, Rozumiem Cie - ja swojej napisałem ostatnio parę przykrych słów w smsie łącznie z tym że nie powinna mieć dziecka bo sama nim była jak mnie rodziła. To są przykre słowa jakie się mówi matce i mnie one bolały. Rzucam pytaniami które nasuwają mi się do głowy - nie musisz odpowiadać jak nie chcesz - ja jak mam depresje to nie mam ochoty nawet z łóżka wstawać. Co cię boli w Twoich czynach? Czy jakbyś zachował się w inny sposób to by Cie nie bolało? -
BłękitnaAbstrakcjaW moim przekonaniu dużo prawdy jest w tym co napisałaś - mi ciężko rozłożyć cała moją konstrukcję psychiczną na czynniki pierwsze tak, żeby oddzielić poczucie samotności, niską samoocenę, nieumiejętność zawalczenia o swoje interesy od problemu mojej zniszczonej męskości. Dodatkowo - jak ojciec mnie zawiódł nie spełniając moich oczekiwań jako syna - wówczas łatwo było mi odwołać się do stereotypów, które każdy wie jakie są. No i do oczekiwań w stosunku do mnie jako do faceta. A że nie spełniam ich a chcę być akceptowany no to żyję tak jak sobie wyobrażam, że żyć powinienem a nie tak jak chcę. Tacyt, Przykuło to moją uwagę bo tym samym poczuciem jestem na maksa naznaczony więc mam pytanie - jak sobie wyobrażasz swoje prawdziwe ja?
-
Ja jestem wolny o 18.00 wiec licząc parę minut - maks do 18.30 powinienem być w Cafe Anioł także Agasaya, jak będzie Ci się nudzić to możemy się spotkać wcześniej (nr telefonu jak ktoś chce to na pw)
-
etien, przyznam, że takie oczekiwania kobiety wobec mnie przerażałyby mnie - czułbym że muszę grać kogoś kim nie jestem i nie byłbym szczęśliwy. Z drugiej strony jakby kobieta zaakceptował to, że taki nie jestem i okazywał mi cały czas wsparcie to bym czuł się przepraszam za wyrażenie 'wykastrowany'. Ja rozumiem agresję nie jako zachowanie ale jako impuls - uczucie, której jest we mnie czy tego chcę czy nie. Nieakceptuję tego w sobie bo instynktownie czuję, że korzyści (poza sytuacjami ekstremalnymi) są z tego żadne- to jest racjonalny argument a irracjonalny to taki, że boję się zemsty lub odrzucenia . Umówmy się, że to nie wygląda w ten sposób, że jestem wkurzony i myślę sobie ok to teraz dowalę sobie bo źle jest dowalić komuś. To jest schemat nawykowy i impulsywny - w myśl zasady "wszystko albo nic" - albo wyżywam się emocjonalnie na maksa na zewnątrz albo do wewnątrz. I jeszcze dorzucę, że wszystko o czym piszę dzieje się w mojej głowie - na zewnątrz - milutki, zahukany gostek, który jak ma zawalczyć o coś, albo powiedzieć nie zaprezentować się to trzęsie porami. -- 10 sty 2012, 20:46 -- Midas, to o czym piszesz to ekstrema, nie wnosząca dla mnie za wiele do dyskusji choć perwersyjnie wyobraziłem sobie tą scenę
-
zujzuj, przeczytałem pierwszą część Twojego wpisu i zazdroszczę Ci szczerze kontaktów z kumplami i w drużynie. Domyślam się, że to była odskocznia od matki-tyranki jak z Twojego opisu mi się skojarzyło. Ostatnią rzeczą jaką chciałbym przyjąć w poszukiwaniach siebie jako mężczyzny to byłyby właśnie negatywne stereotypy na temat "męskości". Jak dla mnie wątek się spłaszcza - bez urazy - ale mógłby według mnie zostać przeniesiony na 'kafeterię' i tam z powodzeniem się rozwijać. Ja pragnę zrozumienia i wsparcia - a póki co nie potrafię sobie tego dać z przyczyn opisanych wcześniej. Przyznam, że zaangażowałem się w to co się tu dzieje tak btw.
-
To stwierdzenie mnie ubodło. Jakby ktoś, kto jest jakimś dla mnie autorytetem np. szefowa w pracy tak powiedziała to po powrocie do domu albo bym się załamał albo wciekł na nią - a jakby to było w gronie nowo poznanych osób to bym uciekł chyba. Tu trochę sytuacja jest inna. Jest bezpieczniej niż w realu. Powiem szczerze, że jak ja zaczynałem wątek to przeżywałem to co piszę a teraz tak czuję się Twoja ocena spłaszczyła go. Wiem jedno z doświadczenia - świadomość problemu wcale nie sprawia, że go nie mam. Czytałem o syndromie Piotrusia pana z lekkim uśmiechem ale to wcale nie oznacza, że w życiu nie cierpię w pewnych sytuacjach, które pod ten syndrom podpadają. Ja mam odczuwanie oddzielone od myślenia i przez to w sytuacjach impulsywnych działam wg emocjonalnego schematu, z którego nie jestem zadowolony.
-
vintage, dla mnie to jest maska, którą noszę - daje mi bezpieczeństwo ale 'urywa jaja' - z drugiej strony straszliwie boję się odrzucenia, w sumie pozornego bo i tak czuję się sam... sorensen, nie widzę w ty nic żenującego - co miałeś zrobić? dziecko bierze to co dają a jak nie dają tego co trzeba to później ciężko samemu sobie to dać nie zależnie czy masz 21 czy 31 lat. Inny wiek - te same problemy w innych sytuacjach. Mnie wychowywała matka w depresji, która mnie emocjonalnie 'kastrowała', żebym nie był taki jak 'tatuś', a on mnie dobił tak, że w życiu nie chciałbym być taki jak on. Żyję z tym, jest we mnie masę bólu i złości a po nich już tylko pustka. A moja duma nie pozwala mi czuć się źle i udaję, że jest dobrze dopóki mnie szlag nie trafia, a jak wtedy przestaję udawać to wszyscy pytają co mi jest...
-
vintage, Dobrze znam te fantazje, którymi rekompensuje sobie porażki. A te gry zespołowe, niby z pozoru nic nie znaczące, ale wiesz czego mi brakowało, tego żeby wykazać się przed kolegami, żeby usłyszeć dobrze podałeś, dobrze rozegrałeś, dobry jesteś, jesteś facetem. Zamiast tego było to poczucie wstydu jak ktoś wybierał mnie do drużyny jako ostatniego, nienawidziłem tego momentu - czułem się tak jakbym był najgorszy i nawet nie miałem ochoty się starać - chyba nawet trochę ze złości, że tak jest. Dobrze się uczyłem, co rekompensowało mi trochę poczucie własnej wartości i przychodziło mi to stosunkowo łatwo. Ale też są minusy - jeśli teraz zajmuję się czymś i nie widzę szybko pozytywnych efektów to poddaję się a niestety niektóre rzeczy wymagają samodyscypliny. Ja zwykle nie patrzę na to w ten sposób - jeśli mi coś nie wychodzi to czuję się beznadziejny i do niczego - w myśl zasady wszystko albo nic. Ale wracając do wątku... Jest we mnie masa agresji - czasem boję się, że zachowam się jak jakiś szaleniec i pozabijam wszystkich w koło. I tu jest chyba błędne koło - z jednej strony złość, chęć dominacji i narzucania innym swojego punktu widzenia, wręcz zgnojenia powiedziałbym, takiego wyżycia się "za wszystkie czasy", z drugiej lęk przed konsekwencjami. Może dziś uderzyłem trochę w inne struny ale jestem zdenerwowany nawałem rzeczy. Wziąłem się za magisterkę którą odkładałem pół roku a w pracy sporo do zrobienia...Macie tak, że ludzie postrzegają was jako grzecznego, uczynnego, neutralnego kolesia?
-
"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!
Vilgefortz odpowiedział(a) na magdasz temat w Depresja i CHAD
właśnie skończyłem 2 strony magisterki w 3 dni - w pierwszy się zbierałem, w drugi przygotowałem materiały a w 3 pisałem. Prędkość godna podziwu. Jestem na siebie zły i mam ochotę walnąć wszystko w kąt a jutro do pracy na 8 godzin - i gdzieś tą wściekłość trzeba będzie wyładować - mam ochotę się wyrzygać... -
Kiya, ale ty mnie przywołujesz do porządku - władcza kobieta Agasaya, gdzie tam popsuta
-
lubie_jesc, tez prawie nikogo nie znam osobiście tak jak napisała Kiya ale chcę poznać. Ja mogę stawić się najwcześniej o 18.30 w Caffe Anioł bądź w tej sali dla nienormalnych gdziekolwiek ona jest
-
rav71, rav71, Powiem Ci jedno - jak czytam to co piszesz to równie dobrze sam mógłbym to napisać heh. Siata to jedyny sport zespołowy przed którym nie trząsłem porami. Zawsze przed zajęciami pytałem wfistki co będziemy robić na w-fie (od tego rzecz jasna zależało czy będę ćwiczył czy nie) aż w końcu raz mi powiedziała, że w bierki będziemy grać więc przestałem pytać heh. Powiem Ci też jedno - poczucie bycia ofermą to nasz świat wewnątrz ale nie koniecznie na zewnątrz. Ja wewnętrznie widzę rzeczy czarno białe. Albo wszystko albo nic - albo mam poczucie, że jestem beznadziejny albo mam poczucie, że jestem doskonały. Powiedziałem mojej szefowej, że myślę o zwolnieniu - pracuje już w firmie od 4 i pół roku i jako powód podałem to, że sobie nie radzę. Wiem - zaryzykowałem, i to bardzo, ale dzięki temu ryzyku usłyszałem, że ona nie chce żebym się zwalniał i że chciałaby żebym sobie poradził ze swoimi problemami i dalej rozwijał się. A ja czułem, że ona tylko czeka na to, aż mi się podwinie noga, żeby znaleźć kogoś lepszego na moje miejsce. Poczułem, że plusem utrzymywania długich relacji czy to w pracy, czy to w życiu prywatnym jest to, że czasem jeśli wyciągnie się rękę po pomoc to zostanie ona podana. Mi cholernie trudno się przyznać do tego, że potrzebuję akceptacji i zrozumienia na co dzień - a jak już ryzykuję w ten sposób to mam poczucie, że już nic nie mam do stracenia. betty_boo, boję się panicznie, że wszedłbym w model matka - dziecko co jeszcze bardziej utwierdziłoby mnie w podupadłej męskości - boję się też modelu jak był u mnie w rodzinie, gdzie ojciec sponiewierał matkę, która się od niego uzależniła - emocjonalnie znam te relacje bardzo dobrze i w nich czuję się bezpiecznie, co stanowi kolejny problem
-
Agasaya, trafie bez problemu także dzięki, bardziej chodziło mi o to jak będę się czuł w nowym miejscu, w którym jeszcze nie byłem
-
rav71, skąd ja to znam... myślałem ostatnio nad tym co by było jakbym cofnął czas, znów stał się nastolatkiem z tą wiedzą i doświadczeniem co mam teraz. Wydaje mi się, że wewnętrznie nie mogę się pogodzić z tym co utraciłem raz na zawsze, taki resentyment który podświadomie na mnie wpływa. Wyczerpanie psychiczne - znam to - zinterpretowałem to sobie jako brak poczucia akceptacji, który budzi u mnie podświadomy lęk. Lęk, który mnie usztywnia więc męczę się. Zaczynam grać w myślach jaki mam być więc męczę się. A na samą myśl o tym, że miałbym przestać grać - to wyobrażam sobie mojego ojca, który mówi mi, że nie zachowuje się jak facet. To jest taki silny rys wpisany w moją osobowość, tak że w towarzystwie, w sytuacjach impulsywnych całkowicie mnie ogranicza i męczy. Co do aspołeczności to też czasem myślę, że mam wszystkich w dupie i najlepiej jakbym się gdzieś zaszył. Wyobrażam sobie wtedy, że mógłbym zostać pustelnikiem jakimś w Bieszczadach, albo dalej na południe bo w Bieszczadach czasem zimno . Z drugiej strony myślę też, że sam ze sobą czuję się źle i potrzebuje kontaktu, ale te ciągłe porażki... Myślę, że jestem takim dzieckiem wewnątrz, które chciałoby skupiać na sobie uwagę wciąż. A jak tego nie odczuwam to czuję się odrzucony. I tu wracamy do sedna sprawy. Wewnątrz nigdy nie pogodziłem się z utratą dzieciństwa. Wewnątrz jestem spontaniczny, rozwrzeszczany, impulsywny, szybko się nudzę, boję się odpowiedzialności, jak ktoś mnie denerwuje to mam ochotę opluć tego kogoś albo uciec i poskarżyć się nie wiadomo komu. Ja czułbym się szczęśliwy jakbym mógł pokazywać to dziecko i dostawać to, czego chcę ale tak nie będzie wiec zostaje albo świat fantazji albo zadowolenie się tym co mam, a to dla mnie marne pocieszenie. W grę wchodzi też długa wieloletnia praca nad sobą i metoda, drobnych kroczków i nieustannej frustracji. Ale z pewnymi rzeczami nie potrafię się pogodzić - odkryłem, że potrzebuję zdrowej, męskiej przyjaźni z wyraźnymi granicami z którymi się będę dobrze czuł. PZDR -- 08 sty 2012, 15:38 -- Sorrow, Fizycznie wygląda to dość prosto
-
Agasaya, Agasaya, oblukałem na mapie i chyba wiem gdzie to jest ale nigdy nie byłem - mogę się wybrać ale nie wcześniej niż na 18.30 - nie dam rady - praca
-
Kiya, oh yeaaah
-
Agasaya, no ale i tak fajnie, że temat się rozwija - można poczekać i zobaczyć co z tego wyniknie
-
Kiya, Agasaya, myślę że piątek trzynastego to idealna data na spotkanie
-
BłękitnaAbstrakcja, dzięki - lepiej mi się zrobiło czytając to co napisałaś - mam tak jak wywlekam jakieś swoje potwory i czuję, że nie spotykam się z oceną tylko z czymś pozytywnym, czego nie potrafię nazwać. Chciałbym doświadczać tego częściej od znajomych.
-
rav71, Dzięki, że napisałeś - myślałem przez chwilę, że jestem jakimś ewenementem na skalę światową, a przy najmniej na tym forum w tym co mnie boli. To, co napisałeś o poczuciu męskiej wartości to strzał w samo sedno problemu. Ja zwykle nie byłem akceptowany przez 'męskie grono' - a moja duma nie pozwalała mi zabiegać o to. Zawsze myślałem sobie, że skoro naturalnie nie czuję się dobrze w towarzystwie mężczyzn to znaczy, że tak ma być i że mnie to nie obchodzi a w sercu cierpiałem. A teraz czuje się głupio z faktem, że jako 28-letni facet miałbym zabiegać o to. Oczywiście ta jedna kwestia to wierzchołek góry lodowej ale od czegoś chciałbym zacząć. Nie mogłem się oprzeć pokusie, żeby przeczytać watki, które zacząłeś w innych działach ; słomiany zapał, niechęć do pracy i nietypowe uzależnienie. Widzisz mogę podpisać się pod tym wszystkim obiema rękami i nogami - przy czym to ostatnie mi przeszło ze względu na mój słomiany zapał plus obawę przed byciem zdemaskowanym. Czytałem ostatnio książkę 'Dziekie serce' o męskości, żeby zaznajomić się z moim problemem. Mierziło mnie trochę, że jest napisana przez pastora i dużo jest w niej odniesień religijnych ale co ważne to wyniosłem. Pozdrawiam
-
Co tam śledzie - może na jakiś wypad wspólny ktośby miał ochotę w najbliższym czasie?
-
BłękitnaAbstrakcja, dokładnie tak jak piszesz - dobrej nocki
-
BłękitnaAbstrakcja, surowy to za mało powiedziane - emocjonalnie pomiatam sobą Angelo24, uwierz, że sporo czasu minęło zanim sobie to uświadomiłem i zapłakałem nad sobą - ale samoświadomość to pierwszy krok dopiero
-
Angelo24, Ja nie wytrzymywałem więc zawsze odpowiadałem co myślę o nim póki nie zaczął się rzucać na mnie - później już nie odpowiadałem ale ślad pozostał do dziś - znienawidziłem go więc 'zbudowałem' siebie na jego zaprzeczeniu i wyszedł tłumiący agresję, miły, niezaradny, mało pewny siebie quasi-facet. Najgorsze jest to, że tego odkręcić tak łatwo się nie da bo z braku pozytywnego wzorca czuję pustkę
-
Angelo24, Masakra to co piszesz - ja miałem w domu Ojca, który stosował przemoc więc wiem jak się okropnie potem czułem - jak myślę o tym to żałuję że nigdy się mu nie postawiłem, że nie potrafiłem wpaść w taki szał jak on, żeby poczuł jak to jest się bać - niestety byłem od niego uzależniony finansowo