Skocz do zawartości
Nerwica.com

self_therapy

Użytkownik
  • Postów

    90
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez self_therapy

  1. Najważniejsze, że jest lepiej! Ja wychodzę z założenia, że każdy jest w jakimś stopniu chory co sprawia, że nie oceniam siebie w żadnej z kategorii typu zdrowy/chory
  2. sweethomealabama, miałam kiedyś podobną sytuację. Tyle tylko, że podobnie jak Twój chłopak to ja kogoś utrzymywałam przez jakiś czas. I powiem Ci, że emocje jakie mi towarzyszyły były mieszaniną miłości i nienawiści. Z jednej strony rozumiałam trudną sytuację tej drugiej osoby ale czasami puszczały mi nerwy i też chciałam zaszyć się w łóżku i nic nie robić. Pamiętam, że miałam wtedy pretensje do tej osoby, że stara się za mało, że udaje zmęczenie i w rezultacie jest jej tak wygodnie. Twojemu chłopakowi na pewno też nie jest łatwo ale fakt, że chce być z Tobą na pewno świadczy o tym, że mu na Tobie zależy. Myślałaś o podjęciu psychoterapii? Wydaje mi się, że przy poważnej depresji leki mogą okazać się niewystarczające plus nie rozwiążą przyczyny problemu. Wiem, że nie masz pieniędzy ale może znalazłoby się coś na NFZ? A jak Twój chłopak zapatruje się na Twoje problemy? Może razem bylibyście w stanie im jakoś zaradzić? Pozdrawiam
  3. Optymistyczny post :) Mam nadzieję, że udaje Ci się realizować to co sobie ustaliłeś. Ja również staram się żyć zasadą, że szkoda czasu na narzekanie i nicnierobienie. Oczywiście nie znaczy to, że zawsze przepełnia mnie energia i pozytywne myślenie. Ale świadomie walczę z potknięciami i gorszym nastrojem. Cieszę się, że nie jestem sama :)
  4. Zastanawiam się jak to jest z tą uzdrawiającą mocą nieświadomego stającego się nagle świadomym. Wydaje mi się, że Freud nie zakładał takiej automatycznej zmiany na zasadzie: ,,Aha, teraz już wiem jaka jest przyczyna więc problemowe zachowanie znika''. W moim rozumieniu to jest bardziej na zasadzie, że jak coś staje się jasne (nieważne czy samemu się do tego dochodzi czy dzięki terapeucie) to w podobnej sytuacji w przyszłości włącza się większa świadomość problemu i tym samym możliwość sprawowania nad nim większej kontroli. Z kolei jak coś jest nieświadome to nie zastanawiamy się czemu tak robimy, dzieje się to niemalże bezwarunkowo. Psychoanaliza zakłada właśnie, że wgląd we własną osobę pozwala na pełniejsze i bardziej świadome życie. I o to chyba nam chodzi, prawda?
  5. A może problem leży w tym, że wymagasz od terapeuty więcej niż od siebie samego? Z tego co mi wiadomo, to nie terapeuta powinien zaszczepić w Tobie pozytywne myślenie ale - Ty sam. Oczywiście przy jego pomocy, ale bez przenoszenia odpowiedzialności z Twojej osoby na jego. Patrząc na własne doświadczenia, dopiero po mniej więcej roku czasu zaczęłam dostrzegać zmiany w postrzeganiu swojej osoby. I nie nazwałabym tego pozytywnym myśleniem lecz myśleniem bardziej realnym, prawdziwym. Często też słyszałam opinię, że żeby w terapii było lepiej najpierw musi być gorzej. Marne to pocieszenie ale zawsze jakieś Odnośnie pieniędzy, to jest to praca jak każda inna i trudno żeby terapeuci pracowali za darmo. Kosztuje to dużo, ale z drugiej strony szkolenia terapeutyczne też są bardzo drogie i w jakiś sposób muszą pokryć wszelkie koszty z tym związane plus dochodzi jeszcze superwizja.
  6. Upadać pewnie można wiele razy. Najważniejsze czy ma się siłę żeby za każdym razem się podnosić. W sytuacjach kryzysowych często sobie myślę, że jak już zażegnam tą kłopotliwą sytuację bądź jakiś stan depresyjny to te momenty już nigdy nie wrócą. Niestety tak nie jest. Obawiam się, że nie ma czegoś takiego jak wyczerpanie porażek na jedną osobę. A może by tak spróbować wyciągnąć jakąś korzyść z tego złego stanu? Ja miałam coś takiego, że w okresach kiedy nie miałam chęci wstawać z łóżka prowadziłam ze sobą dialogi, które zawsze kończyły się stwierdzeniami typu: ,,Jestem beznadziejna'', ,,Nigdy nic nie odniosę'' etc. Zaskakujące, że zawsze były to te same myśli. Stopniowo, bardzo stopniowo zaczęłam kwestionować te myśli i tworzyć do nich kontrtwierdzenia. Na początku było to mówione na siłę, bez przekonania, ale małymi krokami trochę mi to pomogło nabrać do siebie dystansu i do swoich zawsze ,,obiektywnych'' myśli na swój temat. Polecam krótki film na youtube: http://www.youtube.com/watch?v=ujMP41Rphzc Tak sobie myślę, że fajnie że masz jeszcze tą mikrocząstkę, która pozwala wierzyć że będzie dobrze. Nie wiem, w sumie Twój post był o tym, że czasami nie masz już siły żeby walczyć z przeciwnościami losu, a z drugiej strony mam wrażenie że masz tej siły całkiem sporo. Mam nadzieję, że będzie lepiej
  7. przemek01, pisałeś że psycholog w więzieniu Ci nie pomagał. A na pewno chciałeś się zmienić? Pytam się dlatego, że często tak jest że terapia działa dopiero w momencie kiedy czujemy, że jest nam niezbędna, że sami już nie damy rady. Nie przekreślałabym psychoterapii po jednej nieudanej próbie. Możesz zapisać się na NFZ. Wiadomo, że długo się czeka ale w sumie nie masz nic do stracenia. Masz pasję. A może warto by znaleźć jakieś osoby z otoczenia, które też podzielają zamiłowanie do muzyki? Osobiście uważam, że to bardzo dużo mieć coś co się uwielbia robić i czerpać z tego przyjemność. A już w ogóle fajnie kiedy można tą pasję z kimś dzielić. Myślisz, że branie narkotyków i picie alkoholu było rodzajem zagłuszenia problemów czy to raczej tylko dobra zabawa i nic poza tym?
  8. Całkowicie się z tym zgadzam. Każdy musi sam za siebie podjąć decyzji o terapii. Często jest tak, że człowiek znajduje się w takim stanie, że wie że już sobie sam nie pomoże. Idzie wtedy do specjalisty i w jakimś stopniu powierza mu swoje zdrowie. Ciężko pracuje bo nie chce wrócić do punktu, w którym jeszcze niedawno był. Współpraca jest wtedy łatwiejsza bo zmiany chcą dwie osoby - pacjent/klient i psychoterapeuta. Znam też parę osób, które poszły na terapię jako próba zmiany swojego życia na lepsze bez żadnej chęci podjęcia wysiłku. Trochę tak jak do salonu SPA, płacę i wychodzę piękniejszy. Te osoby po fakcie stały się zagorzałymi przeciwnikami terapii, twierdząc że ona w ogóle nie działa.
  9. Też właśnie czytam ,,Ono'' :) Polecam także ,,Tam gdzie spadają anioły''.
  10. self_therapy

    Samotność

    Może zabrzmi to jak porada z taniego poradnika psychologicznego ale w momencie kiedy jesteśmy dorośli sami bierzemy odpowiedzialność za swoje życie. Oczywiście, że ciężej jest w życiu jak się pochodzi z rodziny niezamożnej, w dodatku z wieloma problemami, ale nie jest to niemożliwe. Miałam taki etap w życiu, że spisałam się na straty. Uznałam, że nigdy nic nie osiągnę bo nie mam na to odpowiednich pieniędzy. Wiadomo, szkolenia, kursy, terapia - to wszystko kosztuje i to niemało. Żyłam z dnia na dzień, patrząc na swoich zamożnych znajomych i myśląc: ,,Ale to oni mają fajnie, o nic nie muszą się martwić!''. Tłumaczyłam swój obecny stan sytuacją rodzinną, z góry skazałam siebie na gorsze życie. Niestety ale to prawda, że do momentu kiedy samemu nie zawalczy się o swoje szczęście to nikt tego nie zrobi za nas. Ja straciłam wiele lat na czekanie aż wreszcie ktoś się zjawi i całkowicie odmieni moje życie. Nie warto. Lepiej małymi krokami uświadamiać siebie, że zasługujemy na szczęście i zrobić coś dla siebie. A przynajmniej zacząć o tym myśleć :) To trochę w myśl opowieści, którą kiedyś usłyszałam: Było 2 braci, pochodzących z rodziny alkoholików. Jeden z nich poszedł w ślady ojca i dużo pił. Drugi - nie pił w ogóle. Pierwszy na pytanie dlaczego pije, odpowiedział: ,,A jak można inaczej wychowując się w takiej rodzinie w jakiej się wychowałem''. Drugi z braci na pytanie dlaczego nie pije odpowiedział tak samo jak pierwszy: ,,,,A jak można inaczej wychowując się w takiej rodzinie w jakiej się wychowałem''.
  11. self_therapy

    Samotność

    Mówię to z perspektywy osoby, która wydaje mi się miała dość podobne doświadczenia z miłością i ogólnie wychodzeniem ze skorupy. Wcześniej wydawało mi się, że osoba w której byłam zakochana była najwspanialsza na świecie, była uosobieniem wszystkiego co chciałabym znaleźć w innej osobie. Był to etap strasznej idealizacji. Potem kiedy nie miałam już z tą osobą kontaktu i byłam całościowo ''zdrowsza'' zaczęłam dostrzegać inne osoby i okazywało się, że z niektórymi wiąże mnie prawdziwa więź. To trochę tak jakby mit o jednej jedynej osobie z którą chciałabym być prysnął. Dzisiaj jestem z kimś innym i każdego dnia cieszę się z tego związku:)
  12. Nasuwa mi się tylko myśl, że koniecznie musisz porozmawiać ze swoją dziewczyna jak ogólnie wyobraża sobie związek, w którym ją seks obrzydza a Ty czujesz potrzebę bliskości. Może powiedz jej szczerze, że jest to dla Ciebie bardzo ważny aspekt bycia razem i nie wiesz jak w zaistniałej sytuacji masz sobie z tym radzić. Mam nadzieję, że może coś się wyjaśni. Powodzenia!:)
  13. self_therapy

    Samotność

    Czasami ciężko nawet rozróżnić sen od jawy. Zgadzam się, że w snach można być szczęśliwym. Tylko pojawia się pytanie: Czy jest to prawdziwe? Nic chyba nie zastąpi świadomej radości, która we śnie jest niemożliwa. Pamiętam jak rozmawiałam kiedyś ze znajomym na ten temat i odpowiedział mi, że umysł emocjonalny nie rozróżnia jawy od snu. Organizm tak samo reaguje na strach we śnie jak i w prawdziwym życiu. Miał tu na myśli szybsze bicie serca, nadmierne pocenie się, etc etc.
  14. Zrealizować wszystkie plany zawodowe związane z prowadzeniem własnej działalności. Przestać się zamartwiać krytyką i sukcesywnie robić swoje. Doceniać więcej.
  15. spacer wzdłuż Wisły z ukochaną osobą.
  16. SuperSkromny, to jest oczywiście tylko moje zdanie, ale uważam że wszystko z Tobą w porządku. Jeśli piszesz, że często jesteś w centrum zainteresowania i przekazujesz ludziom swoja energię to należy postawić pytanie: Męczy Cię te sytuacje? Czujesz, że w jakiś sposób oszukujesz siebie? Jeśli odpowiedź jest negatywna to ja na Twoim miejscu bym się nie przejmowała i cieszyła się tym, że masz taka fajną osobowość, która sprawia że inni dobrze się czują w Twoim towarzystwie. I tyle :) Ja osobiście miałam tak, że również wywoływałam w ludziach pozytywne emocje ale strasznie mnie to męczyło i osłabiało fizycznie. Było to zdecydowanie na pokaz, w celu zdobycia uwagi czy zainteresowania.
  17. self_therapy

    Samotność

    Nie wiem czy to jest podobna sytuacja ale ja miałam kiedyś coś takiego, że liczyłam na to że ta druga osoba wyciągnie mnie z marazmu w jakim wtedy trwałam. Miłość myliła mi się z potrzebą bliskości. Bardzo idealizowałam tą osobę, wierzyłam naiwnie że jakbyśmy byli razem to większość problemów zniknie. Dopiero po wielu latach uświadomiłam sobie, że związek polega na partnerstwie a nie na ratowaniu jednej osoby przez drugą. Od tego jest bowiem terapia. Ale wciąż pamiętam jak żyłam to miłością. I mimo, że ja byłam w Polsce a ta osoba w Anglii, to przez blisko 2 lata wyobrażałam sobie jak to by było wspaniale gdybyśmy byli razem. W sumie to było takie szukanie sensu, życie nadzieją że jeszcze nic nie stracone. Bo w marzeniach czy fantazjach wszystko jest możliwe. I tak sobie myślę, że ciężko byłoby mi przetrwać w tamtym okresie gdybym nie żyła w tych fantazjach.
  18. Zgadzam się z tym co napisałeś. Tak mi się przynajmniej wydaje. Od powodzenia terapii zależy między innymi to czy wkładamy w nią siebie i czy naprawdę pracujemy nad zmianą własnych nawyków. Czy można to zrobić bez psychoterapii? Można. Sama znam osobę, która wyszła z pewnych zaburzeń na własną rękę ale trwało to dość długo i było okupione naprawdę ciężką pracą. Idąc na terapię, zakładam że idę do specjalisty i będzie on lepiej wiedział co w danym momencie będzie dla mnie najlepsze. Nie generalizuję też, że wszyscy psychoterapeuci czy psychologowie to specjaliści. Z tym różnie bywa. Z resztą jak z każdym innym zawodem. Aha, jeszcze jedno. Nie wierzę, że terapia jest lekiem na wszelkie zło i działa na wszystkich. Terapia zakłada bowiem, że pacjent/klient posiada pewna umiejętności typu: potrafi nazwać własne stany emocjonalne, odznacza się pewną inteligencją potrzebną do obserwowania siebie, jest w stanie chociaż w minimalnym stopniu zaufać drugiej osobie etc. Osobiście poza terapią poznałam inne sposoby zwalczania własnych problemów, zaczynając od NLP, przez pracę z ciałem typu Reiki, The Work Byron Katie, ustawienia Hellingera aż do współczesnego coachingu. I mimo, że większość z tych metod wzbudza dużo kontrowersji to wiele osób otrzymało z nich wiele korzyści i zmieniło podejście do własnej osoby jak i problemów. I niektórzy z nich podobnie jak Ty krytykują terapię. Ogólnie chodzi o to, żeby coś się poprawiło. Jakie więc ma to znaczenia co sprawia, że jest nam lepiej? Dla jednych jest to terapia a dla drugich wiara, że Harry Potter ich ocali przed wszelkim złem. Od razu zaznaczę, że nie mam pojęcia jak tłumaczy się powstanie nerwicy w ujęciu organicznym. To prawda, terapia jest dla osób, które mają problemy na podłożu psychicznym. Jeśli dochodzą do tego jakieś nieprawidłowości wynikające z biologii, to faktycznie, pewnie leki są wtedy niezbędne. Dla mnie terapia na pewno jest rozwojem osobistym. Początkowo pomagała mi się uporać z problemami, a teraz przyczynia się do lepszego wglądu w siebie i ułatwia dostrzeganie pewnych mechanizmów. Chodzę na psychoanalizę, która zakłada że uświadomienie sobie przyczyny lęków prowadzi do ich zmniejszenia bądź wyeliminowania. Przykład: W pewnym momencie panicznie bałam się wystąpień publicznych. Wychodziłam na środek i nic, jeden wielki lęk, że się zbłaźnię. Po pewnym czasie w trakcie terapii przypomniałam sobie jak, będąc w liceum odpowiadałam przy tablicy i miałam wrażenie, że wszyscy się ze mnie śmieją. Potem automatycznie odtwarzałam tą sytuację. To nie jest tak, że teraz w ogóle się nie denerwuję ale jest to zupełnie inny lęk. Dodam, że moja obecna praca polega na wychodzeniu na środek sali i mówieniu do ludzi :)
  19. wcześniejsze niż planowane wyjście z pracy :)
  20. Każdy terapeuta jest inny i każda terapia może z daną osobą wyglądać inaczej. Przez swój wcześniejszy post chciałam powiedzieć, że to jak postrzegamy terapeutów nie zawsze znaczy, że takimi właśnie są. uspiony2, również chodzę na terapię psychoanalityczną i czasami wydaje mi się, że moja terapeutka jest mało ludzka. Może to kwestia specyficznego podejścia, zakładającego nieodkrywanie się przed pacjentem z emocjami etc.? Ja się już w sumie do tego przyzwyczaiłam :)
  21. self_therapy

    Samotność

    Zastanawiam się nad jedną rzeczą. Pamiętam, że będąc w liceum byłam przeraźliwie samotna. Bardziej w ujęciu emocjonalnym niż małej ilości spotkań ze znajomymi. Dopiero niedawno zdałam sobie sprawę, że ja lubiłam swoją samotność. Ba, uważałam nawet w pewnym momencie, że jestem lepsza niż inni bo nie interesują mnie takie przyziemne rzeczy jak makijaż, zakupy etc. I tu pojawia się pytanie: Czy my naprawdę chcemy przestać czuć się samotni?
  22. Dość mi znajome to co napisałeś. Od kilku lat próbuję zmienić swoją sytuację życiową i dopiero ostatnio zaczęłam cokolwiek robić. W tym momencie bardziej przypomina to rollercoaster, dwa dni na górze, jeden na dole. Scenariusza do tej pory nie znam i nie wiem czy w ogóle go poznam. Ale nie o tym chciałam Przeczytałam ostatnio taką książkę ,,Filozofia F**k It, Czyli Jak Osiągnąć Spokój Ducha'' i w sumie natrafiłam tam na parę ciekawych schematów, które stosowałam. Brak kreatywności moim zdaniem nie wiąże się z tym, że jedna osoba jest kreatywna a druga, ale - z zablokowaniem jakiejś energii. Co ją blokuje? Oczekiwanie własne lub innych odnośnie tego czym powinniśmy się zajmować. Przykład: Nie spróbuję otworzyć własnej firmy bo i tak mi się nie uda. Czyli brak działania jest wynikiem strachu przed konsekwencjami a nie jakąś cechą wrodzoną. I chyba na tym strachu należałoby się skoncentrować. Jakieś kilka miesięcy temu miałam totalny spadek nastroju i nie miałam ochoty absolutnie niczym się zajmować. Wiązały się z tym oczywiście wyrzuty sumienia, że POWINNAM coś robić. Pomyślałam sobie wtedy, że dam sobie tydzień na robienie wszystkiego na co mam ochotę (nieważne czy było to konstruktywne czy nie) i zobaczymy co z tego wyjdzie. Co ciekawe kiedy nie byłam ograniczona tymi własnymi nakazami moja aktywność się odblokowała i miałam jakieś nowe pomysły na życie. Od tamtego czasu staram się to ćwiczyć. Jak odczuwam duże zmęczenie to daję sobie na wstrzymanie. I po jakimś czasie ta energia wraca. Czasami dłuższym, innym krótszym, ale wraca. No nie wiem, takie moje przemyślenia odnośnie kreatywności
  23. Właściwie mogłabym się podpisać pod większością postów w tym wątku. Teraz raczej nie mam problemów z okazywaniem emocji ale wcześniej to był istny dramat. W sumie do tej pory mnie to zastanawia jak działa ten mechanizm: im bardziej potrzebujesz i chcesz miłości tym bardziej od niej uciekasz gdy już jest w pobliżu. Lęk przed odrzuceniem, brak akceptacji własnej osoby... Chyba to jest główna przyczyna. Z perspektywy czasu i długiej terapii widzę, że może pomóc właśnie terapia lub totalne zdystansowanie się od tego co sobie inni o mnie pomyślą. Mówi to osoba, która strasznie przejmowała się zdaniem innych ludzi a teraz mało mnie to interesuje :) Co do mówieniu bliskiej osobie o swoich uczuciach to mój przypadek był taki, że prawie przez 3 lata miałam w głowie obraz ukochanej osoby. Fantazjowałam o tej osobie, układałam dialogi, idealizowałam wszystko co robiła ale nie mogłam zebrać się na wyznanie swoich uczuć. Jak już to zrobiłam to okazało się, że ta osoba nie była warta mojej uwagi. Straciłam więc te lata i moją radą jest działanie. Ale zdaję sobie sprawę, że łatwiej napisać niż zrobić :)
  24. Tak, to krojenie marchewki w kosteczkę i nagminne prasowanie ciuchów to objaw nerwicy natręctw. Związane jest to głównie z brakiem kontroli w jakichś aspektach życia i próbą skontrolowania tego co się da (czyt. marchewka). Szkoda, że Twój chłopak zraził się do psychoterapii bo to głównie przychodzi mi na myśl po przeczytaniu Twojego postu. A jakbyś mu przedstawiła przypadki osób, którym terapia pomaga? Że może trafił na początku nie najlepiej co nie znaczy, że wszyscy tacy są? Rozumiem Cię jak piszesz, że zamiatanie problemów pod dywan jest mało budujące dla związku. Też w pewnym okresie miałam podobną sytuację i pamiętam, że wspólnie z chłopakiem umówiliśmy się, że każdego danego dnia w tygodniu rozmawiamy o tym co nas zdenerwowało bądź jakoś podbudowało. W pewnym momencie to już nie był jeden dzień i jedna godzina ale za każdym razem kiedy jedno było złe to mówiło o tym na bieżąco drugiej osobie. Może czasami nie było to przyjemne ale w perspektywie długookresowej pewnie lepsze. Nie wiem czy to się sprawdzi u Was ale nie zaszkodzi spróbować:) A może jak nie terapia, to jakieś warsztaty rozwojowe odnośnie uwalniania emocji?
  25. Sama tak miałam. W sumie czasami nadal mam. Wolę nie pokazywać emocji na zewnątrz bo pojawia się wtedy to pytanie: ,,Czy oni na pewno zrozumieją?'' I kiedy odpowiedź jest negatywna to wybieram zamknięcie się we własnym świecie. W obawie przed tym, że ktoś nie zachowa się w ten sposób jaki być może od niego oczekuję. Czyli obawa przed odrzuceniem. A to wystawienie się na pośmiewisko to było prawdziwe czy tylko raczej w Twojej głowie? Pytam bo ja tak miałam, że każde swoje odsłonięcie traktowałam jak jakąś żenadę i dodatkowo stanowiło to argument żeby więcej już nie próbować. Po długim czasie dowiedziałam się, że jedyna osobą która traktowała to jak pośmiewisko byłam ja sama.
×