Skocz do zawartości
Nerwica.com

Tukaszwili

Użytkownik
  • Postów

    966
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Tukaszwili

  1. A ja jestem właśnie na świeżo po ataku paniki, którego skutkiem są duszności od jakichś 25 minut. Właściwie wszystkie znaki na ziemi i niebie ostrzegały, ale ignorowałem. Ostatnio byłem narażony na negatywne bodźce - ojciec kumpla miał zawał, koleżanka z pracy zabieg na serce, więc kwestie kardiologiczne grały symfonię. Sam ostatnio tak po cichu rozważałem czy może nie przebadać ponownie pikawy. Odrzucałem jednak te myśli tłumacząc się nerwicą. Od dwóch dni męczy mnie przeziębienie plus problemy jelitowe, jakieś skurcze, kłucia, brak apetytu, taka lekka jelitówka. Wiadomo, że podczas przeziębienia nerwicowiec jest bardziej podatny na ataki. W każdym razie - wczoraj wieczorem łyknąłem aspirynkę, gorąca herbata z imbirem, cytryną, miodem i leżenie pod kocem. Łamanie w kościach dziś ustało, ale jelita dalej męczą, choć mniej. Wychodząc z pracy łyknąłem 3 Rutinoscorbiny i Sanprobi IBS, aby podereperować bebechy. Nagle mój mózg wpadł na pomysł, że zmieszałem leki, więc dostanę wstrząsu anafilaktycznego. Gula w gardle natychmiast, ale mimo wszystko udało się przetrwać, po jakichś 15 minutach przeszło. Niestety psyche już była nadszarpnięta. Jadę kolejką i zacząłem czytać o bólach brzucha przy przeziębieniu. Gdzieś coś tam mi mignęło, że bóle brzucha MOGĄ być wywołane kwestiami kardiologicznymi. Postanowiłem przestać czytać, chowam telefon do kieszeni, mija może 5 minut i bach! Uczucie połknięcia serca, uderzenie ciepła, za chwilę tachykardia i gorąc na twarz, a totalne zimno na stopach. Jestem e komunikacji miejskiej, więc lęk nasilony, bo już się boję, że nikt mi nie pomoże. Atak trwał może 3 minuty. Na szczęście trafił się przy końcu drogi do domu, zaraz wysiadałem. Zimne powietrze mnie trochę ocuciło, zwolniłem oddech i teraz myślę: kurde, może pójdę do kardiologa? Pozdrawiam Was czule z dna.
  2. mi na mordzie już wszystko drżało, jak i w innych częściach ciała.
  3. @laveno ale CRP 9 to nic strasznego. mój dobry kumpel cierpi na wrzodziejące jelito, czyli ryzyko raka jest zdecydowanie większe, niż u przeciętnego człowieka. przy ostrym ataku choroby miał CRP na poziomie 90parę. nie wiem czy lekarz chętnie da skierowanie na kolonoskopię, jeśli powiesz, ze masz pewne obawy, to chyba nie powinien robić problemów, choć oczywistym jest, że nie masz raka jelita
  4. @Robek1996 witaj na forum! Widzę, ze doświadczyłeś klasycznej randki z nerwicą, na gorszą umówić się nie można. Dobrze, że w miarę szybko zareagowałeś i podjąłeś walkę, trzymam kciuki, że będzie udana i pogonisz prześladującą nas sukę. Zachęcamy do regularnego wylewania żali, zapewniam, że to swoiste katharsis . Widzę, że ostatnio coraz więcej facetów się tu pojawia.
  5. @ZnerwicowanyWaldek Dzień dobry, witaj na naszym kochanym forum. Przeczytałem Twoją wypowiedź bardzo dokładnie i mamy bardzo wiele zbieżnych problemów. Też mam 29 lat, rok temu wkręcałem sobie guza mózgu, bo piszczało mi w uchu, przeszło po rezonansie głowy. Za małolata (jakieś 18 lat temu) po obejrzeniu filmu o AIDS, przeraźliwie bałem się, że mam tę chorobę, mimo że kompletnie nie wiedziałem, jak się ją łapie. Raz wylądowałem na pogotowiu przekonany o zapaleniu wyrostka robaczkowego, był to również okres raka jelita, przekonanie, że nowotwór zjada mnie od środka było silniejsze, niż Pudzian w prime time. Najbardziej jednak podobni jesteśmy w przypadku lęku przed lataniem. Dopiero w tym roku pierwszy raz wsiadłem do samolotu. Od lutego odbyłem 11 lotów, podczas 9 z nich byłem naćpany Lorafenem, więc jakoś przeżyłem, ale 2 na trzeźwo - koszmar, moje czarne myśli w 100% pokrywają się z Twoimi. Koniecznie odwiedź psychiatrę, psychologa. Nie ma na co czekać, mnie leki i terapia pomogły na tyle, że teraz funkcjonuję w miarę normalnie.
  6. @Roza00 , chyba jednak nie jest z Tobą tak źle, jak poprzednim razem, bo już ładnie zaczynasz racjonalizować swoje kłopoty z węzłami Pół roku temu na pewno byś nie napisała o tym, że powiększyły się z uwagi na przewianie i częste zmiany pogodowe. No i co najważniejsze - nie masz ochoty udać się do lekarza. Dla mnie to ewidentny postęp, bo przecież poprzednio wpadłaś w potężny dołek, który dodatkowo był u wyjściu pokryty błotem i wciąż się ześlizgiwałaś na dno, zatem trzymam kciuki, aby tym razem szybciej Ci przeszła wkrętka Też niedawno mi wyjebał mój ukochany węzeł, ale wtedy przewiało mnie w samolocie hardkorowo, 3 godziny wiało na szyję i nie mogłem wyłączyć pieprzonego wiatraczka.
  7. Troszkę pogrzebała pani psycholog w mojej przeszłości, ale to było niezbędne aby poznać podwaliny nerwicy, która mnie zaatakowała. Wszystkie najgorsze przeżycia jej wyrzygałem, stopniowo przechodziłem od każdego etapu mojego życia aż do pierwszych objawów szajby. Chodziłem może łącznie jakieś 3 miechy? Podczas tych spotkań wykonywałem również różne ćwiczenia, które uczyły mnie jak szybko uporać się z atakami paniki, czy jak racjonalizować nawracające lęki o zdrowie. W kwestii psychotropów leczenie wygląda troszkę inaczej, niż przy "normalnych" lekach . Ja brałem Seronil i w ogóle nie odczuwałem żadnych skutków ubocznych, po prostu z każdym dniem było lepiej, lęki dopadały rzadziej, łatwiej racjonalizowałem no i świat wokół zdawał się bardziej pozytywny. Psychotropów nie radzę odstawiać ot tak, z dnia na dzień. Trzeba to robić stopniowo zmniejszając dawkę i częstotliwość. Najlepiej pogadać z lekarzem psychiatrą, dokładnie Ci wytłumaczy.
  8. Z gulą w gardle nie ma co walczyć. Czasem, kiedy już naprawdę daje się ostro we znaki, to kupuję Essox One, taki syropek w tubkach, który się wyciska do papy. Ma zadanie łagodzić refluks, poprawiać kondycję przełyku, gardzieli. Przy tygodniowym stosowaniu objawy kuli malały.
  9. @Pholler - mnie się zdarzały problemy z mową. Będąc precyzyjnym: często zapominam słów, zdarza mi się, że się zacinam w trakcie rozmowy. Co mnie irytuje, bo zawsze słynąłem z popisów oratorskich, jeszcze w czasach sprzed nerwicy jakieś prezentacje na studiach, w liceum, to zawsze był mój show. Teraz różnie z tym bywa, czasem mam totalne zwiechy. Aby było ciekawiej - podobnie gdy muszę używać angielskiego. Wydaje mi się, że dawniej dużo lepiej posługiwałem się językiem synów Albionu.
  10. Nie było mnie jakieś 3 dni a tu postów naprodukowane, jak dzieci w Lebensborn, nieźle. Widzę nowe "twarze", współczuję Wam, że musieliście trafić na to forum, nikomu tego nie życzę, bo nerwica to kurwa. @laveno - bekanie po wypiciu wody niegazowanej, czy herbaty jest normalne. Typowe dla refluksu. Mnie się zdarzało beknąć zaraz po otworzeniu oczu rano i podniesieniu głowy z poduszki. Puste odbicia są nieprzyjemne, ale to normalne. I NIE CHLEJ WITAMINY C NA PUSTY ŻOŁĄDEK! Przecież to kwas, tylko wspomagasz refluks, zawsze najpierw coś zjedz. Co do pieczenia i zgag - im bardziej się stresuję, tym mocniej mi dokuczają. Ważne info, które kiedyś przekazała mi gastrolożka - jesienią problemy żołądkowe się nasilają. Szczególnie refluks upodobał sobie tę depresyjną porę roku. Chłód, smog, często zmiany temperatury - żołas tego nie lubi. @Fiołek 85 - krew na stolcu przy hemoroidach to norma. Hemoroidy nie muszą boleć, jeśli są wewnętrzne to ich nie czuć. Per rectum wystarczy, aby zdiagnozować guzki krwawnicze.
  11. @laveno, skoro już przed rozpoczęciem konsumpcji przypominasz sobie o objawach raka żołądka, to wiadomo, że Twoje znerwicowane ciało zrobi wszystko, aby uaktywnić bodźce determinujące pewne reakcje świadczące o zagrażającej życiu chorobie, mimo że jej nie masz. Jakbyś miała nowotwór bebechów, to za przeproszeniem, ale byś srała i rzygała pod siebie. Ta choroba naprawdę daje się ostro we znaki, więc szanse, że masz raka są zerowe.
  12. Pozwolę sobie opisać na mym przykładzie, jak bardzo zryta jest psyche nerwicowców. Ostatnio pisałem, że stolczyk zrobił mi się luźny, często odczuwam bóle pod lewym żebrem i takie tam. Oczywiście już tryby hipochondrii zostały uruchomione, jakieś tam nowotwory na horyzoncie się pojawiły, widziałem ich delikatną poświatę. Zacząłem się zastanawiać - kurde, a może ja coś złego jem? Postanowiłem w piątek, że zrezygnuję z codziennego picia wywaru z lnu mielonego, ostropestu, nasion konopi i miodu. Codziennie wieczorem serwowałem sobie bowiem taki napój, od paru dobrych miesięcy. Odpuściłem w piątek, odpuściłem w weekend i co? Fekalia utwardzone, żadnego dyskomfortu pod żebrem. Po prostu się za mocno przeczyszczałem wcześniej. Ehhh, szkoda ryja strzępić
  13. Cześć @alicja_z_krainy_czarów, witamy Cię w naszym gronie hipochondryków. Widzę, że posiadasz pełen pakiet nerwicowca, ze wszystkimi dodatkami, czyli czuj się na forum, jak u siebie w domu - niestety. Lęk przed badaniami ciężko pokonać, ale uczucie, gdy dostajesz pozytywną diagnozę, jest najwspanialszym na świecie. Ten nagły przypływ endorfin przelatujących po całym ciele, ma się ochotę skakać, kochać ludzi, a świat mieni się jedynie w różowych barwach. Oczywiście, neuroza ma to do siebie, że nawet tak wspaniały moment potrafi zrujnować w sekundę, ale mimo to warto czasem go osiągnąć. Mnie pomogła terapia poznawczo-behawioralna, podczas której nauczyłem się racjonalizować lęki. Brałem także leki, przede wszystkim Seronil, który w moim przypadku okazał się złotym środkiem. Nie zamulał, nie miałem żadnych efektów ubocznych (choć parę razy jak łyknąłem na czczo, to wystąpiła zgaga) i dość szybko powodował wzrost serotoniny w mózgownicy. Doraźnie Lorafen, aby wyciszyć ataki paniki, ale z nim nie można przesadzać, bo łatwo uzależnia. No i co najbardziej istotne - kiedy widzę, że szajba zaczyna za bardzo odbijać, od razu robię dwie rzeczy: 1. Badania, które mają na celu mnie uspokoić, 2. Gdy okazuje się, zawsze, że to znowu psychika, bo wyniki są perfekcyjne, to umawiam się do psychiatry na krótką pogadankę i przepisanie Seronilu. Nigdy nie czekam, nie zwlekam, od razu biorę się do działania.
  14. @obłędna w Twojej wypowiedzi piszesz " leki od psychiatry niewiele pomogły być może zbyt krótko brałam ale uznałam że jeśli psychicznie coś ze mną nie tak to sobie poradzę sama " - to chyba największy błąd jaki każdy nerwicowej może popełnić. Skoro psychicznie Ci coś dolega, to niestety nie powinno się leczyć samemu, lecz korzystać z pomocy psychiatry. Leki, aby zadziałały, trzeba brać długo, niestety. Dobrze, że zdecydowałaś się na terapię, mam nadzieję, że pomoże, trzymam kciuki
  15. @biedronka - doskonale wiem, że trzustka trochę inaczej boli, dlatego pewnie nadal nerwica nie dokonała abordażu, wciąż się trzymam całkiem solidnie, potrafię racjonalizować, póki co nie oddaję tej suce okrętu, kapitan schodzi ostatni @Pholler - no fakt, umiem te lęki całkiem nieźle tłumić, ale Twój stan niestety znam aż za dobrze. Nerwicowa maligna, ni to sen, ni rzeczywistość, wszystkie myśli skupione wokół zagrożenia życia. Z tym, że gdy mnie dopada ta zaraza, to pędzę do lekarza, to silniejsze ode mnie. Teraz nie chcę iść do lekarza, choć wiem, że jakaś pozytywna diagnoza dałaby mi spokój na kilka miesięcy. No bo tak: może i mam luźny stolec rano, ale nie latam non stop do kibla, załatwiam się tylko po kawce, zazwyczaj w rejonach 11:00 - 12:00. Pod żebrem czasem zaboli, ale po stolcu przechodzi, podobnież jak po wypuszczeniu gazów. No i co najważniejsze - moje myśli są często skupione wokół żołądka, zatem mam świadomość, że nerwowość na tym punkcie może determinować srutę. Samopoczucie naprawdę mam dobre, na wymioty nie bierze, sił sporo, no i najważniejsze: apetyt. Kocham jeść, mógłbym ciągle, szczególnie po solidnych ćwiczeniach, które nadal staram się wdrażać w codzienność. Reasumując - nie jest najgorzej, na wadze nadal zmieściłem więcej pozytywów.
  16. Badania nigdy nie zaszkodzą @Pholler. Oczywiście pewnie wyjdzie klasyka, czyli nerwica, lecz jeśli masz się poczuć bezpieczniej to lepiej pobrać krwi, skoczyć do lekarza, pogaworzyć z nim. Teraz też jestem w takim stanie pomiędzy. Znowu mam jakieś rozstroje żołądka, codziennie jeden stolec, ale raczej luźny. O jelita się nie martwię, bo kolonoskopię miałem 2 lata temu, zatem żaden rak się tam wyhodować nie byłby w stanie, gastroskopię miałem w tym roku, na której wyszedł jeno helicobacter. Parę dni temu dałem kał do badania na helicobacter - wynik ujemny, czyli eradykacja chyba udana, ale oczywiście nie wierzę do końca. Cały czas gdzieś myśli wirują wokół trzustki, bo czasem coś zakuje pod lewym żebrem. Z drugiej strony nawracające bóle w tym miejscu mam od 16 roku życia, czyli prawie połowa mego żywota na tym łez padole. Poza tym samopoczucie raczej dobre, żadnego osłabienia, apetyt dopisuje, chęci są. Ehhh, już sam kierwa nie wiem.
  17. @Pholler, no przecież klasyka, wszędzie doszukujemy się znaków, które mogą świadczyć o śmiertelnej chorobie. Każde przypadkowe, dziwne zdarzenie, odczytuję jako nadchodzącą zgubę.
  18. Niestety zagrożenie hipochondryczne czai się wszędzie. Czytam teraz książkę Daniela Odiji "Przezroczyste głowy", właściwie jest to zbiór opowiadań. W jednym z nich narratorem był chłopiec chory na nieokreślonego raka, w następnym ćpun martwiący się o swoją trzustkę. Czytałem przed pójściem spać, więc oczywiście sen już był posrany, mianowicie: mój dobry kumpel oznajmił mi, ze ma raka trzustki i nie ma dla niego ratunku. Obudziłem się spocony, bo tak naprawdę w całym tym śnie non stop chodziło za mną przeczucie, że nie on jest chory, lecz ja, porąbane, nawet nie umiem tego wytłumaczyć.
  19. Te podskoki wyglądają różnie. Nawet ciężko mi to opisać. Czasem jest to rzeczywiście takie jedno mocarne tąpnięcie, potem przyspieszenie i uczucie paniki. Czasem odnoszę wrażenie, ze serce mi po prostu staje - takie akcje w pozycji leżącej. Najgorsze są wrażenie połykania serca lub uczucie jakby mi ktoś podłączył pompkę pod pikawę i trochę powietrza zapodał. Także większość przypadków ma miejsce, gdy jestem bardzo najedzony. A no i mnie nigdy serce nie boli, żadnego kłucia, czy duszności. Częstotliwość.. hmmm, różnie, czasem potrafię i z pół roku mieć przerwy. Najgorzej, gdy akurat mnie nerwica łapie.
  20. Bracia i siostry w nerwicy, przybywam z powrotem, przeżyłem loty, choć nie było łatwo, szczególnie z Madrytu do Wawki. Impreza przednia, popiłem mocno, zdjęcie pod Santiago Bernabeu zrobione, @Teksas potem Ci podeślę Lecąc do Hiszpy łyknąłem 3 lorafeny po 1mg i zdały rezultat, naprawdę zachowałem zdrowy rozsądek. Gorzej w niedzielę, bo zbudziłem się na wielkim kacu i moje zniechęcenie do czegokolwiek było tak ogromne, że uznałem, iż w takim stanie wystarczy mi jedna pigułka i dam radę. Nie dałem, przy wznoszeniu się trafiły się przez parę sekund dosłownie bardzo silne turbulencje, no i byłem już ugotowany. Widmo śmierci, spadający samolot, wizje wiadomości w TVN24 z info, że to pierwszy taki przypadek od wielu lat, nieszczęśliwy wypadek po błędzie pilota, wszyscy zginęli na miejscu. W sekundę zlałem się potem, ręce zdrętwiały, serce tak napierdzieło, że prawie zrobiło dziurę w klatce piersiowej. Co to był za koszmar. Drugiego Lorafenu nie chciałem brać, bo zanim by zaczął działać, to już byśmy wylądowali chyba nigdy nie pokocham latania, a był to już dziesiąty lot w tym roku. @Pholler - fikołki serca mam od 8 lat, różnie się objawiają. Właściwie od nich zaczęła się moja przygoda z tą nieszczęsna kochanką neurozą. Podobnież jak @Teksas przebadałem pikawę, ale zawsze wyniki miałem perfekcyjne. Czasem się zastanawiam, czy to w ogóle serce, czy może kwestia refluksu.
  21. Bez przesady z tą cukrzycą, jak już to ewentualnie stan przedcukrzycowy, który da się doprowadzić do remisji dzięki odpowiedniej diecie. Podejrzewam jednak, że w Twoim przypadku glukoza Ci skacze, bo jesteś non stop w wielkich nerwach. Psychiatra, do której chodziłem, tłumaczyła mi kiedyś, że cukier rośnie podczas silnych napadów nerwicy. W listopadzie 2017 roku miałem 106 na czczo. Robiąc badanie byłem przekonany, że cierpię na raka przełyku.
  22. Ekstazy Życzę powodzenia, mam nadzieję, że po raz kolejny powstaniesz z tych popiołów, choć wszyscy wiemy, że potem bardzo łatwo znowu spłonąć.
  23. @Pholler - wcale nie mam aktywnej pracy, jestem specjalistą do spraw rekrutacji w agencji, która wysyła ludzi do Holandii. Większość dnia spędzam przy biurku, wpatrzony w ekran komputera, przeglądając CV i dzwoniąc po kandydatach. Mam jednak to szczęście, że relatywnie często (jakoś 3-4 razy w roku) szefostwo organizuje imprezy. Zawsze dwukrotnie w Holandii, najpierw w lutym ostra popijawa, potem w czerwcu party rodzinne, na które można zabrać całą familię, teraz zabawa w Madrycie, tylko dlatego, że akurat posiadamy biuro tamże. Jeszcze w grudniu clubbing świąteczny w Opolu tam zresztą też posiadamy siedzibę. Poza robotą oczywiście staram się dużo poruszać, co drugi dzień biegam po 6 km - świetny zastrzyk endorfiny. W dni, podczas których nie uprawiam joggingu, staram się skupić na jakichś ćwiczeniach kalenistycznych, czyli pompki, brzuszki, podciąganie, jakieś rozciąganie, aby rozluźnić spięte plecy. Wiadomo, nie po to robię te cuda, aby być Adonisem, bo skoro nie wyrzeźbiłem ciała chodząc do szkoły sportowej, to teraz mając 30stkę na karku tym bardziej tego nie dokonam chodzi o to, aby się nie "sparówczyć", no i wysiłek fizyczny sprzyja lepszemu samopoczuciu. Dochodzi również wątek hipochondryczny, bo relaksacyjny sport sprzyja zdrowiu. Niższe ciśnienie, cholesterol w normie, utrzymanie wagi i takie tam.
  24. Teksas - wiadomo, że polecę, muszę wszak podejść pod Santiago Bernabeu (stadion Realu Madryt, info dla niewtajemniczonych w piłkę nożną) i zrobić sobie pod nim zdjęcie w koszulce Barcelony :D, a od naszego hotelu jest jeno 6 km do przybytku Los Blancos, zatem nie odpuszczę. Co do krwi z nosa - dla mnie norma, od małego leci mi dość często. Szczególnie, gdy nagle wchodzę do pomieszczenia ze znacznie inną temperaturą, niż na dworze, przy zmęczeniu czy w dużym stresie. patisson134 - zapewniam Cię, ze nie masz raka jelita. Jakbym Ci opowiedział jakie ja już stolce robiłem, to byś się za głowę złapała. Najgorzej jest, gdy wraca zapalenie odbytu, czyli dość częste schorzenie u facetów między 30 a 40 rokiem życia. Łatwo je wyleczyć, wystarczy parę dni brać czopki, ale upierdliwe cholerstwo. Teraz właśnie mi dokucza, wczoraj między innymi jeden ze stolców był... OŁÓWKOWATY! cieniutki jak wężyk. I co zrobiłem? Spuściłem wodę i zająłem się swoim życiem
×