Skocz do zawartości
Nerwica.com

Mezus

Użytkownik
  • Postów

    217
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Mezus

  1. Miało nie być (?) leków, ale... Właśnie sobie pierwszą tabletkę Ketipinoru kawą popiłem. Jedna rzecz, w tym leku, mnie urzekła- dawkowanie. Nie, z przytupem, z grubej rury, ale przez pierwsze dwa/trzy dni 0-0-25, później przez kolejne kilka 25-0-25. Później ewentualnie zwiększenie o 25, tak aby po kilkunastu dniach dojść do 100-0-100. Co podobno ma być dla mnie, przy nerwicy lękowej, wersją optymalną. Ciekawe, że wychodzi na to, że znaczenie w dawkowaniu ma wiek, ale nie ma za to... waga. Tak, jakby dla klienta 70 kg, np, działanie dawki było takie same, jak dla np 110 kg. Tak czy inaczej- pożyjemy (?), zobaczymy. Minęło dobre pół godziny i jakoś morda mi się do spania nie wykrzywia... -- 21 gru 2016, 17:24 -- Jest tak... Dziś funkcjonuję, choć pierwsze trzy-cztery dni, to było potworne nieporozumienie. Spać... spać... ziewać... spać... ziewać.. położyć się... spać..poleżeć... W dowolnym momencie, czy sytuacja sprzyjała czy nie, byłem gotów zwinąć się w kłębek i momentalnie zasnąć. Teraz jest już lepiej, ale poranki to makabra- ryja się człowiekowi nie chce otworzyć i oczu szerzej wywalić. Inna sprawa, że faktycznie mocno wali po śluzówkach- nos zatkany, a w gębie sucho i kapeć, jak po wypaleniu pod rząd -nastu papierosów. Mycie zębów, kilka kubków kawy czy soku niestety nie rozwiązuje problemu. W pewnym momencie dnia samo przechodzi, ale fajne to nie jest.
  2. Widzę, że w przypadku większości powodem jest zamartwianie się podwyższoną temperaturą. A ja, dla odmiany, co prawda nie mierzę, ale gdy mnie złe dopada jest mi cholernie zimno. Początkowo kilka razy mierzyłem- wychodziło ok 36,6 więc nie był to objaw choroby czy problemów z gorączką. Teraz, gdy mnie złe za gardło łapie, jest mi tak zimno, że dreszcze nie pozwalają w spokoju siedzieć przy biurku czy leżeć na łóżku- muszę... spacerować. A i tak zębem na ząb trudno trafić, zakładanie bluz nie pomaga, wejście pod koc również... Tak sobie godzinę, dwie maszeruję, aż samo przechodzi...
  3. Mezus

    Kawa

    Jeszcze kilka tygodni temu wypijałem do 10 kubków kawy... Jeśli miałem pod ręką pełny ekspres- piłem z ekspresu, jak miałem lenia- piłem rozpuszczalną. Łapałem się, że standardowy słoik 250 g starczał mi na 3-4 dni. Teraz wypijam 1, góra 2 kubki a wyleczył mnie rotawirus Poza tym, że przy tym g... dosłownie i w przenośni nic nie mogłem dogębnie, to dodatkowo kawa przestała mi smakować Próby eksperymentów, że może jakość się pogorszyła, więc inny gatunek, może za słaba, za słodka, za biała nic nie dały. W sumie, to ten poranny kubek jest niepotrzebny, ale nie mam pomysłu czym go zastąpić- nic (?) nie przygotowuje się tak szybko i łatwo jak rozpuszczalna kawa z mlekiem- a, że drugą niezbędną czynnością są dwa LuckyStrike pod rząd, to choć kawą oszukuję, że nie są na czczo.
  4. Będzie- "śmierć wydaje"... Wydaje się, czyni wielką różnicę. Się, czego Ci życzę, nie będziesz miała okazji przekonać, a już na 100 % marne szanse, że opowiesz nam, czy wydaje się=pewne na mur beton. To są takie dywagacje wiejskiego listonosza, bez obrazy dla tej profesji. Nie wiem, ilu skutecznych samobójców w ostatnim momencie walczyło o życie i chciało cofnąć czas. Owszem- może coś patolog stwierdzić... niedoszli/nieskuteczni miarodajni raczej nie będą.
  5. Mając do wyboru życie z dodatkowymi "atrakcjami" a nie-życie bez jakichkolwiek "atrakcji" wyboru nie ma żadnego... Odwrócę sytuację, zahaczając o temat, który zapewne był na Forum wałkowany- samobójstwo, to akt odwagi czy skrajnego tchórzostwa? Czym innym jest lęk przed śmiercią, zwłaszcza, gdy bogato, czysto, ciepło, zdrowo, smacznie, itp a czym innym jest jej pragnienie czy dopuszczanie takiego rozwiązania, gdy biednie, zimno, głodno, brudno, itp. Pamiętasz głośną sprawę chłopaka błagającego o eutanazję? Nie dano mu okazji, a on po dłuższym czasie dziękował tym, którzy stawili veto. PS A smaczku dodatkowego dodaje problem- jak już jestem biedny, głupi, chory, itp, to ma to być sekunda, mrugnięcie okiem i bez bólu raz a dobrze. Tak się k...a nie da- trzeba się postarać- jak już sznur, to może wcześniej wiadro leków, odkręcony gaz, itp itd, żeby się później w szpitalu nie męczyć
  6. Stracona- oni, wbrew pozorom, wiedzą co mówią. Nie oznacza to, oczywiście, że z naszej perspektywy mają rację. Członek mojej rodziny w wyniku miażdżycy stracił nogę. Kilka miesięcy później samobójstwo popełnił Jego starszy syn. Nie raz, nie dwa byłem świadkiem, jak wył z bólu, czy zgrzytał zębami trzymając obiema rękoma kikut nogi przy ataku bóli fantomowych. A, że mieszka na 7 piętrze, kiedyś zadałem Mu pytanie- nie łatwiej na balkon i wioooo? Okazało się, że nigdy nie doceniał życia i tak bardzo nie pragnął żyć, jak właśnie wtedy.. A dziś, leży na OIOM'ie, z ostrą zakrzepicą...
  7. Przyznaję, bez bicia- nie czytałem wszystkich wpisów Ale może warto tytuł wątku poprawić- błędny jest skoro stoi tam napisane "NA KAŻDE"...
  8. Mezus

    ot

    "Gość ma jaja i odwagę" fiu fiu- w większości cywilizowanych krajów dawno pierdział by w pasiak a nie uchodził za Robin Hooda.
  9. "No ludzie są naprawdę dziwni." Nie obraź się, ale... Ameryki nie odkryłeś. Są dodatkowo zawistni, złośliwi, pamiętliwi, egoistyczni, po części głupi, po części mądrzy, piękni, zdrowi, bogaci, chorzy, biedni. Co więcej nader często występuje krzyżówka najróżniejszych cech, choć na szczęście rzadko są one "tylko" negatywne. Orientacja? Może mieć znaczenie, dla osób, które ją znają. Ja mam wśród znajomych kilka osób o orientacji homo i nie narzekam- choć w naszych kontaktach akurat pociąg i zainteresowania nie mają znaczenia. Mam świadomość, że nie jesteście specjalnie lubianą czy choćby tolerowaną mniejszością. Miejsce- może w tym problem? Że masz do wyboru albo nasze polonijne przaśne i uprzedzone getto lub osoby o identycznej orientacji, gdzie nie możesz swojego miejsca znaleźć. Nie wnikam, dlaczego-po co- itp jesteście za granicą. Widać tak musiałeś lub chciałeś. Ale może miejsce na mapie jest dodatkowym powodem, dla którego nie masz do kogo pyska otworzyć czy iść na spacer... Fora? Właśnie z takiego miejsca korzystamy, choć ogólnie uważam to za nienajlepsze miejsce i sposób do kontaktów międzyludzkich. Spora część użytkowników, to hejterzy, mitomani, podglądacze czyiś problemów, itp- obawiam się, że ciężko jest spotkać takiego wirtualnego przyjaciela, choć mi się akurat udało dwa razy, co poniekąd zaprzecza mojej teorii...
  10. I klient/pacjent, mając do pewnego stopnia i w pewnych sytuacjach, możliwość wyboru sam podejmuje decyzję. Podobnie jak i w przypadku konsumpcji lub nie leków. Co oboje rozumiemy, stojąc przed tym samym dylematem
  11. Dlatego odkąd pamiętam korzystam tylko z jednej apteki. Której właścicielka ma rękę do pracowników- sam pamiętają, co komu dolega i czy lek N nie "kłóci" się z lekiem A. Informując o tym pacjenta... Nie raz, nie dwa to właśnie oni wyłapywali niepotrzebne interakcje między lekami- choć oczywiście to kupujący/chory finalnie samodzielnie podejmuje decyzję. Dwa- to nie jest brak lub nadmiar czasu. Z lekarzy, do których chodzę, DWOJE myśli co i jak- pozostali w najlepszym przypadku kwitują "Spokojnie", "Niepotrzebna histeria", "Zobaczymy". Dla jasności- są to praktyki prywatne, słone finansowo, czas na wizytę nie jest co do każdej sekundy rozliczany. Takie podejście, czy zwyczaje.
  12. "ale nikt nam na siłę tych piguł nie aplikuje i nie zabrania czytania ulotek "co z czym wchodzi w interakcję"" A i owszem... Tyle, że teoretycznie o czymś więcej niż smak-zapach-kształt prezerwatywy*, jeśli piszemy o zakupach w aptece, powinien decydować lekarz. Który teoretycznie powinien mieć świadomość co-komu-dlaczego przepisuje. Zwłaszcza, jeśli nie jest to sytuacja zero-jedynkowa, gdzie wybierasz mniejsze zło. Z pełną świadomością, kolebiąc się po tym padole prawie pół wieku, dodaję teoretycznie- praktyka mocno od sensu odbiega. * choć i na takie "dodatki" można być zapewne uczulonym :-)
  13. Ale... po co aż takie materiały źródłowe? Dam Ci przykład, kolejny, z dziś akurat. Nie dotyczy TAKICH leków, ale idea do pewnego stopnia zbliżona. Okazuje się, że mam problem z wątrobą. Rzecz, która nastąpiła w przeciągu ostatnich kilku ( 8-9 ) miesięcy. I teraz, szybkie zastanawianie się, skąd i dlaczego. Okazuje się, że znakomita większość leków, które codziennie biorę mocno obciążą i dewastuje, np, wątrobę. Leków, które biorę na inne schorzenia, które wielce możliwe z nerwicy wynikają. Nerwicy, z którą nie bardzo jest jak z miejsca ruszyć. I teraz- można olać np nadciśnienie, chcąc oszczędzić wątrobę. Ale, jeśli problemy kardiologiczne nie wynikają z nerwicy, to niekoniecznie dobre posunięcie. Problem jest taki, że każdy lekarz leczy (?) swój wąski wycinek, nie patrząc na działania innych lekarzy. Jedno się naprawia (?) psując kolejne- a cholera wie, czy tak naprawdę poszczególne leki nie znoszą nawzajem swoich pozytywnych efektów, generując jakiś koszmarny koktajl.
  14. To... przejdzie. Kupę lat temu śp znajomy, za jakieś astronomiczne pieniądze sprowadził sobie nowe auto z Niemiec. Stać Go było, a nasze salony tej wersji nie proponowały. Dziwiłem się, że ma strasznie brudno wewnątrz, że porysowany lakier, itp. Myślałem, że ja tak nie będę- faktycznie, gdy jakiś czas później kupiłem salonowe nowe starałem się o nie dbać. Do czasu pierwszej wgniotki ( której sprawcy i tak nie znalazłem ), pierwszej rozlanej kawy, pierwszej dziury w tapicerce wypalonej żarem z papierosa. Dziś, jeżdżąc już N-tym samochodem od tamtego czasu wychodzę z założenia, że to blaszane pudło, które ma się toczyć. Nie musi być piękne, wzbudzać zainteresowania*, nie bywa czyste, nie jest zadbane. A jak się zepsuje? To się będę martwił wtedy, skąd pieniądze na naprawę, gdzie naprawić- byle nie w trasie, w nocy i set km od domu. * zazwyczaj jednak moje samochody wzbudzają niezdrowe zainteresowanie. Są tak brudne, że ostatnio odmówiono mi mycia na myjni, proponując usługę ekstra- dużo drożej i dużo dłużej trwającą
  15. "może powinnam być jakoś bardziej pozytywnie nastawiona do ludzi jeśli chcę kogoś poznać ;)" Jak się domyślasz, słusznie, nie mam(y) pojęcia, jakie jest Twoje nastawienie do obcych czy świeżo poznanych osób. Możemy, co najwyżej, domniemywać, że albo rzucasz się na "każdego" będąc złaknioną kontaktów lub wprost przeciwnie- mając takie a nie inne doświadczenia, unikasz-chowasz się-wycofujesz. Może, po prostu, nie miałaś jeszcze (?) okazji poznać kogoś, kto będzie tym prawdziwym przyjacielem do grobowej deski. Ja ze swoim najlepszym przyjacielem znam się... ponad trzydzieści lat, mamy już pewne więzy rodzinne, klucze do domów, itp. Co nie przeszkadza nam się tygodniami nie kontaktować czy nie widzieć. A z kilkoma osobami, z którymi wydawało się, że jesteśmy nierozłączni i np przez liceum czy studia niemal się nie rozstawaliśmy, kontakt nagle, bez powodu się urwał i świat się nie zawalił.
  16. Gdyż aczkolwiek ponieważ... nie mam pojęcia :-)
  17. PS Jeszcze jedno... Żyjemy w takim momencie, że znakomitej większość z nas wydaje się, że istnieje cudowna pigułka, która wszystkie problemy rozwiąże. Jak boli łeb, to nie idę na spacer, tylko myk-myk tabletka. Jak mam biegunkę, to nie łyknę ziółek czy węgla, ale nażrę się tabletek. Jak mam problem ze skórą, to nie zmienię diety czy kosmetyki naturalne, ale nażrę się suplementów. Itp Itd A ja jestem tego żywym (?) przykładem- nie mogąc poradzić sobie ze stresem i nerwicą, też szukam cudownej pigułki. Na swoją obronę powiem, że próbowałem kilku różnych suplementów, ale z kilku różnych powodów* nadal się nad powrotem do chemii zastanawiam. * o których gdzieś pisałem...
  18. Matko i córko... Pierwsza kobieta, która w tym tygodniu coś takiego do mnie powiedziała A wątku i tak nie mogę założyć- nie mam tego okienka...
  19. Teraz "tylko" do rozstrzygnięcia kolejne problemy... Czy produkcją zombie są zainteresowane jedynie koncerny? A co z bezmyślnymi i "bezmyślnymi" lekarzami, którzy przepisują tony recept? A co z bezmyślnymi konsumentami, którzy zachęceni np reklamami lub przekonani przez lekarzy żrą kontenery leków? Dam dwa przykłady: - zmarła bliska znajoma i ja dostąpiłem zaszczytu porządkowania Jej mieszkania. Poza stertami nikomu poza Nią niepotrzebnych szpargałów szafki były pełne leków. Od najprostszych typu witaminy po mocno specjalistyczne onkologiczne. Miast w kubeł pojechały do hospicjum. Ale ktoś Jej recepty wystawiał, ktoś planował leczenie... - mój Tato jest po poważnej operacji. Na kontrole chodzi do naprawdę dobrego lekarza. Pomyśl, jak duże oczy z zaskoczenia zrobił zaprzyjaźniony farmaceuta, gdy położyłem na ladzie w aptece recepty, a tam np TRZY leki na odwodnienie. Każdy inaczej się nazywał, ale każdy o TAKIM samym działaniu. Bezmyślność? Rozpęd? Tumiwisizm? I obawiam się, że tak właśnie działa ten kawałek systemu- ktoś wymyśla zarabiają, ktoś wypisuje zarabiając, ktoś sprzedaje zarabiając. Ja nie doszukiwał bym się spisku- ważniejsza kasa...
  20. Nie byłem nigdy, co prawda siedemnastolatką, ale... "co ludzie we mnie lubią a co im przeszkadza" Nie, że chcę Cię dobić, ale zapytam- po co? Oczywiście, człowiek powinien się dostosować do pewnych konwencji, ale nie dajmy się zwariować. Na serio jesteś gotowa wbrew sobie ( skoro tego nawet nie zauważasz ), się dostosowywać i jakąś mimikrę uskuteczniać? Owszem, rozumiałbym, gdyby problemem było np dłubanie w nosie, podczas uroczystej kolacji, czy plucie na podłogę, gdy stoisz pod tablicą i odpowiadasz na lekcji... ale jak rozumiem, nie w takich oderwanych zachowaniach problem. Ja, akurat, sobie cenię, że uchodzę za jednostkę aspołeczną- życie mnie nauczyło, że jak się ma miękkie serce, to trzeba mieć twardą dupę Teraz, mając w nosie, co o mnie inni myślą i jak mnie postrzegają, mam jednak łatwiej w życiu
  21. Myślisz, że akcja T4 na miarę XXI wieku? Zapewne sporo racji jest w dążeniu koncernów f. do maksymalizacji zysków- jedną z metod jest/może być nieustanne gonienie króliczka, czyli produkcja coraz to nowych/droższych leków, które poza tym, że kosztują krocie, są jak placebo lub można ja z lepszym skutkiem zastąpić oczywistą (?) medycyną tradycyjną. Z drugiej strony, czy opłaca się ZABIJAĆ kurę znoszącą złote jajka- zdecydowanie lepszym wyjściem jest "produkcja" zombie, które nieustannie będą prosiły o jeszcze. Może być tego, poniekąd, dowodem masowe uzależnienie od wielu, wielu zwykłych i popularnych leków. Nie trzeba od razu wypuszczać na świat setek tysięcy zombie po lobotomii. PS Jak w Lekach założyć wątek? Za chińskiego boga nie potrafię...
  22. Miałem (nie)przyjemność spotkać w swoich problemach kilku terapeutów (?).. Każdy z polecenia, każdy w ładnymi kolorowymi dyplomami na ścianach, każdy słono ceniący swój czas. Pierwsza, dobrych dwadzieścia lat temu, właścicielka potężnej "fabryki" więcej czasu poświęcała na personel i sprawy administracyjne swojego przybytku. Po kilku spotkaniach dałem sobie spokój- później miała sprawę, za wystawianie lipnych papierów Druga- kilka lat temu zrobiła dość głupią rzecz, która jak się poniewczasie dowiedziałem jest od strony zasad nie do przyjęcia. Wiedziałem, że jednocześnie spotyka się z moją żoną, która po śmierci ojca nie mogła się pozbierać. Tyle, że wyszedł z tego groch z kapustą, gdzie nie bardzo było wiadomo z kim-o czym- dlaczego rozmawia. Ja przychodziłem z moimi problemami, aby przegadać całą sesję o dołach mojej żony. I dla odmiany- nader często miast rozmawiać o traumie mojej żony, rozmawiały o moich lękach. Nic mądrego z tego nie wyszło- zwłaszcza, że odkąd zaciągnęła kredyt hipoteczny, nie mogliśmy się opędzić od propozycji kolejnych terminów spotkać- najlepiej codziennie... Trzecia- ja wiem, z dokładnością 99 % na czym polega mój podstawowy problem. A przy spotkaniach z tą terapeutką, przez kilka miesięcy przerabialiśmy dzieciństwo i okres nastoletni. Gdzie co prawda jest początek moich problemów, ale uznałem, że zanim ogarniemy następne dekady i ewentualnie do czegoś zaczniemy dochodzić, będę musiał kredyt wziąść Jeśli dobrze pamiętam, tydzień w tydzień 180 zł/godzina. Poddałem się... Czwarta, która miała plan. Rozpisany niemal co do każdego uderzenia serca i oddechu. Plany, tabelki, cele, metody- nie było istotne, z czym na bieżąco przychodzę, ważniejsze było, czy "zadanie domowe" wykonałem. Miałem napisać "wypracowanie", to tematem spotkania było wypracowanie- całkowicie nie miało znaczenia, czy jest coś ważniejszego do omówienia. A, że dodatkowo był standardowo problem z zaparkowaniem samochodu, to... podziękowałem. Moja lek. psychiatra, do której od wielkiego dzwonu chodzę, sama przyznała, że ja w najmniejszym nawet stopniu nie jestem klientem na psychoterapię. I w sumie sama proponuje mi tabletki, widząc że w taki syf wierzę- szkoda, że jeszcze na działające w sposób porządny nie trafiliśmy.
  23. Ponieważ ani wierzę w psychoterapię ani mam z nią pozytywne skojarzenia*... "mieć takie bliskie osoby i tak koło się zamyka Największe szansa chyba w tym, żeby terapeuta stał się taką osobą, przynajmniej na miarę moich możliwości" M_n- czy to znaczy, że chciałabyś/oczekiwałabyś, aby terapeuta był dla Ciebie bliską osobą? Ja bym się bał takiego układu, ale to moje prywatne zdanie. Terapeuta ma być, wg mnie, chłodnym obserwatorem, moderatorem, komentatorem, który w oparciu o swoją wiedzę i doświadczenie prowadzi lub udaje, że prowadzi. Obawiam się, że przy układzie "bliski terapeuta" zbyt szybko pojawił by się fałsz, złudne nadzieje i oczekiwania, nierówne relacje ze poczuciem odrzucenia na końcu. To jest "lekarz", a nie przyjaciel czy przytulanka. * taka kwadratura koła, oparta na doświadczeniu. Kiepskie nastawienie już od początku terapeutę stawiają na przegranej pozycji. A w momencie, gdy miesiąc kosztuje dobrych parę stów, a o pierwszych efektach ani widu ani słychu, niechęć się pogłębia. A im większa niechęć, tym mniejsza wiara w końcowy sukces... a im mniejsza wiara...
  24. Ale my wespó-wzespół mamy przecudnie narąbane w głowach :-) Zwłaszcza, że, tfu tfu, zakładam, że wszystkie lub znakomita większość wmawianych sobie chorób jest właśnie "tylko" wmawiana... Ja, mając faktycznie problemy gastryczne- prawdopodobnie na tle nerwicowym, od kilku dobrych miesięcy czuję łupanie pod lewym żebrem- czasami takie, że nie mogę w samochodzie wysiedzieć i muszę stanąć-pospacerować- ponaciągać się i dopiero mogę prowadzić dalej. Pierwszy pomysł- wątroba... Nie, za bardzo z lewej strony... Drugi pomysł- trzustka lub śledziona. Czyli na bogato... Czekałem, czekałem- dziś zrobiłem u bardzo dobrego radiologa USG brzucha. I co? Jeszcze większy zonk- z wątpiami wszystko w porządku, ale za to... początki miażdżycy aorty... Czyli tak czy inaczej czeka mnie zmiana w życiu- teraz na tapecie będzie, np. rzucanie palenia ( c.a. 2 paczki dziennie ), rzucanie kawy ( delikatne 5 kubków dziennie ), zmiana diety... Wychodzi na to, że nawet wydumane problemy mogą do dobrego prowadzić
×