Skocz do zawartości
Nerwica.com

Mezus

Użytkownik
  • Postów

    217
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Mezus

  1. Stracona100 29 mar 2016, 13:31 I minęło kilka dni... Efektów zero, przynajmniej pozytywnych :-( Żrę chmiel, głóg, melisę, Korzeń Arktyczny... Może to kwestia długości lub ilości przyjętej lub jakości składników, ale cudów nie ma. Jest za to jeden duży minus- nie miewam problemów z zasypianiem, w sumie to ja ok 22.30 robię się zombie. I ku zdziwieniu, gdy brałem trzecią dawkę ( tam akurat był głóg ), zaczynał się chocholi taniec- 23 nic, 24 nic, 1 nic.. turlanie się po łóżku, nie mogę znaleźć miejsca, pozycji... Gdy zrezygnowałem z tej wieczornej porcji problem w zasadzie zniknął. W sumie straszna głupota wychodzi :-(
  2. Znajomy, gdy dopadają go problemy, stres odreagowuje spaniem... Potrafi przespać/przeleżeć w łóżku dzień, czy dwa- choć robi przerwy na higienę czy jedzenie. Sam się przyznaje, że to jego pomysł na ucieczkę od problemów- śpi i niczym nie musi się przejmować. Mi osobiście raz zdarzył się weekend, gdy kładąc się do łóżka w piątkowy wieczór, wstałem tak naprawdę w poniedziałkowy poranek. Sobotę i niedzielę przeleżałem w łóżku... śpiąc. Nie był to jakiś głęboki zdrowy sen, ale takie zrywy-drzemki po -naście czy -dziesiąt minut, aby po chwili "czuwania" znów paść na poduszkę. Inna sprawa, że nawet dziś, gdy wali się N spraw na raz lub odwrotnie nie muszę się niczym konkretnym zająć i budzą się wtedy "demony" zdarza mi się walnąć na łóżko i pół godziny czy godzinę zdrzemną. Choć, gdy telefon grzeje się do czerwoności a @ dostają szału, mam wyrzuty sumienia, które.. są słabsze od ucieczki w sen. I tak, jak współczuję problemu, tak zazdroszczę możliwości, gdzie jak rozumiem "tylko" praca jest obowiązkiem i przeszkadza w ucieczce do łóżka.
  3. A jak myślisz :-) Byłem- stanęło na nerwicy lękowej...
  4. cozicozicozi z badań, to mi już chyba tylko spirometria została. Tak, znakomita większość nie tylko zrobiona, ale i w porządku. kotek em Jednak, coś mi się wydaje, że to nie "tylko" choroba, która się pesel nazywa... Odnoszę wrażenie i szukam teraz potwierdzenia, że ryjąca się psyche zabiera za sobą także ciało. I to nie "tylko" poprzez różne objawy psychosomatyczne, ale także siłę, moc, wydolność, itp... Co niestety ma jeszcze jedno następstwo- ogólny "tumiwisizm" powoduje, że mimo świadomości potrzeby ruchu i nadrobienia sprawności fizycznej, nie mam mobilizacji i siły, żeby zacząć uciekać do przodu, zanim czy głowa, czy pesel doprowadzi do końca.
  5. Serio... To. że mam nerwicę lękową- to wiem. To, że staram się ją okiełznać "zielonym"- taką decyzję podjąłem. To, że próbowałem psychoterapią, ale ją po kilku spotkaniach przerwałem- moja własna decyzja, nie wiem czy słuszna. Ale z przerażaniem obserwuję, co się dzieje ze mną fizycznie. Jeden plus dodatni- z wagi ok 100 kg, przy wzroście 185 w oka mgnieniu zszedłem, niecałe 2 miesiące, do 85. Kłania się stres, który apetytowi raczej nie pomaga. Jest to także efekt problemów żołądkowych- jestem na doskonałej, niestety, drodze do wrzodów, których pierwsze objawy mam już za sobą. Efekt? Poza tym, że makabrycznie źle śpię, mając z samym zasypianiem problemy, co dotychczas nie miało miejsca, widzę, jak spada mi siła, wydolność, ja na to mówię "nie mam mocy". Praca fizyczna, która kiedyś nie stanowiła wyzwania, teraz powoduje, że po chwili mam zadyszkę, a i tak nawet część "zadania" nie wykonałem... Noszenie czego, czasami praca zawodowa mnie zmusza do takiego wysiłku- nie dość, że nie podniosę przedmiotu o wadze np 80-90 kg, co jeszcze niedawno nie stanowiło niemożliwego, dziś "miękki w nogach" się robię przy 60 kg, to po chwili czuję jak moje tętno szybuje w kosmos, zaczynają mi mroczki przed oczami latać. Tak, pamiętam, że mam niewiadomego pochodzenia nadciśnienie, ale nigdy wcześniej aż tak "pary" mi nie brakowało. Dziś dłuższy rodzinny spacer, piękna pogoda, wypad za miasto- a ja po przejściu może 1 km czuję, jakbym w maratonie przebiegł cały dystans. Najgorsze jest to, że tak naprawdę stress nie opuści mnie, teraz głupio zabrzmi, oby jak najdłużej- długa historia. Ale coś muszę wymyślić i nie wiem, szukać istniejących lub nie schorzeń fizycznych, czy jednak szukać wytłumaczenia w permanentnym stresie? W sumie to cholera wie, co lepsze..
  6. Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma... Ja, mieszkając w jednym z największych w Polsce, miast, zawsze chciałem uciec na wieś i wiem, że nigdy tego nie zrobię. Może dlatego, że tu mam dom, gdzie prawie pół wieku mieszkam, może dlatego, że to dom kolejnych pokoleń, może dlatego, że mam wokół domu wszystko, co do życia potrzebne- ogród, zwierzęta? Moje dzieci są w takim wieku, że niemal wszędzie muszą być dostarczone, czego nawet z dalekich obrzeży miasta czy okolicznych wsi nie zrobię. A nie zrobię patrząc na męczarnie znajomych i ceniąc sobie czas i pieniądze. Nie dla mnie poranne stanie w korkach, żeby zawieźć do szkoły, np. Kolejne- mam "pod opieką" Rodziców, których oby żyli długo, nie zostawię z zaskoczenia samych. I my też młodsi i zdrowsi z każdym dniem się nie robimy- teraz np lekarz czy szpital, to odwiedziny u kogoś. Za tfu tfu -naście lat to może być nasza rzeczywistość. I po co komuś, patrz własnym dzieciom, jeszcze kłopot robić... Ja nawet wymogłem i to na serio, że mam być ( jeśli przepisy pozwolą ) skremowany i rozsypany- po kiego grzyba ktoś się ma czuć w obowiązku znicz na grobie palić? Wyjściem, które brałem pod uwagę, to "dacza", a dokładnie jakieś gospodarstwo w górach... Takie, w którym i parę tygodni można spędzić. Ale po doświadczeniach znajomych, którym czy to z leśnych działek czy nad jeziorem miejscowi wszystko wynieśli, nie zostawiając w zasadzie kamienia na kamieniu- dałem sobie spokój. Zazdroszczę wszystkim, którzy mieszkają na wsi, żyją z pracy własnych rąk, cieszą się przyrodą, itp... Oby jak najdłużej zdrowie, bo o nie chodzi, im pozwoliło...
  7. Ha... ja też pamiętam, jak miałem czasami, 3 lata temu, ciśnienie na poziomie 115/75/65... Tyle, że było to 3 lata, -set papierosów, -N litrów kawy, stresów, nerwów, itp temu.
  8. Tictac- ja wcale nie bagatelizuję.. Ani nie bagatelizuję, bo mi się na łeb przekłada, czego dowodem jest bytność na tym forum. Ani nie bagatelizuję, czego dowodem jest łykanie proszków i próba ucieczki do przodu ze zdrowiem fizycznym. Wszystko przy założeniu, że tak jak w moim przypadku większość wyników i badań jest OK i po odrzuceniu wersji o nieznanym podłoży nadciśnienia. I jak słusznie napisałeś- w zdrowym ciele, zdrowy duch. Mam świadomość, że w moim przypadku/wiedząc co jest problemem, mogę się leczyć zielonym starając się wreszcie zadbać o kondycję fizyczną. Co samo w sobie powinno się przełożyć na częściowe rozwiązaniu problemu nerwicy.
  9. tictac To w formie "anegdoty"... Gdy N lat temu pierwszy raz trafiłem do kardiologa, wyszło że ja pracuję na poziomie 160/105/100... Lekarka się za głowę złapała, że ja tego nie czuję... A mnie ani łeb nie bolał, ani z wydolnością nie miałem problemów, itp. Ale, gdy wyszło, przy okazji mniej-więcej regularnego mierzenia, że mam faktycznie problem, nagle i łeb zaczął mnie boleć, nagle się jakieś dławice pokazały, jakieś bóle, itp... I gdyby nie kilka niefajnych zdarzeń z przełomu 2015/2016 to zapewne żył bym w przekonaniu, że nie mam nadciśnienia a na 100 % nie przeżywałbym go tak, jak dziś...
  10. Maciek- sformułowanie "nic z tym nie zrobimy" to był... komplement. Serio... Podpowiem Ci, że znakomita większość aktywnych Użytkowników tego forum chciałoby mieć TYLKO takie problemy. Dwa- zapewne przyczyna jest prosta jak cep i podobna do mojej. Czyli świadomie lub nie boisz się, jaki wynik da mierzenie ciśnienia. Ciśnienia, które poza tym, że w wersji wysokie niesie za sobą ryzyko dla zdrowia i życia. A, że jednym z elementów naszej nerwicy są najróżniejsze problemy psychosomatyczne, to wraz z lękiem CZY BĘDZIE WYSOKIE zaczyna działać mechanizm nakręcania się i niezależnego od nas PODNOSZENIA SIĘ ciśnienia. Kilka minut po napisaniu wcześniejszego posta rozmawiałem z moim kardiologiem. Facet jest niesamowity w tym fachu, gdzie wiedzę podręcznikową ma popartą potężnym doświadczeniem praktycznym. Pointa była taka- co Ty mi [...] [...] ciśnieniem 140/90... Zwłaszcza, że jak Cię znam, to Tobie +20 robi się [...] [...] na samą myśl o [...] [...] mierzeniu ciśnienia. A czy dobieranie leków jest bez sensu? W jaki sposób dobiera szkła okulista? Patrzy Ci w oczy i mówi "Lewe +0,5, prawe -1,5"? Nie, też przymierza N różnych szkieł. Pomyśl teraz, że kardiolog ma N2 możliwości powodów nadciśnienia + N3 możliwości doboru leków. Ani on cudotwórca, ani pierwszym lekiem w pierwszej dawce trafi... Relaks- mój Tato od dobrych 20 lat leczy nadciśnienie. I poza tym, że co rusz dostaje nowe leki, to i każdy lekarz ma własną wizję :-(
  11. Napiszę tak... Witamy w klubie- różnią nas szczegóły, typu imię i forma nacisku Rodziny. Ale za to syndrom-bia-ego-fartucha-t58451.html Nic chyba z tym nie zrobimy- albo wierzymy lekarzowi, że jesteśmy zdrowi od strony kardiologicznej i leczymy nadciśnienie zielonym, tak jak ja właśnie zaczynam/próbuję, albo będziemy traktowani jak hipochondrycy, którzy oczekują leczenia i błyskawicznych efektów, nie przykładając się jednocześnie nawet do prozaicznego mierzenia kontrolnego ciśnienia. Ja staram się nie mierzyć, choć zapewne prowadzący kardiolog tego ode mnie oczekuje. W wersji soft wypisze mi te same lekarstwa, w wersji hard oleje mnie i poprosi, żebym Mu dupy nie zawracał. Co niestety, przy faktycznym i nieleczonym nadciśnieniu może mieć kiepskie następstwa. Żeby było jasne, że wiem o czym piszę ( mało skromnie zabrzmiało ). Ja z nadciśnieniem walczyłem 5 lat temu i efekt był bardzo dobry. Niestety po dwóch latach stosowania leków, wizyt kontrolnych, itp mi się odechciało- gdy nerwica ze zdwojoną siłą wróciła, wróciło również nadciśnienie. Którego albo już nie było/zostało ładnie zaleczone lub przy braku objawów nerwicy nie dawało aż takich efektów.
  12. Ja jeszcze bardziej... Zwłaszcza, że w rozmowie ze znajomymi wspominałem ostatnio aptekę/zielarnię prowadzoną przez Bonifratrów... Nie wiem, czy nadal istnieje- googiel podpowiada, że coś tam jeszcze można kupić w e-sklepie, ale to już zapewne nie to, zwłaszcza po kilku głośnych "wałkach" robionych przez zakonne sklepy, gdzie dawali tylko nazwę, bo już nawet nie know-how. W sumie fajnie by było trafić do konkretnego zielarza, który dobierze w oparciu o wiedzę, a nie ulotki reklamowe i googla.
  13. Już po przygotowaniach :-) Czyli poprzednio kupiony chmiel + dziś nabyty głóg i Korzeń Arktyczny. Na razie tabletki. Zobaczymy czy-co-jak. Na początek się będę stosował do zaleceń ilościowych z instrukcji spożycia. W ostateczności zwiększę dawkę, jeśli efekt będzie mizerny lub żaden.
  14. "Mam takie pytanie czy warto przyznać się do choroby" Kwestia komu-o czym-kiedy... Moja Rodzina ma świadomość problemu, z tym że tylko żona wie, jak mocno mnie to g...o dotyka i dlaczego tak a nie inaczej się zachowuję. Rodzice mają ogólną świadomość, ale to na zasadzie lekkiego zlania tematu z mojej strony. Coś muszą wiedzieć, żeby się nie dziwić, ale bez szczegółów, żeby Im problemów nie dokładać... Spośród znajomych, których kilkuset by się znalazło, kwestia hobby, wie.. jedna osoba. I to by było na tyle... zwłaszcza, że "tylko" o nerwicę chodzi. Mocniejsze schorzenia to większy problem. Z jednej strony np wypadałoby aby szef wiedział o schizofrenii, np, dotykającej pracownika, ale jednocześnie może być to z wielu względów ostatni dzień chorego w pracy. Czyli za szczerość można zapłacić, ale trzeba być też uczciwym wobec otoczenia.
  15. Czy fajnie, to się dopiero okaże... Zwłaszcza, że jak widzę szukanie-dobór samego zielonego plus późniejsze dochodzenie do odpowiedniej dawki i długotrwałość stosowania trochę osłabia mobilizację. Tym bardziej, im bardziej człowiek się wczytuje w setki stron o zielonym i im bardziej zauważa, że w znakomitej większość reakcja jest sprawą indywidualną. Pożyjemy-zobaczymy.
  16. A teraz, jak mnie łeb okrutnie ... boli, to nawet nie patrzę w stronę aparatu. Nawet jeśli mnie wali z ciśnienia, to ani mam ochotę się znów nakręcić, ani mam pole manewru- Propanolol 10 mg nic lub prawie nic mi nie daje, na wyższą dawkę nie mam przekonania. Czas doczekać do np 21 i grzecznie iść spać.
  17. monapayne 26 mar 2016, 16:08 Ja się niezależnie przymierzam do zakupy Korzenia Arktycznego, czyli wchodzącego w skład N.Forte korzenia różeńca górskiego. Zobaczymy- jutro, gdy znów na szczęście będzie prawie normalny dzień, zajrzę do sklepu zielarskiego :-)
  18. O zielonym zacząłem ze Spokojną dyskusję. Później z lekarzem. Następnie próbowałem się o googla oprzeć. Podparłem się wiedzą niesamowitego, serio, farmaceuty. I generalnie już nie wiem, w które powinienem iść... Ktoś głóg, ktoś chmiel, ktoś dziurawiec... PS To nie jest nakręcanie się... Trzy razy, tfu tfu, w życiu doprowadziłem się do takiego zakrętu, że w nocy o SOR ( dwa razy ) zaprzyjaźnionego kardiologa ( w ciągu dnia ) oparłem. Dziś ani widzę sens, ani boję się o życie, ani mam możliwość ( dom, dzieci, żona, itp ) wykonania panicznego 112.. tfu tfu...
  19. PS "Nie nakrecaj się. Kurcze." Normalnie jakbym własną osobistą żonę słyszał... Która będąc dla mnie niesamowitym oparciem, nie potrafi zrozumieć, że są to rzeczy-stany-sytuacje dokumentnie poza mną i ode mnie niezależne. I nie potrafi zrozumieć, dlaczego ze zdrowego (?) faceta robi się w sekundę, dosłownie, miękka w nogach, drżąca galareta, której się pyska otworzyć nie chce.
  20. Tak, jak pisałem w innym wątku- wziąłem rozbrat z "chemią" i szukam zielonego, które i łeb naprostuje i wspomoże "chemiczne" leczenie nadciśnienia. Od zaprzyjaźnionego farmaceuty "dostałem" tabletki z chmielem i głogiem- ale biorę je raptem drugi dzień. Liczę się, że niestety, musi upłynąć dłuższy czas zanim zaczną cokolwiek dawać. Dziś, po incydencie, znów kielonek Neospasminy i Propanol w dawce 10 mg. Teraz, jak lekkie rozedrgane zombie krążę po chałupie nadrabiając miną- gdy tylko domownicy zaczną się do spania szykować ( kłania się dla dzieciaków przesunięcie czasu ) ja też zawinę kitę do łóżka. Tyle, że na dłuższą metę to bez sensu- i od strony życia codziennego, i od strony kontroli nadciśnienia. Na próbie wysiłkowej, która wieńcówkę wykluczyła, był problem- startowałem z poziomu tętna 130, co przy maks 156 ( bodajże ) spowodowało, że się nawet nie zdążyłem spocić a już było po zabawie. Czekając w kolejce do gabinetu poczułem, jak "gul" rośnie i zbliża się atak- lekarce już nie tłumaczyłem dlaczego z tak wysokiego C zaczynamy.
  21. Temat znany, ale... 1/ Mam obiektywne (?) nadciśnienie, w sumie lekkie, ale zawsze... Leczę je, choć nikt głowy nie da, czy leki dobrze dobrane, skoro funkcjonuję na poziomie 140/90/80... Badania kardiologiczne OK. 2/ Mam nerwicę lekową, która obdarowała mnie m.in. objawami psychosomatycznymi, które oczywiście powiązane są na kariologią- wysokie ciśnienie, skoki ciśnienia, nagłe ataki nerwobóli w okolicy serca, mostka... 3/ Jedno z drugim ewidentnie powiązane w efekcie czego leki kardiologiczne prawdopodobnie nie leczą, ale conajwyżej tłumią odrobinę objawy nerwicowe. 4/ I tu "najlepsze"- oczywiście muszę kontrolować wysokość ciśnienia. Raz, żeby wiedzieć jak wygląda, dwa, żeby sprawdzić skuteczność leczenia. Wypadało by mierzyć 2-3 razy dziennie. Kiedyś z obłędem w oczach mierzyłem -naście razy dziennie. Dziś, zdarza mi się mierzyć co 3-4 dzień. Powód? Mierzyłem w przed południem- cudu nie było, ale jeszcze do przyjęcia. Mierzę kilkanaście minut temu i dosłownie w momencie pompowania przez aparat mankietu czuję, jak ciśnienie mi rośnie i mimo dobrego chwilę wcześniej samopoczucia, czuję jak "odpływam"... Efekt- 170/110/100... Jak w pysk strzelił syndrom "Białego fartucha" i zastanawiania się, jaki będzie wynik pomiaru. Pomysł?
  22. "Akurat w tym stanie jestem kilkanaście lăt. Zawsze miałem sporo energii, a za nim złapała mnie ta astenia, to sobie ładnie w domu ćwiczyłem i uczyłem się języków obcych. Potem nagle przyszło to gówno i nic nie robię, nie mam na nic siły. Próbowałem ostatnio robić damșkie pompki i już po trzecim razie poczułem się zmęczony i zniechęcony" Ja też jeszcze niedawno myślałem, że jestem piękny, młody, zdrowy... A tu nagle zonk i już "tylko" piękny jestem... A bardziej serio- ja mam we wszystkich robionych badaniach wyniki OK. Jedyna dolegliwość, to nadciśnienie. I oczywiście problemy z "głową". Te dwie rzeczy wystarczyły, żebym ze sprawnego faceta zrobił się zdechłym śledziem, który gdzieś zgubił i wydolność ( 30-40 km na rowerze nie stanowiło problemu ), i siłę ( zawodowo przerzucałem elementy ok 100 kg- dziś mięknę w nogach przy 60-70 kg ). I obstawiam, że wystarczył lęk przed problemami z sercem i dokumentnie gnuśny tryb życia.
  23. Nie bardzo rozumiem... "- z otyłości. Mam 15kg nadwagi. - z nudów. Leżę cały czas w domu przy lapciuku przez kilkanaście godzin." Z ciekawości- a skąd masz brać siłę-energię-chęć-itp? Zdrowego-sprawnego taki miks by wykończył... Może, po prostu, Twój organizm się przyzwyczaił, że najlepsza dla niego i standardowo reakcja, to lenistwo? I wcale nie zastanawiam się złośliwie. Napiszę dlaczego- mój bardzo dobry znajomy zachorował na nowotwór mózgu. Na brak pieniędzy nie narzekał, więc dość szybko operacja-leczenie... Wszystko było na dobrej drodze, ale z racji kilku miesięcy w szpitalach i na rehabilitacji, plus sterydy, strasznie przytył. Zawsze był potężny, ale zrobiło się prawie 200 kg. I im był cięższy, tym mniej możliwości ruchu miał, a im mniej możliwości ruchu, tym więcej czasu z nudów poświęcał na gotowanie, a im więcej gotował, tym szybciej tył... W ostatnim momencie, problemem było już wstanie z łóżka i droga do toalety- zmarł na niewydolność krążenia. Może, po prostu to nie zmęczenie, a całkowity brak wydolności?
  24. Ja i wczoraj wieczorem, i dziś koło południa, przyparty do ściany ratowałem się Noespasminą... I to w wersji soft, czyli c.a. 15 ml Wczoraj podziałało- w przeciągu pół godziny "opad głowy"- chciałem poczytać książkę do poduszki, ale po kilku wersach nie pamiętałem, co było wcześniej... Dziś, gdy serce mi przypomniało o swoim istnieniu, startując tętnem "od zera do nieskończoności" znów kielonka strzeliłem... czy zadziałało, nie wiem- wystarczająco wk...a mnie atmosfera przygotowania do Świąt i same Święta.
  25. przez Stracona100 wczoraj, 21:19 Mezus, co to znaczy, że się poddasz? Powodów jest/może być kilka... Znakomitą większość rzeczy chciałby zrobić samodzielnie- inaczej kupa kasy na to musi być przygotowana. Jednocześnie są rzeczy, których w pojedynkę fizycznie nie da się zrobić, a ja nie mam na kogo liczyć, że poświęci czas i pomoże. Stąd może się okazać, że albo jakieś maszkary mi wyjdą, albo sobie część odpuszczę. Jest też inny powód- czy to w wyniku obiektywnego nadciśnienia, czy przez problemy z "głową", czy też przez dokumentnie niezdrowy tryb życia fizycznie czuję się jak kapeć. I widzę, jak wzmożony wysiłek fizyczny mi się czkawką odbija- to niestety już nie są czasy, gdy miałem 20 lat, byłem i fizycznie, i psychicznie OK i na tyle głupi, że się na wszystko porywałem ( dysk, który mi wyskoczył a teraz kręgosłup, który się odzywa nie wzięły się z niczego ).
×