Skocz do zawartości
Nerwica.com

Mezus

Użytkownik
  • Postów

    217
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Mezus

  1. Mezus

    Nerwica a ciśnienie

    Ufffff.... udało się- zapomniałem hasła, ale metodą prób i błędów trafiłem :-) Ciśnieniomierz to maszyna diabelska, która nie powinna być ogólnodostępna. Możliwe, że sporo lat z nadciśnieniem żyłem, a moje samopoczucie było nienajgorsze. Dopiero, gdy nerwy i stres mi dały popalić, a kardiolog kazał kontrolować ciśnienie ( na początek, abyśmy wiedzieli co w trawie piszczy ) "zaprzyjaźniłem" się z maszynką. A później już tylko gorzej i bez sensu. Mierzę aby wiedzieć, jaki mam ( i to ma ręce i nogi ). Ale tak można 2 czy 3 razy dziennie. Ja doszedłem do ściany, gdy mierzę kontrolnie, mierzę z ciekawości, mierzę aby wiedzieć dlaczego mnie nosi, mierzę aby wiedzieć dlaczego mnie łeb boli, mierzę aby wiedzieć dlaczego mi się spać chce... Tak czy inaczej można się zabić własną pięścią I oczywiście, mam świadomość, że mało tych pomiarów jest miarodajne... Dla przykładu- przez parę dni miałem fajne ciśnienie- 125/80. Nie ukrywam, że się z tego cieszyłem. I nagle pomiar wskazuje 160/95 + arytmia. Zatrzepało mną... Próbowałem po paru minutach zmierzyć ponownie, ale się wystraszyłem, gdy pomiar zaczął się od ponad 200 ( gdy normalnie tętno liczy od 150-140, przy czym nie jest to puls, ale przy tej wartości ciśnienia zaczyna go zliczać )... Wyłączyłem pieroństwo i zabrałem się za jakąś robotę w domu -- 31 gru 2011, 19:54 -- I sytuacja/zdarzenie sprzed kilkudziesięciu minut. W sumie miły dzień, rodzinny spacer, wspólny obiad... Jakiś dół z tyłu głowy od paru dni ale można sobie z nim poradzić. Znajomi gdzieś się po świeci porozłazili, z większością zero kontaktu... Wylazłem na ogród zapalić patrząc, jak w okolicznych blokach migają świąteczne lampki czy ludzie się bawią/szykują do hucznego Sylwestra. Takie sentymentalno-dołujące myśli. I nagle widzę osiedlowego chwieja, który już mocno sponiewierany zagląda do każdego mijanego kubła na śmieci. Jak zwykle dostał parę papierosów, złożył życzenia, poszedł dalej. Pytanie- kto ma lepiej? On, któremu do szczęścia potrzebuje wino ale kiedyś zdechnie pod płotem czy ja, w ciepłym domku z rodziną, ale ze zrytym beretem? A a propos ciśnienia- od paru dni spokój, sympatyczne 125/85... Siedzę przed kompem i coś czytam. Nagle czuję, że coś przeskakuje i coś się dzieje. Faktycznie, tak z zaskoczenia 155/90... I bądź tu mądry.
  2. Jest dobrze, czyli tak sobie... Z jednej strony widziałem się ( i sympatycznie porozmawiałem ) z P. Psycholog... Nie będę ukrywał, że parę Jej stwierdzeń i opinii mnie zaskoczyło- nie byłem w stanie pewnych zdarzeń powiązać, Ona jest w stanie- zobaczymy co dalej i jak się wszystko potoczy. Z drugiej strony parę zdarzeń mi "humor" popsuło. Gdy moja żona z oseskiem ze szpitala wróciła, czułem się jak młody bóg- ciśnienie niziutkie, samopoczucie rewelacyjna. Endorfiny waliły po głowie. Ale kilka dni boksowania się z codziennymi problemami spowodowały, że nie tylko znów walczę z ciśnieniem ( a przede wszystkim z tętnem- jak przekroczy 75-80, to żyć mi się nie chce ), ale również i zapalenie żołądka mi się odezwało... I tak jak ciśnienie mogę starać się opanować, na tętno niekoniecznie mam wpływ. Plus dziwne ekscesy- pierwszy poranny papierosek, 6 z minutami ( oczywiście na czczo :-( i w połowie dymka czuję jak mi serce przyspiesza do jakiś obłędnych wartości... Lekka panika- przejdzie, nie przejdzie, dzwonić po pogotowie, czy "tylko" puścić pawia albo do łóżka wrócić? Na szczęście szybko minęło, ale kupę czasu się później wsłuchiwałem, czy powtórki z rozrywki nie będzie. Dziś- towarzyska rozmowa ze znajomym, siedzimy sobie na ogrodzie, papierosek, ładna pogoda i nagle czuję dosłownie, jak coś "przeskakuje" i wiem, że ciśnienie z "cywilizowanego" poszybowało w górę- faktycznie, niby nic ale 150/90... Teraz, tak czy inaczej ciąg dalszy terapii psychologicznej, ale i znów kardiologa odwiedzę zapewne :-(
  3. Mezus

    Nerwica a ciśnienie

    Nie mam pojęcia czy-jak-dlaczego nadciśnienie związane z nerwicą ( w moim przypadku niepotwierdzoną, jeszcze ? ) leczy się jak inne nadciśnienie. Z jednej strony zapewne ( tak jak w moim przypadku ) nie powinno się pozostawić ciśnienia bez kontroli/leczenia, choć zapewne wspomaganego np psychologiem. Z drugiej strony, przy regularnym zażywaniu leków, w momencie gdy mam dobry dzień ciśnienie jest w okolicach standardu- 120-130/75-85. W momencie, gdy mnie "zawinie" nie tylko idę na poziomie 160/100, ale nawet popularne leki ( Captopril czy Nitrendypina ) niewiele pomagają- zbicie jest niewielkie i chwilowe :-( A teraz do pełni szczęścia odezwały mi się początki wrzodów żołądka... I tak jak przez kilka dni myślałem, że np ucisk w mostku jest związany z sercem/ciśnieniem, teraz wiem że to raczej bałagan w żołądku ( który niewiele słabiej robi chaos w życiu ).
  4. Mezus

    Nerwica a ciśnienie

    Akurat na Niego złego słowa powiedzieć nie pozwolę. Tyle, że w momencie gdy On stawia trafną (?) diagnozę, będąc dobrym specjalistą, to ja powinienem szukać pomysłu na pomoc gdzie indziej. Psycholog-terapia nie zadziałały ( trzymam się tej wersji ), ziółka-cuda wianki również, ciężkiej chemii chcę uniknąć.. I się kolebię dwa kroki do przodu, dwa w tył. A coś wymyśleć powinienem.
  5. Mezus

    Nerwica a ciśnienie

    Witamy w klubie... Już nie mam odwagi dobijać się do swojego kardiologa i męczyć Go pytaniami. Holter 24 godz. nic nie wykazał. A ja już n-razy zadawałem lekarzowi pytanie, czy wynik jest uzależniony od momentu-dnia-nastroju-etc... I tak, jak On mnie przekonuje, że moim sercem wszystko w porządku a nadciśnienie mam bo mam, to ja i tak wiem swoje ( to w końcu ja czuję jakieś kołatania, to ja mierzę ciśnienie, to ja wiem jak się czuję ). I tak w koło Macieju, tyle że wcale nie do przodu...
  6. Tego nie wie nikt, niestety. Pisałem o swoich spotkaniach- nic lub niewiele z nich wynikło. Mają natomiast jeden niezaprzeczalny plus- można, wierząc w tajemnicę lekarską, mówić bardziej szczerze niż na spowiedzi. I można mówić o wszystkim. Ja, bez problemów mogę swojej żonie i rodzicom powiedzieć wszystko. Nie robię tego z jednego powodu- nie chcę Im dokładać zmartwień lub powodów do rozmyślań. Moja żona, będąc w ciąży, wiedziała że coś ze mną się dzieje i że chodzę do psychologa. Tyle, że w momencie gdy mnie nerwy nosiły po całym domu nie wdawałem się w szczegóły... Rodzice dowiedzieli się parę godzin temu ( gdy prosiłem Ich o pomoc przy pierworodnym- ja nie byłem w stanie )- szok w trampkach i wyraźne zmartwienie w oczach... Po co? Psycholog, jako zawodowiec ma pomóc a problemy pacjenta nie mogą nim miotać ( choć na 100 % powinien je w jakiś sposób merytorycznie przeżywać ).
  7. Witam w biegu... Sam nie wiem, czy to np lęk paniczny czy nerwica, czy jeszcze coś innego. Niestety, nie wiem- a gdybym wiedział, to już coś Dwa- głupio jest, jak muszę załatwić parę spraw, a tu nie tylko się zastanawiam jakie mam ciśnienie, dlaczego mnie coś ciśnie i dlaczego mnie kręci ( tak jakby zawroty głowy ). I oczywiście znów od razu kombinacja, co będzie za chwilę, skąd się to g...o bierze, co jeszcze na "+" można zrobić/wyjaśnić. Stąd się cieszyłem, że wyniki lab ( z minerałami ) wyszły dobre- to znaczy, że mnie żadne badziewie nie męczy i pociecha, że ( oby ) to w siwym łbie siedzi -- 04 gru 2011, 14:18 -- Witam, taki monolog wychodzi... Ale co tam. Wydawało mi się, że dziś będzie fajny dzień. Co prawda sam z pierworodnym w domu siedzę ( moja żona po porodzie w szpitalu musi odsiedzieć swoje ), ale wszystko było jakoś poukładane. Samopoczucie fajne, ciśnienie sensowne, plan dnia w głowie poukładany. I nagle piorun z jasnego nieba- nie wiem, czy faktycznie jakieś kołatania czy pi...ec we łbie je sobie wymyślił, ale już tylko gorzej. I stan fizyczny do bani ( ciśnienie podwyższone, jakieś bóle i dławienia ), i stan psychiczny bez rewelacji ( zastanawianie się, co tak się na prawdę zdarzyło, a może kardiolog coś przeoczył, a jak teraz dzień dokończyć i obowiązki domowo-rodzicielskie dopełnić ... ). Fajnie by było, gdyby się można było do myślenia ograniczyć. Niestety jakieś [...] [...] objawy psycho-somatyczne wszystko psują...
  8. Grupowa? Nie wyobrażam sobie- choć z drugiej strony rejestracja na Forum i pewien ekshibicjonizm, już taką namiastką jest. Czy na NFZ? Nie mam pojęcia. Z trzeciej strony, gdy patrzę ile kasy ciągną ziółka-cuda wianki i jak spada moja efektywność ( a sam na siebie pracuję ), to może się okazać że te 150 zł/godzina to i tak dobra inwestycja. Tyle, że ja nie jestem do tej formy przekonany.
  9. Urwałem się pierworodnego do spania zagnać... Hmmm... to długie może być i nudne dla Was, ale się postaram zorganizować. Lat temu dobre dwadzieścia miałem nagły atak "czegoś". W środku nocy obudziłem się i stwierdziłem, że mam zawał lub coś zbliżonego. Szybka histeryczno-paniczna wyprawa do szpitala ( nikomu z domowników nie przeszkadzało, że to ja prowadzę samochód ). Tam, jeśli dobrze pamiętam EKG, wyniki... Wyszło, żem zdrów jak ryba i nic mi nie dolega. Oczywiście zostało to w większości potwierdzone przez kolejnych specjalistów a ja miałem krótki epizod z poradnia psychologiczną. Było-minęło-zapomniałem... Cztery lata temu powtórka- żona "kręci" się po kuchni, ja powinienem wstawać i szykować się do pracy a tu zonk. Bolała mnie prawa strona ciała, problemy z łapaniem oddechu, lekki bezwład. Panika, pogotowie- EKG i stwierdzenie, że mnie nerwy/stres/zmęczenie dopadły. Zastrzyk i lulu. Miałem nadzieję, że się nie powtórzy, choć czasami zdarzały się a to jakieś kłucia w okolicy serca, a to nerwoból, a to jakiś "kołatanie"- tym dało się żyć. Niestety, byłoby zbyt pięknie. W ramach "higienicznego" trybu życia i paru zakrętów dnia codziennego, nie zauważyłem, że nerwy napinają mi się jak postronki. Owszem, coraz częściej jakaś drzemka w ciągu dnia, pobudki koło 5 rano, problemy z zasypianiem.. O tym, że nie jest dobrze poinformował mnie żołądek, krzycząc "masz już w zasadzie wrzody". Konsekwencją gastrologa byli kolejni lekarze, którzy w oparciu o wyniki lab. uznawali mnie za zdrowego ( taki gruntowny przegląd sobie zrobiłem ). Jedynie kardiolog poinformował mnie o galopującym nadciśnieniu. I nagle [piii] [piiii] coś, co mi przez łeb nawet nie przeszło, teraz mi żyć nie daje. Wyniki w porządku- EKG mam specyficzne, ale może być, Holeter- ok, próba wysiłkowa-ok, morfologia- ok. A mnie nosi... Tabletki na nadciśnienie działają, ale wystarczy TEN dzień, czy TA godzina i wiem, że będę miał mocno podniesione. Standardy ( np Captopril mogę wtedy zażyć, ale efekt mizerny ). Przyjdzie ten moment, zaczynają się jakieś dziwne bóle ( Alev doskonale je znosi ), jakiś ucisk w klatce piersiowej ( w EKG nic nie wychodzi ), drętwienie/drżenie nóg, ciągle mi zimno, najlepiej iść do łóżka-ale zasnąć i tak myślenie nie pozwala... Zostaję sam w chałupie i zaczyna się kombinacja- jakie ciśnienie, co i dlaczego boli, może jednak zadzwonić do lekarza, może przejdzie za chwilę, może to nic, jakieś dziwne zjazdy... A wystarczy, że dam sobie po d....e fizycznie na ogrodzie- i ciśnienie bardzo fajne, i nastrój duuużo lepszy. Ale to potrwa chwilę i znów się zaczyna. Mam nadzieję, podbudowaną rozmowami z kardiologiem, że to we łbie siedzi, ale najróżniejsze zestawy ziół nic nie dają, psychoterapia mnie nie przekonała, mocniejszych farmaceutyków się boję ( za dużo w samochodzie, np ). I tak to wygląda. -- 02 gru 2011, 20:18 -- Zanim spać zniknę ( łóżko we własnym domu to taki fajny azyl, jeśli się szybko zaśnie )- czasami się zastanawiam/pocieszam, że skoro mnie jeszcze szlag nie trafił a kardiolog ma rację, że z sercem i przyległościami wszystko w porządku, to może warto się do tego całego cyrku przyzwyczaić. Domownicy już się nie dziwią, gdy informuję w niedzielne południe, że mnie "zawinęło" i muszę się położyć ( np ). Tyle, że jednocześnie zbyt często nie chce mi się/nie potrafię zmobilizować się do ważnych działań zawodowych, woląc nerwowo skakać między okienkami w necie. Zbyt często podjęcie jakiegoś ruchu jest zbyt dużym wyzwaniem. Zbyt często prosta decyzja czy działanie, powoduje niepotrzebne ( choćby co do skali ) nerwy, a wtedy już efekt śnieżnej kuli przede mną. Dobrej nocy życzę wszystkim.
  10. Wierzę. Tyle, że ani cierpliwości, ani finansów mi nie starczyło... Choć fakt- jeśli nie wymyślę ( z pomocą Użytkowników Forum ) niczego innego, to będę się nad powrotem na terapię zastanawiał poważnie.
  11. Nowy i niezorientowany jestem w forumowych zwyczajach, ale pozwolę sobie. W ramach mojego problemu miałem okazję spotykać się z bardzo polecaną i opisywaną w samych superlatywach panią psycholog. Trzymajmy się wersji, że była to psychoterapia ( toż to Ona jest fachowcem ?) Poddałem się po piątym lub szóstym spotkaniu... Z prostych powodów- nie wytrzymałem tego finansowo ( 150 zł/godzina ) i problemów ze zrozumieniem przeze mnie zasad "gry". Spotkania w bardzo miłej i ciepłej atmosferze, gdzie ab ovo miałem wszystko opowiedzieć. Spoko- dałem radę większość "rzeczy" wyłuszczyć. I tyle :-( Jeśli celem spotkań była rozmowa- mam komu się z każdej rzeczy zwierzyć. Jeśli celem było szukanie odpowiedzi, w oparciu o moje relacje, na pytania nurtujące p. psycholog- to ja już te odpowiedzi znam od wielu lat. Nie twierdzę, że psychoterapia nie ma sensu- na 100 % są osoby, którym pomogła. Na mnie nie zrobiła wrażenia i nie tego szukałem. A jeśli zwykłe-niezwykłe-cudowne metody radzenia sobie z nerwami, stresem, depresją, itp wymagają -nastu lub -dziesięciu spotkań, to ja zbyt niecierpliwy jestem.
  12. Dziś inauguracja- po dobrych paru miesiącach szwędania się po necie i czytania For, wreszcie decyzja podjęta. Witam wszystkich. Aby wyjaśnić/uprościć- jestem mężczyzną, powoli dobijam do czterdziestki. Mam żonę, dzieci ( od wczoraj dwóch synów :-) i coraz większe kłopoty zdrowotne i problemy ( ze sobą ?).
×