Skocz do zawartości
Nerwica.com

chiha

Użytkownik
  • Postów

    191
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez chiha

  1. No i dziś zadzwoniłam o przyspieszenie i rzeczywiście poszło szybko - idę na pierwszą konsultację w najbliższy wtorek! Ja jestem na maxa zdecydowana i zdeterminowana, mam nadzieję, że się uda! kurczę, ja też tak myślałam, byłam pewna, że na 100 % się zdecyduję... a kiedy dostałam termin przyjęcia (na szczęście za 2 miesiące), to zaczęłam się bardzo wahać. klasyka.
  2. mam do Was pytanie - czy ktokolwiek próbował usuwać blizny ? nie wiem, jaka to metoda, najbardziej nowoczesna to chyba laserowa ? jest raczej bardzo droga, ale czy nie orientujecie się może, czy efekty są warte tych pieniędzy ? przepraszam, jeśli pytanie było już zadawane, ale jednak przeglądanie 300 stron wątku... z góry bardzo dziękuję za odpowiedzi :*! -- 06 lip 2012, 07:36 -- z tego, co się orientuję, w Twoim przypadku rower nie jest zdrowym rozładowaniem napięcia... Masz bulimię, prawda? Wiem, że istnieje cienka granica między zdrowym uprawianiem sportu a "zajeżdżaniem się" u osób z ED, ponieważ sama choruję na bulimię / anoreksję bulimiczną. Jak to jest u Ciebie? ściskam mocno. :*
  3. bez przesady. :) na licencji ochroniarskiej rynek pracy się nie kończy. pozwolenie na posiadanie broni = / = posiadanie jej, prawda? :) miałam identycznie z prawem jazdy piona. I też wkurzona jestem. Ale motyw, że jak poszłam po trzech latach w soczewkach i badania wzroku wyszły idealnie, to pani doktor, która wypisała mi [!] już bezterminowe prawko, skreśliła orzeczenie i zmieniła na 5 lat, gdy zmierzywszy ciśnienie dojrzała blizny na moich rękach. Uznała, że mogę być niepoczytalna lub mieć ataki psychotyczne i postąpiłaby nieodpowiedzialnie dając mi pozwolenie na posiadanie bezterminowego prawa jazdy. Jednak prawko to co innego niż posiadanie broni, przyznasz. Podtrzymuję swoje stanowisko, iż border + broń to dość ryzykowne połączenie. Oczywiście, to zależy od jednostki, ale przykładowo, mam kolegę z dość ciężką postacią BPD, który ostatnio po alkoholu, gdy zarówno mi jak i jemu puściły nerwy, zakładał mi pętle na szyję i namawiał do samobójstwa obiecując, że przyjdzie na mój pogrzeb. :-) Nie dałabym mu pozwolenia na broń NIGDY, a prawdę mówiąc myślę, że gdyby je dostał, po zatajeniu faktu, że jest zaburzony, zrobiłby sobie prędzej czy później krzywdę, a na pewno dochodziłoby do akcji, kiedy wkurzony przykładałby znajomym pistolet do głowy i groził, że pociągnie za spust. :)
  4. aż mnie ciarki przeszły tutaj z mojej strony naprawdę ZERO złych intencji,ale Chciałam Cię tylko spytać, czy nie boisz się, że w jakimś impulsie... zrobisz sobie coś złego? wiesz, że różnie to bywa z tym borderem. dużo zdrowia życzę ;*
  5. miałam identycznie, Kochana. mój związek się zaczynał, a ja zamiast się cieszyć, przeżywałam utratę. Nie byłam w stanie funkcjonować normalnie, mając w głowie choćby perspektywę tego, że może nam się nie udać, możemy KIEDYŚ się rozstać. kiedy zrobiło się stabilnie, ja nie mogłam się w tym odnaleźć, sama fundowałam sobie huśtawkę, nie potrafiłam być szczęśliwa, bo było za dobrze lub sobie wkręcałam, że wszystko to zaraz się skończy... koszmar!!! po 2 miesiącach tej szarpaniny byłam (jestem ) tak zmęczona, że szok... w dodatku po tej całej intensywności, gdy nastał 'spokój', ja nagle zaczelam sobie wkręcać, że nic nie czuję, że coś jest nie tak.. I oczywiście psuję ten spokój myslami "kocham - ? nie kocham -? czuję coś - ? jesteś mi obojętny - WKURZASZ MNIE!!!!!"...i tak w kółko... Leczysz się? przytulam mega mocno i bardzo bardzo z Tobą empatyzuję. :*
  6. podałaś dość skrajne przykłady. Ten pedofil był histrionikiem? Może psychopatą jednak? ;-) mnie się wydaje, że podobne numery mogą wyciąć zarówno border, jak i narcyz, jeśli coś nie będzie po ich myśli. Border potem może dodatkowo zrobić krzywdę sobie, co nie zmienia faktu, że osobom, mającym pecha i zab. osobowości z grupy B, nie obce są manipulacje. bardzo Ci współczuję, że spotkałaś się z aż tak dramatycznymi konsekwencjami spowodowanymi zagrywkami histrionika. : / ciężko mi jednak uwierzyć (co nie znaczy, że nie wierzę) , że istnieją jednostki do tego stopnia zaburzone... Straszne..
  7. o__O na pewno bardzo się zrobiło miło osobom z forum, które usłyszały taką diagnozę. bazujesz na swoich doświadczeniach; Ty w tym układzie byłaś całkowicie "dobra", rozumiem? uważam, że nie masz prawa uogólniać swojej oceny na wszystkich z HPD.
  8. no to dalej mamy obraz osobowości histrionicznej jako "całkowicie złej". moim zdaniem.
  9. mnie osobiście trochę wkurza przedstawianie os. histrionicznej jako fałszywej i skłonnej jedynie do kłamstw i manipulacji. zauważmy ;-), że BPD ma dość podobne skłonności a zwykle jest traktowany jako skrzywdzony i panicznie przerażony perspektywą odrzucenia / porzucenia osobnik. w każdym razie, odpowiadając na Twoje pytania. Uczestnicząc w terapii grupowej , poznałam dziewczynę z histrionicznym zaburzeniem osobowości. Miałą dodatkowo nerwicę natręctw. Faktycznie, widać było u niej tendencje do wyolbrzymiania tego, co się z nią dzieje (85% teerapii przepłakała, zaczynała wypowiedzi od np. "dziś stało się coś strasznego! boję i wstydzę się Wam o tym powiedzieć.." - choć potem okazywało się, że opisywała swoje codzienne objawy, które niczym nie różniły się od tych...opisywanych codziennie;) ), zdominowała grupę, najczęściej wychodziła na rozmowy indywidualne, przez co inni nie mieli takiej szansy, dążyła do bycia w centrum uwagi, była dość skrajnie nie-samowystarczalna. totalnie nie powiedziałabym jednak, że jest "powierzchowna" czy pusta, albo że gra emocje. Może celowo je eskalowała i lekko manipulowała, żeby wzbudzić nasze współczucie, litość i chęc pomocy, ale nie odbierałam tego w kategoriach "całkowicie zła, fałszywa", tylko po prostu desperacko próbująca uzyskać opiekę i pomoc. bardzo dobrze ją wspominam ,jedna z najbardziej lubianych przeze mnie osób na terapii.
  10. mój odwieczny lęk.. mój ktoś jest szczęśliwy z innymi bliskimi, a mnie nie chce. przytulam Cię, kochana. :* ile jeszcze czasu bez niej Ci zostało.. ?
  11. heh, i narcyz, i border pasują; granice między diagnozami z.o. są płynne. bardzo się cieszę, że się leczysz - jak długo jesteś w terapii? masz za sobą hospitalizację? wspomagasz się farmakolgicznie ?
  12. no właśnie to samo miałam napisać... i aż mi się głupio zrobiło.. tzn zdecydowanie nie mogę powiedzieć, żeby krzywdzenie drugiej strony mnie "napędzało", ALE. miałam przyjaciółkę, L. , której już nie mam z własnej winy. Ze względu na moje doświadczenia z przeszłości, mimo, że dziewczynę naprawdę lubiłam, świetna, wrażliwa i wspierająca postać, to nie potrafiłam w relacji z nią funkcjonować inaczej niż skrajnie. Raz była cudowna, wspaniała, idealna, raz odbierałam ją jako postać krzywdzącą mnie, raniącą, traktującą jak tło, zawsze lepszą. Potem szala z negatywnymi emocjami zaczynała przeważać. Panicznie bałam się, że moi znajomi odwrócą się ode mnie, kiedy ją poznają. Byłam cholernie zazdrosna, traktowałam L. jako punkt odniesienia, porównywałam się do niej zawsze w dół. wydawało mi się [????], że przegrywam z nią na każdej płaszczyźnie, gwoździem do trumny był fakt, że chłopak, w którym byłam zakochana, zakochał się w niej i - nieświaodmy moich uczuć do niego - zwierzał mi się z tego, jaka to ona nie jest wspaniała i świetna. L. też ma problemy ze sobą, mogłabym powiedzieć, że także lekkie z.o., w stronę os. zależnej, i była kontrolująca, często celowo wybierała, powiedzmy, knajpy, w których ona mogła błyszczeć, bo podobała się tam barmanom, z którymi wdawała się w rozmowy a mnie zostawiała samą z rzeczami przy stoliku. Ale to mnie i tak nie usprawiedliwia... zachowywałam się wtedy bardzo nie fair, bo uważając się za najgorszą szmatę (bo czuję zazdrość i złość, a nie mam prawa) zrzucałam te negatywne emocje -nie wprost do przyjaciółki, a za jej plecami. tym samym - czy tego chciałam czy nie -sprawiałam, że osoba (były takie dwie?), która słyszała jak przeżywam L., nastawiała się do niej negatywnie. I 'wreszcie' to ja nie byłam tą brzydszą, mniej pewną siebie, gorszą dziewczyną, tylko kimś, kto ma równie dużą a nawet większą wartość. nie mogłam w to uwierzyć. w każdym razie, większość wyszło na jaw, nie utrzymuję już kontaktu z L., a siebie dalej obwiniam za to, że mogłam się tak zachować. Obecnie mam wrażenie, że nie zasługuję na żadną formę wsparcia, którą otrzymałam w okresie kiedy moja miłość wychwalała pod niebiosa L., a każdy weekend spędzalam w klubie, w którym pilnowałam rzeczy przyjaciółce, która była ciągle na parkiecie. kurwa, do teraz czuję złość, żal, czy wręcz agresję w stronę L., zmieszaną z potwornym poczuciem winy. pracuję nad tym na terapii, bo mam bardzo duże i wyraźne tendencje do wchodzenia w bliskie relacje z kobietami, od których czuę się gorsza ,na zasadzie rywalizacji, żeby potem dewaluuować siebie, zachowywać masochistycznie i hodować na fundamentach tych relacji ogroooomne pokłady złości, żalu, poczucia krzywdy a zarazem ogromnego poczucia winy.
  13. ja dodatkowo zmagam się z anoreksją bulimiczną. każdy dzień bez kreski to dla mnie sen na przemian z mega depresją , którą zajadam. bez tego gó.wna na luzie potrafiłam po 3 tygodnie nie objadać się i nie kompensować tego głodówkami. potem zwaliła mi się na głowę totalnie dla mnie trudna relacja z facetem i zaczęłam szukać ucieczki w b-k. najpierw - chudnięcie, obecnie z bmi 21,5 wróciłam do 17,9 sprzed 3 [?!?!?!] lat. potem - używki. alkohol to przeżytek, zaczęłam eksperymentować z innymi depresantami, potem stymulanty. nie mam już siły biegać,a to moja pasja. czasem zwykły spacer to dla mnie katorga. dziś jestem 'trzeźwa'. czuję się fatalnie. mam na wszystko wy.ebane. jem, jem, jem... i śpię. Świruję. nie potrafię się ogarnąć! jutro kolejna głodówka? kolejna kreska???? wiem, że powinnam dać organizmowi ten 1 - 2 dni na regenrację. I że ona może polegać właśnie na tym pieprzonym jedzeniu i spaniu. Dlaczego MUSZĘ mieć to #!$^$#^$%^@$%^$ ED i nie mogę się cieszyć ze zjedzonej w łóżku czekolady?!?!?! nie chcę tak żyć!!!!
  14. boże, Korba, biorę TO SAMO!!!!!!! i kiedy biorę kolejną kreskę, to nie obchodzi mnie, że za 3 godziny nie będę w stanie wyjść na półgodzinny spacer, bo będę tak zmęczona...doskonale zdaję sobie sprawę, że za 3 h od wzięcia, już na zjeździe, będę myśleć o śmierci i bezsensowności swojego życia. obiecywać sobie, że nigdy, nigdy więcej; i ze zniecierpliwieniem czekać na kolejne przesyłki. chciałam uciec przed trudnymi emocjami, nie musieć czuć, ani jeść. A już czuję, że w.ebałam się w niezłe bagno... -- 26 cze 2012, 13:29 -- identyczny jeden dzień bez. zero sił na cokolwiek, depresja.. ((( nie byłam na to gotowa, wczoraj uznałam, że nioe biorę, a miałam egzamin. Spałam całe przedpołudnie, poważnie, NIE BYŁAM W STANIE WSTAĆ. ani fizycznie,ani psychicznie. Nie poszłabym na egzamin, gdyby nie... kolejna kreska... kurwa... i nienawiść do siebie, telepanie się ciała. i parę sekund szczęścia. i kurwa satysfkacja chyba jedynie z tego, że znów zrobiłam sobie krzywdę.
  15. o boże. nie wyobrażasz sobe do jakiego stopnia mnie to uderzyło. wczoraj pomyślałam praktycznie dokładnie to samo. te same słowa, to samo zdanie. i przy okazji - MUSI być intensywnie, muszę kochać do szaleństwa, cierpieć przez tą głupią miłość albo nienawidzić. jak jest środek , to nie ma nic. nic nie czuję... ? no i to cierpienie. dlaczego nie potrafię budować i realizować się w relacji, której fundamentami są POZYTYWNE emocje?
  16. też się dostałam. mam termin przyjęcia na 27. sierpnia, ale już wiem, że muszę przesunąć go na wrzesień, bo mam jeden egzamin w sesji poprawkowej. i też się waham. W zasadzie nie wyobrażam sobie, że się decyduję.
  17. jak w tytule. co czujecie, gdy wiecie, że zranicie drugą stronę ? że to Wy zrywacie i ktoś będzie przez Was cierpiał...?
  18. dziękuję za odpowiedź :* coś w tym jest także u mnie. akceptacja ze strony osoby silnej i dominującej daje mi więcej satysfakcji i podnosi samoocenę. Poza tym, mimo wszystko, zachowuję się normalniej, gdy wchodzę w relację doświadczając poczucia akceptacji warunkowej. mam i-den-ty-cznie. Pragnienie akceptacji, spokoju, bezpieczeństwa - ale i niszczenie tego. Kiedy zaczyna być własnie DOBRZE, ja zaczynam się nudzić i bawić się w używki, przyciąganie-odpychanie... dokładnie!wtedy, gdy robi się stabilnie i spokojnie, mnie dopadają wątpliwości - czy na pewno mi na nim zalezy? a może nic nie czuję? z tego względu np. nie jestem w stanie obecnie napisać mu nawet miłego smsa, kiedy ,powiedzmy,zalewa mnie fala czułości w Jego stronę. Bo przecież za godzinę mogę czuć, że chcę się z nim rozstać, bo jest mi obojętny. Trzymam dystans, ponieważ czuję, że pęknie mi serce, gdy przestaniemy być razem i go zranię, więc robię wszystko, żeby nie pozwolić mu się angażować. gdy powiedział, że mu zależy i mnie KOCHA (to słowo mnie kure.wsko przeraziło), zaczęłam uciekać. Unikać spotkań, izolować się.. jest źle, gdy czuję się samotna, wtedy 'pustka' uderza we mnie ze zdwojoną siłą, ale gdy jestem z kimś, jest gorzej. Jeśli chodzi o objawy, to przeżywam mega tragedię. Chudnięcie, używki, kłamstwa, manipulacje. codziennie jestem na jakichś prochach. klasyka. jak Ty przeżywasz fakt, że kogoś porzucasz? że się rozstajecie? że ten ktoś może cierpieć? osobiście NAPRAWDĘ nie mogę tego znieść, nie chcę fundować komuś tego, co ja czułam przez lata. to nie tak, że się kreuję na jakąś niewyobrażalnie empatyczną osobę, piszę poważnie. ale gdy słyszę, że zmieniam Jego życie, jestem dla niego ogromnie ważna, to wpadam w panikę. w strachu przed tym, że mogę go zranić, ranię siebie. i właśnie sobie uświadomiłam, jak bardzo. niedługo się uzależnię od ćpania; co jest najlepsze na zmęczenie ? prochy na nudę ? prochy na chęć, żeby się nażreć ? prochy na wątpliwości w związku ? prochy na to, że jestem w złym nastroju a mamy się spotkać i nie chcę się na nim wyładować ? prochy. zniknęłam z terapii, bo wiem, że w kontrakcie miałam napisane, że zero używek. Schudłam z 10 kg, zaczynam wyglądać kiepsko i mi wstyd. Błędne koło. Boję się zadzwonić do terapeutki. wiem, że te wszystkie negatywne emocje są potęgowane przez sesję. Miałam pięć egzaminów w tygodniu, spałam po 3 h, jestem zmęczona i przeciążona. Czekam na ostatni egzamin, może wtedy się emocjonalnie ogarnę i zacznę zachowywać normalnie ?
  19. hmm a może jednak trochę uwodzę? tak rozpaczliwie pragnę akceptacji, wsparcia, czucia się dla kogoś ważną, że bywa, że przekraczam granicę kontaktów przyjacielskich. Sama nie wiem. chcę się czuć wyjątkowa i zaopiekowana, stąd też mimo wszystko, ciągnie mnie chyba do osób dominujących, silnych, często traktujących mnie niekoniecznie dobrze. Terapeutka wiąże to z faktem, że mój ojciec był bardzo impulsywny, stosował wobec mnie przemoc i miałam ciągle poczucie, że muszę się BARDZO starać, żeby był ze mnie dumny. obecnie mam faceta i wiecie, co zauważyłam? że albo nie jestem gotowa na związek, albo przeżywam totalnie nieadekwatnie to, co się dzieje. Po pierwsze : im on chce być bliżej emocjonalnie, im częściej mówi, że mu zależy, że mnie kocha, tym intensywniej mam w głowie dwie myśli: izolacja i ucieczka. nie potrafię tego wytłumaczyć, ale znacznie lepiej funkcjonowałam, gdy on mnie odrzucał, a ja byłam zakochana i cierpiałam. Teraz każdy przejaw stabilizacji mnie...może nie nudzi, ale ogranicza? i zwykle go niszczę albo "ubarwiam" nasze spotkania używkami, tu alkohol, tam jakieś dragi... po drugie: nie radzę sobie z poczuciem zależności. Mam mury zamiast normalnych granic, odczytuję czasem zwykłe zapytanie o to, co robię popołudniu jako naruszanie prywatności i próbę odebrania mi niezależności. To nieadekwatne, ale mam wrażenie, że będąc w związku, stałam się czyjąś wlasnością; to chyba wiąże się ze słabym poczuciem tożsamości, strachem przed "zlaniem się" z drugą osobą, zatraceniem poczucia odrębności. Nie wiem. Ale wzbudza to moją agresję i zniechęca do spotkań. no i tak się zamykam, chcę-nie chcę, jednego dnia czuję to, co opisałam, drugiego już coś innego. Baaardzo męczę tym siebie, bo ciężko mi ujawniać coś, co za parę godzin może nie być już przeze mnie odczuwalne. czy któraś z Was miała podobnie?
  20. przecież nie musisz spełniać wszystkich kryteriów dsm iv żeby dostać tę diagnozę. ja np. nie mam tendencji do ..nie wiem, kompulsywnego seksu. haha, za to sto innych rzeczy robię kompulsywnie to tak na marginesie. a tak w ogóle, pochwalę (??????) się : przyjęli mnie na 7 F! Termin -27. sierpnia, ale już wiem, że będę musiała go troszkę przesunąć, bo czeka mnie delikatna sesja poprawkowa. pozdrawiam ;**
  21. stop. osoba z zab. osobowości dyssocjalnym = / = psychopata tylko socjopata. to spora różnica. mylę się?
  22. agresja, agresja, cholernie podwyższony poziom agresji najchętniej bym wszystkich pozabijała. lamitrin, dawka 150 mg i zero efektów. rzucę te tabletki w cholerę, tylko niepotrzebnie się truję. nawrót ed, izolacja, niepokoj, ciągle chce mi się płakać. przez parę dni było fajnie, zjazdy emocjonalne olewałam, bo wiedziałam, że przeminą, byłam pewna, że w zasadzie po co mi 7 f i jakiekolwiek leczenie, ze wszystkim pporadzę sobie sama; żeby teraz przyszedł tak cholerny dół i smutek, że mam silne przekonanie ,że jestem tak poryta że nigdy nie będę szczęśliwa. ja pierdolę... (((((((
  23. z jednej strony czuję się lepiej, a z drugiej , jestem przerażona tym, na co jesteśmy "skazane". kurwa, chcę być zdrowa!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
  24. Zielona miętowa, póki co, nie jestem w stanie Ci napisać nic poza tym, że CHOLERNIE Ci dziękuję. Poczułam się mniej jak trędowata i mniej się sobą brzydzę, mając świadomość, że przy naszym zaburzeniu to "normalne". bo do przeczytania Twojego postu myślałam o sobie z tak totalną nienawiścią , że bałam się, że w jakimś chorym afekcie zrobię sobie poważną krzywdę. jej, dziękuję Ci. :*
×