Spór o to, co wypada lepiej w porównaniu: terapie psychologiczne czy biomedyczne, jest stary i ciągle aktualny. Choć w odniesieniu do niektórych zaburzeń połączenie terapii psychologicznej i leków może być najlepsze, to leki np. nie są użyteczne w leczeniu specyficznych fobii. Podobnie, leki mają niewielką wartość jako forma terapii w przypadku większości problemów z uczeniem się, dysfunkcji seksualnych, większości zaburzeń zachowania oraz większości zaburzeń rozwojowych (z wyjątkiem ADHD). Ponadto powinno się pamiętać, że wielu ludzi mających problemy natury psychologicznej nie ma zdiagnozowanego zaburzenia psychicznego, takiego jak depresja, fobia czy schizofrenia. Są to osoby, które klinicyści określają czasem mianem "studni zmartwień". Nie chodzi tu o to, że ich problemy nie są prawdziwe i autentycznie niepokojące czy niewarte niesienia pomocy. Nie noszą one jednak jednej z "nazw firmowych" zaburzeń, zwłaszcza tych wymienionych w ICD-10. Formalnie rzecz biorąc, osoby takie klasyfikowane są pod nagłówkiem: "inne stany, mogące stanowić przedmiot klinicznej uwagi", ale cierpią na to, co moglibyśmy określić mianem ogólnych "problemów życiowych" - często problemów związanych z trudnymi wyborami, np. Czy powinnam pozostać w tym małżeństwie? itp. Problemy te same w sobie nie wymagają leków ani innych interwencji medycznych. Trudność polega na tym, że osoby z tego rodzaju problemami życiowymi zbyt często przekonują lekarzy, by przepisał im leki antydepresyjne lub przeciwlękowe. Tymczasem tym, czego tak naprawdę potrzebują, jest skierowanie do specjalisty w dziedzinie zdrowia psychicznego, który mógłby im pomóc przyjrzeć się własnym problemom i wyborom oraz zaprowadzić w nich jakiś porządek.