Skocz do zawartości
Nerwica.com

Justynka

Użytkownik
  • Postów

    183
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Justynka

  1. Nic dodać, nic ująć Piotrek zgadzam się. Nikt ci nie powie ile będzie trwało leczenie i nerwica, nawet psycholog. Procentami też bym się nie sugerowała-każdy jest inny i ma inne doświadczenia życiowe. Jedno co mogę napisać z własnego doswiadczenia, to to, że trzeba wiele cierpliwości..........
  2. słuchajcie, ciekawe rzeczy! dziś jest dzień zakochanych, epileptyków i innych świrusów, tudzież dzień murarzy ciekawe kogo jeszcze, czy ktoś wie??
  3. od małego świrka dla świrków Przyłączam się do wspólnego świrowania..........tffuuuu! świętowania
  4. Justynka

    Walentynki?

    Korzystająć z okazji (nigdy szczególnie nie obchodziłam WALENTYNEK, ale co tam! )chciałabym życzyć wszystkim FORUMOWICZOM singlom i singielkom (sparowanym też, a niech im będzie! ) dużo miłości i ciepła każdego dnia, abyśmy nie czuli się opuszczeni i wyizolowani, abyśmy samych siebie nie izolowali i nie oddalali się od innych ludzi...........aby każdy z nas znalazł kochające osoby........ Serdecznie pozdrawiam!
  5. Może to nie będzie za bardzo wspierające, ale wydaje mi się, że takie ignorowanie nerwicy nie zaprowadzi Cię do czegoś dobrego. Myślę, że ukrywając swoje cierpienie (oj wiem, że nerwica to cierpienie....) przed najbliższą Ci osobą wiele tracisz. Być może nie chcesz martwić żony....ale zawsze mi się wydawało, że bycie z kimś blisko oznacza otwarcie się na tego człowieka, zaufanie mu i dzielenie się z nim różnymi, często trudnymi sprawami. Ja nie jestem aktualnie w związku i bardzo mi brakuje tego rodzaju wsparcie, ktore może dać tylko partner. I wydale mi się, że Ty w swojej chorobie mógłbyś takie wsparcie otrzymać, ale nie dajesz sobie szansy. Nie wiem jakie więzi łączą Cię z najbliższymi, ale podejrzewam, że łączą Nie odgradzaj się od siebie i bliskich roobeek33! pozdrawiam! P.S. i zawsze chyba możesz liczyć na ludzi z forum nie?
  6. nie mart się, gdybyś faktycznie miał schizofrenię lub inne poważniejsze zaburzenia psychiczne, to byś w ogóle nie miał świadomości choroby. Ludzie w stanie psychozy nie postrzegają swoich urojeń, omamów jako objawów choroby, oni myślą, że to dzieje się naprawdę w obiektywnej rzeczywistości, a nie w ich głowie. Myślę, że nic Ci nie będzie po tym szóstym zmyśle pozdrawiam!
  7. no z samotnością jest ciężko.............. najgorsze jest, jak sobie uświadamiam, że to w większiści moja wina, że czuję się sama, bo sama się izoluję. Ale niestety to jest ciągle błędne koło-masz taką potrzebę bliskich kontaktów, że wydaje ci się, że zaraz umrzesz z braku kogoś, ale niestety jak zdarza się okazja by coś zmienić, bierzesz nogi za pas i nikt nie ma nawet szansy, by do ciebie dotrzeć. Czasem wydaje mi się, że to się nigdy nie zmieni, że nigdy nie przezwycięże lęku, by być z kimś blisko.........wtedy oblewa mnie zimny pot i................szkoda gadać także ja już nie wiem czasem jak radzić sobie z samotnością, wcale sobie z nią nie radzę
  8. Taka jedna myśl...mój terapeuta kiedyś powiedział: pacjenci często mi mówią, że oddaliby wszystko, żeby znów było tak, jak przed nerwicą, bo gdyby nie nerwica, to wszystko byłoby ok. Nie uświadamiają sobie tego, że nie żyło im się tak naprawdę dobrze, skoro to życie doprowadziło ich do nerwicy.... pozdrawiam
  9. Wiem co czujecie...........stare brudy są bolesne, a wywlekając je czujesz się całkowicie nagi, całkiem sam i bezbronny. Wałkujesz jedną i tą samą sprawę po kilkanaście razy-to jest straszne! Ale potem mija czas i jeszcze więcej czasu, aż w końcu przychodzi ukojenie, spokój i pogodzenie się z tym, co było. Nie powiem, żebym sama odnalazła całkowity spokój i ukojenie ale z całych sił staram się wierzyć, że tak będzie! Czego sobie i wam życzę! Magoszanie poddawaj się! również uważam, że powinnaś jeszcze spróbować indywidualnej. Myślę, że do terapii grupowej potrzeba więcej odwagi i siły, ja sama nie zdecydowałm się na nią, ale myślę, że może kiedyś spróbuję i tego, bo takie wsparcie ludzi, tak jak tu, na tym forum, dużo daje. Pozdrawiam!
  10. A wiesz Margaret, że już próbowaliśmy takch chwytów z moim terapeutą to naprawdę dużo może wnieść do terapii, taka praca ze snem. Czasem sen jest jak rozwikłanie trudnej zagadki, spada na ciebie jak olśnienie, nagle wiesz o co chodzi i co masz z tym wszystkim zrobić. Nam wszystkim życzę jak najwięcej takch snów uchylających rąbka tej tajemnicy, która w nas siedzi pozdrawiam!
  11. Margaret a jaki to ma związek z psychoterapią Nie wiem czy te sny, które miewałam spełniały kryterium obbe (bo zbyt dużo na ten temat nie wiem-może przyblizysz trochę wątek) ale doświadczyłam parę razy mniej lub bardziej świadomego snu-niesamowite uczucie!
  12. nie ma innej drogi, nie ma innej drogi......będę sobie to powtarzać zamiast modlitwy...
  13. silesiaster: Pewnie jednym psychoterapia pomaga innym nie. Myślę, że to zależy od tego, czy dana osoba jest gotowa zmienić siebie i swoje życie, czy jeszcze takiej gotowości nie ma. Dużą rolę odgrywa też samoświadomość i samozaparcie.Jeżeli jesteś świadomy swojej choroby i tego, że jeżeli coś z nią nie zrobisz, zginiesz, i jeżeli pragniesz żyć inaczej, nabierasz wtedy motywacji do leczenia i mimo trudności (na początku to rzeczywiście nic nie daje, jest tylko gorzej!) idziesz dalej naprzód! Co do psychoterapeutów...oczywiście są różni terapeuci, tak jak rózni są ludzie-jedni uczciwi, inni nie. Ja o swoim nie powiem złego słowa. I na pweno nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że psychoterapeuta nic nie robi! To jakaś bzdura! Komuś się może wydawać, że psycholog przez 50-60 min. słucha, a drugim uchem mu wylatuje i koniec pracy. Po każdej sesji są godziny analizowania tych wszystkich brudów, które pacjent wywlekał, zastanawianie się czy czegoś nie przeoczyłem, czy to dobrze zinterpretowałem itp. A potem jeszcze własna terapia i rozwiązywanie wątpliwości na superwizjach z innymi psychologami, bo jak się ciągle słucha o "odchyłach" innych to samemu też można podupaść na zdrowiu.......A że taki terapeuta dobrze zarobi...a nich se zarobi-ma do tego prawo! Lata uczenia się, siedzenia w psychologicznych przypadkach, praktyki+własna psychoterapia....należy mu się. Psychoterapia NIE JEST CHWILOWYM PLACEBO. TO CIężKA PRACA NAD SOBą, SAMODZIELNE ZMAGANIE SIę Z WłASNą CHOLOBą POD KIERUNKIEM I DZIęKI WSPARCIU PSYCHOLOGA. Ja tak to widzę (jestem po 40 sesjach terapeutycznych, ale to nie koniec) Pozdrawiam!
  14. Też uważam, że psychoterapia to podstawa jeśli chodzi o leczenie nerwicy. Iownka masz rację, nie szprycuj się więcej żadnymi pigułkami, sama też kiedyś dobrowolnie je odstawiłam i nie tęsknię! pozdrawiam!
  15. Witam! natrętne myśli potrafią doprowadzić do szału! podobnie jak samotny musiałam się uczyć do egzaminu, a tu szał w głowie! Im większy stres, tym więcej chorych myśli. Bardzo często, jak uczyłam się do późna, to jak się położyłam spać zaczynała się jazda: powtarzanie w myślach przeczytanych zdań, "śpiewanie" piosenek, refrenów zasłyszanych wciągu dnia itp. i tak przez całą noc! Jeśli chodzi o leki to ich nie biorę, chodzę tylko na terapię, z tym, że jeszcze wytrzymuję, nie jest to bardzo nasilone. Jeżeli już nie dajecie rady, to może spróbujcie z lekami, ale nie polecam wyłącznego ich stosowania, mogą poomóc ale po odstawieniu wszystko może wrócić. Dlatego najważniejsze to chyba starać się znaleźć dobrego terapeutę i.................nie dać się zwariować Trzymajcie się!
  16. Justynka

    [Olkusz]

    Jest, jest! Pewnie jeszcze więcej tylko się nie przyznają trzymajcie się!
  17. dzięki dziewczyny! dziś popędzę do apteki, bo przed oczami już zygzaki mam pozdrowienia!
  18. Dobrze mówisz JanRO, nie należy się sugerować tym, że komuś poprawiło się po 2 miesiącach albo komuś się pogorszyło, bo każdy ma inne problemy i każdy ma swoje własne tempo, którego nie można na siłe zmieniać. U mnie akutat też idzie powoli i czasem juz nie wytrzymuję, ale cóz...Będzie dobrze JanRO pozdrawiam!
  19. ja czuję, że zaraz mi zaczną pękać od tygodnia slęczę nad kompem i notatkami od rana do wieczora. chyba zrobię sobie jakieś okłady z herbaty czy coś może nie pękną
  20. Ja w poniedziałek będę mieć 40 sesję...to chyba już sporo...ale na pewno nie koniec. Podobnie jak JanRO czuję się rozbita prawie po każdej sesji. Na początku to był koszmar-rozwaliło mnie totalnie, objawy miałam maksymalnie nasilone. A poza tym to pranie brudów z przeszłości, to cholernie ciężka robota. Najgorsze jest to, że ze wszystkim musisz poradzić sobie sam, psycholog owszem może cię wesprzeć, wzmocnić, ale nic poza tym, na pewno cię nie wybawi od twoich własnych koszmarów. Obecnie po trzydziestu paru spotkaniach czuję się lepiej, silniejsza, ale czasem nachodzą mnie pesymistyczne myśli, że nigdy to się nie skończy, że sobie nie poradzę...Ostatnio na każdej sesji jak tylko zaczynam coś mówić łamię się zupełnie i ryczę jak nie wiem co. Wtedy jest juz koniec, nie umiem wyrazić swoich myśli, kompletnie się zacinam. Podobno to zjawisko nazywa sie oporem i jest czymś normalnym w psychoterapii. Jednak ja nie wiem co, ja mam zrobić, żeby ten opór wreszcie przełamać No i od jakiegoś czasu stoję w miejscu-kryzys. Czasem wydaje mi się, że już nie dam rady...nie dam rady...że nic nie mam sensu
  21. Justynka

    [Olkusz]

    Witam! Strasznie się cieszę! Jejku jak miło... tyle miłych osób z Olkusza i okolic! A ja głupia niedawno myślałam, że jestem jedynym nerwicowcem w mieście-co za egoizm, co za bzdury! Pozdrawiam, Justyna
  22. Hej! podobnie jak Szajbus poczułam się znacznie lepiej odkąd parę dni temu trafiłam na forum Jednak drogi Szajbusie nie polecam zagłuszać nerwicy. Ja zagłuszałam ją dobrych parę lat i wyszłam na tym jak...Jeżeli z nerwicą nic się nie robi, a w dodatku stara się ją zagłuszać to tak, jakby się ją hodowało-ona sobie gdzieś po cichu rośnie, rozwija się, możesz nawet nie odczuwać żadnych objawów, zapomnieć o niej, aż tu pewnego dnia...............Buuuummm! Zwala ci się na głowe coś, czegu już nie możesz podnieść! Nieciekawe to dosyć Pozdrawiam Justyna[/i]
  23. magosza26 napisała: "jak sobie z nią radzić?... ja sobie radzę nie radzę -nie jedząc.. rezygnuje z tego co lubie by się ukarać za swoją niedoskonałość.." Myślę, że u mnie jest podobnie, tzn. mój terapeuta sugeruje mi, że swoim niejedzeniem od zawsze próbuję zwrócić uwagę mojej mamy, by zaczęła okazywać mi swoją milość wprost, żeby dawała mi prawdziwą emocjonalną bliskość. Tymczasem ona okazywała mi swoją miłość (paradoks!!) prze ciągłe karmienie mmnie, dożywianie itp. Im bardziej mnie "karmiła" tym bardziej ja nie jadłam. Teraz chociaż nie jestem już dzieckiem-mam 24 lata dalej mam problem z jedzeniem. To jest jakieś chore! Jak jestem głodna nie jem, jak nie jestem głodna jem-jakiś absurd! Ostatecznie wychodzi na to, że ciągle mam niedowagę-odkąd pamiętam. Sama się sobie z tego powodu nie podobam. Podobnie jak u vOO24 trudno mi dobrać na siebie coś, co by nie było za duże, a zarazem podobało mi się. chudośc nie za bardzo wpływa na atrakcyjność fizyczną...Czasami mam też dość uwag innych na temat mojej sylwetki, jak słyszę:"Boże, jaka ty jesteś chuda!!" to mam ochotę udusić tą osobę i powiedzieć jej: "i co z tego idiotko! Czy ja ci mówię jaka ty jesteś beznadziejna!?" Takie te nasze problemy z samooceną i samoakceptacją...Pozdrawiam całe forum! Justyna
  24. hej! nie wiem czy oprócz samego ucisku masz jakieś inne dolegliwosci związane z głową, ale z tego, co piszesz wyczuwam, że zapala ci się takie świtełko, że to raczej nerwicę masz w głowie, a nie guza. Myślę, że to dobrze wróży Bo najrtudniejsze jest uświadomić sobie, że prblem tkwi nie w naszym ciele, ale w psychice. Osobiście nachodziłam się po lekarzch tyleeeeeeeeeeeee...że aż strach. Co najśmieszniejsze, gdy wszystkie badania wychodziły dobrze ja byłam wręcz zła z tego powodu, bo niemogłam usprawiedliwić swojego złego samopoczucia chorobą ciała. Nie wiem jak to u ciebie się przedstawia, w każdym razie gratuluję odwagi spotkania sie z psychologiem Powodzenia w poniedziałek! Justyna
×