Zdaje mnie sie, że sprawa jest dość jasna. Idziesz na terapię - nie działa. Walisz prochy - jak walisz, coś tam niby działa, przestajesz, życie się sypie. Chyba już nie pozostaje nic innego, jak ten układny konformizm i na kolanach do Boga. I jak już człowiek tego Boga znajdzie, i daj boże, poprawi mu się, to przeca nie będzie głosował wbrew woli Jego na komuchów morderców dzieci nienarodzonych czy tego Tuska z Wermachtu.