-
Postów
7 502 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Kiya
-
Wspomnij co robiłaś :> Ja jak już wiemy - mordowałam w myślach Tomcia Palucha. Ale obawiam się, że gdybym była matka, tez miałabym ochotę wyrzucić to dziecko przez okno. A jeszcze gorzej z cudzym.
-
Raz na tydzień to w moim pojęciu często... Ale to pewnie ja jestem dziwna... Poprzez "bardzo rzadko" rozumiem raczej czas liczony w miesiącach, ewentualnie tygodniach jak się akurat trafi...
-
No pewnie, wszyscy o tym wciąż plotkują, Adasiu
-
Nawet czytanie ostatniego posta powoduje u mnie delikatnie mówiąc - dyskomfort. Kicikici, z tym kochaniem i przytulaniem niby nawet logiczne. Ale wiadomo, że każdemu, czy lubi dzieci, czy nie, łatwiej tolerować miłe, grzeczne dziecko, niż rozrabiakę. A tego rozrabiaki nie przytulają i nie głaszczą na moich oczach, wręcz przeciwnie, dostaje burę.
-
Dzięki dziewczyny Z tą dzieciofobią to chodziło mi głównie o ten odruch mycia rąk, odsuwam się od dzieci i w sumie jakiś tam nieduży lęk też odczuwam... A to już chyba odrobinę wykracza poza zwykłe nielubienie Kicikici, też na widok kotów się rozczulam, piszczę, skomlę i uśmiecham się od ucha do ucha :) A u Ciebie skąd się wzięła ta niechęć do dzieci? Linka, Ty też kociara? :) Podobno dzieci są dla ludzi, którzy nie mogą mieć kota... A lat mam 24, bodajże
-
Nigdy nie lubiłam dzieci. Są głośne, głupie, w moim pojęciu wszystkie mają ADHD. Nigdy nie szczerzyłam się na widok niemowlaków, wręcz przeciwnie, dla mnie są po prostu brzydkie, przeszkadza mi sama ich obecność. Na szczęście nigdy bliższego kontaktu z dziećmi nie miałam, jestem najmłodsza w rodzinie, krewni też w podobnym wieku. Niestety teraz wkraczam w ten okres, kiedy to moi rówieśnicy zaczynają się rozmnażać, a mnie aż obrzydzenie bierze na myśl o odwiedzaniu ich, gdy już będą mieli swoje "pociechy". Dziś zauważyłam nawet, że jak już ktoś mnie zmusi do dotknięcia dziecka, to mam jakby delikatny odruch wymiotny i najchętniej umyłabym ręce - ale nie z wrażenia brudu, tylko tej głębokiej antypatii. Dodam, że najwyraźniej miałam tak od zawsze, bo pamiętam jak w dzieciństwie czytałam książkę z obrazkami "Tomcio Paluch" i zawsze wyobrażałam sobie, że owy Tomcio umiera w brutalny sposób (co ciekawe z Calineczką tak nie miałam, wręcz przeciwnie, możliwe nawet, że miałam o niej jakieś fantazje erotyczne, teraz już nie pamiętam ) No i co myślicie?
-
Możesz też poszukać kogoś na forum z Twojej okolicy - będziesz miała pewność, że zrozumie.
-
Tak, wychodzę z podobnego założenia. M. in. dlatego nie pytałam w temacie jak z tym sobie radzić (zwłaszcza, że w sumie to wiem) i nie pisałam "o-boże-co-ja-mam-zrobić-jestem-taka-pokrzywdzona!". Traktuję to (jak i wiele innych swoich odchyłów) jako cechę dodającą mi oryginalności i uroku Po prostu byłam ciekawa ilu nas jest Ja z kolei miałam przez długi czas opory przed grami sieciowymi - właśnie dlatego, że bałam się co o mnie pomyślą ci wszyscy ludzie widząc, że coś mi nie wychodzi, że nie potrafię korzystać z czatu w grze, itp... Literówek też nie toleruję, pół biedy u kogoś (choć też), ale u siebie... Uch. No i podpisuję się pod Atalią :) Emocje, używki, jeden czort. Ja akurat piję baaardzoo rzadko, ale wtedy czuję się bardziej "sobą" niż na trzeźwo i zawsze dziwiło mnie, że inni mają wręcz przeciwnie... Tylko nam nie wpadnij w alkoholizm!
-
Alienated, Ty to dopiero masz to skrajnie rozwinięte Też nie lubię rozmawiać przez szybę, ale żeby nawet nie kiwnąć? I bać się wszystkich komunikatorów? To mnie teraz zaskoczyłeś. Atalia, tak, "po prostu zadzwonić", jak ja nienawidzę tego słyszeć Też wolę jeździć i załatwiać (choćby to miało być tylko spytanie o coś pani w okienku) niż dzwonić. Mam przez to problem z rejestrowaniem się do lekarza, gdy jestem chora...
-
Tak Chciaż teraz juz nie mam jako takich domowników, więc teoretycznie mogłabym spróbować, kto wie, kto wie :) A z tym wydawaniem pieniędzy na telefony - tak, też się z tego cieszę Z drugiej strony zaś nie mogę liczyć na telefon od operatora, bo żadna taryfa mi nie odpowiada...
-
O "specyficznych potrzebach"? Wcześniej twierdziłeś, że to tylko fantazje, nie potrzeby, robi się interesująco ;>
-
Nie, nigdy nawet nie wpadłam na to, że takie rzeczy się mówi lekarzowi, to od zawsze było dla mnie normalne, dziwne, ale normalne, jeżeli rozumiecie co mam na myśli
-
Dokładnie, Tahela - jak ktoś dzwoni do mnie, to się aż tak nie boję. Ale obcych numerów raczej nie odbieram, chyba, zwykle dopiero za którymś razem.
-
Nie wiem, czy to podchodzi pod nerwicę lękową - strasznie boję się rozmów przez telefon. Przez pracę i byłego chłopaka trochę się z tym oswoiłam, ale i tak wciąż jak mam gdzieś zadzwonić momentalnie boli mnie brzuch tak bardzo, że aż mnie mdli, serce wali mocniej, po prostu się boję. Czego? Na dobrą sprawę niczego. Bo co jest strasznego w telefonie do klienta z informacją, że jego zamówienie jest gotowe do odebrania? Piszcie, jeśli też tak macie, miło wiedzieć, że jest nas więcej :) Dodam, że u mnie pod ten "lęk" podchodzą też domofony.
-
Utrata zainteresowań, słomiany zapał do wszystkiego.
Kiya odpowiedział(a) na rav71 temat w Pozostałe zaburzenia
Tak, mam to, tylko zdecydowanie dalej posunięte - mnie rzadko kiedy w ogóle bierze ochota/potrzeba/poczucie odpowiedzialności, żeby coś zacząć (m. in. dlatego, że też dziecięciem będąc miałam słomiany zapał i nauczyłam się, że i tak nie kończę niczego, co zaczęłam...). Nic mnie nie potrafi zafascynować, zainteresować, wciągnąć w żaden sposób (poza dobrym serialem - może dlatego, że to bardzo bierne "hobby") a miałam kiedyś naprawdę sporo ambicji... Mój samochód chyba całkiem się zepsuł :/ Toteż wskazówek żadnych dać Ci nie mogę. Poza jedną - to może być depresja... -
Zawiść wobec zadowolonych ludzi... też odczuwacie?
Kiya odpowiedział(a) na Salix temat w Pozostałe zaburzenia
A kto coś mówił o czerpaniu radości z cudzego nieszczęścia? To zupełnie inna kwestia. Chcemy tylko, żeby było im tak samo źle jak nam, jakby tak się stało - nie cieszyłoby to, ale przestało denerwować I tak, jesteśmy źli ;] -
Nie wiedziałam za bardzo w jakim temacie to umieścić...
Kiya odpowiedział(a) na wuwuuu temat w Problemy w związkach i w rodzinie
Popieram przedmówców - dbaj o swój związek. Spróbuj skupić się na maturze, bo wcale nie jest przereklamowana - bardzo się przydaje, żeby iść dalej. A tego chcesz - iść dalej. Wspomniałaś, że masz dwie koleżanki-przyjaciółki. Rozumiem, że to nie są te, które Cię tak źle potraktowały? Szczerze mówiąc nigdy nie rozumiałam skąd biorą się tacy ludzie... Ale chyba jedyne, co pozostaje, to odciąć się od nich. Pamiętaj też, że młodsze rodzeństwo często jest faworyzowane - w wielu domach, więc setki ludzi mają ten sam problem. Nie jesteś sama. Poza tym - jesteś już dorosła, nie musisz oglądać się na to, co myślą, czy Cię słuchają, wspierają, czy nie - wszystko co robisz, robisz dla siebie. -
W drugą stronę też to działa - jak zaczynasz za wcześnie. A dla każdego ten odpowiedni moment jest kiedy indziej - dla jednych 16 lat, dla innych 18, dla jeszcze innych 28. Ale 13? Dajcie spokój.
-
Śmiem twierdzić, że to właśnie NORMALNE, kiedy coś satysfakcjonuje poza miłością. Ale co ja tam wiem Co do głównego tematu zaś - jeżeli młodzież z roku na rok zaczyna wcześniej współżycie, a depresji, nerwic i wszelkiego tego typu badziewia jest tylko coraz więcej... To jak dla mnie ta teza jest skrajnie błędna...
-
Znam ten ból. Większość z nas go zna. Zabrzmi to banalnie, ale ten ból z czasem słabnie. Podobno nawet wzmacnia. Nie, na pewno wzmacnia, wiem o tym. Teraz jest Ci ciężko, ale trafiłeś w dobre miejsce. Rozgość się na forum, spróbuj poznać trochę nowych ludzi, poudzielać się w tematach - zajmiesz trochę myśli, może komuś pomożesz - to pomaga. Piszesz, że nie chcesz rady typu "idź do psychologa", ale mimo wszystko uważam, że byłoby warto... Osobiście nie próbowałam, ale mój kolega, który ma trochę podobny problem do Twojego, przez pewien czas chodził na terapię i teraz to jest zupełnie nowy człowiek... Jak chcesz to pisz na PW :)
-
Nawet nie muszą się maskować. Jeśli się kogoś dobrze nie zna i nie wie jak ten ktoś zachowuje się wtedy, gdy jest zdrowy to odbiera się go jakby jego stan był stanem naturalnym. Dokładnie, coś tego typu. Do tego to, że na dobrą sprawę nie mieliśmy stałego kontaktu. Jeżeli ktoś, kogo dopiero poznajesz, nie poświęca Ci za dużo czasu, myślisz raczej, że mu nie zależy, a nie, że ma jakieś problemy. Poza tym, ujmę to tak - nie wyglądał na bardziej pogrążonego w depresji ode mnie, czasami wręcz przeciwnie. Zresztą nie wiem, czy się zabił, czy ktoś mu odebrał życie... A że byłam dla niego ważna wiem od jego matki. A kilka lat później znalazłam jego bloga, na którym parę razy o mnie wspomniał.
-
Ale może! Raz jeden zaczepiłam w ten sposób faceta. Spotkałam go w Empiku, staliśmy w tym samym dziale (manga), a to było przed erą internetu, więc nie tak łatwo było znaleźć ludzi o podobnych zainteresowaniach. W dodatku był w moim typie z wyglądu. Zagadałam go, przeszliśmy się chwile po mieście (chyba do sklepu muzycznego, czy coś), praktycznie zmusiłam go, żebyśmy wymienili się kontaktami. Znajomość chwilę potrwała, ale po jakimś czasie miałam już dość bycia tą podtrzymującą stroną. On coraz rzadziej odpisywał (smsy/listy), w końcu się poddałam. Któregoś dnia zadzwoniła do mnie... jego matka. Żeby poinformować mnie o jego śmierci... Podobno od dawna miał problemy z depresją, a ja, jak się okazało, byłam dla niego jedną z tych ważniejszych osób... Więc, po raz kolejny - nigdy nie wiesz jak wygląda sytuacja tej drugiej strony...
-
Też tak myślę. Sama tak mam. Aczkolwiek wydaje mi się, że w naszym przypadku to jest po prostu wybuchowa mieszanka wszystkiego po trochu... W dodatku nie tylko z naszej strony. Bo jeżeli poznajemy kogoś i ta osoba bez podania przyczyny zrywa z nami kontakt... To "wina" może leżeć równie dobrze po jej stronie. Może ma problem z zaufaniem ludziom? Albo depresje? Złe doświadczenia? Problemy w domu? Może to po prostu nie jest dla niej odpowiedni czas na poznawanie nowych ludzi? Powodów może być wiele. Anyway, trochę wcześniej w temacie była mowa o tym, że kobietom jest łatwiej, bo zwykle to one są zaczepiane przez facetów, więc niewiele muszą robić. Panowie tu się oburzyli, że tak nie powinno być. A ja mam w takim razie do Was pytanie: Jak miałaby wyglądać taka "inicjatywa" ze strony kobiety?
-
Chcę zniknąć
-
No właśnie, chodzi mi o higienę osobistą :) A że napisałam, że jest gruby i średniej urody - wyobraziłam sobie jak wraca wieczorem do domu i żali się na jakimś forum, że żadna go nie chcę, bo ani piękny, ani szczupły, a jakoś tej swojej higieny nie zauważa... Poza tym zarówno kobiety jak i mężczyźni od lat starają się ubierać tak, żeby podkreślić swoje atuty, a zakrywać wady, stąd przykład, że gruby, a jeszcze to podkreśla... Jak już mówiłam - ja tam lubię misiaczków. Widział ktoś kiedyś kreskówkę Kleszcz? Pamiętacie Artura? (dla niewtajemniczonych - grubasek w obcisłym stroju super-bohatera) I tak - higiena jest atutem. To smutne (bo to powinno być normalne), ale to prawda.