Skocz do zawartości
Nerwica.com

leon21

Użytkownik
  • Postów

    193
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez leon21

  1. Chory perfekcjonizm Cierpię na bardzo niskie poczucie własnej wartości, tzn. żyję w bardzo głębokim przekonaniu, że zależy ono od tego co osiągam i jak ciężko pracuje (facet dodatkowo ile zarabia, kobieta czy jest opiekuńcza i ciepła). Tak zawsze było w dzieciństwie. Nikt na co dzień nie mówił, że jestem dla niego ważny, że mnie kocha itp. Jednak gdy coś zrobiłem dobrego miałem osiągnięcia w szkole itp. to wszyscy byli bardzo dumni. Więc przyczyny swojej nerwicy znam bardzo dobrze, przeczytałem mnóstwo literatury i doskonale zdaje sobie sprawę, że problem tkwi we mnie a nie w świecie zewnętrznym. I staram się tę potrzebę miłości, bycia kochanym zaspokoić, przez kompensację. Moim największym marzeniem życia jest mieć fajną kobietę i wspaniałą rodzinę (a nie kariera zawodowa - raczej pieniądze, żeby zapewnić byt tej rodzinie). Taką na dobre i na złe. Ale z drugiej strony myślę, że nie może być tak, że uzależniam swoje szczęście od czynników zewnętrznych. Niemniej jeśli siedzę i mam świadomość swojej niskiej wartości to czuję pustkę i jest dolina (a także pokusa, żeby jakoś tę pustkę szybko wypełnić, poprzez zrobienie czegoś efektownego, wow i w ogóle). Wiem, że to egocentryczne i dziecinne. I im bardziej zdaje sobie z tego sprawę, że jestem niedojrzały tym bardziej mnie to wkurza. Widzę wszędzie indziej znajomych, którzy są dojrzali i robią kariery a ja wolno się do przodu posuwam. I choć na poziomie rozumu wiem, że nie jestem wybrakowany, mam zalety i wady,duży potencjał i inteligencję, jestem całkiem przyzwoitym człowiekiem, to na poziomie emocji i uczuć odczuwam przymus CIĄGŁEGO udowadniania sobie że jestem coś wart i nie mogę nad tym zapanować, ciągle mam wewnętrzny głos, że muszę działać i udowadniać wartość sam sobie, choć wiem, że inni ode mnie wcale tego nie oczekują. I pytanie: Jestem w terapii 2,5 roku. Czy generalnie da się wyleczyć to? Bo w sumie dzieciństwo tak mnie ukształtowało, i czy to w ogóle jest możliwe do wyprostowania? Według teorii nerwicy deprywacyjnej nie. Ale chciałem raczej zapytać forumowiczów jak oni się z tego leczą (wyleczyli...?)
  2. Nie no nie na co dzień. Właśnie jakieś ważne wydarzenia, niemniej jednak mało ludzi mimo wszystko okazuje to. A te 4 dziewczyny to do nich startowałem bo zawsze kosza dostałem .
  3. Nie no jasne, nie oglądając reklamę Merci czy głupie filmy. Ale np. płakałem jak dziecko a miałem 21 lat gdy widziałem odjeżdżającą defiladę wojskową z ś.p. Prezydentem Kaczyńskim (na żywo). I oczywiście nie mam na myśli literatury romantycznej, bo nie o to chodzi. Ale po prostu jestem sentymentalnym człowiekiem i bardzo dbam o więzi i sprawia mi ogromny ból gdy się te więzi sypią.
  4. Mam pewną cechę a mianowicie jestem sentymentalny. Czasem w piękną wiosenną pogodę, pójdę na spacer i powspominam swoje dzieciństwo czy ludzi, którzy są dla mnie bardzo ważnie. Szczególnie to się ujawnia kiedy kończy się coś ważnego (nawet takie zdarzenia jak sesja, po prostu przychodzi okres spokoju, bez nawału pracy) I wtedy lecą łzy. Czasem po prostu lubię powspominaći się powzruszać. Czy to ucieczka od problemów czy po prostu taka cecha? Czy to nie jest mało męskie? Aha i powiedzcie mi czy fakt, iż zabiegałem o 4 dziewczyny w ciągu 2,5 roku studiów to często? Czy to zbyt częste zakochiwanie się (nie szukam na siłę) i czy to nie wyczerpuje znamion uzależnienia od miłości czy jak tam to się nazywa?
  5. Niestety ludzi chorobliwie zazdrośni mają problemy ze sobą. I ci, którzy swoje życie podporządkowują partnerowi. Ale leczenie daje poprawę, przynajmniej mi daje. Sam miewałem lęki, że zostanę odrzucony (nawet bardzo często je mam), ale nie przekłada się to na obsesyjne zachowanie bo mam świadomość irracjonalności tego. Zachowanie Twojej dziewczyny wynika nie z tego że Tobie nie ufa, ale swoim zachowaniem musi zredukować swój lęk bo inaczej zwariuje. Dlatego niezbędna jest terapia.
  6. No, ale czasem trudno mi zakwestionować własne (?) przekonania... No i czuje wstyd przed okazywaniem pozytywnych uczuć innym ludziom...Wydaje mi się to takie niemęskie...
  7. Psycholog mi kiedyś powiedział, że nerwica może być właśnie efektem zbyt dużych oczekiwań od życia i od innych. Zbyt dużym rozwarstwieniem między ja prawdziwym a ja idealnym. Często mam tak, że myślę jaki to powinienem być cudowny. Po prostu nie wiem jak to jest być akceptowanym bez powodu. Tylko za coś...
  8. Zostaw go. Człowiek który nie chce się leczyć i w dodatku pije nie zasługuje, żeby być z kimś w związku. W ogóle uważam, że o ile nerwicowcy z chęcią leczenia są ok, a tyle od uzależnionych bym z daleka był. Może to okrutne ale ja bym nie ryzykował własnego dobra.
  9. To mam bardzo podobnie. Czuje lęk przed krytyką i oceną najbliższych. Wśród obcych nie ma tego problemu. Ale ciągle boje się o swoją przyszłość. Nie mam mieszkania swojego, kasy i nerwicę w głowie. To mnie tylko bardziej nakręca...I tak od 2,5 roku z tym że na samym początku miałem obniżony strasznie nastrój a teraz jest "tylko" napięcie i lęk...
  10. Ja nie mam napadów. Po prostu żyję w nieokreślonym niepokoju, a powiedziałbym, że właśnie w towarzystwie jest wszystko ok i nie mam żadnych problemów z nawiązywaniem kontaktów z ludźmi i nawet z kobietami! Żadnej nieśmiałości itp. Ja po prostu cały czas się boję, że coś mi w życiu się nie uda i przez to będę opuszczony(tak jak niespodziewanie opuścił mnie mój ojciec). I ciągle sądzę, że tylko idealność zapewni mi poczucie bezpieczeństwa...Sam jak to czytam to nie wierzę, że tak piszę, ale seryjnie, nie mogę tego w głowie przestawić.
  11. Byłem na grupowej DDA. Trwała rok. Tak jak mówię, najgorsze jest ten mus bycia idealnym i to nawet nie tylko o kobiety chodzi...w ogóle wśród innych ludzi też czuję ten przymus. A to dążenie do idealności ma raczej charakter taki, że obawiam się innych samców , bo jest ich wielu i wielu z nich są lepszymi, więc mój status jest zagrożony. Wierzę, że mi to pomoże...będę chodził do skutku a leczę się już 2,5 roku. Mam nadzieję że to gdzieś półmetek.
  12. No właśnie...I dlatego pytam się czy to jest w ogóle możliwe do usunięcia. Bo jeśli nie to w ogóle szkoda czasu psychologa i mojego i muszę po prostu zaakceptować to że będą się stare komunikaty w głowie odzywały... Chociaż w sumie terapia sukcesywnie daje efekty.
  13. Dzięki za wsparcie... Niestety w dzieciństwie, nigdy nie byłem wspierany, zawsze nic nie umiałem zrobić, byłem wyręczany, porównywano mnie do innych, nigdy nikt nie powiedział, że wierzy we mnie, Ojciec mówił, że bez niego to zginę.Teraz jak ktoś mi to mówi to trudno mi w to uwierzyć, a nawet jeśli to daje mi to pozytywnego kopa, ale nie może być tak, że moja samoocena jest uzależniona od oceny innych. Co więcej, gdzie byłem w szkole,pracy, na uczelni mam bardzo dobrą opinię i ludzie twierdzą, że wszystko ok ze mną. Ale ja tego NIE CZUJĘ...mogę brać na rozum ale wewnętrzny głos (wewnętrzny krytyk?) cały czas mnie prześladuje i nie mogę się temu sprzeciwić...Czasami mam wrażenie, że to jakaś emocjonalna rana, której nie da się usunąć... Na serio wiem, że daje sobie radę z życiem, ale poczucie wartości mi leci w dół i mam doła... Ten kto mi powie jak to wyleczyć, to go chyba ozłocę...
  14. Trzeba sobie powtarzać, że należy mieć przede wszystkim szacunek do samego siebie i ufać sobie...Później te myśli przenikną przez nas. No i praktyka życiowa i przełamywanie lęków. Nabranie szacunku do siebie (przeprogramowanie podświadomości) plus doświadczanie porażek itp.
  15. No właśnie nie jest tak, że ja muszę mieć. Nigdy nie szukałem, tylko jeśli się jakaś gdzieś pojawi. Nic na siłę. Niemniej w głowie cały czas mi to gra. I to moje dążenie do ideału...Ale to chyba wyraz braku szacunku i zaufania do samego siebie. Dzięki za odpowiedź!
  16. Witam! U mnie nerwica (nie wiem czy lękowa, zakwalifikowano ją jako zaburzenie adaptacyjne, jakby co to proszę admina o przeniesienie tematu) objawia się głównie tym, że zamartwiam się, że żadna fajna kobieta mnie nie zechce. Studiuję na III roku prawa, i autentycznie myślę o tym NON-STOP. I ciągle nie mogę się pozbyć wrażenia, że im będę bardziej atrakcyjny, i przede wszystkim kasiasty to wtedy taka kobieta mnie zechce. Kiedyś jak nie rozpatrywałem tego w takich kategoriach (liceum, nie interesowałem się dziewczynami itp. i miałem oparcie w rodzicach) to generalnie nie bałem się żadnych problemów, porażki przyjmowałem spokojnie, ewentualnie się powkurzałem i mi przeszło. Miałem duży zapał, uczyłem się działałem... Przyszły studia, ojciec mnie olał, dziewczyna dała kosza i przyszły lęki...Strasznie. Ledwo przez wakacje po maturze doszedłem na tyle żeby chodzić na studia. Były kolejne kosze i kolejne lęki... Zawsze rozpatruje to wszystko w takich kategoriach 1. Muszę być bogaty inaczej będę w końcu odrzucony 2. Muszę mieć mało problemów (!!!) bo ludzie o wielu problemach nie są lubiani przez fajne kobiety 3. Nie ma szans, żebym miał fajną dziewczynę, bo skoro ona jest fajna, a jest wielu facetów lepszych ode mnie to wybierze w końcu tych lepszych! (tak mi mówi logika). 4. Muszę być zajebisty, inteligentny, zawsze zaradny, bez słabości - w przeciwnym razie nie ma szans na fajną kobietę... I te myśli napadają mnie dosłownie non-stop i to napędza lęk. Nie same problemy, czy fakt czy sobie dam radę czy nie( nawet jak nie dam to przeżyje to), ale ten kurewski lęk, że miłość to jest ciągłe spełnianie czyiś potrzeb i kto lepiej je spełni będzie partnerem. No i pogląd że mężczyzna prawdziwy to super silny samiec alfa nieustraszony i w ogóle superman...Męczę się już z tym 2,5 roku choć poprawa jest bo przynajmniej nie siada mi tak nastrój że szok...Od razu udałem się na terapię ind i grupową. A to daje objawy wegetatywne...i utrudnia codzienne życie, mam zmniejszoną aktywność i lęk w sumie się zwiększa (bo na tle innych wypadam znacznie gorzej)... Wie ktoś jak zmienić takie myślenie? Czuję, że muszę tak myśleć...wewnętrzny przymus.
  17. Żeby wyjść z nerwicy, trzeba bezwzględnie pokochać bezwarunkowo samego siebie. Samoświadomość i następnie akceptacja jest kluczem do zdrowia psychicznego w ogóle. Bez tego zawsze będziemy uzależnieni od czynników zewnętrznych, co będzie wzbudzało permanentny lęk. I kolejna sprawa - człowiek, który nie kocha siebie nie jest w stanie prawdziwie kochać drugiego człowieka. Dlatego, w mojej ocenie nie należy w trakcie trwania terapii do momentu wyleczenie albo poważnej poprawy wchodzić w żadne związki. A Ci co są powinni uczciwie porozmawiać ze swoimi partnerami o tym jaka jest sytuacja. Ale jak pokochać siebie? Przede wszystkim poznać swoje wady i zalety, ale też cechy. Osobiście, wypierałem ze świadomości fakt, że jestem wrażliwym człowiekiem, później przyjąłem to ale uznałem jako wadę, więc należało z tym walczyć. Dopiero od niedawna uznałem, że tak po prostu jest i akceptuje to. Tylko pełna zgoda na samego siebie, akceptacja swoich uczuć, stawianie granic, obrona siebie samego przed toksycznymi ludźmi, daje szczęście Szczęście=poczucie własnej wartości=dobre samopoczucie z bycia samemu z sobą. Polecam artykuły związane z namierzeniem wewnętrznego krytyka i jego izolacją. i książkę pt. "Leczenie uzależnionej osobowości"
×