Skocz do zawartości
Nerwica.com

leon21

Użytkownik
  • Postów

    193
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez leon21

  1. Ej ja mam dokładnie tak samo. Jak to pokonać? Czy to nie kwestia brania leków? Może jakiejś substancji w organizmie brakuje?
  2. Wiele ludzi uważam, że jestem obrażalski. To prawda potrafię się nie odzywać do kogoś nieodwołalnie nawet jeśli jest to dla mnie bliska osoba, ale akurat uważam, że to dobre. Niemniej jeśli ktoś podejdzie wyjaśni i przeprosi to nie ma żadnego problemu, wszystko wraca do normy. Ale... Co zrobić w sytuacji kiedy ewidentnie i obiektywnie wina jest po drugiej stronie? A druga strona nie ma zamiaru przeprosić? Następuje pat w relacji. Z mojej strony odpuszczenie byłoby potwierdzeniem, że tak można się zachować a z drugiej strony relacja jest w zawieszeniu. Tak głupio odpuścić komuś bez chęci poprawy z jego strony. Żeby nie było, mnie też się czasem zdarza zrobić komuś przykrość, ale zawsze przeproszę i w miarę możliwości zadośćuczynię komuś krzywdę.
  3. Z zagadaniem i przejmowaniem inicjatywy nie mam żadnych problemów,choć w LO było to dla mnie niewyobrażalne zagadać do koleżanki. Może kwestia przełamania się drogi kolego? Po prostu próby zwykłego zagadania?
  4. leon21

    Bycie utrzymankiem

    Oprócz sytuacji absolutnie wyjątkowych (choroba, znacznie lepsza sytuacja finansowa kobiety i jednocześnie małe dzieci), chyba bym się powiesił będąc na utrzymaniu kobiety. Raz że normalny facet sam by się z tym koszmarnie czuł a dwa kobieta straciłaby do niego szacunek.
  5. O uczuciach nie mówiłem, sam fakt np. zaproszenia na kawę o czymś świadczy, ale z mojej strony nie było żadnych deklaracji i byłoby to dla drugiej strony i dla mnie krępujące(sam kota w worku nie kupuje, chcę drugą osobę lepiej poznać, bo nie jestem zbyt ufny). Po dłuższym czasie (np. 2-3 miesiące) intensywnej znajomości i pewnych oznak z drugiej strony mówię, że mi się podoba( nie ma mowy o wyrażaniu uczuć, nie nadużywam słów, bo bym skłamał) i w związku z powyższym itd, itp. Tak kieruje znajomością, że wiadomo o co chodzi - dla mnie też liczą się konkrety Dostać kosza wg mnie tzn. odmowa pogłębienia relacji w postaci związku. Może źle trafiam, ale bardziej optuję za tym, że po prostu kobiety lubią być adorowane i dowartościowują się tym no i na dodatek ważne żeby koleżanki widziały, wtedy zielenieją z zazdrości.
  6. Złe odniosłaś wrażenie, nigdy nie jestem nachalny, nie wydzwaniam (nigdy więcej niż 1 połączenie dziennie), nie nalegam na spotkania (nie to nie, choć za jakiś czas ponowię ofertę - jeśli wtedy nie to sprawa zamknięta), zachowuje kulturę zgodnie z zasadami savoir-vivre, i jest rzeczą dla mnie oczywistą i bezapelacyjną, że to ja jako mężczyzna mam zabiegać i być inicjatorem (nie zniósłbym odwrotnej sytuacji - to ogromny wstyd). I tak z ciekawości: Co cechuje desperata?
  7. Nie byłem nigdy w związku. Moje relacje z kobietami opierały się tylko na tzw. podchodach i ostatecznie dostawałem kosza.
  8. Z tego co obserwuję środowisko i przyczynę rozpadu to głównym jest rutyna, nieporozumienia i pokusa spróbowania czegoś nowego.
  9. Przede wszystkim nie rozumiem pojęcia zgoda. Nie masz względem partnera tytułu własności, więc ma prawo robić co chce. Ma prawo mieć kolegów, co innego gdy ktoś się zaczyna dostawiać, zapraszać na kawę itp. to wiadomo w jakim celu. Ale jeśli dziewczyna ma starych kumpli czy coś to wiadomo, że nic w tym złego.
  10. Takich rzeczy się nie robi na głos. Podziwia fajnie, ale nie robi tym przykrości dziewczynie.
  11. Typowe dla nerwic, DDA itp. chłamu. Sam tak mam. Pytanie skąd to się bierze? Dlaczego takie niedowartościowanie? I zalecam nie szukania partnera, bo i po co? Mam zasadę, że żyję sobie, bywam w różnych miejscach i najwyżej się ktoś pojawi albo i nie. Może to jest sposób?
  12. Hmm...Sądzę, że się mylisz. Pracę już mam choć w ograniczonym zakresie czasowym (z uwagi na studia), nie jestem zapatrzony w siebie(chyba, że za coś takiego uznajesz ciągłe myślenie o swoich niedociągnięciach), nigdy nie odmawiam pomocy ludziom, działam w różnych miejscach, na uczelni jak i w życiu społeczno-politycznym, tylko męczy mnie poczucie ciągłego nienasycenia i że ciągle mało.... Mam sporo osiągnięć, interesuje się wieloma dziedzinami, nawet kilka drobnych sprawa z zakresu prawa cywilnego i karnego rozwiązałem i wygrałem znajomym, kobiety mnie bardzo lubią - tylko jak co do czego przychodzi to zadają się z frajerami. Naprawdę mam dużo zainteresowań i kilka osób co dowiedziało się o moich problemach i nerwicy nie mogło w to uwierzyć, twierdząc, że mam duży potencjał i aż dziw że się czuje bezwartościowy. Wielu mi zazdrości mojej sytuacji. I to mnie jeszcze bardziej dobija. że często ludzie, którzy mają mniej, dobrze się ze sobą czują... Zburzyłaś Moniko obraz, bo wiem, że mam wady i ograniczenia. Co gorsza nienawidzę uczucia kiedy nie mam na coś wpływu, kontroli i jestem wobec pewnych faktów bezradny - jak ja się pokażę w oczach kobiety? Facet ma nieustannie dawać poczucie bezpieczeństwa, ja swojej pierwotnej rodzinie daje w jakimś stopniu po odejściu ojca. A to normalne, ale ja czuje lęk, szczególnie w stosunkach zależności kiedy komuś podlegam. Nigdy nie rozmawiałem z rodzicami o swoich sympatiach, gdyż w gimnazjum i liceum w ogóle nie interesowałem się dziewczynami(dopiero na studiach), tylko swoimi hobby i działalnością pozaszkolną. "Cały czas myślisz, że musisz coś dawać od siebie, żeby zostać docenionym, zauważonym bo tylko wtedy Twoja partnerka będzie chciała z Tobą być." - ot właśnie to. W końcu są lepsi ode mnie i obawiam się, że tak to musi się skończyć.
  13. W żadnym wypadku obrazić się...Mam taką cechę, że lubię prawdziwą opinię innych ludzi, choćby była najbardziej brutalna.Chociaż burzysz mój obraz samego siebie to staram się być samokrytyczny. Bardzo dziękuje za tak szeroką analizę i przede wszystkim poświęcony czas.,Będę ją wielokrotnie weryfikował. Co do stosunku Ojca do Matki to był on wobec niej arogancki a tak...to nie wiem, bo praktycznie rzecz biorąc nigdy ich nie widziałem we wspólnej sytuacji (nie wiem czy wspomniałem ale są po rozwodzie ojciec odszedł gdy miałem 6 lat), serio...Można powiedzieć, że nie mam ani dobrego ani złego przykładu...nie mam żadnego wzorca. Zły wpływ Ojca miał polegać na wpajaniu nieprawidłowych wartości tj. osiągnięć i bezkompromisowości. Słabość Mamy polegała na tym, że to Ojciec wszystko "załatwia", i ja mam podobnie. A czuje się podle jak czegoś nie załatwie. Jak ja spojrzałbym w oczy Mamie czy kiedyś partnerce (choć wiem, że nie mają pretensji do mnie jak czasem mi coś nie wyjdzie).A denerwowało mnie jej emocjonalne podejście do problemów bo tylko rozbudzało lęk. Wolę na sucho podejść do faktów i działać, ale nerwowa atmosfera się udziela... Co do wykształcenia przyznam się szczerze, że mam trochę ambiwalentny stosunek, bo z jednej strony to lubię słabsze kobiety a z drugiej czuję niedosyt a z kolei zbyt niezależna kobieta mnie przerasta. Na terapii kiedyś robiłem różne ćwiczenia np. wysyłanie listu. Bycie innym? Zbiór innych zachowań niż Taty. Bardzo często nawet nie wiem, ale mam jego zagrywki i boje się być innym bo jakoś wtedy mam wrażenie niespójności. Dowartościować się niekoniecznie najpiękniejszą (subiektywna ocena), ale mam swój obraz partnerki. I działania na jej rzecz mnie dowartościowują. Jeszcze raz dziękuje za wskazówki.
  14. Dziękuje za radę. Na czym miałoby polegać skupienie na drugim człowieku? Akurat ludzie mnie bardzo lubią mam przyjaciół i kolegów, ludzie chwalą sobie ze mną współpracę, towarzystwo itp. Ale w relacjach z kobietami już jest zonk...
  15. Hmm...Przepraszam Ciebie Moniko widocznie nie doczytałem postów... Z mamą mam całkiem dobry kontakt, czasem się pokłócimy, ale w sumie to nie jest źle.Lubimy sobie żartować, porozmawiać, powiedziałbym, że te relacje są dobre może z wyjątkiem tego że za młodu obniżała autorytet ojca, chociaż dziś twierdzi że w celu ochrony mnie przed jego złym wpływem. Mama była trochę na uboczu w domu, bo nerwowo podchodzi do problemów zamiast na sucho w ocenie faktów.To mnie trochę denerwowało. Mamę szanuję, choć uważam, że jest niewystarczająco dobra, że zbyt bierna i pasywna, że słabo wykształcona (pedagog) a ja kończę studia prawnicze... Widziałem że zadałaś pytanie o Ojca. On raczej oschły, cyniczny, wyniosły, wymagał dużo nigdy nie był do końca zadowolony choć często mnie chwalił. Trochę relacje uzależniał od mojego zachowania względem niego. Jak się źle zachowałem to potrafił się obrazić i nie odzywać długo. Ja mam podobnie choć na pewno nie jestem oschły to jednak czuje lęk przed byciem inny, boje się że zbytnie otwarcie się spowoduje ogromne zranienie. I co najważniejsze temat rodziców wałkuję na terapii od samego początku (całe 3 lata) ale ja i tak czuję wewnętrzny przymus bycia najlepszym i górowania nad innymi...
  16. Ja chyba złożę przyrzeczenie, że nigdy ale to przenigdy nie wejdę w związek. Dostałem kosza, po raz kolejny z zapewnieniami o dużej sympatii do mnie (skąd ja to znam...). Nie mogę patrzeć jak ta dziewczyna się cieszy choć wiem, że również ma problemy psychiczne. Szlag mnie trafia.Czuje ogromny lęk przed wejściem na FaceBook gdzie widzę jej zdjęcia. Po prostu ogarnia mnie straszny smutek i żal a na dodatek zazdrość, że kiedyś jakiś inny facet z nią będzie (albo i już jest). Przyznaje nie potrafię przegrywać, i z bólem sobie radzę poprzez możliwe utrudnianie życia tej osobie, która mi odmówiła (oczywiście przy okazji, nie planuje żadnej zemsty) Raz wobec mnie zachowała się chamsko, ale trudno. Wiem, że kobieta ma prawo nie chcieć się spotykać, ale do cholery czemu to musi tak boleć? Co więcej, boli mnie sam fakt odrzucenia i porażki jako faceta a nie że coś czułem do niej, bo w sumie to tylko mi się spodobała i był sam początek znajomości a nawet stwierdziłbym, że miała jak dla mnie sporo minusów i byłem bliski niekontynuowania znajomości, niemniej była ciekawą osobą i od razu nie skreślam osoby stąd dalsza chęć podtrzymania znajomości.A najlepsze jest to, że wcześniej w ogóle Skoro tak to przeżywam w fazie podchodów, to nie wyobrażam sobie końca związku nie wspominając o małżeństwie. Moja mściwość, zazdrość i ból wówczas by osiągnęły szczyty szczytów. I kolejna sprawa...Nie szukam dziewczyny Kobieta, która mi się spodoba jest dla mnie wyłącznie do...podniesienia poczucia własnej wartości i poczucia bycia przydatnym.Dlatego podobają mi się drobniejsze i słabsze dziewczyny takie, którymi trzeba by się zaopiekować trochę, kochające dzieci, delikatne i ciepłe. Pokazywać nieustannie muskuły (przenośnia) i wykazywać dla niej jaki jestem wartościowy i zasługuję na miłość. Ale jestem wobec kobiet bardzo uprzejmy, szarmancki i najwyższym celem jest jej uszczęśliwienie. Nie wiem czy to normalne czy nie...I później irytuje mnie to że często fajna dziewczyna zadaje się z kimś kto jest wobec niej chamski. Poniekąd jest we mnie dziecięca potrzeba bycia takim quasi-supermanem. I po ciężkiej pracy taka kobieta dziękuje mi i mówi, że jestem najwspanialszym facetem. Trochę mi wstyd, ale taką odczuwam potrzebę...:/ I prośba do pań: nie oceniajcie mnie, wiem, że moje niektóre postawy są negatywne, proszę o pomoc jak sobie z takimi uczuciami radzić...Wiem, że mi minie, ale przy następnej porażce wolałbym mieć plan awaryjny... I to mnie niepokoi.
  17. leon21

    Lęk przed lataniem

    Katastrofy lotnicze są bardzo rzadkie i jak będą to nie przeżyjesz więc nie będzie problemu. Najlepiej po prostu przełamać się, wsiąść najlepiej z kimś do kogo ma się zaufanie + mieć jakieś tabletki nasenne. Nie wiem, może dobra by była terapia szokowa tj. siedzenie przy oknie na skrzydle, wtedy się najbardziej czuje lot...
  18. No ja mam tak samo. Na terapii omawiam to i nie rozumiem. Źródło znam, ale nawet jak fakty temu przeczą a często przeczą, to i tak mam wrażenie że jestem do niczego i robię wszystko zbyt słabo i na bank mnie ktoś wygryzie. Chociaż jak wspomniałem wcześniej gdziekolwiek pracuje/działam/udzielam się to później otrzymuję dobre noty. Bardzo wielu ludzi przewyższam umiejętnościami, ale i tak mam wewnętrzny lęk i strach, że w sumie to ja na to niezasługuje bo jestem taki beznadziejny i w ogóle jestem śmieciem...Niby mam tego świadomość a wewnętrze głosy grają mną jak chcą...:/
  19. Często tak mam że boje się szukać pracy, że mi odmówią, a jak się dostanę to i tak będę niekompetentny. W każdym miejscu pracy, w którym byłem, przeczyłem takim tezom - wszędzie otrzymałem dobre rekomendacji i pracodawca był zawsze zadowolony ze świadczonych przeze mnie usług. Mimo wszystko nadal jest lęk i ciągłe udowadnianie sobie, że nie jestem do niczego. Wydaje mi się też że muszę być absolutnie idealny w pracy bo jakiś błąd = koniec. W dzieciństwie zawsze kpiono ze mnie i wyśmiewano się. Stąd brak wiary w siebie choć moje osiągnięcia przeczą takiej tezie. Mimo to wciąż słyszę wewnętrzne głosy i każde niepowodzenie urasta do rangi ogromnego. Na terapii dużo razy to przerabiałem i w sumie nadal mam objawy wegetatywne. Mam wewnętrzne poczucie, że muszę dysponować jak największą wiedzą żeby móc nieustannie imponować. Nie potrafię cieszyć się życiem - brak robienia czegoś uważam za niemęskie i brak ambicji. Ciągle wydaje mi się, że muszę przeskakiwać innych, żeby być pokochanym przez kogoś. Zastanawiam się czy uformowana psychika w dzieciństwie już taka zostanie i nie mamy większego wpływu na zmiany... Gdybym się tylko dobrze czuł to byłbym absolutnie najszczęśliwszym człowiekiem.
  20. No może się jakoś z tego wyleczę. Ale to wieczne niezadowolenie i stawianie sobie i innym poprzeczki wyjątkowo wysoko jest dla mnie strasznie męczące, a mimo to nadal tak działam...Straszne.
  21. A ja chodzę na psychoterapię 3 lata i nie mogę się od tego myślenia uwolnić(chociaż jest lepiej). Po prostu nie mogę...Nagle mnie to na studiach dopadło, zrobiłem się lękliwy, a z drugiej strony niezwykle odważny(permamentne udowadnianie sobie że jestem zajebisty), jakby lęk przed dorosłym życiem, a z drugiej strony czuje się gorszy od innych gdy widzę gdy sobie radzą usamodzielniają się itp. UPORCZYWA CHĘĆ GÓROWANIA NAD INNYMI. Mam wiele zainteresowań, ale ciągły lęk że to bez sensu, że i tak jestem za głupi, że nie dam rady. Lęk przed pracą...boje się że sobie nie poradzę. A gdziekolwiek pracowałem to otrzymałem dobre noty. Jestem odpowiedzialny, uczciwy, naprawdę można na mnie polegać, zaradny, choć może manualnie mniej. Mam wiele pomysłów, realizuje je. Ale mam makabryczny lęk przed porażką. Boje się, że przegrywając nie będę miał żadnej partnerki a jak będę miał TO NA PEWNO odejdzie do lepszego i zostanę sam, załamie się itp. (pewnie dlatego, że ojciec wartościował mnie z uwagi na osiągnięcia, ale przerabiałem to nie raz na terapii i wiem, że tak nie jest - na poziomie racjonalnym wszystko wiem. Jednak emocje mnie nadal rozwalają.) I mam pytanie: jak w gimnazjum i LO nie interesowałem się kobietami to teraz stało się dokładnie odwrotnie.Poznaje jakąś co ok. 4-6 miesięcy i wydaje mi się, że jestem uzależniony od "miłości", bo dość szybko się zauraczam.
  22. To jest właśnie najgorsze. Wieczne nienasycenie. Obiektywnie rzecz biorąc mam sporo osiągnięć, jestem zdolny i utalentowany, koleżanki twierdzą same od siebie że przystojny, interesujący i zabawny, ale wiem, że choćbym był Prezydentem to i tak będę nienasycony...I ten brak akceptacji jest najgorszy...Uporczywe porównywanie się do innych.
  23. Moja nerwica opiera się na tym, że mam strasznie nierealistyczne oczekiwania od życia. Chciałbym żeby wszystko mi się udawało, bo skoro innym się udaje to czemu mi nie? Zazdroszczę innym wszystkiego choć mam duży potencjał no i somatczne objawy nerwicy - kołatanie serca, ścisk głowy, napięcie plus trudności z koncentracją. Psychiatra upiera się że na to tylko terapia bo w moim przypadku leki już nic nie dadzą z czym się zgodzę, ale za cholere moje wewnętrzne głosy o chęci bycia idealnym, najlepszym, najsilniejszym, najodważniejszym, zamożnym itp. są tak silne że trudno mi je odsunąć i wprowadzają mnie w doła... No i mój obraz idealnego faceta - zawsze zaradny, niezawodny, silny, bez słabości, wspaniał, szlachetny dobry itp. Czasem wydaje mi się że podłam temu wyzwaniu ale ciągle jest lęk że nie utrzymam takiej pozycji.
  24. lęk przed niezaspokojeniem potrzeby akceptacji, osamotnienie w rodzinie, odrzucenie itp. Ja to nawet czuję sam sobą, że po prostu brak mi tego poczucia przynależności i akceptacji w rodzinie. Miałem to kiedyś (iluzja jak się okazało) i czułem się pełny. Teraz czuje się jakby ktoś oderwał ze mnie jakąś wewnętrzną część, która uporczywie domaga się wypełnienia tego.
  25. Dziwnie mam...Często obserwuje szczęśliwych moich rówieśników, którzy mają fajna rodziny,partnerów i mają z materialnego punktu widzenia lepszy start życiowy. Ja z kolei mam choroby w domu, znerwicowaną rodzinę, której nie cierpię. Nie mam na to wpływu, dlatego mnie to dołuje. Chociaż mam. Sam sobie mogę to zbudować w dorosłym życiu, no ale w kwestiach damsko-męskich zero sukcesów. Strasznie zazdroszczę tym ludziom i jednocześnie tęsknię (pragnę) być na ich miejscu starając się poprawiać swój byt,no ale od pewnych bagażów emocjonalnych uciec się nie da. I najgorzej jest to, że wtedy wycofuje się z kontaktów towarzyskich, bo po prostu nie mogę znieść szczęścia i uśmiechniętych twarzy innych ludzi (choć życzę im jak najlepiej). I choć tłumacze sobie na 100 sposobów, to pojawiają się przykre emocje i nachodzi mnie dolina i lęk, że ja już nigdy nie wydźwigne się ze swojej sytuacji. Jak to opanować? Wiem, że unikanie nie jest dobre, ale czego oczy nie widzą tego sercu(psychice?) nie żal...
×