Skocz do zawartości
Nerwica.com

Korat

Użytkownik
  • Postów

    986
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Korat

  1. Niby ja mam zaburzenia schizotypowe, tylko że nie mam kompletnie tych pseudopozytywnych objawów schizofrenii, jedynie same negatywne czyli coś takiego mniej więcej: * stępienie afektywne * wycofanie emocjonalne * zubożenie kontaktu * apatia * zaburzenia myślenia abstrakcyjnego * brak spontaniczności i płynności konwersacji * stereotypia myślenia Pisałem o tym trochę w innym wątku. Cytuję jedną z wypowiedzi: więcej jest tutaj: http://www.nerwica.com/zaburzenia-schizotypowe-depresja-nerwica-t20895-14.html
  2. U mnie z kręgosłupem się już takie rzeczy dzieją, że ja pie.rdole Dzisiaj sie dziesiątki razy budziłem i nie mogłem oddychać przez ucisk kręgów na nerwy, ból jak ja Pier.dole i to o dziwo w odcinku piersiowym a nie szyjnym, ktory mam ponoć najbardziej Roz.jebany zobaczcie na zdjęcie: http://img685.imageshack.us/img685/8339/szyja.jpg To po lewej to mój odcinek szyjny, zdjęcie zrobione 5 lat temu rezonansem magnetycznym, także teraz już może tam być 100 razy gorzej. Po prawej prawidłowy kręgosłup. Czerwona linia pokazuje jak powinien iść mój kręgosłup rano za każdym razem zanim wstanę muszę rozchrupać cały kręgosłup ,bo inaczej boli jak ja pie.rdole. Oczywiście gdy byłem z tym u neurologa, to na moje nieszczęście było to 8 miesięcy temu, czyli wtedy gdy ważyłem ponad 30 kg więcej niż teraz. Lekarz mnie totalnie olał i powiedział ,że mnie boli bo jestem gruby i nie założył mi nawet karty jak się potem okazało. a teraz prawdę mówiąc jest jeszcze gorzej niż te 33kg temu. Teraz za każdym razem jak wstaję z pozycji siedzącej to mi sie ciemno przed oczami robi i mrowi mnie w głowie. Przez te je.bane uciski kręgów krew nie dochodzi do głowy jak powinna.
  3. Dzisiaj pierwszy raz chcę opowiedzieć o jednym z powodów mojej popsutej psychiki. Inne powody omawiałem przy różnych okazjach, ale ten omawiam poza sferą własnych myśli po raz pierwszy. Odkąd tylko pamiętam zawsze miałem na przemian nadwagę i otyłość. Tylko dwa razy w życiu udało mi się osiągnąć prawidłową masę ciała i było to w dorosłym życiu, po czym i tak skończyło się to tym, ze trafiłem do szpitala, dostałem olanzapinę, w szybkim czasie utyłem 45kg i nabyłem masakryczne rozstępy. Całe dzieciństwo upłynęło mi na samotnej walce raz to z nadwagą, a raz z otyłością, bo rodzice ładowali we mnie jedzenie jak powaleni. Gdy zapisywałem się na sport, chodziłem na zajęcia z pływania, to zamiast szczupleć, to dzięki teorii ojca tyłem, bo wkręcał mi że będę słaby jeśli nie będę jeść. Przed każdym treningiem dawał mi garnek ziemniaków, jadłem aż mnie brzuch bolał, ale ojciec potrafił tak mną manipulować że i tak go słuchałem i żarłem więcej. Pamiętam, że miałem lipomastię jeszcze zanim jakakolwiek dziewczynka w klasie zaczęła dojrzewać. Przez tą lipomastię i otyłość wstydziłem się chodzić na basen, ale twardo stawiałem temu czoła, choć ze strasznym cierpieniem. Dawałem z siebie wszystko na treningach, zasuwałem tak, że często aż mi sie rzygać chciało, a i tak tyłem, wtedy nie rozumiałem dlaczego. Dlaczego inne dzieci, które nie uprawiają sportu są szczupłe, a ja wylewając siódme poty jestem gruby. Przez teorię wpojoną przez ojca w ogóle nie kojarzyłem tego faktu z obżeraniem się. W mojej głowie po tym wszystkim zrodziła sie myśl, że widocznie muszę być perfekcyjny by dorównać innym dzieciom, że jestem gorszy i muszę więcej wysiłku włożyć by osiągnąć to samo co one. Chory perfekcjonizm rozprzestrzenił się na każdy aspekt mojego istnienia. Nie cieszyłem się z żadnych sukcesów, bo dla mnie sukcesem mogło być tylko pozbycie się lipomastii, wszystko inne wobec tego było niczym, ale ta pomimo katorżniczych treningów nie znikała. W głowie zrodziła się kolejna myśl, by nie pokazywać się światu na oczy dopóki nie osiągnę celu pozbycia się otyłości i lipomastii. Nie czułem bym miał cokolwiek do zaoferowania ludziom dopóki tego nie osiągnę. Przez to moja introwersja i małomówność przeobraziła się wręcz w totalną izolację od ludzi i alogię. Bardzo cierpiałem wtedy, to były czasy gimnazjum, ale depresji nie miałem, miałem żal i złość że mi moje zamierzenia nie wychodzą. Byłem bardzo spięty na każdym kroku, bo robiłem wszystko by ukryć lipomastię, bardzo się jej wstydziłem. Byłem bardzo wrażliwy i mocno to wszystko przeżywałem, to były potwornie trudne i intensywne emocje. W drugiej gimnazjum pierwszy raz w życiu wypiłem piwo, było wtedy upalnie. Gdy wszedłem w stan upojenia, odciąłem się od emocji, a świat stał się jakiś nierealny. Przeraziłem się, myślałem że dostałem udaru słonecznego, ale pomyślałem sobie że to przejdzie wraz z wytrzeźwieniem. Niestety nie przeszło, do tej pory nie wytrzeźwiałem po pierwszym w życiu wypitym przez siebie piwie. Już masę lat od tamtego czasu jestem odcięty od uczuć i tkwię w derealizacji. W liceum w związku z tymi problemami emocjonalnymi, przez życie jakby za szybą, dostałem depresji i myśli samobójczych, tak już się nie dało żyć. W liceum na dobre się pogubiłem, w pełni rozwinęły mi się objawy osobowości schizoidalnej doprawione depresją. Do tego ciągle miałem nadwagę i lipomastię. Po liceum bardzo dużo trenowałem i uzyskałem prawidłową masę ciała, jednak lipomastia cały czas była i to cały czas wprawiało w poczucie, że ciągle coś jest nie tak i nic co dobre w moim życiu, nie ma znaczenia wobec tego problemu. Na studiach przez swój nieleczony perfekcjonizm totalnie oddałem się nauce i tyłem + miałem mega depresję + derealizacja + objawy os. schizoidalnej. Takie combo doprowadziło w konsekwencji do trafienia do psychiatryka na trzecim roku studiów, bo zacząłem się ciąć. Tam po raz pierwszy zdiagnozowano mi os. schizoidalną. Potem lecząc się tu i tam, zaliczyłem 3 oddziały dzienne na których pisano mi zaburzenia schizotypowe. Na początku tego roku gdy skończyłem studia byłem w opłakanym stanie. Miałem otyłość kliniczną, zwyrodnienia kręgosłupa i potworne przewlekłe bóle, mega depresję i na maksa zaburzoną osobowość. Od 8 miesięcy nie mam żadnych obowiązków i poświęcam się tylko doprowadzaniu siebie do lepszego stanu. Na stan obecny od tamtego momentu schudłem 33kg, obcuję dużo z przyrodą i spędzam czas w samotności dzięki czemu mam dużo mniejszą depresję. Jest dużo lepiej, ale niestety zaburzenia osobowości cały czas są, zwyrodnienia kręgosłupa ciągle wytwarzają przewlekłe bóle, a do prawidłowej masy ciała brakuje mi jeszcze 20kg , do tego całe ciało jest w rozstępach i mam obwisłą skórę po utracie dużej ilości kilogramów. Ciężka droga za mną i niestety jak widać ciężka przede mną, do końca życia będę walczyć z zaburzeniami, bo wiele z tych ciężarów danych mi jest na zawsze. Już się z tym pogodziłem, że mam na sobie pewne "obciążenia", których zdjąć się nie da, za dużo złego się działo w moim życiu by się tego pozbyć. Realnie oceniam co mogę poprawić i dążę do tego. Chcę to osiągnąć by w przeciwieństwie do obecnego stanu móc kiedyś powiedzieć ,że jestem bardziej szczęśliwy niż smutny.
  4. lol, dziewczyny macie BMI niemalże w normie, a używacie słów na określenie swojej wagi jakby się świat walił. Ja nawet po schudnięciu 32kg jestem lata świetlne za wami w kwestii bliskości uzyskania idealnej masy ciała. W najbardziej krytycznym momencie życia, nosiłem na sobie więcej tłuszczu niż ty brak uczuć ważyłaś. Mówiąc o sobie "potwór" wbijasz nóż w plecy osobom, które mają naprawdę problemy z wagą, bo co one mają zrobić gdy dźwigają ponad 50kg samego tłuszczu na swoim ciele. Ulegacie modzie i kierują wami pierwotne emocje, stąd te wasze histeryczne reakcje na parę kilo tłuszczyku za dużo. Dbać o siebie zawsze trzeba, ale trzeba też umieć ważyć słowa i realnie patrzeć na sytuację, bo o żadnych powikłaniach zdrowotnych przy waszej wadze nie ma mowy.
  5. brak uczuć, Guzik, jakie macie BMI? Ja podczas choroby przytyłem 45kg, miałem już BMI przekraczające 40, a teraz mam BMI wynoszące 29,4, ale oczywiście nie jestem na żadnych lekach i nie mam żadnych obowiązków, więc ułatwiło mi to schudnięcie tych 32kg i chudnę dalej.
  6. Borsuk, pewnemu koledze chciałem pokazać film z Derrenem Brownem, w którym wkręcał ludziom że wywołali duchy, ale kolega był tak zatruty dominującą w polsce nauką, że nie raczył nawet zerknąć na ten film z lęku przed szatanami. To jest dopiero smutne, a nie to że najprawdopodobniej nie ma życia po śmierci, ludzie w imię prehistorycznych przekonań odbierają sobie możliwość doświadczenia prawdy o tym życiu, tym najprawdopodobniej jedynym życiu jakie nam zostało dane, to jest straszne, a nie to że poza tym co mamy teraz może nie być nic.
  7. Dokładnie, takie doświadczenia z zaburzeniami psychicznymi zawsze pozostawią ślad, ale całkiem możliwe że bogatsi o pewne doświadczenia możemy stać się silniejsi. Warunkiem jest jednak pozbycie się pewnych objawów.
  8. Ja się najlepiej czuję na łonie natury. W pubach i tego typu miejscach odczuwam skrępowanie , ale jeśli podejmiecie decyzję o pubie to też przeżyję :). Wolałbym się spotkać za dnia, bym około 20 mógł już wracać do domu.
  9. Topie-lica, ja też bez solianu jestem, w ogóle bez leków jestem. I poprawiło mi się w pewnym stopniu, a przypisuję tą poprawę faktowi, że przerwałem studia i mam mniej stresu. W sytuacjach silnego stresu wpadam w objawy autystyczne i nasilają mi się objawy negatywne. A co ty uznajesz za przyczynę poprawy u ciebie?
  10. ooo, dawno nie wchodziłem do tego wątku a tu proszę, jakieś spotkanie sie szykuje . Ja chętnie się spotkam, tylko proszę was bardzo o danie pewności, że przyjdziecie, bo mam uraz z przeszłości że raz przyszła tylko jedna osoba, a innym razem zostałem totalnie wystawiony do wiatru.
  11. Jeśli chodzi o diagnozę, to powiem ci tak, że w 2008 jak trafiłem do psychiatryka to mi tam zdiagnozowali os. schizoidalną. Potem jak byłem pierwszy raz na oddziale dziennym to było podejrzenie o schizofrenię, a przy następnych dwóch pobytach na oddziale dziennym diagnozowano zaburzenia schizotypowe, co tłumaczono występowaniem objawów negatywnych schizofrenii. W między czasie zrobiłem w przychodni test osobowości i wyszło, że mam schizoidalną. Także dolega mi coś typu "schizo", ale nie aż tak by nazwać to schizofrenią, w dodatku moje objawy plasują się na biegunie objawów negatywnych. Przy zbytnich wymaganiach stawianych mi przez życie, te objawy bardzo się nasilają, wydaje mi się że w związku ze stresem zamykam się i wchodzę w autystyczny świat, ale to już moja hipoteza. Odnośnie tego kiedy to się zaczęło, to patrząc na moje życie mogę stwierdzić, że od dziecka miałem pewne predyspozycje, byłem cichym dzieckiem, introwertykiem żyjącym bardziej w świecie własnych myśli, potem w wieku gimnazjalnym wydaje mi się, że przechodziłem etap czegoś na wzór os. unikającej, wyglądało to tak, że w środku wszystko intensywnie przeżywałem, a na zewnątrz byłem jak skała, małomówny, mało emocji pokazywałem. W liceum na dobre odciąłem się od uczuć, i rozwinęła się pełnia os. schizoidalnej, totalna izolacja od ludzi. W liceum już w pierwszej klasie żyło mi się bardzo ciężko i od tamtej pory towarzyszą mi myśli samobójcze. Ten etap cierpienia z powodu zaburzeń zaczął się zatem gdzieś w 2003 roku i powoli postępował. Przewlekłe stany "depresyjne?" po kilku latach sprawiły, że w 2008 trafiłem właśnie do szpitala, a kolejne 3 lata do teraz bytuję na marnym poziomie zdrowia psychicznego.
  12. Psychicznie to u mnie standard, wiadomo myśli samobójcze i te sprawy. Na szczęście wpadłem w wir działania, ruszam się i szukam pracy, także przynajmniej z wierzchu wyglądam jakbym funkcjonował dobrze. Niestety już pomijając ograniczenia psychiczne, mam poważny problem z przewlekłym bólem pleców. Wystarczy, że postoję 5 minut, posiedzę na niewygodnym krześle godzinę, bądź wolnym spacerem przejdę 15 minut, to z bólu nie wyrabiam. Mam jakieś zwyrodnienia kręgów szyjnych i dyskopatię w odcinku lędźwiowym, ale to wyszło na badaniach sprzed 6 lat, a co teraz się dzieje to cholera wie. Niestety mam przez te fizyczne dolegliwości bardzo ograniczone możliwości jeśli chodzi o szukanie pracy, nie mogę nic dźwigać, nie mogę stać, nie mogę nie wygodnie siedzieć, konkretnie to chodzi o to ,że nie mogę za długo siedzieć w wyprostowanej pozycji, ani pozycji pochylonej do przodu, najlepiej jak jestem lekko pochylony do tyłu, tak jak na przykład jest to w siedzeniu samochodowym, dlatego szukam pracy jako kierowca, póki co jedynie oferty na kat. B mnie dotyczą, więc dużo tego nie ma, a i rozchwytywane są niesamowicie. Od biedy uszłaby jakaś praca biurowa przy komputerze, ale okupione to zapewne będzie bólem. Dodatkowo ze względów psychicznych, nie jest wskazane bym pracował tam gdzie główną funkcją jest kontakt z klientem (os. schizoidalna i te sprawy). W zasadzie to mam bardzo małe pole manewru i żeby nie skończyć na rencie socjalnej lub ewentualnie pod mostem, to na pewno muszę się jeszcze dalej kształcić. Wybadałem trochę rynek przeglądając tysiące ogłoszeń i znalazłem kilka takich branż które odpowiadają moim możliwościom i preferencjom. Także jest światełko w tunelu i przy wytężonych staraniach powinno mi się udać uniknąć nędznego losu.
  13. Statystycznie pary w większości dobierają się na podobnym poziomie atrakcyjności fizycznej. Oczywiście możliwa jest też inna kombinacja, lecz jest mniejsze prawdopodobieństwo że sie uda.
  14. Schudłem 30kg. Mam BMI poniżej 30, dokładnie 29.7, czyli nie mam już otyłości , tylko nadwagę. Zjechałem z BMI przekraczającego 40, co oznacza ,że miałem przed odchudzaniem otyłość kliniczną zagrażającą życiu. Przede mną jeszcze około 20kg do zrzucenia. W sumie to teraz największą trudnością jest sprawienie by po takim ekstremalnym odchudzaniu utrzymać skórę w dobrej formie i nie pozwolić by była pomarszczona i zwisała na całym ciele. Póki co jest u mnie z tym ok, ale muszę się uzbroić w cierpliwość, bo żeby skóra nie wisiała można chudnąć max. 1kg na tydzień, do tego trzeba dobrze odżywiać organizm, zapewnić mu wszystkie witaminy, minerały i wartości odżywcze żeby skóra była dobrze odżywiona, stosować balsamy i dużo ćwiczeń. Bez tego mogłoby się okazać, że po schudnięciu miałbym wiszący, pomarszczony fałd skóry. Warto wiedzieć, że za szybkie odchudzanie wiąże się z takim niebezpieczeństwem. Potem z taką skórą może już nie dać sie nic zrobić i trzeba chirurgicznie usunąć nadmiar skóry, a to kosztuje 8tys. zł, bo nie ma refundacji. Na początku nie byłem w stanie przejść 20 minut spacerem, a teraz biegam codziennie pół godziny i do tego dodaję kolejne pół godziny roweru. Może i psycha jest zryta cały czas, ale chociaż ciało fizycznie odżyło.
  15. Rad, chodziłem wiele miesięcy na terapie i niestety z marnym skutkiem. Sam doszedłem do wniosku, że to dlatego że nie potrafię stworzyć żadnej relacji z terapeutą. Wszystko co terapeutka mi mówiła, jednym uchem wpuszczałem a drugim wypuszczałem i tak przez wiele miesięcy. Przez całą jedną terapię co miałem pół roku nie zapamiętałem nawet jak moja terapeutka wyglądała, a co dopiero co mi mówiła. Osoby z zewnątrz mają bardzo mały wpływ i dostęp do mojego świata wewnętrznego, tylko ja stanowię dla siebie autorytet. Nie bez znaczenia jest też to, że dryfuję po tym świecie jak jakiś duch, nie czuję się uczestnikiem tej rzeczywistości, jakiś oddzielony od tego wszystkiego jestem. Jedynie dzięki mojemu własnemu drążeniu problemów które mnie dotyczą, udało mi się otworzyć oczy na parę spraw. I nie wiem czy jakikolwiek terapeuta ma szansę zdobyć na tyle istotne miejsce w moim umyśle by słowa przez niego wypowiadane uzyskały priorytet w moim mózgu, bo nawet najbliższa rodzina i przyjaciele nie mają dużej wagi dla mojego mózgu, gdyby zniknęli, to oprócz konsekwencji materialnych, nie byłoby nic poza tym, emocjonalnie nie jestem z niczym związany lub ten związek jest niewielki.
  16. Korat

    Niechęc do pracy

    Tak na pierwszy rzut oka to wydaje mi się, że unikając pracy bronisz się przed przykrymi doświadczeniami związanymi z interakcją z ludźmi. To tylko moja hipoteza, za mało wiem by to ocenić, radzę ci udać się na konsultację z psychologiem może on coś doradzi lub zobaczy co skrywa twoja podświadomość i co cie blokuje.
  17. Ja w kwestii renty socjalnej. W artykule o orzecznictwu lekarskim w zaburzeniach psychicznych autorstwa dr n. med. Iwony A. Trzebiatowskiej (artykuł można znaleźć w internecie) znajduje się ten oto fragment: Bardzo mnie zastanawiają zasady przyznawania renty socjalnej, ponieważ znam jeden przypadek, który w założeniach pasuje do hipotetycznej sytuacji jaką teraz opiszę. Wyobraźmy sobie, że ktoś żyje w patologicznej rodzinie, jest na przykład córką Fritzla i jest przetrzymywana przez ponad 20 lat w piwnicy i tam niszczona psychicznie. Załóżmy, że ten ktoś wychodzi z tej piwnicy po ukończeniu 26 lat i jest wrakiem człowieka autentycznie niezdolnym do pracy. Siłą rzeczy taka osoba nie ma dokumentacji medycznej z okresu przed ukończeniem 25 roku życia. Czy ta osoba może liczyć na świadczenia tego typu co renta socjalna? Jeśli nie, bo tak wynika z tego artykułu, to na jakie świadczenia może taki człowiek liczyć i jakiej wysokości te świadczenia będą? Czy może liczyć na otrzymywanie kwoty porównywalnej z rentą socjalną? Ewentualnie czy udając się do lekarza w wieku 26 lat, lekarz może stwierdzić ,że zaburzenie uniemożliwiające pracę powstało przed ukończeniem 18 roku życia, tym samym sprawiając, że pacjent spełnia kryteria? Będę bardzo wdzięczny za odpowiedzi na te pytania. Na koniec jeszcze jeden fragment z artykułu Trzebiatowskiej. W moim przekonaniu brzmi to pozytywnie, bynajmniej w teorii:
  18. Wątek o osobowości schizoidalnej jest tutaj: http://www.nerwica.com/osobowo-c-schizoidalna-t19075.html Ktoś go przeniósł w inne miejsce, ale tam jest wiele na temat tego zaburzenia. Wiesz, to nie jest tak że jak masz zaburzoną osobowość to już z tobą koniec. Nawet jeśli z tego nie wyjdziesz, to możesz w pewnym stopniu, mniejszym czy większym, korygować pewne swoje wady. Przy odrobinie szczęścia może nawet dojdziesz z fachową pomocą do stanu, w którym będziesz sobie radził w życiu i odczuwał z niego satysfakcję.
  19. Wiecie co, dziwny ten mój umysł. Nie mogę ustawić pewnych kwestii jako priorytetowe. Umysłowi brak drogowskazu za którym by podążał, dlatego dryfuje w próżni i chwyta się czegoś tylko od czasu do czasu. Jestem odcięty od pełnego doświadczania rzeczywistości. Czuję się jak duch. Skutkuje to tym, że mimo iż wcześniej chciałem wrócić na studia, nie zrobię tego. Kompletnie mój umysł się tym nie zajmuje, zagrzebał potrzebę studiowania. Bliżej mi do podjęcia starań o jakąś pracę. Studia przekreślam, to mnie totalnie nie kręci, teraz chce mieć kasę. Nawet najniższą krajową, ale żeby mieć swój grosz. Tytuł inżyniera mam, osiągnąłem go wypruwając sobie żyły, więcej nie mam zamiaru się wystawiać na tak ciężką próbę. Wystarczy, że będę mieć pracę i swój grosz. Ważne by ta praca była odpowiednia na mój obecny stan, myślę że istnieją takie stanowiska, także ze studiami koniec i zabieram się do robienia kasy.
  20. TheStig, miałem w klasie maturalnej identycznie jak ty. Mi się wydaje, że u mnie część odpowiedzialności za to przejmował stres związany z tym, że patrzyłem cały czas na to co muszę osiągnąć na końcu. Jako, że tego jest tak wiele, to to bardzo przytłacza, człowiek widzi jak dużo pracy trzeba włożyć, i broni się przed tym uciekając w lenistwo. Samemu z siebie bardzo ciężko mi było podjąć czynności związane z przygotowaniami do matury. To, że zdałem maturę z polskiego to w 100% zasługa tego ,że chodzilem na korepetycje, bo na nich nie było możliwości nic nie robić, korepetytor patrzył na ręce i kazał działać, nie było przed tym ucieczki. Inne przedmioty, które zdawałem to umiałem, bo zajmowałem się nimi wtedy hobbistycznie. Potem ten sam problem przychodził na każdym semestrze na studiach, a już apogeum to "lenistwo" osiągnęło na czas pisania pracy dyplomowej. Stres i przytłoczenie presją tego co muszę osiągnąć na koniec pracy dostarcza takich nerwów, że mój mózg bronił się tym odcinając się kompletnie od tego. Ale, że człowiek wiedział że musi zająć się tymi obowiązkami ,to nie podejmował innych czynności, tylko że niestety było się też odciętym od myślenia o pracowaniu, w konsekwencji nic sie nie robiło. Nie znam przepisu na to jak sie z tym uporać, ja całe życie z tym walczę. Na pewno wspomaga stawianie sobie malutkich zadań, robienie sobie szczegółowych planów , które nie są zbyt wymagające. Często po takim czymś zauważałem ,że robiłem więcej niż zamierzałem i to budowało i dodawało wiary w siebie, działało dosyć napędzająco. Nie będę cie jednak oszukiwać, że to złoty środek, bo mimo wszystko było mi ciężko, ale było to skuteczne na tyle że zdobyłem wyższe wykształcenie.
  21. CZUJESZ TO? Jezu, jak ja bym chciał móc czuć zazdrość. Uprzedzę od razu twoją ripostę i zaświadczam ci, że nie istnieje coś takiego jak intelektualna zazdrość/
  22. mongracz123, powiem ci tak profilaktycznie, nie wierz nikomu kto mówi że to twoja wina że nie masz przyjaciół. Nie wierz, że robisz coś źle. Jeśli miałabyś stać się kimś kim nie jesteś aby ludzie chcieli cie za przyjaciela, to co to za przyjaciele? Masz pecha, że dysponujesz zbiorem cech które nie są atrakcyjne dla większości populacji, dlatego jest znacznie mniejsze prawdopodobieństwo, że trafisz na kogoś kto odwzajemni twoje zaangażowanie. Sam całe życie byłem sam, ale w końcu trafiłem na bratnie dusze, które są tak samo potłuczone przez życie jak ja i żyły dotychczas nieszczęśliwe gdzieś w swoich samotniach nie dając sobie nawet okazji do trafienia na kogoś kto by ich polubił. Jak ma sie taki a nie innych zestaw cech charakteru to trzeba wiedzieć gdzie szukać ludzi preferujących takie osoby. Jeśli jestem wrażliwym artystą to nie pójdę szukać przyjaciół na meczu piłki nożnej, nikła szansa że zrobię tam na kimś pozytywne wrażenie. Prawdziwy przyjaciel to niezwykłe szczęście i spotkanie kogoś takiego na swojej drodze życia dla niektórych to rzadkość, oprócz swoich usilnych działań i chęci często potrzebny jest jeszcze szczęśliwy zbieg okoliczności.
  23. brak uczuc, fantazjujesz o raku , to ja ci powiem jak najprawdopodobniej wyglądałoby twoje życie. Byłabyś przykuta do łóżka i nawet byś nie mogła drgnąć, robiłyby ci się odleżyny, gniłaby ci skóra i kości miałabyś na wierzchu. Prawdopodobnie nie potrafiłabyś się nawet wypróżnić, a jeśli nawet to sprawiałoby ci to mękę. Zamieniłabyś się w cierpiący organizm, jedyny bodzieć jaki by dochodził z zewnątrz do twojego mózgu, to niewyobrażalny ból. Konałabyś w męczarniach wiele miesięcy a nawet lat, bo nawet gdy twój organizm już by nie był w stanie ciągnąć tego cierpienia dłużej, to dzięki zaawansowanej medycynie utrzymywano by ciebie przy wegetacji byś w imię etyki mogła doświadczać jak najdłużej nieustannego bólu. Słowa tego nie opiszą jak tragiczny jest los wielu z tych których dotknął rak.
  24. Dla mnie krzywda wyrządzona kotu to coś znacznie gorszego od krzywdy wyrządzonej ludziom. Strasznie mnie boli słuchanie o cierpieniach kotów.
×