
marmarc
Użytkownik-
Postów
397 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez marmarc
-
Oto zapowiedziany fragment z "Kłopotu z istnieniem" Henryka Elzenberga (zapisek z dnia 2 XI 1952): [następuje cytat z Prousta podany wcześniej przez Marcela79] Zatem jest u Elzenberga ostrzeżenie, by nie stawić znaku równości między nerwicą a natchnieniem, uzdolnieniem, zadatkiem na artystę czy twórcę. Osobiście uważam, że nerwica osłabia czy nawet ogranicza prawie do zera możliwości bycia twórczym, kreatywnym, czy zwyczajnie wydajnym w pracy codziennej na poziomie choćby przeciętnym. Nie każde nieprzystosowanie musi pociągać za sobą objawy nerwicy, z kolei czyjeś nieprzystosowanie może wynikać tylko z faktu że dana osoba ma nerwicę, i raczej do powstania "arcydzieł" wtedy nie dojdzie... Ostatnio przeczytałem w Tygodniku Powszechnym, że Pan Wojciech Młynarski cierpiał od dawna na cyklofrenię, ale ostatnimi czasy wycofał się całkowicie z pracy twórczej i występów, bo depresje, tiki nerwowe itp. okazały się "silniejsze". Zatem nawet jeśli przyjąć, że te problemy jakoś mu wcześniej "pomagały" w pracy artystycznej, to ostatecznie mu tę pracę uniemożliwiły. Więc raczej tworzył i występował nie dzięki problemom psychicznym, ale wbrew nim i pomimo ich.
-
ja podobny, choć może nie tak jednoznacznie "medyczny" tekst znalazłem w zapiskach Henryka Elzenberga "Kłopot z istnieniem"
-
pamietam że wszystko się działo w dużym domu jakichs bogatych ludzi, stary facet, młoda żona - chyba druga, bo poprzednia była trzymana w jakims zakłądzie dla obłakanych czy coś. A tytuł brał sie z tego że przed domem były kamienne figury - w zamyśle zony miały to byś jakieś krasnale, a ten zły mąż kazał je pozakuwać w łańcuchy - tyle pamiętam. Myślę, że jako dziecko ogladałem za dużo telewizji. Ludzie - ja "Dynastię" oglądałem... m. ps. a co z "Anną w welonie" - już wiem - to była "Panna dziedziczka" Natomiast jeśli chodzi o Niewolnicę Isaurę to praktycznie nic nie pamiętam...
-
bethi: według mnie Twoim problemem nie jest fobia społeczna, tylko pracoholizm i perfekcjonizm.
-
Słuchajcie - prawie koniec listopada, a ja w ogóle nie odczuwam objawów depesji jesiennej. Huraaa!! Ciekawe czemu. fakt - słodyczy sobie nie żałuję, porcja lodów raz w tygodniu, sauna co dwa tygodnie, długi spacer co sobota - czyżby to pomogło....
-
kiedy się odcinamy, to ulegamy lękom bycie w ciągłym ruchu, w sensie zawodowym, towarzyskim itp. jest jakimś wyjściem - sam o tym tu pisałem - musimy biec tak szybko jak to możliwe żeby w ogóle pozostać w tym samym miejscu. Z drugiej strony uważam że grożą nam -holizmy wszelkiego typu - alkoholizm, pracoholizm itp. Jeśli chodzi o szoki - wiem po sobie że dobrze na mnie wpływają - po oblanym egzaminie na sudiach miałem cudowne wakacje, zero lęków społecznych, zero problemów z zakupami, mówieniem "dzień dobry" sąsiadom, itp. Zatem uważam, że zachowania o których piszesz mogą być formą "radzenia" sobie z problemami na tle interakcji społecznych, ale w przypadku ciężkiej fazy fobii - kiedy sie nie da kupić długopisu w kiosku ruchu - to na takie zachowania nie ma siły.... czyli mogą i nie mogą - nie każdy pracoholizm ma podłoże w postaci fobii społecznej. Przypominam że to są tylko moje dywagacje. Uważam, że kiedy nie ma odcinania się, a przynajmiej bardzo częstej czy wręcz stałej pokusy, jeśli nie chęci, do "odcinania się", to chyba nie mamy do czynienia z fobią społeczną. Przyczyny lęków społecznych są może ukryte w podświadomości, albo wynikaja z budowy mózgu, albo z niskiej samoooceny albo są wynikiem opętania, albo tego że kiedyś "żelazko spadło nam na głowę" nie wiem, ale wiem same lęki podświadome już nie są, ani emocje z nich wynikające, ani dygoty, trzęsawki, drżenie rąk czy głowy - to wszystko jest niestety jak najbardziej realne. m. p.s. alem się rozpisał - znów mam neta w domu.
-
a pamiętacie wybuch w Czarnobylu, i picie "jodyny" w szkole - ja pamiętam, wydaje mi się że bardzo dobrze pamiętam ten gorzko-piekący smak, to poczucie zagrożenia. Byliśmy wszyscy zuchami (poza jednym kolegą), przez jakiś czas był tzw. dzień mundurowy - przychodziło się do szkoły w mundurze zucha z chustą spiętą taką plastikową obrączką. u nas w mieście, poza pochodem na 1 maja, był też Dzień Zwycięstwa - szło się całą szkołą na plac i żołnierze strzelali. Pamiętam podział na sklepy państwowe - pss-y, gs-y itp, i na tzw. prywaciarzy - tam były gumy, pestki. Z historyjkami na gumach była taka rzecz że te z peweksu czy z Niemiec można było poślinić i odbijało się na ręku jako tatuaż. Pamiętam, jak nauczycielka zwracała uwagę, żeby nie przynosić do szkoły bananów czy pomarańczy, bo większość tego nie ma. Przez tydzień czy dwa ćwiczyłem jednego roku szkolnego na w-f-ie boso, bo mama nie mogła dostać dla mnie butów sportowych. Problem z zakupem zaszytu akurat 16-kartkowego, z zakupem zielonego długopisu, gumki które nie ścierały tylko mazały, temperówki, które nie temperowały. W podstawówce dziewczyny grały w gumę, a chłopcy w tzw. banczka, a później w kreskę - grało się monetami - jeszcze wtedy były, hiperinflacja dopiero startowała. Nauczyciele ścigali za to. No i zbierali chłopcy puszki po piwie (niemieckim itp) ale nie po to żeby sprzedawać, tylko ustawiac sobie w domu na regale, kolekcjonować. A w wakacje i ferie seriale dla dzieci i młodzieży, zawsze też coś czeskiego, albo z NRD. Ale nie tylko - Jak przez mgłę pamiętam "Opowieści z Narnii", o wiele lepiej Robin Hood-a. Ci co mieli w domu video - widzieli pierwsze części Rambo, Komando, Terminatora, czy "pornósy" . Potem na dziko instalowana telewizja satelitarna w bloku - rtl, sky-one, plus raz w tygodniu jakiś film puszczany przez "operatora" takiej dzikiej kablówki - no ale to juz czas przełomu. Z seriali to pamietam jeszcze "w kamiennym kręgu", "ptaki ciernistych krzewów", i jeszcze - nie pamiętam tytułu, ale była tam jakaś "Anna w welonie"??? Jednym słowem - "kraj lat dziecinnych - on zawsze zostanie piękny i czysty jak pierwsze kochanie"
-
Zawody/zajecia dla osób z nerwica/ fobia spoleczna
marmarc odpowiedział(a) na Alma temat w Nerwica lękowa
czyli stoisz na stanowisku że takie problemy ma się właściwie od urodzenia i do końca życia. Ja mam podobne odczucia. Ale żeby dobrze wybrać już w liceum, trzeba samemu miec dużą wiedzę z psychologii i samoświdomość w tym zakresie, albo też trafić na człowieka, który dobrze podpowie i doradzi. Ja połowę czasu na studiach przesiedziałem sobie w bibliotece (no bo co innego ma robić facet z fobią... ), czytałem wszystko co popadnie, ale że istnieje coś takiego jak fobia społeczna dowiedziałem się dopiero na tym forum, po trzech latach pracy zawodowej. - gdbym nie miał internetu to pewnie nigdy bym sie tego nie dowiedział... -
Nerwica a drżenie mięśni,trzęsienie kończyn,tiki,perestezje.
marmarc odpowiedział(a) na temat w Nerwica lękowa
panowie nieudacznik i as123 - przyznaję że tak źle to ze mną chyba nigdy nie było, więc trudno mi radzić Wam konkretnie. Na pewno nie można się izolować, wycofywac z życia. Trzymajcie się. Życzę całej fury poczucia własnej wartości i samooceny wyższej od pałacu kultury... -
Nerwica lękowa - Co zrobić? Moja historia część 1, zamknięta
marmarc odpowiedział(a) na temat w Nerwica lękowa
1. to jest forum internetowe, czytamy tu i piszemy wypowiedzi. W żaden inny sposób nie jesteśmy w stanie ci pomóc. 2. podałeś mnóstwo objawów, podałeś diagnozy lekarzy - to na pewno nie są objawy schizofrenii albo zapalenia płuc - to pewnie jest nerwica 3. wiele osób na tym forum, w tym ja też, miało i ma do czynienia z drżeniem, dygotem, trząsawkami różnymi, biegunkami, odruchem wymiotnym, kołataniem serca, bólami różnymi, drętwieniami kończyn i nie tylko, tikami różnych części twarzy - możesz o tym wszystkim poczytać - może dobrze ci zrobi - nie jesteś jeden na tym świecie. 4. Wypadanie włosów - to nie jest częsty objaw z tego forum, sprawa na pewno jest poważna. Znałem z widzenia człowieka, który w szkole średniej chodził w czapce, bo był łysy. Koleżanka, która z nim chodziła do jednej klasy powiedziała mi, że mu w czasie wakacji włosy trochę odrastały, ale jak tylko zaczyna się szkoła to wypadają - być może miał coś podobnego. Nie wiem co się z nim teraz dzieje, to było 10 lat temu. Ale poza tym to był normalny facet. Masz 28 lat? - on miał 16-17 - dla niego to dopiero musiał być koszmar... 5. Objawy nerwicy się zmieniają - ileż z tym zabawy i uciechy - nigdy nie wiesz co się spotka... raz jest lepiej raz gorzej - tak to już z tym jest. Pisz tu nam jeśli masz ochotę, postaramy się odpowiedzieć. -
a wracając do pierwotnego tematu tego wątku, w którym Ojciec Dyrektor Forum wzywał nas, abyśmy powstrzymywali się od odruchów i zachowań nerwicowych, gdzie i ja zobowiązałem się to wezwanie wypełniać i w czyn wprowadzać, muszę przyznać się wam siostry i bracia, że zadania tego nie wykonałem. Owszem, czasem jeszcze tknie mnie myśl - miałeś tego nie robić, nie skrobać paznokciem, nie machać nogą, nie trzeć bez potrzeby nosa,oka czy brwi, ale to już za późno sobie niestety uświadamiam. Ale będę próbował nadal.
-
może ten artykuł wam pomoże http://niesmialosc.net/wskorupce.htm w skrócie chodzi o to, że problem tkwi głęboko, w taki czy inny sposób przejawia się od wczesnego dzieciństwa,a najgorsze są trzęsące się ręce i głowa w różnych sytuacjach, czasem nawet tak błahych jak zakupy itp.
-
chcesz czy decydujesz się?
marmarc odpowiedział(a) na cinnamon_inspiration temat w Kroki do wolności
Ważne zdania. Tu widzę wielką rolę rodziców, żeby uczyli dziecko decydowania od najmłodszych lat, i ponoszenia konsekwencji swoich decyzji. -
Cóż, nie mam nic nowego do powiedzenia. Może opiszę wam objaw, o którym jeszcze na forum nie pisałem - drżenie głowy u fryzjera kiedy zbliża się z maszynką elektryczną do moich baków... Na szczęście ostatnio tego nie było, zresztą - profilaktycznie nie obcinam się krótko, i mówię że nie lubię maszynki. A poza tym - musimy biec z całych sił, żeby w ogóle pozostać w miejscu. Taka jest chyba prawda o nas. Pozdrawiam, już niestety jesiennie jakby... m.
-
Ataki (jak wyglądają, jak sobie radzimy)
marmarc odpowiedział(a) na cicha woda temat w Nerwica lękowa
koshmar - stwierdziłeś fakt ciekawy. Też jestem alergikiem, ale u mnie lęk byłby najwyżej wynikiem wcześniejszych objawów alergii, czyli w najgorszym razie ciężkiego ataku astmy. -
Nerwica lękowa - Co zrobić? Moja historia część 1, zamknięta
marmarc odpowiedział(a) na temat w Nerwica lękowa
bardzo słusznie. -
o kurdę.... a u mnie w pracy się dyrektor zmienia...jak ja to przeżyję...
-
poczucie własnej wartości, samoocena, pewność siebie itp
marmarc odpowiedział(a) na marmarc temat w Psychologia
Anselm Grun OSB – Rozwijać poczucie własnej wartości – przezwyciężać bezsilność Książka jest wydana przez wydawnictwo prowadzone przez księży-zakonników katolickich, ma nawet tradycyjną zgodę (imprimi potest) ich szefa, tzw. prowincjała. Tak jak tytuł jest dwuczęściowy – tak i książka z dwu części jest złożona. Pierwsza traktuje o rozwijaniu poczucia własnej wartości – jako też i my na tej się części skupimy (bo druga jeszcze przeczytana być nie mogła). Autor przyznaje, że jest coś takiego jak „pierwotne zaufanie”, ufność do świata, którą dziecko ma przejąć od matki – już w trakcie pierwszego roku życia. Przykładem jest że dziecko czuje sposób w jaki matka je przewija. „Te i inne doświadczenia wynikające z relacji z matką powodują, że w dziecku budzi się pewność albo brak pewności siebie, że nabiera (bądź nie) poczucia własnej wartości.” (s. 16) Dalej autor zwraca uwagę, że dla poczucia własnej wartości ważne jest poczucie własnej niepowtarzalności, i rodzice muszą w dziecku tą niepowtarzalność odkryć i uszanować – pozwolić mu być sobą. „Poczucie własnej wartości nie jest wrodzone. Nabywamy je w i dzięki rodzinie. [...] Potrzeba szczerych rozmów i wybaczania popełnionych błędów. Częstym powodem braku poczucia własnej wartości jest bowiem komunikacja, w której nie jest jasne o co chodzi.” Autor cytuje Junga mówiącego, że droga do zdrowego poczucia własnej wartości prowadzi przez akceptację „cienia” - czyli naszych złych czy słabych stron. I tu autor strzela już z naprawdę „grubej rury”, cytuję:”Konieczne jest zejście na dno jaźni, zanim natrafimy na obraz Boga, który czeka na nas na dnie duszy. Tylko ten odnajdzie siebie, kto dostrzeże , że nosi obraz Boga w sobie. I tylko ten, kto odkrył swoje wewnętrzne centrum, swoją jaźń, ma prawdziwe poczucie własnej wartości”.(s. 26) [...] nigdy nie powinniśmy uzależniać naszego poczucia własnej godności od innych ludzi, bez względu na to, jak cierpielibyśmy z tego powodu”. Dalej autor drąży temat „prawdziwej, duchowej jaźni”, do której należy dotrzeć, m.in. poprzez „odidentyfikowanie się” czyli odrzucenie utożsamiania się z ważnymi dla nas ludźmi, rolami, pracą, osiągnięciami. Trzeba to wszystko odrzucić, by odkryć kim naprawdę jesteśmy. Ta „prawdziwa jaźń” jest niezbędna do tego, aby poczucie wartości było prawdziwe, oparte na mocnym fundamencie, by nie była to „zewnętrzna pewności siebie zbudowana na piasku”. Poprzez tą duchową – prawdziwą – jaźń sam Bóg wyraża się w sposób niepowtarzalny. Dalej autor interpretuje ewangeliczne historie, w których Jezus spotyka różnych ludzi, uzdrawia ich. Przyznam, że przedstawione interpretacje wydają mi się trochę naiwne czy naciągane. Sam autor stwierdza, że „Można by rozważyć wszystkie opisane w Biblii historie uzdrowienia przez Jezusa i za każdym razem stwierdzić, że chorzy cierpią na brak poczucia własnej wartości”. Cóż – wydaje mi się to zbyt dalekim uogólnieniem... Następnie autor przedstawia „drogi do zdrowego poczucia własnej wartości” 1.Akceptacja samego siebie – mamy tu konkretne rady – pozbyć się iluzji, marzeń na swój temat, że jesteśmy najwięksi i najpiękniejsi. Mam akceptować i swoje mocne strony, ale i te słabe. Błędne jest przekonanie, że tylko silni są pełnowartościowi. „Zaakceptować siebie oznacza pojednać się z historią swojego życia.” „Aby móc siebie zaakceptować, trzeba zrezygnować z porównywania siebie z innymi. Tak długo, jak długo to robię, jestem przegrany”, będę czuł się źle. 2.Bycie ze sobą – czucie się dobrze ze sobą samym, bycie niezależnym od innych. „Wielu nie jest w stanie zbudować poczucia własnej wartości, ponieważ pozwolili innym sobą zawładnąć. Nie są ze sobą, tylko zawsze z innymi.” Rada: nawiązać kontakt z własną agresją, dzięki której można się zdystansować wobec innych. Poczucie bycia ze sobą, to także silna świadomość bycia we własnym ciele. Każdy może się przekonać, że np. zmęczenie, spocenie się po wysiłku fizycznym, np. biegu, sprawia że silnie odczuwamy swoje ciało, jesteśmy ze sobą i wtedy nie wątpimy w poczucie własnej wartości, nie musimy niczego udowadniać, po prostu jesteśmy ze sobą, czujemy przede wszystkim siebie, swoje ciało. Takie doświadczenie samo w sobie daje poczucie wartości. Trzeba zatem „ zejść w głąb siebie, dotknąć dna własnej jaźni i rozwinąć czucie siebie samego, swoich uczuć i swojego ciała.” 3.Droga przez ciało - „Przez ciało i w ciele mogę wypracować moje wewnętrzne postawy” autor wskazuje jak przez postawę stojącą można wyćwiczyć wiarę w siebie. Powinniśmy „stać w Hara” - to chyba coś z jogi itp. 4.Droga wiary – tu autor wskazuje na znaczenie wiary religijnej, relacji z Bogiem, który jako jedyny daje prawdziwe oparcie, i dalsze rady idą tym tropem: 5.Medytacja nad tekstami biblijnymi 6.Celebrowanie świąt chrześcijańskich 7.Doświadczenie św. Pawła 8.Przesłanie pojednania 9.Droga mistyczna I na koniec pesymistyczno-optymistyczny cytat z ojca Anzelma: „Jeśli wiernie i ostrożnie będziemy kroczyli drogą ćwiczeń, to może wzrośnie w nas zdrowe poczucie własnej wartości. Wcale nie jesteśmy skazani na życie z niskim poczuciem własnej wartości, którego nabyliśmy w dzieciństwie wskutek braku bezwarunkowej akceptacji przez rodziców. Poczucie własnej wartości można w sobie wzbudzić i rozwijać.” (s. 90) Takie jest krótkie streszczenie pierwszej części książki Anselma Gruna. Mamy tu zatem respektowanie odkryć współczesnej psychologii, korzystanie z nauk wschodu, oraz „nowoczesne”, „otwarte” chrześcijaństwo (katolicyzm), z naciskiem na to ostatnie. -
a ja znów obudziłem się w środku nocy (2:30) i nie mogłem zasnąć. Kiedyś nasadzałem walkmana na uszy i słuchałem muzyki poważnej. Teraz akurat cieszę się wolną chatą, więc pomyślałem - ciekawe co jest o tej porze w TV (a zwykle oglądam może 15-30 minut dziennie). W telewizji Trwam jakieś panie podają kilku księżom ubranym w ornaty jakieś kartki - podchodzą grzecznie gęsiego i dają te kartki, o jedna nawet przyklęknęła przed tymi księżmi, przełączam kanał - jakaś cycata brzydula tacza się po łóżku przyciskając do bioder poduszkę, krzywi się zapamiętale i mróży oczy - na pasku numer telefonu, żeby wysłać sms-a - nie wiem o co chodzi - reklama czegoś na niestrawność czy bóle żołądka? Wyłączam TV - co tu robić? Przypominam sobie że mam parę filmów z gazety wyborczej - sięgam po "Absolwenta". Nigdy nie widziałem tego filmu. Wrzucam do kompa, oglądam, do końca. Kładę się z powrotem przed piątą - chyba już nie zasnąłem - początek dnia był ciężki. Natomiast film - ciekawy - jest to już historia, świat którego nie ma. Hoffman na początku nie był dla mnie przekonujący, ale świetnie grał zdenerwowanie, niepewność siebie.
-
cóż, gdyby się w ogóle nie dało z tym żyć, to już byśmi z aniołkami fikali w niebie koziołki... :-) napisze wam jeszcze co wyczytałem, że unikanie innych, uciekanie od świata, chowanie się przed ludźmi, to tak naprawdę chęć ucieczki od siebie samego...
-
no to się ładnie uzupełniacie. Wyobraź sobie że miałabys takiego niezrównoważonego męża...
-
poczucie własnej wartości, samoocena, pewność siebie itp
marmarc odpowiedział(a) na marmarc temat w Psychologia
W Tygodniku Powszechnym nr 24 z 17 czerwca jest obszerny materiał poświęcony hipochondrii. Jego częścią jest wywiad z Wojciechem Eichelbergerem, w którym pisze on m.in. nt. poczucia własnej wartości. Cytuję: „ Lęk bywa często wynikiem zaburzonego poczucia własnej wartości. Najważniejszy jest okres do drugiego, trzeciego roku życia. Wtedy tworzy się matryca emocjonalna naszego poczucia wartości. Kształtuje ją ilość czasu i uwagi poświęcanej nam przez rodziców, czasu nasyconego dobrej jakości uwagą. Tworząca się wówczas samoocena jest przedracjonalna, nie ma nic wspólnego z osiągnięciami, posiadaniem, byciem kimś. Po prostu czujemy że jesteśmy bez powodu ważni, bezwarunkowo obdarzeni ciepłem i miłością.” Jest to zdaniem psychoterapeuty „pierwotne, immanentne poczucie wartości”, które nie potrzebuje żadnych dodatków typu prestiż czy posiadanie, nie jest niczym uwarunkowane. I jednocześnie to pierwotne poczucie wartości pozwala przetrwać życiowe próby typu utrata majątku, pozycji itp. „Brak dowartościowania sprzyja wykształcaniu się osobowości narcystycznej”.”Taka osoba ma problemy z uwierzeniem , że ktoś ją może pokochać. Ma poczcie że ciągle musi zasługiwać na miłość od nowa i nieustannie udowadniać swą wartość, ciągle zdobywać – jeszcze więcej, jeszcze bardziej.” Mamy zatem rozróżnienie „wewnętrznego” i „zewnętrznego” poczucia własnej wartości. I jeszcze jedna teoria zwalająca wszystko na wpływ rodziców w pierwszych 2-3 latach życia dziecka. I myślę, że można też wskazać na pewien paradoks – osoby z silnym wewnętrznym poczuciem własnej wartości mogą się dowartościowywać różnymi „dodatkami”, bo nawet jak ich czar pryśnie – mają silne wewnętrzne źródło samooceny, które pozwoli im przetrwać kryzys. Ci którzy wewnętrznego źródło są pozbawieni muszą jednocześnie szalenie uważać z wszelkimi „dopalaczami „ typu nowa komórka, nowy ciuch czy wyjazd do Tunezji – bo jak na tym będą budować swoją samoocenę, to kiedy tego zabraknie – nie mają żadnego oparcia - taka jest moja refleksja. -
to może nie próbuj zapomnieć, ale żyć "obok" tego?
-
dlaczego? co było przyczną?
-
W ostatnim numerze Tygodnika Powszechnego jest artykuł nt. hipochondrii i wywiad z Wojciechem Eicherbergerem, znanaym psychoterapeutą. Wydaje mi się że w artykule są także wypowiedzi z naszego forum, ale nie weryfikowałem tego.