Skocz do zawartości
Nerwica.com

marmarc

Użytkownik
  • Postów

    397
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez marmarc

  1. przypomniała mi się taka rada: wyznaczać sobie możliwe do osiągnięcia, ale niebanalne cele. Ja czasem porywam się z motyką na słońce, potem przychodzi zmęczenie i zniechęcenie, bo nic z tego nie wychodzi, a jednocześnie nie doceniam tego co mogę czy mógłbym osiągnąć. Niestety moja skłonność do popadania w skrajności mi w tym nie pomaga, często przyjmuję postawę 'wszystko albo nic". Z drugiej strony trendy są takie że za wzory są podawane osoby sukcesu: gwiazdy showbiznesu, biznesmeni, sportowcy, czy dziennikarze i naukowcy odnoszący sukcesy, albo choćby dostojnicy kościelni - wszystko to wywołuje zazdrość i zgorzknienie, człowiek nie docenia tego co ma, widząc dystans do tych "wpływowych" osobistości.
  2. marmarc

    Sauna

    mam doświadczenia z sauną - jak na razie byłem kilkanaście razy - odpręża na pewno. Dodatkowo odkąd chodzę nie miałem bólu zatok. Latem chyba przestanę, ale od jesieni znów zacznę, jeśli będę miał za co.
  3. wiem że to nierealne, ale ciekawe jakby to było, gdybyśmy się spotkali wszyscy w realu, oczywiście gdzieś na odludziu, powiedzmy gdzieś na odludnej plaży... schodzilibyśmy się w umówione miejsce, z różnych stron, ostrożni, wystraszeni, z bijącymi serduchami, z drżącymi rękami itp... czy czulibyśmy się ze sobą dobrze? czy bylibyśmy wyluzowani wiedząc nawzajem o swoich problemach? a może nic by z tego nie wyszło, każdy byłby odgrodzony od pozostałych pancerną szybą lęku...? W każdym razie przynajmniej wirtualnie - przytulam każdego z osobna i wszystkich razem.
  4. niestety - łatwiej napisać niż zrobić...
  5. moja sugestia jeśli chodzi o fobię społeczną, jest taka, że my nie możemy sobie odpuszczać - musimy wciąż gdzieś chodzić, coś załatwiać, dzwonić, podejmować decyzje itp. Bo jeśli tylko trochę odpuścimy, to od razu jest coraz gorzej, lęki są coraz silniejsze. "Tu trzeba biec tak szybko jak się tylko da, żeby w ogóle pozostać w tym samym miejscu" (to chyba z Alicji w krainie czarów albo czegoś podobnego). Mam wrażenie, że tego co innym dane jest jakby naturalnie, my musimy się uczyć wciąż na nowo. To nie jest sposób na "pozbycie się tego", ale na jakąś minimalną normalność. Bo i tak każda nowa sytuacja może powodować lęk - to jest związane np. z niską samooceną, ale chodzi o to żeby nie wycofywać się z codzienności, dbać o jej różnorodność. Tak myślę. Nie mówię o sytuacji kiedy nasilają się objawy depresyjne, bo wtedy nasze szanse naturalnie maleją, ale to inna bajka.
  6. 1. przedszkole na pewno nie jest warunkiem koniecznym do tego, żeby w życiu nie odczuwać leków społecznych - z pewnością wiele osób nie chodzących do przedszkola doskonale radzi sobie w życiu. 2. wielu z nas, z lękami społecznymi, przyznaje że pobyt w przedszkolu zapamiętali jako coś strasznego, i że nie potrafili się zintegrować z grupą 3. przyczyną problemów wymienionych w pkt 2 były silne lęki i chyba jakiś "niedorozwój" w tym zakresie w stosunku do rówieśników, co by oznaczało , że fobia społeczna to albo coś wrodzonego albo nabytego w pierwszych 3-4 latach życia. 4. czy przebywanie w przedszkolu, niejako na siłę, pod przymusem, z tym bagażem codziennych przykrych przeżyć, leków, jadłowstrętu i nie wiem czego jeszcze - czy to jakoś pomogło przystosować się do życia pomimo leków społecznych? Jeśli alternatywą miałaby być całkowita izolacja od innych dzieci, 4 ściany i telewizor, to może coś to dało, na zasadzie "co mnie nie zabije..." - szkoła podstawowa nie była już tak dużym szokiem. Ale ostatecznie i tak trafiliśmy na forum nerwica.com.
  7. wygląda na to jakbyśmy mieli od urodzenia zaburzony "instynkt stadny". A ponieważ człowiek musi się rozwijać w stadzie (albo mówiąc bardziej naukowo - w relacjach z innymi), nasz rozwój nie mógł być poprawny. Pytanie tylko czy mieliśmy na to szanse - czy gdyby znająca się na rzeczy przedszkolanka, czy rodzice, byli w stanie to skorygować w jakiś sposób? może dziś nie mielibyśmy tych wszystkich problemów. A może my mamy jakąś lekką formę autyzmu czy czegoś takiego...? Potem życie zmuszało nas do "nadrabiania zaległości", ale polegało to na tym że poprzez obserwację innych staraliśmy się dostosowywać do otoczenia, na ile starczało nam sił i odwagi. No i pytanie dlaczego ten "instynkt stadny" mamy zaburzony? Z czego to wynika? Czy to był tylko silny lęk przed grupą? Mam jeszcze taką myśl - w oparciu o co powstają metody wychowywania 3-5 letnich dzieci? Przecież większość ludzi nie pamięta nic lub prawie nic z tego okresu - za wyjątkiem nas, dla których pobyt w przedszkolu był pewnie traumą porównywalną z przeżyciami wojennymi czy czymś takim. I jeszcze mam myśl - najtrudnej było w przedszkolu - bo wchodziliśmy w temat, potem było coraz lepiej, aż do wchodzenia w dorosłość - tu zwykle przychodzi największe "załamanie". Mam roboczą teoryjkę, że może wejście w dorosłość, oznacza na tyle dużą zmianę warunków, że "stare" sposoby na przetrwanie nie wystarczają, a człowiek już trudniej się uczy i dostosowuje, stresy są silniejsze itp więc trudniej nam sobie z tym poradzić- tak na roboczo coś wymyśliłem. Zastanówmy się razem.
  8. marmarc

    Moje Emocje

    ja często nie wiem co czuję, bo albo nic nie czuję, albo odbieram tyle wrażeń na raz, że tego nie ogarniam. Męczy mnie to, i wtedy zaczynam czuć zmęczenie. za wikipedią:"Inteligencja emocjonalna - zdolność rozpoznawania uczuć własnych i uczuć innych osób, zdolności motywowania się i kierowania emocjami, zarówno własnymi, jak i osób znaczących." mało mam niestety tej inteligencji
  9. codziennie rano idąc do pracy, mijam przedszkole. Chadzam tą drogą już kilka lat, ale jakiś miesiąc temu widziałem jak młoda mama dosłownie ciągnie na siłę rozbeczanego brzdąca, i mówi mu, że musi tam iść i koniec. Nagle opanował mnie lęk, i ...po prostu, przez może dwie sekundy, widziałem oczami małego dziecka ciemną i nieprzyjemną salę, gdzie siedzą już inne dzieci, ale są one dla mnie zagrożeniem. Wszystko to trwało parę sekund, ale było silnym przeżyciem. Sam pamiętam (pamiętałem) przedszkole jako coś bardzo nieprzyjemnego, gdzie większość czasu przesiedziałem pod ścianą patrząc jak inne dzieci się bawią, potworne, nie dające się zjeść posiłki, obrzydliwy kożuch na mleku itp. Teraz to wszystko już się zaciera w pamięci, ale jeszcze, gdy byłem studentem i mijałem moja szkołę podstawową, poprostu czułem szczęście, gdy pomyślałem, że już nie muszę tam chodzić - w podstawówce to głównie był to lęk przed starszymi uczniami i ogólnie koniecznośc rywalizacji, wymagania ze strony nauczycieli itp. Zastanawiam się czy to wszystko ma związek z tym że później pojawiło się drżenie rąk, głowy, lęki przed wszystkim co oficjalne itd.
  10. marmarc

    Moje Emocje

    mnie tez się wydaje że nerwica to wulkan emocji we mnie, który w najmniej odpowiednim momencie wybucha i zalewa mi głowę lawą. co innego że może ta lawa się zbiera właśnie dlatego że wpierw jest zasklepiona skorupą...
  11. mnie też upał rozkłada na łopatki. Jeśli kiedyś będę mógł, to wyposażę swoje mieszkanie w klimatyzator.
  12. wczorajszy dzień zakończyłem przeczytaniem newsa na wp.pl że nadchodzą gwałtowne burze i huragany - trochę mnie to wytrąciło z równowagi. Zasnąłem w końcu. Obudziłem się o 4 nad ranem, pomęczyłem się może z godzinę. Na szczęście jeszcze udało mi się zasnąć. Komórka obudziła mnie o 6. Przyjemny chłód, ani śladu wichury czy nawet kropli deszczu. W pracy coraz wyraźniej dociera zapowiedź zmian organizacyjnych, dotyczących również mojej osoby - narasta niepokój. Trzeba go dopędzić. Przestać myśleć negatywnie. W wolnej chwili przeglądam wiadomości na onecie - opis tego jak mafia nowodworska integruje swoich członków - poczucie że jestem świadkiem czegoś okropnego - lęk, niepokój. Następny artykuł mówi o układzie w polskiej transplantologii - o mafii lekarzy, o przeszczepach - znów lęk - boję się szpitali i zabiegów. Nie jest co prawda tak źle jak kiedyś, kiedy ni z tego ni z owego zaczynałem myśleć, jak by to było jakbym się znalazł w szpitalu i ogarniał mnie lęk. No i jeszcze artykuł o prognozach huraganów i cyklonów nad Atlantykiem - rzut oka na komentarze internautów, zapowiadające rychłe nadejście Armagedonu - znów lęk i niepokój. Po południu - jeśli nie będzie padało idę podlewać działkę. Ni e będę dziś czytał żadnych newsów i oglądał wiadomości.
  13. różnych teorii jest wiele. Podana przez Ciebie lista "objawów" jest dość szeroka i niejednoznaczna, dodatkowo co to znaczy "bez zadnego czynnika w okresie miedzy 17-21 rokiem zycia" - w tym wieku wiele się z człowiekiem dzieje, szczególnie z mężczyzną, więc jakiś czynnik zawsze się znajdzie. A ja np. wysnuję teorię, że wielu z nas brak "dojrzałości afektywnej"... ciekawe sformułowanko, prawda. Żeby wiedzieć coś na pewno trzeba przeprowadzić eksperymenty. Np. gdyby operacyjnie wyleczono 1000 osób z lęków, to by można mówić - jest skuteczna metoda leczenia operacyjnego nerwic. Ale to się raczej jeszcze długo nie stanie...
  14. Nie ma obowiązku być lubianym i lubić wszystkich w grupie na roku. Ważne mieć 2-3 prawdziwych przyjaciół, i jeszcze kilka osób do pogadania. Ja swoich przyjaciół poznałem chyba na tej zasadzie, że ludzie podobni się grupują - myślący z myślącymi, a plastikowi z plastikowymi. Los nas ze sobą zetknął, pod postacią planu zajęć, i tak zostało. Potem poznajesz fajnych znajomych twoich fajnych znajomych, i tak znasz kolejne parę osób. Ci przyjaciele to bardzo ważna sprawa. Trzeba dbać o takie przyjaźnie, nawet może za cenę lekkiego bycia wykorzystywanym. Powiem więcej, że takie przyjaźnie są też ważne po studiach - w dzisiejszych czasach trudno się zaprzyjaźnić z kolegą z pracy, nawet z podobnej grupy wiekowej, a może szczególnie - jest zawsze jakaś rywalizacja o kasę i awanse itp. A to wszystko nabiera jeszcze większego znaczenia dla lękowych.
  15. może powinniśmy organizować parady? żeby zwrócić na siebie uwagę.
  16. marmarc

    Moje Emocje

    1. użyłem słowa neurotyk w sensie chory na neurozę, czyli na nerwicę - pewnie to nieprecyzyjnie jest, bo nie każdy chory na nerwicę to neurotyk? Jeśli tak, to przepraszam, bo przez moje niedouczenie dyskusja zeszła na boczne tory. 2. A problem chorego na nerwicę jest taki, że on tego nawyku nie posiada w stopniu wystarczającym, a z kolei jego emocje są nieadekwatne, więc jeśli nim zawładną, to jest większe ryzyko że dojdzie do jakiegoś nieszczęścia. I to nie jest tylko kwestia granic narzuconych przez społeczeństwo, tu chodzi o podejmowanie decyzji i działanie w chwilach zagrożenia, poważnych kłopotów czy odpowiedzialności. Np. jakiś pracownik ma obsługiwać nową maszynę, ale się tego boi, i w wyniku coś psuje, albo zostaje kaleką, czy zwyczajnie jest o wiele mniej wydajny. I to nie jest kwestia tego co wypada czy nie wypada. Po prostu jest się mniej sprawnym, i fizycznie, i intelektualnie. 3. pomysł by nauczyć się "żonglować" swoimi emocjami i dostosowywać je do sytuacji bieżącej tak jak się zmienia biegi w samochodzie w zależności od sytuacji na drodze, wydaje mi się być nie do uwierzenia - emocje są zbyt niezależne od woli. Chyba że masz na myśli, coś takiego, że w człowieku wszystko powinno być ze sobą zgrane, być w harmonii - duch, dusza i ciało, albo - idąc za radą mistrzów Zen - żyj tak jak ptak leci albo ryba płynie - bez wysiłku... . Ale nie wydaje mi się, żeby nawet taki mistrz buddyjski albo inna osoba o wysokiej inteligencji emocjonalnej zmieniała swoje stany emocjonalne jak biegi w samochodzie.
  17. ja niestety mam z tym problem, że czasem trudno mi się powstrzymać przed puszczeniem w czyimś kierunku wiązki ironii, i czasem mimowolnie tak sformułuję słowa, ze to wylezie... jeśli tak, to przepraszam. Ale ten dystans do siebie to chyba ważna rzecz. Odwrócenie uwagi to jedna z metod walki z lękiem. To chyba ma znaczenie czy trzymam kogoś za rękę, czy jestem trzymany. Może czujesz się przez to źle, że ktoś musi cię podtrzymywać - może lepiej żebyś ty trzymał kogoś?
  18. ja pytam całkiem serio. co prawda w twojej sytuacji nigdy nie byłem, ale przez parę tygodni miałem tak, że konieczność wychodzenia do hipermarketu była na granicy mojej wytrzymałości na lęk. Ja na prawdę uważam, że to nie jest bez znaczenia z kim wychodzisz i co trzymasz wtedy w ręku. Lepiej żeby to cię dodatkowo nie obciążało. Teraz jest to dla Ciebie trudne do przyjęcia może, ale trzeba też pracować nad wyrobieniem dystansu do siebie, i nie skupianiu całej swojej uwagi wyłącznie na swoim stanie.
  19. NnNn - byłeś na parterze - człowieku!!! Brawo. W ogóle to masz prawo być wyczerpany - spotkanie z żoną, która wie o forum, czego nie planowałeś, przyjaciółka, jeszcze ten worek ze śmieciami. A powiedz jak chciałbyś żeby wyglądało twoje kolejne wyjście? Z kim chciałbyś wyjść, co trzymać w ręku?
  20. "Najpierw pacjent powinien się dowiedzieć, że objaw ma jakieś znaczenie [tj. jest metaforą czegoś], potem musi mieć czas na to , żeby poszukać w swoim umyśle, co ten objaw może wyrażać. Psychoterapeuta mu tego nie powie, bo sam nie wie. Znaczenia objawów nie da się przecież ująć w formie słownika. Każdy człowiek inaczej konstruuje metafory i dlatego tylko on sam jest w stanie rozszyfrować, co się pod nimi kryje." prof. Jerzy Aleksandrowicz, "Pomóc sobie wnrew >>sobie<<", Znak, 6/2005 czyli to działa
  21. marmarc

    Moje Emocje

    czy zatem samokontrola, zdolność panowania nad sobą to raczej umiejętność nie ulegania emocjom pomimo silnego ich przeżywania czy też raczej możliwość wyciszania emocji czy sterowania nimi? I dalej sterowania nimi w momencie ich przeżywania, czy też poprzez zmianę sposobu myślenia na taką, żeby kolejny raz w danej sytuacji tak silnych emocji nie było, albo żeby były inne? Bo widzę że pod pojęciem panowania nad sobą czy samokontroli widzimy różne sprawy chyba.
  22. marmarc

    Moje Emocje

    ale jednocześnie nie stanowi poważnego problemu dla większości ludzi - z tego wniosek że większość ludzi nie odczuwa tak silnych czy nieadekwatnych emocji jak ludzie z problemami nerwicowymi na przykład. Albo posiada umiejętność panowania nad sobą lepiej rozwiniętą od tych z nerwicą. Czyli dalej wracam do swojej myśli, że neurotycy mają wyżej położoną poprzeczkę jesli chodzi o umiejetność panowania nad sobą, i gdy tej poprzeczki nie są w stanie przeskoczyć, zaczynają się problemy z radzeniem sobie w życiu i mówimy, że to nerwica. A nawiązując do Twojego przykładu z kotem. Fobia to taka jakby "alergia psychiczna". I można się z niej leczyć na dwa sposoby: albo stopniowo narażać się na bodzieć wywołujący lęk, aby osłabić reakcję, albo szukać - jak to określa Aleksandrowicz - metafory - czyli przyczyny dla której podświadomie boimy się kota, że niby ten kot jako metafora coś dla nas znaczy innego, i my się boimy czegoś innego tak na prawdę. Natomiast opcja, w której wciąż odczuwam lęk, ale dzięki samokontroli nie wpływa on na moje zachowanie jest raczej na wyjątkowe okazje, a nie do zastosowania na codzień, bo oznaczałaby życie w stałym napięciu, co i tak mogłoby się źle skończyć. I jeszcze, samokontrola może cię powstrzymać przed ucieczką, ale zda się na nic jeśli np. trzęsa ci się ręce albo głowa. Tu samokontrola wiele nie pomoże, bo to reakcje bezwolne, można je co najwyżej próbowac ukryć - tu trzeba się uspokoić - pozbyć się lęku, przestać go odczuwać, odwrócić uwagę, w każdym razie osłabić do takiego poziomu, żeby drżenie ustało.
  23. jak cóż, to proste, trzeba wyleczyć się z tego lęku....
  24. wiesz Mizer - ale problem jest kiedy ta pewność siebie jest tak niska, że właściwie nie ma żadnej roli, tzn. każda rola nas przerasta, jeśli tylko jest choćby tylko cień szansy, że zostaniemy przez kogoś ocenieni, nie mówiąc, że ten ktoś miałby nad nami jakąs władzę czy autorytet. Wtedy jest niemżliwa jakakolwiek praca a czasem jakakolwiek interakcja społeczna. Pytajac o metody podnoszenia poziomu pewności siebie, nie zamierzam zostać prezesem czy ochroniarzem w agencji towarzyskiej. Wydaje mi się, że niski poziom pewności siebie czy samooceny objawia się u mnie fobią społeczną czy czymś podobnym, co sprawia że czasami czuję opór i lęk np. przed wejściem do sklepu w którym nigdy nie byłem itp. Myślę, że utrzymywanie jakiegoś minimalnego poziomu pewności siebie, tak żebym mógł w miarę "normalnie" funkcjonować wsród ludzi, to jest sprawa mojego społecznego życia lub śmierci. NIe wiem czy można jednoznacznie stwierdzić, że fobia społeczna polega na chronicznym niskim poziomie samooceny, ale jakiś ścisły związek dostrzegam - może jest tak, że częsty stres na jaki naraża nas fobia, jest przyczyną spadku pewności siebie, jednocześnie jest u mnie coś nie tak z mechanizmami odbudowywania tego poczucia własnej wartości . Tak czy siak, myślę że zwykle gdy odczuwam objawy fobii społecznej, mam tego czegoś za mało. [ Dodano: Dzisiaj o godz. 8:51 am ] widziałem reklamę książki : Anselm Grün OSB Rozwijać POCZUCIE WŁASNEJ WARTOŚCI - przezwyciężać bezsilność. PORADNIK!!! Autor jest katolickim zakonnikiem, benedyktynem. Jak ją kupię to opiszę co tam można wyczytać.
×