Jestem wściekły. Kilka godzin po terapii spędziłem na malowaniu u matki i innych pomocach domowych po czym pojechałem na siłownię. Po siłowni podjechałem do niej po komórkę, bo zostawiłem. Znów jej coś musiałem pomóc i nagle zaczęła się na mnie wydzierać, że "to popsułem, to zniszczyłem, tu nabrudziłem, jak jej nie było..." A przecież ja tam nie mieszkam i mnie tam w ogóle nie ma jak mnie o coś nie poprosi. Normalnie byłem tak wściekły, że mógłbym zabić Ja jej za darmo po dobroci ciągle pomagam, jak mam "czas", a ona mnie traktuje jak nie wiem co. Mam przecież własny dom, pracę, naukę i obowiązki, a ona nie dość, że mnie wykorzystuje, to jeszcze wykańcza mnie psychicznie