
Lubomir
Użytkownik-
Postów
160 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Lubomir
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 5 z 7
-
Wiesz Magda no pomimo mojej całej sympatii do ciebie, odpuść trochę dziewczynom. No nie wszystko jest takie proste jak się wydaje, z pewnego punktu widzenia rozumiem odrobinę dziewczyny. Na pewno zawsze warto starać się lepiej w życiu to i nam będzie lepiej. Troszkę tak myślę moja mama ma bardzo podobny bezkompromisowy strosunek do życia jak ty. Znaczy ogólnie to bardzo fajnie, że jesteś taką rezolutną dziewczyną i wzięłaś się szybciutko w garść. Pragnę jednak zauwazyć, że na to forum przychodzą ludzie z problemami, dla których nie jest to wszystko takie oczywiste (choć pewnie jest) ale jednak nie dla wszystkich. Idę o zakład że gdyby mogli to by chętnie skorzystali z twoich rad. Być może coś (choroba?) lub ktoś im przeszkadza. No nie wiem. Nie znam was prawie w ogóle, trudno oceniać.
-
Znaczy wiesz Magda ja nie mam nic przeciwko remontom bo wiadomo jak to wblokach ale niech to ludzie robią w jakichś normalnych godzinach w te wekendy a nie że już od 6 rano. Ci sami z dołu kiedyś drzwi wymieniali. Wtedy dopiero była masakra. Ja w ogóle myslę, ze na te remonty sa jakieś regulaminy w spółdzielni. Wiem, ze niektóre przeróbki trzeba nawet zgłaszać do nadzoru budowlanego do Starostwa.(np wyburzenie ścianki działowej czy coś podobnego). Ale dobrze wiem, że nikt nigdy niczego nie konsultuje z nikim. Jak masz dom to możesz nawet go zburzyć i postawić na nowo , nikomu nic do tego, no ale w bloku ludzie powinni jakoś koegzystować ze sobą, konsultowac pewne sprawy? Aaa,szkoda gadac. Wyniose się stąd kiedyś. Kolega mi opowiadał, ze z kolei u niego w bloku pewna para ma takie nocne ochoty na amory, ze kilka sąsiednich mieszkań jest świadkiem ich erotycznych uniesień.
-
U nas sąsiad z dołu robi remont już cały tydzień. To już jest nie do wytrzymania. Jeszcze w tygodniu to mnie nie ma często w domu ale jak w sobotę rano o 6 już wiercenia, że aż ściany drżą. A jak ktoś ma k...małe dzieci? Ja akurat nie mam. Tak to jest jak się mieszka w komunie blokowej. Niektórzy nawet potrafią w niedzielę rano takie remonty sobie robić. A jak gadają, na pół klatki ich słychać co mówią.
-
Ja dodam małe sprostowanie. Nie myślałem tu akurat o rzucaniu się w pracoholizm a raczej o tym, że zamiast zamartwiać się jakąś samotnością to warto wyjść do ludzi lub właśnie zająć się czymś dodatkowo, może to być praca może to być zupełnie coś innego.
-
A ja prawie od późnego popołudnia i cały wieczór do teraz przesiedziałem na gadulcu (GG). czy ja jestem normalny? Chyba tak nigdy nie było a na pewno już hoo, dawno temu. A ogólnie dzień taki sobie, smętny przez tą pogodę. Nic szczególnego się nie wydarzyło poza pracą.
-
Ja też czasami odnoszę takie wrażenie ale to SPOKO Kiedyś myślałem np że się ze mnie podśmiechiwały pewne osoby na ulicy. Potem jednak zdałem sobie sprawę, że to jest irracjonalne uczucie. Nie ma ku temu żadnych powodów. Czasem jest tak, że np kiedy często odwiedzamy zatłoczone miejsca (ja np jedną ze szkół średnich odbierając tam posiłki na stołówce) to też czasem miałem wrażenie, że ktoś się ze mnie śmiał ale potem zorientowałem się, ze były to wyrazy sympatii. Zwyczajnie zwróciłem nieświadomie czyjąś uwagę.
-
No tak. Bardzo właściwe podsumowanie i uściślenie sensowności przebywania na tym forum. Dzielenie się swoimi problemami ale z drugiej strony samodzielne ich rozwiązywanie. Tylko w takim układzie czas na tym forum nie będzie czasem straconym. 100% racji
-
To jest bardzo dobry sposób. A na pewno taka praca, którą na dodatek się lubi. A nawet jeśli nie bardzo to mi dodatkowe obowiązki zawsze pomagały. Po prostu człowiek spina się wtedy, musi się koncentrować, podejmować rzeczowe decyzje lub czynności. Na pewno obowiązki zawsze bardziej mi pomagały niż jakieś analizowanie swojego życia czy patrzenie na deszcz w oknie.
-
Przyznaję ci 100% racji. Znaczy na pewno w jakimś stopniu grupa wsparcia dużo daje ale raczej z mojego doświadczenia właśnie obracanie się z ludźmi wesołymi, patrzącymi na rzeczywistość z nieobciążonej perspektywy daje dużo więcej dobrego. Takie osoby wpływają na nas, zarażają swoim optymizmem. Więc grupa wsparcia i owszem ale nie tylko.
-
Słuchajcie. Dla mnie leki to była zawsze ostateczność. Jak już naprawdę nie dawałem rady np kilka lat temu to już no brałem jakiś czas. Choć wiem, że w nawracającej depresji tak nie można ale z mojego doświadczenia wynika, że o ile to możliwe należy szukać podłoża i przyczyny natury depresji co jest o wiele bardziej skuteczne (samemu, z kimś lub u psychologa jak ktoś woli, czy też psychoterapeuty jeśli ktoś bez tego nie radzi sobie w życiu). Pomijam tu takie stany wymykające się konwencji chorobowej jak np twoje Robert.
-
Filmiki i fimy z Charlie Chaplinem, Flip & Flap. A sytuacyjnie bardzo różne sprawy na co dzień i wynikający z tego komizm sytuacyjny. Jak najlepiej lubisz spędzać wolny czas?
-
Różnie to bywa. Szczęście jest pojęciem względnym. Być może jest tak jak mówisz ale moim zdaniem "singlowanie" jest dobre za młodu. Na starość byłoby nie do zniesienia, kiedy np nie będziesz mieć do kogo otworzyć ust. Póki życie młode, praca, różne obowiązki, hobby i znajomi to jakoś nawet nieźle może być ale mówię. Ktoś kto z wyboru (podkreślam) rozważa samotność zalecam stanowczo 5 razy porządnie się zastanowić!
-
Jako facet jestem świadomy twoich dylematów (porzucenie całego dorobku) ale niestety jeśli on ci kiedyś zrobi śmiertelną krzywdę jak pisze koleżanka to już nie zdążysz się niczego dorobić. Chyba w takiej sytuacji wybór jest oczywisty? Może dałoby się część sprzętów przetransportować gdzieś do znajomych czy rodziny?
-
Otóż to. Bardzo ciężko jest się wyleczyć z takiego myślenia o sobie ale wiem, że można. Mi się to kiedyś udało. Pewne stare myślenie jeszcze czasem w człowieku pokutuje ale myślę, że przy odrobinie szczęścia i wsparcia (kogoś bliskiego, czy też terapeuty) można osiągnąć wiele na różnych polach w życiu. Tylko nie wolno się poddawać. Trzeba walczyć z własnymi "demonami" (cokolwiek by to nie było, czy choroba czy coś innego). Trzeba być też konsekwentnym i nie pozwolić sobie raz zejść z wyznaczonego kursu, choćby nie wiem co. Po prostu z doświadczenia wiem, ze szkoda życia na zaczynanie od nowa tej samej walki z sobą. Walka z własną psychiką to jest trochę jak wyrafinowana wspinaczka górska. Gdzieś po drodze na litej skale np 5 km nad ziemią wbijasz swoje haki aby wspiąć się wyżej. Wbijasz jednego, po czym ogromnym wysiłkiem następnego. Czasem te haki się oberwą pod ciężarem (problemów) ale nie spadasz w dół bo ten jeden jedyny hak jeszcze cię trzyma. Potem znów się wspinasz i wbijasz ponownie urwane haki. Ale wreszcie docierasz na szczyt. Czy ja dotarłem, to nie wiem ale na pewno nie pozwolę sobie na to aby zaprzepaścić ten cały wysiłek i spaść z tej "litej skały" jaką jest szczęśliwe ŻYCIE.
-
Dokładnie. Ja jak się zdenerwuję to tez mam taki ścisk w dolnej części szyi i jednocześnie jakby "kamień w brzuchu" (bardzo nieprzyjemne uczucie) i suchość w ustach jak na Saharze, jak podczas wizyty u dentysty, który tym czerpakiem (czy jak to się nazywa) mi wyssał chyba całą ślinę z gruczołów. A mój dzień był średni. Na koniec dnia zdążyłem się z kimś pokłócić do białej gorączki (wydaje mi się że nie z mojej winy-bo zasadniczo jestem niekonfliktowy) ale dosłownie 10 minut potem otrzymałem bardzo miłe pozdrowienie od kogoś innego co obróciło mój wisielczy humor o 180 stopni.
-
Jaki czarny humor? To "opowieści z krypty" czy jak?
-
Podsumujmy więc tą nad wyraz interesującą dyskusję o to tym powyższym cytatem. Czasem kobieta wesprze faceta w nerwicy/depresji pod warunkiem, że nie będzie to trwało całymi latami, że świadomie podejmie leczenie i przy odrobinie wsparcia zechce się zmieniać. Wszystko zależy od danej osoby czy to kobiety czy mężczyzny. Dla jednego tolerancja będzie miała bardzo wąski margines a dla innego/innej ta granica tolerancji czyjejś choroby będzie posunięta bardzo daleko. (wykluczę tu jednak alkoholizm bo niestety tutaj w większości przypadków żadna kobieta nie zasługuje na poniżenie wynikające z agresywnych zachowań napitego, pijanego faceta). Więc wszystko zależy od czyjegoś podejścia i zrozumienia i cierpliwości lub jej braku. Tak mi się wydaje, że na dłuższą metę żadna kobieta tego nie wytrzyma (alkoholizm swojego faceta) a jeśli to uczyni to ze względu na dzieci albo bo np nie ma dokąd pójść? To tyle ode mnie, nom. Musiałem się wypowiedzieć bo bardzo ciekawy temat.
-
Ja nie wiem co napisac bo byłby niewypał podobny do twojego. Dlatego napiszę, że truskawka. (już niedługo będą polskie a są już zagraniczne) Jaki napój lubisz najbardziej? [Dodane po edycji:] Właśnie miałem na myśłi banana i mandarynki ale się wycofałem. Widzę ty mnie ubiegłeś.
-
Morze, piasek, plaża, molo, las, gra w siatkówkę, impreza (a najmilsze - to był kiedyś wypad do Bułgarii do Burgas). To mnie przyznaję rozwaliło. Masakra ale cóż każdemu się zdarza Co najczęściej robisz przed snem?
-
miłość na całe życie..ehh ;Pmożliwe?
Lubomir odpowiedział(a) na igor85 temat w Problemy w związkach i w rodzinie
No właśnie. czasem tak jest, ze w ferworze dyskusji człowiekowi czasem puszczają nerwy. Ja np staram się unikać wkurzania się na kogoś kiedy mi braknie argumentów ale przyznaję, że czasem mi się gotuje w srodku. No ale będąc osobą kulturalną i inteligentną myślę staram się tego nie okazywać, chyba że wymyślę jakiś rzeczowy argument kontrofensywny. Więc sorki, że tak się wcielę na chwilę w rolę moderatora ale faktycznie starajmy się o tym pamiętać. Przyznaję, że to jedna z bardziej ciekawszych dyskusji na jaką udało mi się tutaj natknąć. (choć nie jedyna) -
miłość na całe życie..ehh ;Pmożliwe?
Lubomir odpowiedział(a) na igor85 temat w Problemy w związkach i w rodzinie
Bardzo interesująca dyskusja chciałem zauważyć. Jak ktoś napisał powyżej. Przegięcie w każdą ze stron pod względem seksu nie jest sprawą pożądaną. Seks jest ważny w związku ale jeśli staje się ważniejszy od materii duchowej to też nie jest dobrze. Podobno miłość to chemia (m.in. wynikająca z seksu, może feromonów?, itp) ale ja uważam, że sam seks to za mało. Poza tym dla mnie np tłumaczenie, że ktoś zdradził bo miał np zbyt wysoki temperament podczas długiej nieobecności partnera to już jest nie do przyjęcia. Chyba mamy rozum. Często nie raz czytałem i słyszałem tłumaczenia, ze "ech, to był spontan". Nie zgadzam się z takim podejściem. Dla mnie to jest kwestia silnej woli i np nie chlania na imprezach, ze potem wytłumaczenie, że sie upiło i nie wiedziało co się robiło. Pod tym względem niestety ale mam sztywno ustawiony kręgosłup moralny. Sam nigdy czegoś takiego nie zrobiłem partnerce (a pokusy były) i tego samego oczekuję od strony przeciwnej. Nom. -
Hej. A dlaczego zwiałaś? Ja z kolei nie wybieram się na terapię. Może jakoś samemu sie uporam z pewnymi problemami? A tak na marginesie. Z drugiej strony w zyciu ilekroć czegoś się podejmuję to nawet jak mi ciężo to zaciskam zęby i nie poddaję się. Tak miałem np na jednych studiach. Trochę mi się poknociło z egzaminami na jednej z sesji ale się zawziąłem, acisnąłem zęby i trudny okres przepchnąłem. Podobnie było jak miałem kiedyś problemy w pracy (nieżyczliwe języki, kłody pod nogi, itp). Nie mógłbym po prostu sobie wydarować, że zacząłem coś czego nie skońćzyłem. Jak mawiał Leszek Miller, prawdziwych mężczyzn poznaje się nie po tym jak zaczynają ale po tym jak kończą (cokolwiek to znaczy ). Więc często w zyciu jak już raz się czegoś podejmę to stawiam sobie za punkt honoru sprawę doprowadzić do końca. Owszem bywają rzeczy niezależne ode mnie i wtedy staram sobie nie wyrzucać, choć często miewam wyrzuty sumienia, że mogłem zrobić coś lepiej albo inaczej.
-
Bardzo ładne podsumowanie. Sam doszedłem kiedyś do tego (trochę z pomocą), że właśnie tak jest jak w tym krótkim zdanku.
-
Myślę, że nie należysz do wyjątków. Ja również bardzo przywiązuję się do (dobrych) ludzi. Jeszcze wiesz są rozstania i rozstania. Jedne z partnerem/ką, inne z kimś z rodziny na dłużej lub na zawsze (śmierć), z kimś z pracy. I na pewno intensywność odczuwania tego rozstania jest różna. Czyli jednak Joaśka zdecydowałaś się zostać przy tej nielubianej terapeutce? Życzę zdrówka. Wszyscy życzymy.
-
Magda, kotki bywają dość wybredne. Kotek mojej cioci nie ruszy myszy pod żadną postacią, tylko karma dla zwierząt. Głowa do góry, choć wiem, łatwo powiedzieć.
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 5 z 7