Skocz do zawartości
Nerwica.com

Wombwell00

Użytkownik
  • Postów

    199
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Wombwell00

  1. Miałem podobnie ze swoją dziewczyną. Byliśmy razem 2.5 roku, bardzo się kochaliśmy i tez latałem za nią jak poj*bany. Teraz po tych paru miesiącach po rozstaniu widze, że robiłem to z braku umiejętności zapełniania swojego czasu - wspólne spotkania mi go wypełniały. Była właśnie takim moim uzależnieniem I dopiero teraz gdy już się z nią nie widze zaczynam uczyc sie organizacji swojego czasu - po prostu robić byle co, nawet przeglądanie youtube-a, kwejka czy czytanie jakis artykułów byle by tylko zając czas i nie narzekać jak ostatnia p*zda. Zacząłem biegać, troche się uczyć i powolutku powolutku widze w tym siebie, swoją osobe i zdaje sobie sprawę ze swojej odrębności i szczęścia na które zasługuje jak każdy inny :) Po pierwsze zdaj sobie sprawę, że jesteś TY. Związki niestety nie zawsze trwają wieczne, nie żebym źle ci życzył, ale jeśli się tak na niej 'uwiesisz' i całe życie pod nią podporządkujesz bo będzie dla niej zbyt wiele do udzwignięcia i to samoistnie powoli doprowadzi do waszego rozstania z którego wyjdziesz jako wrak człowieka. Tak było u mnie. Pieniędzmi aż tak się nie przejmuj, niewarto robic to na wyrost, paranoją jest dla mnie, że ludzie wszędzie to widzą. Wykształcenie jednak jakies trzeba miec, w tych czasach to nie obowiązkowe, ale jak najbardziej wskazane. Z takim bzdurnym papierkiem już masz dużo większe szanse na znalezienie pracy. A nawet bez żadnego wykształcenia możesz jako totalny samouk projektować stronki, programy czy bawic się w grafice i mieć z tego dobre pieniądze. Do tego masz mase szkol policealnych czy kursów, opcji jest mnóstwo. Może jeszcze nie myslisz w tych kategoriach, ale sam zobaczysz, daje sobie ręke uciąć, że za jakiś czas sam wykształcisz podobne myślenie. Wszyscy czujemy się czasem gównem, bo życie jest gówniane, ale trzeba nauczyc sie traktować to z lekką domieszką ironii i humoru, to polepsza życie uwierz : D Powiedz mi, czy trafiłem w problem chociaż troche?
  2. Czy zawsze było tak jak mówisz? Od narodzin ? Przypomnij sobie. Miałeś kolegów/przyjaciół? Aktualnie masz? Jakas pasja/hobby coś co ci zabija czas? Co robisz? Jak rodzice? W skrócie jacy są, jak cię traktują i wychowują. Masz rodzenstwo? Spróbuj jakos zwięźle w paru zdaniach (ale nie pisz odrazu eseju, bo za wiele to tez nie zdrowo) opisać tą swoją 'inność'.
  3. Dziękuje wam wszystkim za pozytywny feedback, zawsze warto nauczyć się czegoś nowego @Luloo Dobra historia z tą koleżanką, wydaje mi się, że też tak niejako robiłem i teraz to bardziej widze. Jeśli uda mi sie zdać sesje na czym chce sie aktualnie skupić to mam nadzieje, że będę bardziej konsekwentny w życiu i w swoich wyborach :) @tenet Przybliz problem, moze pomozemy U mnie z rodzicami było tak, że pierw ich unikałem, tłumiąc złość, nie mogłem im nic wytłumaczyc, czułem, że z litosci mnie utrzymują i jestem dla nich ciężarem - depresja potrafi takie rzeczy z głowy zrobić. Potem gdy wiedzieli już że się lecze to starali się niby pomóc, ale znów były bariery z mojej jak i z ich strony, brak zrozumienia itp. 3lata mi od tamtej pory zajelo by zrozumieć, że to moja jedyna rodzina, że ich kocham a oni mnie i życie bym za nich oddał... lepiej późno niż wcale. Porozmawiaj z rodzicami, poszukaj rozwiązania... nawet jesli wymaga to totalnego znizenia sie i odrzucenia własnej dumy, nie ma człowieka skały, na każdego znajdzie sie cos co go ruszy do żywego. Mi pomogło jak przypatrzylem sie dzieciństwie swoich rodziców - moim dziadkom, ich środowisku w ktorym dorastali czy sytuacji w jakiej się znajdowali i jak ich to ukształtowało - aż poczułem ogromną empatie i litość (w pozytywnym znaczeniu) do nich. Są jacy są, nie zawsze tylko ze swojego wyboru. Po pierwsze, TYLKO MIŁOŚĆ, a ona już dalej cię poprowadzi jeżeli potrafisz ją dobrze okiełznać :) Powodzenia -- 27 sty 2014, 20:12 -- Odświeżam
  4. Marzenia... nie wiem czy mówisz o celach w życiu czy tych całkowicie nierealnych ;d Marzy mi się tworzenie muzyki; talentu troche mam, umiejetnosci tez, ale brak mi zaparcia by skompletowac zespół czy regularnie ćwiczyć. No i ta depresja ktora trafi niewiadomo w ktorym momencie. Studiuje management (po prostu zarządzanie po angielsku) ale nie wiaże z tym nic. Chce studiowac zeby miec stypendium, ale od nowego roku najprawdopodobniej zaczynam nowy kierunek (informatyka).
  5. Po prostu. Jak tego dokonać? Mężczyzna, student, 21 rok życia. Mój problem polega na tym, że nie stworzyłem trwałego, silnego swojego ego. Najmłodszy w rodzinie, zawsze niejako rozpieszczany a z drugiej strony pomiatany co zrobiło mi ogromny mętlik w głowie. Nie potrafiłem odgryzać się za wyzwiska, zaczepki, zaczeło się gnojenie w szkole. Od 11 roku życia harda depresja, brak pomocy od rodziny, nikogo. Na szczęście obyło się bez prób samobójczych, chociaż patrząc z dzisiejszej perspektywy aż sam się dziwie jak mi się udało tego dokonać, bo byłem wrakiem człowieka. Przez wiele lat narastała we mnie nienawiść do rodziców, obwiniałem ich za wszystko, do tego rzadko kiedy udawało mi się z nimi dogadać, ciągle kłótnie i żale, dopiero mając 18 lat przez przypadek się dowiedzieli, że synek chodzi regularnie do psychologa. Od tego momentu zaczeła się ich 'pomoc' - w cudzysłowie bo jako ludzie z ery PRLu nie wiedzieli za bardzo jak sie z taką osobą obchodzić, coś się jednak starali, kolejne lata mi zajeło by zrozumieć ich miłość do mnie. Wracając do ego; nigdy nie miałem realnych ambicji, nie licząc marzeń i fantazji, w szkole minimum wysiłku, od pracy stroniłem jak mogłem, rodzice niestety mi na to pozwalali, nigdy sam nie zaplanowałem niczego, zawsze olewałem, licząc, że ktoś inny załatwi ta sprawę - wyjazd na wakacje, do pracy, pójście do urzędu itp. Konfrontacja (nie sam kontakt a bezposrednie starcie) z ludzmi zawsze mnie napełniała ogromnym lękiem, czułem, że niejako 'dostaje za swoje', bo sobie zasłuzyłem i że jestem taki bezwartościowy. Aktualnie jest lepiej, biore leki (Wenlafleksyna), zbieram się na terapie jak fundusze pozwolą, fizycznie samopoczucie nawet ok, ale widze po sobie, że nie potrafie sterować swoim życiem. Studia olewam, nie potrafie się za nic zabrać, pieniądze wydaje jak leci, do niczego mnie nie ciągnie, nie mam wciąż ambicji, rzuciła mnie dziewczyna... z stałego przejmowania się poszedłem w drugą wręcz socjopatyczną skrajność - nie daje Czuje, że nie wiem co to miłość do samego siebie i nie wiem jak mam ją rozwinąć. Obserwuje ludzi i staram się wyciągać pewne wnioski dla swojej poprawy, ale wciąż nie mogę tego zrozumieć, prosze o pomoc. Wojciech.
  6. Tak, jest tu masa sprzeczności, sam to widze, ying i yang, dobry i zły wilk Sam tego do końca nie rozumiem. Byłem cierpliwy dla ludzi, zawsze skory do pomocy czy wysłuchania, pełen empatii i współczucia, ale doszedłem do wniosku, ale ludzie nie chcą pomocy, a jedynie 'poczuc się lepiej' poprzez poniżanie i krzywdzenie innych. Ale ludzi nie da się zmienić dopóki sami tego nie zechcą, a większość nawet o tym nie pomyśli tylko całe życie będzie broniła swoje ego. I jak tu nie hejtować?
  7. Niestety, rodzice nie wpoili mi tak podstawowych rzeczy, nie wychowali mnie tak naprawdę wcale. Przeszedłem już etap żalu i nienawiści do nich, co nie zmienia faktu, że niektórzy nie powinny brać się za robienie dzieci. Mam szacunek do swojej partnerki, to co o niej myśle nie wpływa na to. Nigdy nie czułęm się pępkiem świata, powiedziałbym, że wręcz przeciwnie i to też pewnie wpłyneło na to, że czasami pojawia się ta potrzeba bycia wyżej od innych. Nie jestem jednak egocentrycznym sk*rwielem który chodzi o wytyka każdemu błedy naokoło - to nie ma sensu, nic to nie zmieni, co z tego, że 'mądry porozmawia jak głupi pobije' (z jakiegos wiersza to). Jestem najdalej od takiego zachowania. Wciskanie ludziom ubezpieczeń to nie za bardzo uczciwa praca, chyba mi przyznasz racje. Piszesz bym zmienił zachowanie - powiedz mi na jakie. Hospicjum? Możesz rozwinąć ten wątek? Dziękuje za wasze odpowiedzi, zwłaszcza Robinho bo widze tu pewną więź i zrozumienie między nami. Prosiłbym też o skupienie się na PROBLEMIE a nie na szkalowaniu mojej osoby, jak ma mi to pomóc? -- 28 sie 2013, 19:28 -- Rodzice mnie nie wychowali praktycznie w ogóle, nie było rozmów o życiu, pracy, przyszłości, niestety niczego mnie nie nauczyli. Już udało mi się przejśc żal i nienawiść do nich co nie zmienia faktu, że niektórzy nie powinni brać się za robienie dzieci. Mam szacunek do swojej partnerki, to co o niej uważam nie ma tu znaczenia, bo nie traktuje jej z góry. Nigdy nie czułem się pępkiem świata, wręcz przeciwnie czuje się zazwyczaj gorszy stąd też potrzeba wywyższania się choc na zewnątrz tego nie okazuje. Staram się jakos to hamowac na ile mogę, nie daje się porwać ego i wyżywać się na innych. Piszesz, że powinnienem zmienic nastawienie - powiedz mi na jakie, bo ja sam nie wiem. Hospicjum? Nie rozumiem, jesli możesz rozwiń temat.
  8. Ludzie , powiedzcie mi co jest ze mną bo nie wyrabiam już. 20lat, miły, wrażliwy chłopak z aparycją i długimi włosami, z dziewczyną (od 2lat), ze znajomymi, z pasją, (gra na gitarze), lubiany i bezkonfliktowy, cichy, romantyk i raczej samotnik. Jestem zbyt wrażliwy i wyidealizowany i umoralniony. Ideologicznie taki ze mnie hipis, staram się szerzyć miłość, nie nienawidzić, żyć ze światem (i sobą) w zgodzie. Staram się zawsze szukać drogi kompromisu, widzieć wyższy cel, bardzo rzadko daje się ponieść egotystycznym pobudkom. Przez co ciężko dogadać się z większością ludzi, bo wszystkie te ścierwa nie potrafią oddzielić się od swojego ego i porozmawiać bez nadmiernych emocji. Dosłownie spotkałem się w swoim życiu może z 5 osobami z którymi można było tak zdrowo porozmawiać, żadnej tu kobiety, niestety. Stronie przez to od ludzi bo wykańcza mnie coś takiego, a samotność wcale nie jest tu pomocna. Potrzebuje jednak tych ludzi, bardziej niż oni potrzebują mnie. Z czasem się to będzie coraz bardziej pogłębiac z racji rozpoczęcia pracy, zarabiania pieniędzy i tworzeniu własnych rodzin. Nie boje się zagadac do kobiet, większośc z nich uważam za podludzi, jestem szowinistą, choć wolałbym nie być, no, ale co one wyprawiają to przechodzi ludzkie pojęcie, wszystkie takie same, działają wedle utartych myslowych schematów, wszystkie chcą tego samego i wszystkie można tak samo urobić. Swoją własną partnerke życiową uważam za głupią pindę, chociaż ją kocham i wiem, że lepszej i innej nie znajde, i jak tu z tym żyć? Wiem, że gdy ją strace zostane sam do końca życia bo już żadna inna mnie do siebie nie przekona, a nie szukam kobiety tylko na sex. Przez swoje umoralnienie nie potrafiłbym nawet wykorzystać kobiety, nie potrafiłbym tak skrzywdzić żadnego człowieka, straciłbym szacunek do samego siebie i okazał się zwykłym hipokrytą, sam oskarżajac o to innych. Miałem z kumplem pracować w ubezpieczeniach (biznes mlm), ale zrezygnowałem, bo uważałem to za nie do końca moralne, mimo iż hajs mógłby być niezły gdyby się przyłożyć. Rodzice utrzymują, także o hajs się nie martwie, ale czuje się jak gówno wiedząc, że sam bym sobie nigdy nie poradził. Więcej mysle o tym, czy jestem dobrym człowiekiem i o swoich chorym ideałach niż o tym jak miałbym wykarmić siebie i swoją ewentualną rodzine. K*rwa. Nie mam żadnych celów, ani ambicji, na niczym mi tak naprawdę nie zależy. Nie czytam książek, nie oglądam filmów, w ogóle nie staram się rozwijać. Mam wrażenie, że wiem już wszystko. Wszystko dla mnie jest całkowicie wtórne, mało co mnie zadziwia jeżeli chodzi o ludzi, wszyscy pierdolą to samo, nie potrafią wyjśc poza swój wlasny pogląd i ogarnąć ogółu, wiekszośc nawet nie potrafi przewidzieć konsekwencji własnych czynów a już by chcieli pi*rdolić o polityke czy religii. Zdaje sobie sprawę, że jestem jakimś wyjątkiem, co jeszcze bardziej oddziela mnie od reszty ludzi. Powinienem się niby czuć dumny, że jestem pełnoprawnym przedstawicielem homo sapiens i próbuje zmienić ten świat na lepsze swoją naturą Buddy, no, ale przynosi mi to tylko bezsilność, smutek i depresje. Nie chce się zabijać, ale nie widze tutaj dla siebie miejsca i coraz bardziej utożsamiam się z myslą, że kiedyś i tak będę musiał to zrobić, wszystkie starania i zmiany na marne. Wciąż czuje to samo co czułem 10lat temu będąc nieświadomym niczego gówniarzem. I tak wiem, że jestem takim samym gównem jak wszyscy, a nie żadnym wyjątkiem. Jedynym rozwiązaniem jest spiąc dupe, odrzucić ideologie na bok i jak wszyscy stać się szarym, apatycznym, niemyślącym i egotystycznym skurwielem, którym się z każdym dniem coraz bardziej staje... dziękuje za takie coś.
  9. Wombwell00

    Jak żyć?

    Musisz wiedziec jedno - to sprawa nawyków. To, że jesteś smutna,przygnębiona i chcesz się zabić to nie stan który utrzymuje sie samoistnie, bez twojej woli. Nalezy te złe nawyki jakim są pewne 'tory' myślowe i uczuciowe zmienić. Sprawą jest uświadomienie sobie własnych wad, niejako obserwacja siebie i swojego stanu, jakbys spojrzala na siebie z boku i czuła jak negatywne emocje cie przejmują i targają. Zrozum, że nie musisz i nie chcesz już dłużej cierpieć - ja po wielu latach depresji zrozumiałem jak sam pielęgnowałem i uszlachetniałem swoje cierpienie. Wiedz, że wszyscy jestesmy zagubieni w tym świecie który tak szybko zapier*ala, że ludziom coraz częściej to znieść psychicznie. Boimy sie całe życie, rozwiązaniem jest ujarzmienie tego strachu, nie ucieczka i unikanie za wszelką cene. Spróbuj jakiś metod relaksacyjnych - metody oddechowe, liczenie, wizualizacje, medytacja, pogoogluj. Polece ci pare lektur, bardziej mi pomogły niż wiele sesji terapeutycznych: "Potęga Teraźniejszości" i "Mózg Buddy", jest po nich bardzo pozytywnie :) Sam miałem podobny okres z ćpaniem, chciałem coś wziąć, poczuć coś nowego, uciec. Na krótko mete pomaga, ale jeżeli nie potrafisz się odciąć od problemów, to wyrządzi ci to więcej krzywdy, sam to przechodziłem. Chodz do psychologa i sama dużo pracuj nad sobą, to się opłaci. Powodzenia, buziak w czółko :*
  10. Wszystko ok, ale dajesz tylko sam cel a nie do końca sam proces jego wykonania. Osobie w depresji to nie pomoże, a nawet pewnie i zaszkodzi. Jak dokonać czegoś takiego?
  11. Nie potrafie zrobic niczego dla siebie. Nie potrafie tez zrobic niczego dla innych. Nie chwale się, nie szukam poklasku, jednak szukam atencji osób przy których czuje się gorszy. Inaczej w ogóle nie widze sensu robienia czegokolwiek. Przestałem się rozwijać, przestałem nawet dbać o swój wygląd czy ubranie, nie tak totalnie, ale dużo mniej jak w liceum gdzie znalem ludzi w porównaniu do studiów gdzie nie znam praktycznie nikogo. Wciąż myślę o swoich znajomych z liceum, mimo iż aktualnie widuje ich raz na 2-3 miesiące, oni jedynie wzbudzają we mnie jakies pozytywne, bezinteresowne uczucia, mimo iż nie są wcale moimi specjalnymi przyjaciółmi, po prostu dobrze sie z nimi imprezuje. Nie chce poznawać nowych ludzi, nie widze w nowych znajomościach nic ciekawego, ani nikt mi nie imponuje, ani nie zainteresuje sobą, jedyne co ma dla mnie sens w takich z znajomosciach to korzysci, ze da spisac notatki czy cos zalatwi. Nie zależy mi na statusie społecznym, w ogóle mnie to nie obchodzi. Nie staram się nawet dla mojej dziewczyny, nie chce jej nigdzie zabierac ani porozmawiać. Po prostu tego nie czuje, a jak mamy jakies święta to czuje się zażenowany że TRZEBA wtedy coś zrobić i jednoczesnie przez to zfrustrowany. Nie chce mi się wychodzic z domu gdzies do klubu czy spędzić jakos inaczej wieczór niż przy kompie - wiem, że wyjde, napełnie swój zbiornik 'hejta' do ludzi i wróce z uczuciem źle spędzonego wieczoru, przy kompie jednak jest to samo. To nie depresja bo nie czuje tego charakterystycznego smutku ani przygnębienia, to nawet tez nie jest do końca apatia, bo przy dobrym nastroju też się podobnie zachowuje, chociaz wtedy po prostu działam i mniej myśle, jednak gdy przychodzi do myslenia to tak samo. Całe życie byłem ogromnie rozsądnych człowiekiem, nigdy nie wariowałem ani nie zrobiłem nic szalonego, ale teraz gdy stałem się apatycznym chłodnym racjonalistą to już chyba przesada.
  12. Zacząłem ponownie brać Citronil. Wcześniej brałem z 3 miesiące, miałem na lato zwyzke nastroju i przestałem brać. Teraz biore znowu i dzieje sie cos dziwnego. Mimo iz biore dopiero 4dni po pół tabletki (z 40mg) to po wzieciu czuje sie troche otumaniony, niepewny, gorzej mi sie wysławia, nieprzyjemne uczucie jakby lęku w środku. Wcześniej nie miałem czegoś takiego. Czy powinnienem przestać brać? W ogóle powiedzcie mi co by sie stało gdyby zdrowy człowiek zaczął zażywać taki citronil/inne? teoretycznie
  13. Powiedzcie mi jak sobie radzić z takim uczuciem kiedy nie można się do niczego zabrać? Nie, że brakuje siły, nawet nie brakuje chęci, ale jakoś się TEGO nie czuje, może wiecie o czym mówie. Nic mnie nie zaspokaja, siedze na internecie bo to najmniej wyczerpujące i w jakis sposób przutłumia cierpienie. Ale nie przynosi mi to przyjemności Nie chce tego robic, ale jak robie inne rzeczy jest gorzej - granie na gitarze brzmi sucho, czytanie książek szybko przeradza się w leżenie i gonitwe myśli, wychodzenie na powietrze też szybko przeistacza sie w bitwę w mojej głowie. Jak sobie z tym radzić?!
  14. Z początku będziesz sie lękał, jak w każdej nowej pracy. Pamiętaj o tym kiedy nie będziesz mógł wytrzymać ze stresu. Znajdz jakies szybkie techniki relaksacyjne (jakies oddychanie, szybka medytacja, cos takiego) by w chwilach kryzysu móc z nich skorzystać. Licze na ciebie ;*
  15. Mieszkasz z rodzicami? Jak się utrzymujesz? Jak z kasą? Co robisz na codzien? Pracujesz? Nalezy zaczać małymi krokami. Zacząłbym od nadwagi - walka z nią powinna nauczyć cię swego rodzaju dyscypliny i obowiązku, a widząc swój poprawiający się stan również motywacje i większą pewnośc siebie. Słyszałem kiedyś opinie, że tam gdzie jest aktywnośc fizyczna nie ma chorób psychicznych. Sam zauwazylem u siebie sporą nadwyżke nastroju i ogólną poprawę myśli po siłowni. Ułóż sobie jakiś plan dnia, gdzie o okreslonych porach będzie wykonywał jakies ćwiczenia. Polecam z 30minutowy trucht z rana. No i diete oczywiście, to podstawa. Od tego zacznij, i na tym się skup, potem przyjdzie czas na reszte, sam zobaczysz
  16. Połącze wszystko w jedno i jakos spróbuje wyjaśnić. Tak jak MI sie wydaje to obrać sobie własną ścieżke i kroczyć nią, nie patrzeć na innych i nie uzalezniac swoich wyborów od niczego innego niż ty sam. Ładnie brzmi ale to niewykonalne, bo jednak potrzebujemy ludzi w swoim życiu, dokładniej mówie tu o przyjaciołach czy partnerach. Ja nie mam planu na swoje życie, zawsze niejako 'popychano' mnie w pewne rzeczy. Gdy przyszedl czas żebym sam o sobie zadecydował to nie mam pojęcia co robić. Chciałbym mieć plan od początku od do śmierci żebym nie musiał się martwić i wiedział co robić, łudze się, że to by coś zmieniło. Uciekam od obowiązków, bo nigdy nie musiałem ich prawdziwie znosić, nie potrafie stawiać im czoła, ogarnia mnie coś z granicy buntu/lęku, jak sam powiedziałeś, brakuje mi pokory. Mam jedynie marzenia w głowie, a nie cele tu na ziemi. Rozumiesz? Co do tego uzaleznienia to zauwazylem, że całe moje dotychczasowe życie było od nich zalezne: pierw rodzice mnie kontrolowali, a potem to przeszło na znajomych czy partnerki - moje życie zmierzało tylko ku kolejnemu wyjściu na piwo czy spotkaniu z dziewczyną, nie potrafiłem sam sobie zorganizować czasu, dopadała mnie frustracja kiedy np. nie miałem gdzie wyjsc z domu na sobotni wieczór, chcialem uciec od rodzinnego domu. Też w tym uzaleznieniu widze swoje ego, a raczej jego braki kiedy to własnie inni determinowali moje wybory i zachowania. Troche było jak z relacją z matką: pragne jej atencji lecz pragne też się od niej uwolnić i podświadomie szukam konfliktu i poróżnienia, lecz wciąż jestem uległy i posłuszny. Cholera, trafiłeś w samo sedno. Zawsze myslałem, że perspektywa mozliwosci daje nam wieksze pole manewru, że jesli są odpowiednie chęci to mozna osiągnąc wszystko i zawsze... nigdy nie spojrzałem na to z tej drugiej strony jako organiczenia i traktowałem to jako zły los, zemste bożą i dalej pielęgnowałem swoje cierpienie. Często mysle jak wpływem chwili. Gdy czuje się dobrze wydaje mi się, że moje problemy to błahostka, mam gotowe rozwiązania i odpowiedzi, pocieszam się, że teraz juz wszystko dobrze i od jutra zaczynam nowe życie. A jutro znów zły humor i nie potrafie na to trzeźwo spojrzeć tylko od razu znów osądy: nie uda mi się, co ja sobie myslałem, nie wytrzymam ze soba, skacze z okna. Przez te hustawki praktycznie zostawiła mnie dziewczyna, bo raz jej mówiłem, że powinnismy sie rozstać a potem w przyplywie znów, że ją kocham itp. przez co ona juz nie moze wierzyc w zadne moje slowo a ja nie wiem co dalej z tym robic... Dziękuje Ci bardzo, sadziłem, że będę musiał się napisac jeszcze sporo żeby ktos tak trafnie mi odpowiedział. -- 14 cze 2013, 20:45 -- Odświeżam -- 17 cze 2013, 21:17 -- BUMP -- 18 cze 2013, 16:45 -- Połącze wszystko w jedno i jakos spróbuje wyjaśnić. Tak jak MI sie wydaje to obrać sobie własną ścieżke i kroczyć nią, nie patrzeć na innych i nie uzalezniac swoich wyborów od niczego innego niż ty sam. Ładnie brzmi ale to niewykonalne, bo jednak potrzebujemy ludzi w swoim życiu, dokładniej mówie tu o przyjaciołach czy partnerach. Ja nie mam planu na swoje życie, zawsze niejako 'popychano' mnie w pewne rzeczy. Gdy przyszedl czas żebym sam o sobie zadecydował to nie mam pojęcia co robić. Chciałbym mieć plan od początku od do śmierci żebym nie musiał się martwić i wiedział co robić, łudze się, że to by coś zmieniło. Uciekam od obowiązków, bo nigdy nie musiałem ich prawdziwie znosić, nie potrafie stawiać im czoła, ogarnia mnie coś z granicy buntu/lęku, jak sam powiedziałeś, brakuje mi pokory. Mam jedynie marzenia w głowie, a nie cele tu na ziemi. Rozumiesz? Co do tego uzaleznienia to zauwazylem, że całe moje dotychczasowe życie było od nich zalezne: pierw rodzice mnie kontrolowali, a potem to przeszło na znajomych czy partnerki - moje życie zmierzało tylko ku kolejnemu wyjściu na piwo czy spotkaniu z dziewczyną, nie potrafiłem sam sobie zorganizować czasu, dopadała mnie frustracja kiedy np. nie miałem gdzie wyjsc z domu na sobotni wieczór, chcialem uciec od rodzinnego domu. Też w tym uzaleznieniu widze swoje ego, a raczej jego braki kiedy to własnie inni determinowali moje wybory i zachowania. Troche było jak z relacją z matką: pragne jej atencji lecz pragne też się od niej uwolnić i podświadomie szukam konfliktu i poróżnienia, lecz wciąż jestem uległy i posłuszny. Cholera, trafiłeś w samo sedno. Zawsze myslałem, że perspektywa mozliwosci daje nam wieksze pole manewru, że jesli są odpowiednie chęci to mozna osiągnąc wszystko i zawsze... nigdy nie spojrzałem na to z tej drugiej strony jako organiczenia i traktowałem to jako zły los, zemste bożą i dalej pielęgnowałem swoje cierpienie. Często mysle jak wpływem chwili. Gdy czuje się dobrze wydaje mi się, że moje problemy to błahostka, mam gotowe rozwiązania i odpowiedzi, pocieszam się, że teraz juz wszystko dobrze i od jutra zaczynam nowe życie. A jutro znów zły humor i nie potrafie na to trzeźwo spojrzeć tylko od razu znów osądy: nie uda mi się, co ja sobie myslałem, nie wytrzymam ze soba, skacze z okna. Przez te hustawki praktycznie zostawiła mnie dziewczyna, bo raz jej mówiłem, że powinnismy sie rozstać a potem w przyplywie znów, że ją kocham itp. przez co ona juz nie moze wierzyc w zadne moje slowo a ja nie wiem co dalej z tym robic... Dziękuje Ci bardzo, sadziłem, że będę musiał się napisac jeszcze sporo żeby ktos tak trafnie mi odpowiedział. BUMP Odpowie ktoś? Bardzo mi na tym zalezy, czekam na wskazówki, rady, opinie i komentarze, co powinnienem robić/na czym powinnienem sie skupić.
  17. Nie chce sie rozpisywać, bo zawsze pisze długie posty a potem je usuwam bo wydają się głupie, nie na temat i zawsze mam poczucie tego, że czegoś w nich nie zawarłem. Dlatego pójdę w druga skrajność - streszcze wszystko do minimum, może to się sprawdzi. JAK JAK JAK JAK JAK JAK wziąć życie we własne dłonie? umocnić swoje ego? przyjąć i zacząć wypełniać swoje obowiązki? zrozumieć czego się chce? przestać być uzależnionym od ludzi (bliskich)? przestać myśleć/fantazjować o samobójstwie? przestać się łudzić i żyć marzeniami? traktować swoje huśtawki nastojów? przestać pielęgnować własną niedole, cierpienie? Dodam, że mam 20lat, zaczynam dopiero w życie tak naprawdę, bo wcześniej nie musiałem robić tak naprawdę nic, jednak swoje cierpienie pielęgnowałem zacięcie, już 9 rok. Wiem, że nie da sie zawrzeć odpowiedzi w jednym poście, ale liczę na jakiekolwiek konkretne rady, jeśli można z krótkim objaśnieniem dlaczego robić akurat to, jakie są tego korzyści i co mogę przez to osiągnąć. Mówie o tym bo wiem, że jeżeli nie znam czegoś sensu/celu to na początkowej motywacji daleko nie zajdę i szybko odpuszczę. Życzcie mi szczęścia. Kocham was.
  18. Mam coś takiego, że 'zapominam' książek, które czytałem, filmów, które oglądałem, i często też swoich własnych przeżyć i doświadczeń. W sensie niby pamiętam, ale nie potrafie w sumie nic przytoczyć. Np. widziałem wczoraj prześwietny dokument ("The Artist is Present"), płakałem, film ogromnie mną wstrząsnął, myślałem, że pozostawi jakiś ślad ale mineły dwa dni i w sumie tylko przez to, że zobaczyłem w necie obrazek z filmu pamietałem, że oglądałem coś takiego. Mimo to pamietałem tylko film na wyrywki, poszczególne kadry, nie jako całość Tak samo z książkami. Wiele nie czytam, dlatego wydaje mi się, że powinnienem pamiętać dużo z tego co przeczytałem, a często jest tak, że jak otwieram książke to nie potrafie określić gdzie skończyłem, a to co przeczytane wydaje się obce. Nawet jeśli pamiętam fabułe, to w ogóle jej nie 'czuje', totalnie bez emocji, uczuć. Analogicznie do przeżyć. Pamiętam gdzie kiedy i z kim byłem, ale dopóki ktos mi czegos nie przypomni (bądz będzie sytuacja bardzo odcisnięta na psychice) to nie potrafie sobie przypomnieć nawet tych najsłynniejszych sytuacji wyjazdów. O samej nauce nie wspomne, w ogóle nie potrafie się uczyć. Przypomina mi to tą słynną studencką zasade 3Z - Zakuć, Zdać, Zapomnieć (czasem jeszcze Zapij ;d) tyle, że ja jakbym żył wedle tej zasady, od razy 'chował' swoje wspomnienia w głąb swojej głowy. Mam nadzieję, że ktoś zrozumie chociaż o czym piszę. Czasami nawet myślę, że to nie zaburzenie, że tak kazdy człowiek ma, i to jest normalne, tylko mi wydaje się czyms złym. Czekam na wasze odpowiedzi. Wojtek, 20 lat.
  19. Myśle sobie czy lata depresji (u mnie 8 lat, w latach 11-19) mogą radykalnie zachwiać organizmem i jego działaniem? Wyleczyłem sie z depresji na poziomie umysłu (humanistycznym), czuje spokój, siłe i względnie dobre samopoczucie ale myśle sobie czy organizm bez leków sam się odbudowuje i będzie wytwarzał dobre zwiazki czy jednak jest to niemożliwe. Nie lubię leków, nigdy nie przyjmowałem żadnych długotrwale, a te ktore mi przypisano (brałem 4 rodzaje) nigdy nie dały mi zadowalających efektów. Mysle sobie czy jednak nie warto sie wybrać, zabulic troche kasy i dostać coś skoro jestem na dobrej drodze zamiast czekac do kolejnego ewentualnego kryzysu. Co polecacie?
  20. Myśle sobie czy lata depresji (u mnie 8 lat, w latach 11-19) mogą radykalnie zachwiać organizmem i jego działaniem? Wyleczyłem sie z depresji na poziomie umysłu (humanistycznym), czuje spokój, siłe i względnie dobre samopoczucie ale myśle sobie czy organizm bez leków sam się odbudowuje i będzie wytwarzał dobre zwiazki czy jednak jest to niemożliwe. Nie lubię leków, nigdy nie przyjmowałem żadnych długotrwale, a te ktore mi przypisano (brałem 4 rodzaje) nigdy nie dały mi zadowalających efektów. Mysle sobie czy jednak nie warto sie wybrać, zabulic troche kasy i dostać coś skoro jestem na dobrej drodze zamiast czekac do kolejnego ewentualnego kryzysu. Co polecacie?
  21. Jeszcze chlopak zmądrzeje, zobaczysz. Jezeli uda mu sie z tego wyjsc to bedzie potezny i sam zrozumie jaki głupi jest. Zacznijmy, ze chlopak robi blad z tego ze COS znaczy. Wtedy jestesmy naszymi wlasnymi 'projektami' i martwimy sie o to jak skonczymy ów projekt - ciagle zmartwienia, nerwy, strach, ból. A gdy sie dojdzie do tego, że jest się NICZYM, ale nie w tym scricte depresyjnym znaczeniu, to zaczynamy dostrzegac jakie zycie ma mozliwosci a zwykly spacer do parku daje nam ogromna radosc samego istnienia. Powiedz mu to, niech sobie chociaz to wyobrazi i zrozumie, ze to jest mozliwe. I niech tyle nie mysli tylko sie do roboty wezmie ;d Wiadomo jakies leki bym polecał, niech czyta ksiazki, znajdzie sobie jakies hobby i biega czy cwiczy, wysilek tez pomoze.
  22. Jeszcze chlopak zmądrzeje, zobaczysz. Jezeli uda mu sie z tego wyjsc to bedzie potezny i sam zrozumie jaki głupi jest. Zacznijmy, ze chlopak robi blad z tego ze COS znaczy. Wtedy jestesmy naszymi wlasnymi 'projektami' i martwimy sie o to jak skonczymy ów projekt - ciagle zmartwienia, nerwy, strach, ból. A gdy sie dojdzie do tego, że jest się NICZYM, ale nie w tym scricte depresyjnym znaczeniu, to zaczynamy dostrzegac jakie zycie ma mozliwosci a zwykly spacer do parku daje nam ogromna radosc samego istnienia. Powiedz mu to, niech sobie chociaz to wyobrazi i zrozumie, ze to jest mozliwe. I niech tyle nie mysli tylko sie do roboty wezmie ;d Wiadomo jakies leki bym polecał, niech czyta ksiazki, znajdzie sobie jakies hobby i biega czy cwiczy, wysilek tez pomoze.
  23. Jeszcze chlopak zmądrzeje, zobaczysz. Jezeli uda mu sie z tego wyjsc to bedzie potezny i sam zrozumie jaki głupi jest. Zacznijmy, ze chlopak robi blad z tego ze COS znaczy. Wtedy jestesmy naszymi wlasnymi 'projektami' i martwimy sie o to jak skonczymy ów projekt - ciagle zmartwienia, nerwy, strach, ból. A gdy sie dojdzie do tego, że jest się NICZYM, ale nie w tym scricte depresyjnym znaczeniu, to zaczynamy dostrzegac jakie zycie ma mozliwosci a zwykly spacer do parku daje nam ogromna radosc samego istnienia. Powiedz mu to, niech sobie chociaz to wyobrazi i zrozumie, ze to jest mozliwe. I niech tyle nie mysli tylko sie do roboty wezmie ;d Wiadomo jakies leki bym polecał, niech czyta ksiazki, znajdzie sobie jakies hobby i biega czy cwiczy, wysilek tez pomoze.
  24. Wombwell00

    KONIEC

    Samobójstwo to juz ostateczność, wątpie czy kogos obchodzą jakies normy, obyczaje czy cokolwiek w tak radykalnym stanie, jedynie co mamy w glowach to swoj ból. Napisalem temat bo szukalem troche atencji, przeciez to widac na pierwszy rzut oka, pewnie sami wiecie, ze ludzie czesto gloryfikuja wlasne cierpienie i potem smierć jakby była czyms nieuniknionym. I ja tez taki jestem. Przepraszam za zawracanie wam glowy, nikt tu oprocz mnie nic nie zaradzi, oprocz slow pociechy. Czaem biore zycie zbyt powaznie ;d Wiecie co mozna zrobic z tym problemem mysli samobojczych? Nie chce terapii, nie mam kasy, wole poczytac cos ciekawszego i samemu dojsc do wnioskow. Dziękuje za wasze wsparcie
  25. Wombwell00

    KONIEC

    Samobójstwo to juz ostateczność, wątpie czy kogos obchodzą jakies normy, obyczaje czy cokolwiek w tak radykalnym stanie, jedynie co mamy w glowach to swoj ból. Napisalem temat bo szukalem troche atencji, przeciez to widac na pierwszy rzut oka, pewnie sami wiecie, ze ludzie czesto gloryfikuja wlasne cierpienie i potem smierć jakby była czyms nieuniknionym. I ja tez taki jestem. Przepraszam za zawracanie wam glowy, nikt tu oprocz mnie nic nie zaradzi, oprocz slow pociechy. Czaem biore zycie zbyt powaznie ;d Wiecie co mozna zrobic z tym problemem mysli samobojczych? Nie chce terapii, nie mam kasy, wole poczytac cos ciekawszego i samemu dojsc do wnioskow. Dziękuje za wasze wsparcie
×