to co ja wyprawiam to już jest granda.
to się musi skończyć......
po 3 tygodniach nieobecności poszłam wczoraj do pracy. źle się czułam, miałam lęki.
musiałam wieczorem pozbyć się lęków. znowu zamiksowałam. tak zamiksowałam, że ledwo stoję na nogach.
i znowu mnie nie ma w pracy. zwaliłam wszystko na kręgosłup, który faktycznie nadal mnie boli, ale dobrze wiem, że jak tak dalej będę robić, to wyląduje na pogotowiu. mało jem i codziennie miksuje. czemu ja to sobie robię? dlaczego taka silna potrzeba autodestrukcji... powolnego samobójstwa jak to mawiała moja terapeutka.
to się musi skończyć. muszę stanąć na nogi. zero miksów, zero alkoholu w tygodniu pracy. nie mogę zawalić pracy, nie mogę, nie mogę, nie mogę.
czas to zakończyć. brać prawidłowo leki. kłaść się normalnie spać. nie dobijać się. pozwolić sobie, dać sobie szansę... jeszcze jedną....
czuję się zeszmacona. zniesmaczona sobą. bo swój organizm traktuję jak śmietnik. to się musi skończyć...