wyspałam się.
oczywiście ponury poranek i ranne lęki wzbudziły pragnienie pozostania w domu.
ale nie ma rady. jestem sama od siebie tylko zależna, muszę pracować. nikt niczego za mnie nigdy nie robił i nie zrobi.
ilość moich zwolnień w zeszłym roku przekroczyła granice przyzwoitości i wiem, że teraz chcąc nie chcąc muszę się na siłę choćby czołgać do pracy. tak bardzo brakuje mi czasów, gdy sprawiała mi ona przyjemność i dawała satysfakcję.
teraz już tego nie ma.
czuję się pusta w środku, jedyne co mam to jakieś stare zamierzchłe smutne pragnienie, aby ktoś mnie pokochał i przy mnie był.
ale nie wierzę w jego zaspokojenie.
nie chce mi się być na tym świecie. jedyne co robię, to staram się przetrwać dzień i przespać noc.
to ma być życie?