-
Postów
12 850 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Korba
-
Basia, a kiedy Ty u mnie ostatnio byłaś? A pies coś ostatnio nie wyje... -- 23 mar 2011, 10:39 -- Panna_Modliszka, no właśnie, ja już też miałam ochotę zobaczyć to słonko
-
Całej płyty Krzysiu, najnowszej "A Thousand suns" Noooooo, musieliście konkretnie trzymać Chcę się dostać i jednocześnie boję... A jest dosyć malowniczo.... Pięknie opisałaś ten stan, również go kocham.... Z tego co wiem, to miała na maj. Namawiałam ją, aby zadzwoniła i poprosiła o wcześniejszy termin, ale chyba tego nie zrobiła.
-
pomalowałam sobie paznokcie u stóp na bordowo i czekam aż wyschną
-
mam nadzieję, że pączek z nadzieniem różanym, bo inne są beznadziejne PS. czy po wyrzuceniu tego z siebie odczułeś jakąś małą ulgę?
-
Sabaidee, Jacek, ale moje mieszkanie ma tylko 68m2 i plastikowe okna, które się łatwo myje. Nie zmienia to faktu, że nie myłam ich z pół roku, więc dzisiejszy przypływ energii musiałam wykorzystać, bo nie wiem, kiedy znowu się zdarzy
-
Luk, dzięki, ale bez przesady
-
Jak dla mnie Ola i Hania mogą konkurować z nimi urodą
-
wizyta na 7F dobry kolega umycie wszystkich okien mail od W rozmowa z przyjaciółką z pracy
-
_asia_, Asiu, no tylko mi tu nie przepraszaj! Jesteś trzonem tego wątku, możesz narzekać, a przede wszystkim masz zdrowieć, bo my tu wszyscy trzymamy za Ciebie kciuki.
-
_asia_, Asiu, jak długo ten stan może potrwać?
-
New-Tenuis, dziękuję doszłam do wniosku, że tak specyficzne dla mnie okoliczności wymagają dokładnego opisu. no bo mogłam napisać, że nie było źle i że się zakwalifikowałam na drugą rozmowę i tyle. ale to nie było by to samo To była Małgosia, dziewczyna, którą 2 lata temu poznałam na tym forum (już nie zagląda), ona choruje na dwubiegunówkę. Pojechała ze mną jako wsparcie. Ostatnio tylko dzięki niej nie zdezerterowałam na izbie przyjęć.
-
amelia83, wiola173, _asia_, dzięki dziewczynki
-
dzień bardzo dobry, bo produktywny. po powrocie z Kraka, nie miałam ochoty wracać do domu. odstawiłam kumpelę i pojechałam do kolegi, który ma warsztat samochodowy. coś mi w aucie śmierdzi, gdzieś od grudnia. Maciek był obłożony, ale że dawno się nie widzieliśmy i mnie lubi, odrazu zwołał swoich chłopaków i kazał im zdjąć z podnośnika jakieś auto, które właśnie robili, bo jest coś ważniejszego i odrazu wzięli moje pod lupę. okazało się, że jakiejś obręczy tam nie miałam i że mi ciekł jakiś smar. oczywista zostało to zrobione od ręki. niewiele myśląc, mówię, że mam takie brzydkie otarcia na zderzaku i prawym tylnym nadkolu. no to Maciuś zawołał jakiegoś chłopka, który pucował pucował, mówił "nie da się już", a Maciek "no pucuj, da się, jeszcze trochę dasz radę, pucuj" zlikwidowali mi 90% otarć (które miałam już od dawna), a na resztki mi zamówili próbkę lakieru i zrobią, że będzie picuś glancuś jak nówka. nie wiem jak to jest, ale jak jestem w odpowiednim nastroju, wszyscy mi sprzyjają i chcą mnie zadowolić.......... aby tak częściej... ale to nic. wróciłam do domu i wypucowałam wszystkie okna teraz mnie boli żołądek i biodro, biodro bardziej. nie mogę się dodzwonić do tej kliniki, gdzie mają mi zrobić to badanie gęstości kości... nikt nie odbiera od 2 dni. jutro natomiast inne badania, krew i usg. -- 22 mar 2011, 19:16 -- _asia_, Asiu, smutno mi to słyszeć. Przesyłam Ci trochę swojej pozytywnej energii, dziś mi jej nie brakuje, więc chętnie się podzielę.
-
Jestem, wróciłam i nawet mam na twarzy Od początku. Budzę się rano spocona, roztrzęsiona, w lęku, żołądek wariuje..... Myślę "nieeeeeeeeeee, nie jadę, po co ja mam tam jechać, nieeeeeeeeeeeee". Przyszedł kot, potuliłam się, zadzwoniłam do kumpeli, że się po nią spóźnię. Miałyśmy 3 godzinny zapas czasu przeznaczony dla bezpieczenstwa, więc wyjazd o 10 zamiast o 9 niewiele zmienił. Poszedł xanax, prysznic, caffe late, no i jadę.... Nie, zanim wyjadę jeszcze kilka telefonów służbowych. Dobra, jedziemy. Słuchamy Linkin Park na cały głos, zasuwam 190 autostradą. Jest ok. Dojeżdżamy..., jesteśmy na ulicy Babińskiego, przegapiłyśmy szpital, zawracamy, ok, wjeżdżamy przez bramę. (brzmi jak dreszczowiec hahha). Szpital Babińskiego to takie małe miasteczko. Takie kamieniczki porozsypywane w środku parku. Pięknie będzie jak drzewa zakwitną, już widać pąki. Trzeba się naspacerować, żeby dojść do 7F. W środku już mniej mi się podoba, no ale nie spodziewałam się Hiltona, a i tak jest ładniej niż w naszych Szopienicach. Świetlica, jakaś grupa siedzi przy stolikach i ktoś mnie woła czy ja na rozmowę, a ja że tak. Jakaś pacjentka mówi mi rozradowana, które to drzwi. Wchodzę, a tam: wysoka chuda tyczka robi sobie tosta, jakiś zblazowany pan siedzi na kanapie z laptopem i na innej kanapie jakaś młoda kobieta z papierami. Wszyscy łypią na mnie mało przyjaźnie, jak na ufoluda. Mówię po co przyszłam i tyczka mówi, że mam zaczekać. Czekam. Nerw, już ich nienawidzę, chcę uciec. Zabiera mnie pielęgniara i spisuje mnie oraz bierze papiery, które ma dać lekarzowi, który mnie zawoła. Czekam. Nerw. Nagle tyczka mnie woła, idę, a z nami idzie jeszcze jakieś nieme dziewczę, które podczas rozmowy nie będzie się w ogóle odzywać. Rozmowa z tyczką toczy się nie tyle przyjaźnie, lecz konkretnie. Najbardziej treściwa rozmowa w moim życiu z psychiatrą. W 40 minut wszystko zostało powiedziane. Niczego nie ukryłam. Co do leków to będę z nich schodzić tam pod kontrolą lekarza. Jedyny warunek - sama muszę odstawić stilnox, bo tam go nie dostanę. To dla mnie straszne, ale i dobre. Przecież o to chodzi. Stilnox uzależnia, to jasne jak słońce. Mówię, że będę odstawiać. Następna rozmowa 5 kwietnia. Posiedziałyśmy potem w parku z koleżanką, paląc fajurki i obserwując pana, który chodził, pluł i prychał. W "miasteczku" jest nawet kościół i sklep "żabunia"... Przez moment miałam ochotę tam zostać.
-
przepraszam za moją impulsywną reakcję. wydaje mi się, że 7F to nie jest typowy szpital - przechowalnia osób na granicy samobójstwa. wręcz przeciwnie. tam musisz się wykazać sporą motywacją, aby się dostać, bo to miejsce, gdzie pracujesz, pracujesz i jeszcze raz pracujesz. nie przez przypadek leczenie trwa pół roku. pół roku intensywnej terapii nastawionej na takie osoby jak ja. musisz być zmotywowana, zobowiązać się do wstrzemięźliwości, do zaprzestania samookaleczania i przede wszystkim, nastawieni są na terapię bez leków. koniec z farmakoterapią! jakie to piękne! więc to nie jest tak, że musi być aż tak źle - musi być na tyle dobrze, aby chcieć się leczyć i ciężko pracować nad sobą. nie wiem, czy mam na to siłę, ale nie mam nic do stracenia. jadę, zobaczę jak tam jest, taka rozmowa to będzie kolejne doświadczenie. nie mam nic do stracenia. -- 21 mar 2011, 23:37 -- terapia gestalt, na którą uczęszczam, tez podobno ma dobre wyniki w przypadku bpd. lecz powszechnie wiadomo, że u nas terapia bywa długotrwała, trudna i często nieskuteczna. intensywna, codzienna, może być skuteczniejsza niż godzinna raz w tygodniu. ja już w swojej straciłam zapał. ona mi się rozmywa... u mnie przez tydzień tyle się dzieje w uczuciach. przychodzę na sesję a terapeutka pyta "co czuję". no ok.... a co z tym, co czułam przez wszystkie pozostałe dni tygodnia... tego tyle jest, że ciężko to potem zebrać w 50 minut.
-
nie mam już siły.
-
mam już dwie próby za sobą. kolejną planowałam na 13 marca, ale udało mi się powstrzymać. dzięki W. tak, mam bardzo silne myśli o śmierci. ale przecież to nie tylko o to chodzi. chodzi o to aby się pozbyć chorego myślenia i cierpienia. nie tak ma wyglądać życie. leki nie pomagają, terapia słabo... zresztą, nie będę przecież udowadniać, że aż tak ze mną źle, że za 5 minut się zabije.
-
starość, ale jaka...... klasyka..... pozwolę sobie wrzucić.. [videoyoutube=1V4AscLidWg][/videoyoutube]
-
ale to jest podobno najlepszy oddział leczenia zaburzeń osobowości..... inaczej ja to widzę tak - kolejne lata brania leków, mimo to jazdy co jakiś czas, zatruwanie się nadużywaniem leków, okaleczanie się przy każdym wybuchu histerii, aż przez przypadek lub celowo zrobię sobie krzywdę na amen. szczerze - jak mam żyć tak kolejny rok - to ja odpuszczam. pisałam w innym temacie. poczytałam sobie moją historię choroby od psychiatry. 2 lata opisanych wizyt co do jednej. i pomyślałam sobie - to straszne. teraz kompletnie zgłupiałam, troszkę straciłam grunt. po ch.uja ja to robię jak i tak mi nic nie pomoże. fuck.
-
ciekawe co takiego, tygrysie
-
Agnieszko, nie wiem, jak odpowiedzieć na to pytanie................. Ja od długiego czasu czuję się źle (ha, żeby nie powiedzieć od kilkunastu lat, ale teraz utrudnia mi to funkcjonowanie), nie panuję nad emocjami, okaleczam się, robię sobie krzywdę na wiele możliwych sposobów, każdy dzień jest trudny do zniesienia, noc jest jednym wielkim lękiem, świat jest wstrętny, jestem agresywna, nie lubię ludzi, mam myśli samobójcze, szarpię się ze sobą 24/7, o somatyzacjach nie do wytrzymania nie wspomnę.... Piszę o tym na co dzień na forum... Czy to jest normalne życie i nie powinnam szukać dla siebie pomocy? btw. mam skierowanie od psychiatry...., zaleca mi to terapeutka..... nie wiem, czy chcę.
-
wiola173, za wcześnie na takie sprawdziany. Nawet nie jesteśmy oficjalnie razem. Nieoficjalnie chyba też nie...
-
I tak siedząc w wannie doszłam do wniosku, że wcale nie wiem, czy chcę iść do tego 7F. Pół roku? Jak ja to powiem W.? Że na pół roku jadę do psychiatryka? On nie wie o moich z.o. To na pewno będzie za dużo dla niego jak na początek. Gdybym wiedziała, że on mnie nie kocha/nie pokocha..., poszłabym, a tak... wielkie ryzyko.... Tak tak... wiem, ryzykować zdrowie dla faceta? Tylko dlaczego mam wrażenie, że on byłby dla mnie zdrowszy niż otoczenie ludzi z z.o.?