-
Postów
12 850 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Korba
-
NIC DODAĆ, NIC UJĄĆ.... nie....
-
moja terapeutka zaproponowała jej sesję, ale jak się domyślacie odmówiła. generalnie, że nie zgadza się z diagnozą, że każdy ma zaburzenia i że co to ma teraz oznaczać - że jestem chora psychicznie? nie jestem nawet w stanie powtórzyć tej wymiany zdań, ale wiem, że to było straszne. trzymałam diagnozę w rękach, świeżutką, a ona wrzeszczała. Kochają, ale one przecież nie wiedzą, że ja mam problemy. Ja tego przecież przy nich nie pokazuję. Ona nie jest złym człowiekiem. Została też bardzo skrzywdzona przez mamę i myśl, że ze mną mogą być problemy ją przerasta. Poza tym ona jest człowiekiem twardo stojącym na ziemi, ona niewiele rozumie z moich stanów, przerastają ją. Złości się, że nie jestem normalna. Złości się, że cała nasza rodzina nie jest normalna. Ale kocham ją i wiem, że kocha mnie. Nie mogę jej olać, bo nikt mi nie zostanie. Poza tym za nic w świecie nie chcę stracić kontaktu z dziećmi. Kocham je jak własne. Tak, to na pewno jest pośrednim problemem. Ona mieszka na wsi, jej mąż ma wielką rodzinę, która uwielbia plotkować. Pewnie i tak myślą o mnie, że jestem dziwakiem. Staram się właśnie. Już się przyzwyczaiłam, że jej nie mówię o moich stanach i przestaje tego potrzebować. A jak na mnie o coś wrzeszczy, to jej odpowiadam, że mam swoje problemy, o których ona nie chce rozmawiać, więc nie powinna się czepiać. Ona nie jest zawsze taka. Nie umie dawać wsparcia emocjonalnego, matka nam nie dawała i dlatego jesteśmy wobec siebie bardzo oschłe.
-
przesyłam też do Natusi, ale trochę dla siebie zostawiam
-
_asia_, Asiu, u mnie same chmury, prześlę Ci trochę
-
malibu, niestety mam tylko siostrę, której się boję i która zawsze miała na mnie wielki wpływ. nasz kontakt jest chory, to jedyna osoba na świecie, której się boję i panicznie też się boję, że ją stracę, że mnie odtrąci. poza tym pozostaje kwestia jej dzieci, które nie są na tyle dojrzałe by zrozumieć, że ciotka, którą tak kochają, jest psychiczna.
-
moja rodzina nie akceptuje mojej choroby, nawet moich licznych nieobecności w pracy, wg nich (mojej siostry przesadzam). za diagnozę przedstawioną jej na papierze dostałam zjebkę. temat bordera i spraw psychicznych jest tematem tabu. nie rozmawiamy o tym. ona nawet nie wie, że jeździłam na konsultacje do Krakowa. myśl o przeprowadzeniu z nią rozmowy o zniknięciu na pół roku mnie przeraża do głębi. na samą myśl mam odruch wymiotny.
-
[videoyoutube=nklvuocGCAQ][/videoyoutube]
-
dobra, dziś moja wiara w miłość jest mniejsza heh. ale nadal wierzę, że istnieje.
-
zgadzam się. ja mam poważne dziury w mózgu, wiele zapominam, załatwiam sprawy po 2 razy w pracy, bo zapominam, że coś już zrobiłam, czasem ktoś coś do mnie mówi na temat niedawnego wydarzenia, a ja mam pustostan w głowie, nic nie pamiętam. mam spowolnione myślenie. ja brałam w życiu sporo antydepresantów (leczę się kilkanaście lat z przerwami), ale to nie jedyne leki, które zażywam. A niektórych zdarzyło mi się nadużywać. nie wierzę, że to nie pozostawia śladów na umyśle. trudne pytanie. nie wiem sama, co wtedy myślałam. po prostu pojechałam i myślałam "zobaczymy co będzie". im bliżej końca konsultacji, tym większych sensacji psychicznych i somatycznych doświadczałam. dlatego teraz 7F jawi mi się jako coś potwornego. Więc też jeszcze nie zdecydowałaś? pracę, rodzinę, samą siebie... milion rzeczy. przerasta mnie. pierwszy raz w życiu mam problem z podjęciem ważnej decyzji, zawsze polegałam na intuicji, ale też rozsądku i nigdy mnie to nie zwiodło. teraz nie potrafię jasno wyrazić swoich obaw, za i przeciw, nie potrafię zdecydować.
-
[videoyoutube=Vsx7G-pTrPM][/videoyoutube]
-
naranja, czasem chcę coś napisać, ale w głowie pustka. Nic. Czuję coś, ale nie umiem tego napisać. Piszę na forum i na blogu, ale to są niezdarne jęki, nie mającego nic wspólnego z tym, jak pisałam kiedyś. Sądzę też, że leki robią dziury w mózgu i spowalniają myślenie... -- 08 cze 2011, 08:48 -- nie zdecydowałam jeszcze kiedy i czy w ogóle pójdę...... ostatnio znowu chodzi mi po głowie oddział dzienny.
-
naranja, ja zmarnowałam pisanie. byłam już na świetniej drodze do sukcesu, kilka odniosłam. Masz całkowitą rację, depra robi swoje..., no bo jak w silnej depresji, spowolnionym myśleniu mieć lotność i wenę..., o błyskotliwości już nie wspomnę... Zgadza się. Nie ma siły wydobywać potencjału, ale też boję się czasem, że go tracę, że go już tam nie ma. Również boję się, że leki spowodowały nieodwracalnie zniszczenia.
-
Natusia, dziękuję. Mam jednak wrażenie, że tylko na forum ludzie tak mnie widzą. Ale to podnosi na duchu :*
-
ja wszystkie swoje szansę, swój potencjał i talenty zmarnowałam. teraz już mózg nie ten. w porównaniu z sobą sprzed kilku lat, jestem półgłówkiem.
-
o fuck, to co ja mam powiedzieć, takie próchno
-
paradoksy, było fajniej i znowu jest nie za fajnie. pisałam trochę o tym, co mnie uradowało ostatnio. a jak go to szczegóły na priv. na razie zmuliłam się zomirenem i przeciwbólami na stawy, teraz kawa i comedy central. pieprzę, dzisiaj nic nie robię. już mam dość Basiu tego stanu zawieszenia. nie zasługuję na to.
-
Ka_Po, ja myślę o takim dziennym nastawionym na terapię.
-
ZaP, dzięki :* Tak mam plan.
-
zamulona lekami jem owsiankę i piję zieloną herbę.
-
Kasiu, muszę się trochę porozczulać na sobą. Nikt inny tego nie zrobi. Nie jestem w stanie ciągle udawać, że jest cool.
-
powinnam iść na coś takiego. cholibka. ale nie mam na tyle jaj...
-
Ka_Po, fajnie, będzie Wam raźniej
-
Ka_Po, dzisiaj jest kanał. Mogę się tylko znieczulać