Skocz do zawartości
Nerwica.com

kris1966

Użytkownik
  • Postów

    195
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez kris1966

  1. Kiedyś miałem taką sytuację w pracy,ktoś z zewnątrz włamał się do pomieszczenia pewnej sprzątaczki i ukradł jej portfel.Ja od razu-napięcie,lęk w oczach:"Na pewno mnie o to posądzą!".Zaczęto gadać o mnie za plecami i musiałem podejść do tej osoby i powiedzieć:"Wie pani,ja mam takie obsesje,że mnie ktoś posądzi...".Jest w tym na pewno chęć zwrócenia na siebie uwagi.W dzieciństwie zwracano na mnie uwagę dopiero(i to w sposób negatywny)wtedy,kiedy robiłem w domu zadymę. Przez całe życie,znajdując się wśród ludzi,boję się nagłego agresywnego ataku ze strony kogoś i chęci upokorzenia mnie.
  2. Rzeczywiście,Ty myśl o tym,jak się z tego wyplątać,bo to jedna z części składowych Twojego problemu.Nigdy o tym specjalnie nie myślałem,ale modelka,to takie mięso armatnie w tym całym targowisku próżności. Nawet uroda,wartość tak dziś ceniona,może być w tym wypadku przekleństwem.
  3. Nie znalazłem jeszcze takiego tematu,a to mój największy problem. Zacznę od tego że moje pierwsze problemy nerwicowe zaczęły się od takiej historii.Stałem z kimś,rozmawiałem i nagle zaczynałem być strasznie zmieszany,dosłownie burza uczuć,bo tknęła mnie myśl,że mój rozmówca może mi nie wierzyć i to zmieszanie powodowało,że już byłem tego pewien:"Zobaczył moje zmieszanie,to pewnie myśli że kłamię i tak się tego wstydzę!" I już spirala się nakręcała. Miałem kolegę na terapii,który w markecie zachowywał się w sztucznie,w wymuszony sposób,bo bał się że teraz ktoś go posądzi,że kradnie. U mnie to poszło w bardzo nieprzyjemnym kierunku.Po wielu latach miałem natręctwa seksualne,że ktoś mnie posądzi,że jestem pedałem,pedofilem.Pamiętam jak to się zaczęło:Poszła w radio wiadomość,że w moim mieście zaginęła(czy porwano) jakaś mała dziewczynka.Po paru dniach okazało się,że poszła z kimś z krewnych do innego domu.Ale co ja przeżyłem przez te dni! Chodziłem strasznie napięty sądząc,że jak ludzie to zobaczą,to pomyślą,że ja to zrobiłem,to znaczy porwałem to dziecko.I rzeczywiście to tak działało!Ludzie w dzielnicy zaczęli mi się przyglądać.To był horror,dodam,że byłem wtedy całkowicie sam. Potem,jak już byłem na lekach,to idąc ulicą,patrzyłem im po prostu spokojnie w oczy,i wszystko minęło. Potem,po latach,jak już odstawiłem leki,zostało mi tyle,taki przykład: Kąpię dzieciaka we wspólnej umywalni,na jakimś wyjeżdzie,nagle wchodzi jakiś facet...i ja od razu-napięcie.Facet widzi: nagie dziecko i ten gość,co je myje,jakiś taki strasznie napięty...To co on mógł pomyśleć,"Ohoho,bratku...itd. Teraz mam tak:odwożę syna autobusem do przedszkola i zaczynam się bać mojego jakiegoś wymuszonego zachowania,słowa,gestu w jego stronę,by nie zwrócić uwagi-i wtedy właśnie niestety,zwracam.Jakaś pani obok zaczyna znacząco chrząkać. Nie to wszystko jest jakieś komiczne! Stoję spokojnie,aby odczekać atak.Lęku,upokorzenia,poczucia potępienia,odrzucenia...Jestem przekonany,że wszyscy się na mnie gapią i osądzają,czują wrogość,ale to moje shizy. Mniej więcej wiem,co we mnie jest odpowiedzialne za takie natręctwa,ale ciekaw jestem waszego spojrzenia. I mam nadzieję,że nikomu ta historia nie zaszkodzi :)
  4. Kupiłem sobie bardzo dobrą rzecz w walce z sobą,z nałogiem uzależniania się od ludzi i innymi.Jest to płyta MP3 tytuł: 12 KROKÓW DO WOLNOŚCI-(nie)tylko dla chrześcijan,Popow/Racięcki/Porzeziński. Opis jest taki: "Program 12 KROKÓW to wyboista droga do wolności poprzez poznanie,zaakceptowanie i pokochanie siebie samego.Setki tysięcy ludzi na całym świecie idąc tą drogą odzyskało życie." Na razie tego słucham.
  5. Femme Fatal,piszesz,że jesteś zwolenniczką zrozumienia istoty problemu i słusznie.Ale to tylko część prawdy.Ilu jest ludzi siedzących całe życie na kanapce u terapeuty,zajętych rozdzielaniem włosa na czworo i co z tego mają? G... Żeby auto jechało nie wystarczy zrozumieć zasady działania silnika,gażnika,świecy itd.Potrzeba jeszcze czegoś,PALIWA. Mnie zajęło około 20 lat zrozumienie,że sama psychologia to pułapka.A też mam doświadczenia podobne do Twoich-doświadczyłem obojętności od ojca,złego dotyku od matki,odrzucenia,choć u chłopaka inaczej to wygląda.Też się kręciły koło mnie jakieś luje i pedały,widząc samotnego liczyli na łatwy kąsek.Jakieś panie np. jak robiłem pewną fuchę w ich mieszkaniu,również.Mam za sobą 25 lat nałogowej masturbacji. A dziś? Patrzę na te cztery moje kochane dziecięce buziaczki i nie mogę w to czasem uwierzyć. Uśmiechnąłem się,gdy zobaczyłem Twoje zdanie:"Boże,już nie wiem co mam zrobić",właśnie tak!,właśnie tak wołaj! "Boże,jeśli jesteś..." A z tą Matką Boską to nie tak,wykrzywiony obraz,to przecież kobieta,która zgodziła się mieć brzuch w czasach,gdy była za to jedna kara-ukamienowanie.Zresztą dziś badacze doszli do tego,że wśród krewnych Jezusa były kobiety-prostytutki. Piszesz,że czujesz się jak szambo,-"Wydobył mnie z dołu zagłady i z kałuży błota..."-to Psalm 40,ja tego również doświadczyłem. Ile lat stracisz na szukanie w psychologii...,a może tak ma być... Ty musisz przebaczyć.Przebaczyć przede wszystkim sobie,ojcu,dziadkowi... Co daje tą moc?Krzyż Jezusa,który umarł za mnie,za Ciebie i za nich dwóch,ofiarę za nasze grzechy,z wielkiej miłości do Ciebie,do mnie. Może to teraz jest jakiś kosmos dla Ciebie,a może nie,może coś zostanie.A ja jestem ostatni do nawracania innych,sam go potrzebuję.
  6. Prawdziwy przyjaciel może co najwyżej dyskretnie towarzyszyć,a przebywanie z nim powinno być radością.Powinien pomagać w rozwoju i nie krępować człowieka.Napisałeś mało o nim,Syrfir,ale mnie się jawi obraz jakiegoś pieprzonego manipulanta,karmiącego się Twoją słabością i zazdrosnego,tak,po prostu zazdrosnego o Twoje inne kontakty i znajomości. Gdy mnie znowu dopadnie ta plaga uzależniania się od innego człowieka,to bardzo pomagają mi psalmy,są w nich takie m.in słowa:"Nie pokładajcie ufności w człowieku,gdy czas jego przeminie znów w proch się obraca i przepadają jego zamiary..." Myślę,że lepiej być nawet niepewnym i zalęknionym,ale nie uzależnionym.
  7. Podejrzewam,że ten koleś też ma problemy z sobą i wykorzystuje Twoją słabość.Potrzebuje Ciebie by udawać autorytet i silniejszą osobowość. Straciłeś ojca w tym okresie,kiedy chłopiec go najbardziej potrzebuje.Są specjalne formy terapii np dla kobiet które straciły dziecko lub z syndromem poaborcyjnym.O co mi chodzi:może mógłbyś jakoś wskrzesić obecność ojca w swoim życiu,poczuć go znowu blisko,dzielić się z nim swymi problemami,pisać do niego listy. Człowiek wierzący może ponadto pytać Ojca w niebie,jaki jest sens tego zranienia związanego z utratą ojca.Poza tym polecam ci bardzo książkę Johna Eldredge'a "Dzikie serce-tęsknoty męskiej duszy". Ja też byłem przez wiele lat(i nadal jeszcze jestem) uzależniony od takich "przyjaciół".
  8. Ja bym zostawił raczej te układy w szkole,a przyjrzał się raczej relacjom w rodzinie.Z tego co piszesz widzę,że czujesz się raczej dość słaba i wyobcowana w środowisku rówieśników,nie umiesz zachować się asertywnie. Nie wiem,czy życzysz sobie by drążyć ten delikatny temat.Ja właśnie pochodzę z takiej "lepszej" rodziny,ze wszystkimi tego tragicznymi konsekwencjami.I ona była rzeczywiście tak jakby sekta,dziś mogę to powiedzieć. Ale widzę,że raczej ludzie tu milkną,kiedy dotyka się tematu "rodzina".
  9. Ja właśnie niedawno odkryłem coś bardzo pomocnego w uwalnianiu lęku.Czytałem na "Kroki do wolności" historię jakiegoś chirurga,któremu podczas operacji zaczynały trząść się ręce i był załamany(utrata pracy,tyle lat studiów).Psycholog doradził mu,żeby właśnie chciał,żeby trzęsły mu się ręce,nie zakazywał sobie tego. Nie będę opisywał dokładnie mojego przypadku,ale ostatnio miałem właśnie silne napięcia i stresy i zastosowałem metodę z przypadku tego chirurga,i to działa! Właśnie odwrotnie niż dotąd(próby tłumienia i ucieczki od tych uczuć) mówiłem do siebie przekonywająco:"A właśnie będę się bał!Chcę się bać!Właśnie będę się czuł odrzucony!Potępiony itd..." Widzę,że trzeba bezwzględnie wyjść naprzeciw temu,czego się boimy. Aha,i jeszcze jedno,przy pierwszym podejściu do takiego zmierzenia się ze swoim problemem lęku,namacalnie poczułem,jak nazywa się ten potwór,który mnie od wewnątrz tak gnębi.To Ojco-matko-brato-brat,tak go sobie nazwałem(bo dwóch braci mam).Poczułem,że od razu chcę mu odrąbać ten wstrętny łeb,ale on ma chyba więcej głów(chyba bajki będę pisać ). A jak jeżdziłem autem,to modliłem się "Pod Twoją obronę",żeby właśnie wywołać lęk,i wzmocnić koncentrację,bo to modlitwa trwogi.
  10. Sorry,ale poprzednio mało napisałaś o sobie,więc zaproponowałem rozmowę z egzorcystą,zwykłą konsultację jak u lekarza,żeby po po prostu wykluczyć taką ewentualność dla świętego spokoju.Nie sugerowałem opętania,znam kogoś kto był na takiej rozmowie u egzorcysty,to w końcu nic takiego. Ale z tego co teraz piszesz to wygląda na silne natręctwa i koniec. A na opętanie chyba niekoniecznie samemu trzeba się zgodzić,czy Annieliese Michel się zgodziła? Wystarczy że jakiś przodek czy ktoś z rodziny zawarł pakt z diabłem lub uprawiał jakieś mroczne praktyki.
  11. Ja nie tyle ich straciłem,co sam opuściłem.Kiedy dotarło do mnie,że matce zostało niewiele życia,straciłem jakby tarczę ochronną.Grunt zaczął palić mi się pod nogami i wolałem zostawić ich pierwszy,niż narazić się na odrzucenie.Teraz po wielu latach paru z nich mówiło mi,że to było dla nich dziwne,że tak zniknąłem,jakbym się zapadł pod ziemię. Przystosowałem się do nowej sytuacji dzięki książce Anthony deMello "Przebudzenie"-to miało być poszukiwanie samego siebie,tego prawdziwego,przez samotność.Potrafiłem jechać latem do takiego szałasu wysoko w górach i spędzać tam samotnie 2-3 tygodnie.Nie przyniosło to efektu,bo były to moje własne starania,według mojego pomysłu,nerwica się pogłębiała.Nie było w tym Boga,pytania go o jego wolę(nadal mam z tym problem). Ale dzisiaj widzę,że to było dobre,ta strata przyjaciół.Nerwica ogałaca człowieka,nieraz z wszystkiego,ale jest w tym Boży plan.Jak runie ta pycha człowieka i wszystkie jego tu ziemskie zabezpieczenia,to jest szansa,że w końcu zacznie wołać,i Bo go usłyszy.Nie zostawi go. Teraz znowu,po latach,mam kalendarzyk pełen numerów telefonów,znów jestem wśród ludzi,ale już trochę inaczej. Może to komuś,kto teraz się czuje samotny i opuszczony,doda trochę nadziei i otuchy. [Dodane po edycji:] Może ktoś jeszcze opisze swoje doświadczenie samotności w nerwicy i jak sobie z tym radzi.
  12. RafQ,z modlitwą(i z wszystkim) to jak z nożem:możesz nim pokroić chleb a możesz też wbić komuś(sobie) w brzuch. Najważniejsze jest to,by zgiąć wreszcie te cholerne kolana.
  13. Cos nie chce ruszyć ten temat.A dla mnie jest to temat bardzo frapujący,bo to jest temat:"Zdrada przyjaciela". Może ten wątek powinien mieć nazwę:Zdrada przyjaciela i skutki dla nerwicy. Mnie przez wiele lat dręczył taki epizod i śnił się po nocach.
  14. Myślę że w przypadku natręctw religijnych warto by zacząć też tak jakby od drugiego końca-wyprostowania obrazu Boga w swej głowie.Obraz surowego,wymagającego nauczyciela,któremu osoba z natręctwami chce pokazać środkowy palec(może to uproszczenie) zamieniać na obraz kochającego,miłosiernego Ojca,przytulającego grzesznika.Medytacja m.in nad przypowieścią o synu marnotrawnym może tu być wielką pomocą.
  15. "...celowo i chcący..."-może przydałoby się też spotkanie z egzorcystą.
  16. A co ona chciała wtedy tym wyrazić?Myślałaś o tym? Ponazywaj te rzeczy po imieniu jak umiesz.Tak tylko pytam,bo życie to w końcu takie wielkie laboratorium zdarzeń,sytuacji,symboli,uczuć... Nie wolno lekceważyć ani spychać gdzieś mało znaczących ,wydawałoby się,zdarzeń i uczuć.
  17. A może to nie tyle brak zaufania,co forma pastwienia się samego siebie-nad sobą,wyładowywania złości na sobie.Wg. wzorca-rodzic mówi:"Zrób to jeszcze raz,a dobrze!"-Ty to robisz i co uzyskujesz? Poczucie spokoju(Zadowoliłem rodzica,mogę chociaż przez chwile czuć się bezpiecznie) Wywoływanie,nieświadome,na siebie tej presji,jaką kiedyś wywierał rodzic.Dziecko pod jej wpływem czuło może jakieś bezpieczeństwo i poświęcenie mu uwagi.W dorosłym życiu człowiek chce znów doświadczyć bezpieczeństwa i uwagi,i wywołuje tego rodzica w sobie przez natręctwo,by poczuć ulgę. To taka moja teoria.
  18. Zgadzam się z wszystkim.W moim odczuciu fundamentalną sprawą jest tutaj brak poczucia bezpieczeństwa.Druga rzecz do brak odczucia jakiegoś ładu wewnętrznego-poszukiwanie go w tych zachowaniach.Ja staram się zaradzić temu przez wiarę,choć tu czekają człowieka porażki,bo wiadomo,to strasznie delikatna materia.Oczywiście,ładu wewnętrznego nie znajdę,ale może chociaż zgodę na nieład.
  19. Oj,nie licz za bardzo na to aniołku.Ja miałem kiedyś tak,że np.czytałem sobie w domu książkę,o historii mojego miasta,nie wiedząc że nakręcam się jakoś tym.A potem jak walnął mnie lęk to dosłownie wbił mnie w ziemię,byłem jak w malignie,musiałem wczesnym rankiem o 5.00 wiać po prostu z miasta,i błąkać się gdzieś i wąchać kwiatki na łące przez cały dzień,żeby opanować ten rozstrój emocjonalny. A dziś?Wykonuję dość odpowiedzialną pracę,w pewnej dość szacownej instytucji artystycznej w dużym wojewódzkim mieście i jakoś daję radę(z Bożą pomocą)Jakby mi to ktoś w tamtych latach powiedział,że to będę robił,nie uwierzyłbym. Chodzę czasem z sercem w gardle i z duszą na ramieniu.Nerwica uczy pokory.(Po moich wpisach raczej tego nie widać ) Od czasu jak w zdecydowany sposób podziękowałem mojej toksycznej rodzince(ojcu i braciom) za współpracę,cały czas czuję jak się stopniowo podnoszę i jest coraz lepiej.A ta moja rodzinka i sytuacja w niej-bardzo podobne do Twojej. To ks.Piotr Pawlukiewicz powiedział kiedyś,że człowiek ma często w życiu taką ścianę(problem) nie do przeskoczenia.Tak jak uczniowie na WF-ie napierają na ścianę,żeby rozciągać jakieś tam mięśnie-ściana stoi w miejscu,ale człowiek się rozwija.(polecam rekolekcje tego księdza,są na chomiku)
  20. Posłuchaj sobie tego: http://www.youtube.com/watch?v=XaJS7mm6rAQ [Dodane po edycji:] Hej,panno truskawko,jak dodać Ci otuchy... Przeszedłem przez takie doświadczenie jakby śmierci za życia.Wszystko się skończyło,legło w gruzach.Ta codzienna walka,by przeżyć jeszcze jeden dzień,by nie dać się zadeptać.Nie było już o co się starać.Miałem wtedy myśli samobójcze.Ale trochę wbrew sobie wegetowałem dalej.Dziś widzę,że to był moment zwrotny w moim życiu. Słyszałem gdzieś,że duży procent ludzi,którzy dowiedzieli się że mają HIV,nagle odkrywa,że teraz dopiero zaczęli żyć naprawdę,kiedy już dni mają policzone.Cieszą się każdą chwilą. I odwrotnie,wielu samobójców(a może wszyscy),to ludzie którzy nie zaakceptowali swojej śmiertelności,faktu,że kiedyś umrą. Możesz spojrzeć na swój stan dwojako: no tak,choroba,leki,terapia...co zrobić. Albo tak:jesteś silną osobowością,której świat jeszcze nie zrobił całkowitej trepanacji czaszki(mówię o tych wpajanych wartościach) i głos serca silnie się dobija-JAKI JEST SENS ŻYCIA?! O CO TU CHODZI? Czy tylko o zjedzenie takiej i takiej ilości chleba,póżniej starość i śmierć? Może ta depresja to tak jak z autem:Silnik na wysokich obrotach,a hamulce włączone. Ten silnik to ten głos od wewnątrz:"Kochać,kochać kochać!" Tak sobie tylko gdybam. A swoją drogą,masz chyba szczęście,że zadajesz pytania,które inni stawiają dopiero na łożu śmierci,po spędzeniu życia na gonitwie za złudzeniami. A ja i tak Ci zazdroszczę tego życia na wsi.Ach,tak się położyć na łące i posłuchać skowronków!Mieszkam w wielkim śmierdzącym mieście.
  21. Do tej pory myślałem,że tej znerwicowanej formy religijności można nabawić się tylko przez presję rodzinki.Presja społeczna,okazuje się,też wystarczy.Ale z tym jest różnie,jedni to leją,inni,wrażliwsi,przejmują się. [Dodane po edycji:] Ja się tam tymi instytucjami wyższego szczebla,czy to w kościele,czy to w państwie,niewiele przejmuję.To przywilej odrzuconych. Dla mnie to tylko: rozgwieżdżone niebo i trzaskające iskrami ognisko. Często,gdy czuję się odrzucony,wyobcowany,myślę o tych pasterzach siedzących przy takim ognisku tam,dwa tysiące lat temu.To wśród nich narodził się Jezus,do nich przyszedł.Nie do możnych i uczonych,ale właśnie do nich.Pasterze,to była najniższa,najbardziej pogardzana klasa społeczna w Izraelu. Nie myślę o kościele przez pryzmat całego społeczeństwa,myślę jak przeżyć eucharystię,sakrament pokuty,widzę jak mnie to wzmacnia. A co do spowiedzi,dla mnie w niej istotne są tylko te słowa:"Bóg odpuszcza tobie grzechy,idż w pokoju..."A nie mogę ich usłyszeć,jeśli nie wypowiem moich grzechów.
  22. No tak,chyba tylko ludzie z takich właśnie "porządnych katolickich domów" mają taką skłonność do wymądrzania się,pokazywania swego ego.Bo właśnie w takich rodzinach to ja-dziecka się najbardziej tłamsi.Taki już jestem
  23. Ta temperatura dyskusji dowodzi,że temat BÓG jest nieobojętny wielu sercom.Gorzej by było tak:"Bóg? Nie interesuje mnie to,ja się teraz dorabiam,mam wszystko...itd" Nawet taką Dodę ten temat dręczy,no i pójdzie za to do sądu. A co do samych natręctw,żeby być w temacie,to robię tak:Jak np. jadę w autobusie i czytam sobie psalmy(mam je sfotografowane w komórce,ze strony http://www.biblia.wiara.pl) i nagle zaczynają mi latać gołe baby przed oczami,to mówię do siebie: "Moja religijność,pobożność nie jest mną,nie jest moim ja","Ja nie jestem moim modleniem się,to nie ma nic wspólnego ze mną" i pomaga. Bo ciągle szukam niestety jakiejś gratyfikacji,biorę biblię by poczytać i zaraz w duszy:"Ach jaki jestem pobożny..." Trzeba to wyłapywać,obserwować,mieć tą czujność by nie popadać w pychę. A chyba najszczersza modlitwa przychodzi,gdy człowiek jest jakiś skopany,obolały,czuje swoją kruchość,jest w jakiś silnym lęku,bezradności.Wiele razy pomogło.
  24. Ale jedno jest pewne,w każdych warunkach można znależc pogodę ducha,akceptację siebie i swojego życia.Ale to wymaga pracy nad sobą,jakiejś zdolności do autorefleksji i dystansu do różnych spraw. Gdzie jest powiedziane,że tylko w małżeństwie mozna być szczęśliwym?
  25. Ech,różnie to jest,u każdego inaczej.Z tą wrażliwością na drobiazgi to masz rację,jak życie dokopało,człowiek potrafił się tym bardziej cieszyć byle czym. Z tym wychodzeniem to ciężko,gdy za sobą bagaż negatywnych doświadczeń,uraz,poczucia największego skrzywdzenia na świecie,introwertyzm,itd. Ja to np.do tej wspólnoty chodzę bo wierzę,że ci ludzie(bracia)jeszcze mnie w imię Chrystusa jakoś znoszą(i rzeczywiście mają cierpliwość),ale jak miałbym tak wytrzymać w środowisku zwykłych ludzi np. gdzieś w pracy,oj to ciężko.Mam wiele wad.
×