Skocz do zawartości
Nerwica.com

tup_tup

Użytkownik
  • Postów

    91
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez tup_tup

  1. U mnie troszkę inaczej to wygląda, ja chyba wciąż nie mogę uwierzyć, że ten problem, problem który znałam jak dotąd tylko z literatury dotyczy właśnie mnie... [Dodane po edycji:] Co by to nie było, pozbądź się tego szybciutko :)
  2. Z takim podejściem napewno... Wiesz co robiłam przez te 6 lat żeby nie skupiać się na sobie, żeby nie myśleć, nie analizować, żeby ukryć siebie przed sobą samym? Pracowałam jako wolotrariusz w stwowarzyszeniu, które zajmowało się dziećmi z rodzin alkoholików. To było niesamowite lekarstwo. Niestety w końcu miarka się przebrała, już nie umiałam dusić w sobie, wtedy zaczęłam szukać pomocy. Szkoda, że tak późno... Twoje doświadczenia sprawiają, że w wielku kwestiach życia potrafisz zrozumieć więcej niż inny, podziel się tym! Podziel się swoim doświadczeniem i swoim bólem... :)
  3. "Łap szczęście za nogi..." - skąd ja to znam, a ile razy się na tym przejechałam, nawet tutaj... ;( Każdy z Nas stara się jakoś pomagać i radzić i sobie i innym, i każdy z nas ma też te gorsze dni, a wtedy (przynajmniej w moim przypadku) lepiej tutaj (i nigdzie indziej) nie wchodzić, bo wtedy brak odpowiedzi, długie oczekiwanie bądź niewłaściwa odpowiedz mogą mieć nieodpowiednie skutki. Czekając spróbuj pomyśleć, że może ktoś właśnie teraz potrzebuje Twojego wsparcia, przejdź się po innych topikach... nieidealna życie nie jest łatwe, a z problemami jeszcze trudniejsze, ale po to są takie instytucje jak psychiatra/psycholog/psychoterapeuta by nam to życie ułatwiać. Nie czekaj dłużej, bo pogłębiasz się tylko niepotrzebnie w problemie. Sama siebie w bólu nakręcasz... Znam to z doświadczenia i wiem jak to może boleć. Ja zbierałam się 6lat, teraz wiem, że straciłam co najmniej 6 lat "normalnego" życia... Może gdybym ruszyła wcześniej, dziś byłoby wiele łatwiej. Pozdrawiam i życzę spokojnej nocy, a jutro owocnego dnia...
  4. Nie wiem gdzie to przeczytałaś, ale to bzdura! Droga do wolności jest bardzo długa i trudna, ale możliwe jest wyzbycie się tego pasqdztwa! Proponuję lekturę "Uratuj mnie" - Rachel Reiland, a uwierzysz w niemożliwe... :) Słońce, kto i gdzie Cie zignorował? Jak śmiał?! Nie martw się ja też się bardzo często tak czuję, niemal nieustannie, potrzebuję stałej uwagi, ale gdy wołam po raz któryś i dalej spotykam się z ciszą myślę sobie, że dla nich to po prostu za trudne, nie rozumieją i boją się zabierać głos... Jakoś sobie z tym poradzimy, jestem z Tobą :)
  5. Ja bym to raczej potraktowała jako kontinuum, z prostej przyczyny: pierwsze rozpoznanie wskazuje CHAD. Ale jakie to ma znaczenie? Przecież nie stawiamy diagnozy. Naszym zadaniem wynikającym z postu jest pomoc we wskazaniu właściwego działania. A dalej to już specjalista zajmie się diagnozą i leczeniem :) A swoją drogą, każdy specjalista bazuje na tym co już ma, dlatego wydaje mi się że zupełnie niewtajemniczona osoba powinna kolegę zbadać.
  6. Czy wiadomo coś komuś na temat tych preparatów: Convulex 500mg Ketipinor 25mg Jak narazie kiepsko się po trym czuję...
  7. Hm... lepiej? One są jakieś ogłupiające, usypiające? Może to tylko początkowa reakcja, ale jak narazie czuję się po nich bardzo źle i muszę je odsypiać, i wzmagają mój apetyt (co mnie baardzo niepokoi), a po jedzieniu mnie mdli. Myślałaś kiedyś o nauczaniu indywidualnym? Skoro uczenia wywołuje tak negatywne emocje, może warto ograniczyć przebywanie w tym miejscu. Uwierz mi na słowo, że nauczyciele i wykładowcy patrzą zupełnie inaczej, gdy mają kogoś indywidualnie. Patrzą bardziej przyjaźnie. Może warto spróbować?
  8. Nie do końca się z Tobą zgodzę, powiedziałabym raczej, że nie nie występują, ale zdarzają się bardzo rzadko, ale jednak. I są dużo "delikatniejsze", nie stanowią istoty problemu. A w tym przypadku - moim skromnym zdaniem - mogą być efektem braku postępów w procesie leczenia. Wiele chorób i zaburzeń, w tym CHAD, ma to do siebie, że się rozwija i pogłębia. Dając przeto nowe. Co do działań, podpisałabym się pod caliczeczką i poszłabym do innego specjalisty z "czystą kartą", a nawet bez ujawniania mu samej diagnozy. Niech pomyśli, niech wysili główkę :) Zauważyłam, że lekarze mają to do siebie, że gdy dostaną już jakąś przypuszczalną diagnozę, bardzo się jej trzymają i widzą tylko te objawy, które do tej właśnie diagnozy pasują, reszta znika w cieniu. heh..., zaczynam tracić sens, w tym co piszę i myślę. Przestaję sama siebie znów rozumieć...
  9. Piszesz, bo masz nadzieję, że ktoś Cię usłyszy, zauważy, zrozumie. To przykre, ale często zatopieni we własne problemy, nawet nie zdajemy sobie sprawy jak bardzo ludzie są nam potrzebni. Ja często piszę i uciekam, uciekam dlatego, że boję się reakcji, a najbardziej boję się "olania", niezauważenia, zignorowania. Może to głupio zabrzmi, ale aż 6 lat zbierałam się, aby pójść do secjalisty, aby zasięgnąć właściwej porady. Owszem wcześniej też próbowałam, ale próbowałam szukać jej u zwykłych, zdrowych ludzi, którzy w większości przypadków nie mieli pojęcia o co chodzi. Ktoś tutaj na forum ma taki ładny cytat w profilu "nie musisz być wariatem, aby z nami rozmawiać, ale miałbyś dużo łatwiej" (zdaje się Majster). I to niestety szalona prawda. Dlatego nie broń się dziewczyno rękoma i nogami bo to Ci nie pomoże, pomyśl:"a co mi szkodzi spróbować". Tym bardziej, że radzą Ci to ludzie, którzy rozumieją Twój problem o wiele, wiele lepiej niż innym. Ktoś próbuje pokazać Ci właściwą ścieżkę, więc nie odrzucaj jej..., bo szczerze Ci mówię, będziesz tego żałowała. Pisz jak się czujesz, pisz co postanowiłaś, zrobiłaś. Ale nie rozdzielaj sama swoich myśli i zachowań na części pierwsze, bo może się to okazać za trudne bez fachowej pomocy. Małymi kroczkami, ale do celu. Pozdrawiam i życzę powodzenia. PS. Linka... w moich oczach wywarłaś wrażenie osoby, hm... I przyznaję się, że boję się czytać, a co dopiero rozmawiać :)
  10. Troszkę za trudny wątek dla mnie, bo jeszcze sama sobie z tymi problemami nie poradziłam. Ale powiem jedno -nieidealna-, zbieraj się do kupy i rób coś z tym, bo później może być za późno. Później, będziesz cierpieć tak ja ja..., a nawet najgorszemu wrogowi tego nie życzę! Tyle, że dla mnie nikt w pore nie powiedział co mam robić, gorzej, kazali mi po prostu "wziąć się w garść", a to nie pomogło, to zaszkodziło, bo nie ze wszystkim człowiek sam sobie może poradzić... PS.Linka... jestem pod wrażeniem Twoich słów, jak dotąd czytałam Cię tylko na czacie, a tam... heh :) Słowa mądre i w mojej głowie zapewne zostaną, dziękuję :)
  11. Dziękuję... Może to głupie, ale Wasze słowa dziś pomogły mi się troszkę zmobilizować, ubrałam się i poszłam do Pani Doktor, nie mam daleko, to wymaga tylko spaceru... Co prawda nie dało się z Nią dziś porozmawiać bo jest chora, ale przypisała mi nowe leki. Co prawda mam co do tego mieszanie uczucia, wciąż wydaje mi się, że nie chcę brać leków, ale może to jedyne wyjście, może to mi pomoże, przynajmniej narazie... Może nawet uda mi się wkońcu spakować i pojechać do tej Warszawy...
  12. Piszę, a przynajmnmiej się staram, ale chyba bardzo niewyraźnie skoro nawet tutaj nikt nie jest w stanie tego zrozumieć i często moje słowa pozostają bez odpowiedzi... To przykre, gdy wydaje ci się, że to jedyne miejsce gdzie ktoś mógłby cokolwiek zrozumieć. Czasem Was czytam i mam wrażenie, że opisujecie mnie, ale ja nie umiem tego ubrać w słowa. Co się dzieje? Naprawdę nie wiem..., to są jakieś nowe stany, nowe uczucia, dotąd mi nie znane. Nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się nie wstać z łóżka cały dzień, cały dzień myśleć, albo i nie myśleć bo nawet nie wiem o czym myślałam. Nigdy wcześniej nie czułam aż tak silnego nie dam rady !, zawsze gdzieś ta resztka siły co we mnie została, kazała mi wstać i iść. Bo tak nauczyłam się żyć... "płacz tylko w ukryciu". A teraz? Boże, nie wiem co jest teraz!!! Terapię mam wyznaczoną dopiero na marzec, to i tak jest bardzo szybko, nie da się wcześniej bo nie stać mnie na terapię prywatną, ale jak do tego marca do żyję, nie wiem Miałam wczoraj jechać do chłopaka, ale jak mam pojechać przez pół Polski skoro do łazienki mi za daleko...? Może, gdyby ktoś potrafił słuchać, słuchać i nie mówić "będzie dobrze", bo w to już nie wierzę, nigdy nie wierzyłam. Ale ten ktoś, komu zaufałam... umył ręce [Dodane po edycji:] Mojemu się wydaje, że człowiek sam może sobie ze wszystkim poradzić..., nie wierzy w psychiatró, psychologów, terapeutów. A tak bardzo potrzebuję Jego wsparcia...
  13. Ze mną coś się dzieje, coś się dzieje niedobrego, ale powtarzam to od kilku lat i nikt nie słyszy. Nie umiem już sama sobie pomóc, nie umiem już prosić o pomoc bo wszyscy są głusi. Czy muszę się zabić, aby dotarło do was, że naprawdę jest coś nie tak ?! Co mogę jeszcze zrobić, aby zostać zauważoną, aby moje problemy zostały zauważone? Jam mam mówić, pisać? Co mam zrobić, aby doprosić się pomocy, zrobiłam już chyba wszystko… ale kogo to wszystko obchodzi? ehh...
  14. Zacznę od końca bo te słowa aż mnie zabolały. Powiadasz, że minęło 8 lat? U mnie minęło 11 i mogłabym się podpisać pod tym co czujesz. To się niestety samo nie uporządkuje. Ja również, jak dotąd zawsze myślałam, że oswoiłam się z tym co się stało (bo nigdy nie byłam pewna czy się pogodziłam), że nauczyłam się żyć z tą stratą, że uporządkowałam sobie życie pod tym względem. Podzieliłam swoje życie na dwie kategorie: przeszłość i teraźniejszość. Przeszłość ukryłam głęboko w sobie, pochowałam w najgłębsze zakamarki swojej duszy i wydawało mi się, że tam jest bezpieczna i dla mnie i dla otoczenia. Mogłam o tym rozmawiać, nie bałam się powiedzieć "moja Mama nie żyje", ale traktowałam to powierzchownie, bez emocji, bez myślenia, jako fakt, coś co się stało i nie odstanie. Nigdy jednak nie zagłębiałam się z nikim w szczegóły, dlaczego, jak to się stało, jaki był powód, itd. Suchy fakt, dla wyjaśnienia sytuacji jeśli to konieczne (wtedy i tylko wtedy). I z takim podejściem przeżyłam spory kawałek swojego życia. Aż zaczęły się problemy... (tu się powstrzymam od opisu, bo to nie jest aż tak istotne dla wątku). Podsumowując chciałabym powiedzieć, że chowanie takich przeżyć gdzieś głęboko w zakamarki wcale nam nie służy. Pozostaje wiele pytań i niejasności, zwłaszcza tych z okresu dzieciństwa, gdzie młody człowiek dopiero się uczy, a potem gdy wkracza w dorosłe życie okazuje się że jest zupełnie inaczej. Wybierz się mimo wszystko na jakąś "lekką" terapię i spróbuj cały problem przedyskutować z terapeutą. Pomoże Ci on wiele rzeczy zrozumieć i poukładać, a wtedy naprawdę bedzie dużo łatwiej. Pozdrawiam i 3maj się!
  15. Jak narazie nie napawa mnie o miłe doświadczenia, wciąż czuję się olana i urwana z choinki...
  16. Byłam jakiś czas temu w ośrodku leczenia nerwic w celu kwalifikacji na jakąś formę terapii. Po tym ile razy zadano mi pytanie czy faktycznie chcę coś ze swoim problemem robić odniosłam wrażenie, że ten pan koniecznie chce się mnie pozbyć. Chodziło właściwie o to, że po kilku tych pytaniach sama nie wiedziałam po co tam poszłam... Koszmarne uczucie...
  17. Oj, ile to razy tego próbowałam. Niczego nie potrafię doprowadzić od początku do końca, diety niestety też nie... Ale ostatnio coś się zmieniło, teraz dla odmiany nic nie jesm i stale czuję się najedzona, a jak się uprę i coś jednak zjem, natychmiast robi mi się niedobrze... (ale to chyba przesilenie ostatnich nastrojów, coś się zmienia, zmienia się na gorsze...)
  18. tup_tup

    Cześć...

    Ledwo pamiętam swoją ospę, wiem tylko, że wtedy cały tydzień oglądałam Myszkę Mickey i mama nie ganiała od tv
  19. Masz rację, przepraszam... Ja już po prostu nie wierzę w przyjaźń. ...
  20. Czasem najlepszym sposobem jest sen, albo tabletka i sen... W żadnym wypadku nie dotykać ludzi, nie próbować z nimi rozmawiać, szczególnie z tymi, którzy są lub twierdzą że są Twoimi przyjaciółmi (bo może to być pierwsza i ostatnia taka rozmowa; przyjaciel jest przyjacielem dopóki nie potrzebujesz jego pomocy, pomocy, która wymaga troszeczkę większego zaangażowania niż samo "będzie dobrze") co więcej - wychodzę z domu i idę/biegnę przed siebie aż do utraty sił - wsiadam w samochód i jadę, gdzie mnie wiatry poniosą (szczególnie uważając na drzewa :) ) - włączam głośną muzykę, leżę, słucham i płaczę, aż się zmęczę - o reszcie lepiej nie wiedzieć pozdrawiam :)
  21. Lepiej późno niż wcale :) i tak Cię podziwiam, ja do dziś dnia tego nie rozumiem. Jak narazie widzę, że ten drugi człowiek potrafi tylko ranić (prędzej czy później...) życzę wytrwałości... :)
  22. tup_tup

    Cześć...

    Zazwyczaj szukamy pomocy wtedy, gdy jest nam źle, albo bardzo źle... Nie oczekuj jednak cudów po tym miejscu, każdy z nas jest inny i te same problemy widzimy inaczej, nie wszystkim to pasuje. Nie zmienia to jednak faktu, iż witamy Cię :)
  23. Mój dzisiejszy dzień... Jakieś takie mam wrażenie, że kiedy chodzę na uczelnię jestem tam kimś zupełnie innym. Tak dobrze naucztyłam się ukrywać siebie, że choćbym nie wiem jak bardzo starała się powiedzieć komuś, że jest mi źle to nie dam rady, nie umiem. A czasem tego pragnę... Nawiązując, byłam dziś na uczelni, pierwszy raz od 4 listopada..., nie jest to miejsce dla mnie... Teraz siedzę nad jakimś zadaniem, które za nic mi nie idzie :/ chyba na dodatek wszyatkiego mam 'fobię uczelnianą', jak ognia boję się tych ludzi...
  24. Myśli samobójcze pojawiają się dość często, choć nauczyłam się trochę nad nimi panować. Wiem jedno, jeśli jeszcze raz odważę się podjąć takiego czynu, będzie on ostatnim... Co mnie powstrzymuje? Jak narazie staram się udowodnić wszystkim w koło, że sobię radzę, że mam siłę, że trwam, że jestem silna... udowadniam im że jednak coś znaczę (choć sama w to nie wierzę) i to mnie trzyma, bo jeszcze nie wszystkim pokazałam. Może to śmieszne, ale... brak mi woli życia, jednak brak mi również odwagi by się z tym życiem pożegnać...
×