Rindpvp, Już bym zakończyła, ale ja jestem typem człowieka, który no niestety...przez swój pedantyzm, perfekcjonizm lubi mieć wszystko zakończone, jasne, jak na dłoni.
Coraz mniej mi ten perfekcjonizm przeszkadza.
I tu jest paradoks z uwagi na fakt, że nauczyłam się, że niestety, choćbym na rzęsach maszerowała, to muszę przyjąć do wiadomości, że są sytuacje, którym trzeba dać czas. Nie wiem czy rozumiesz o co mi chodzi.
Są sprawy, na które nie mamy większego wpływu bo od nas nie zależą. Ja mogę zająć się czym, na co mam wpływ.
Teraz, gdy wiem, ze terapia dobiega końca, uwierz....dostałam takiego napędu i motorku, że wszystko chcę załatwić za jednym zamachem.
A wiem, że tak się nie da.
Doszłam do takiego wniosku, że mogę czuć się jeszcze bezpiecznie przed podejmowaniem trudnych decyzji bo wiem, że jeszcze będzie terapeutka.
Zdaję sobie sprawę też z tego, że ona mi nie powie co zrobić i jaką decyzję podjąć.
Bo to są już tylko i wyłącznie moje decyzje. I tak jest.
Człowiek zawsze ma co robić na terapii, jeśli oczywiście tego chce i zdaje sobie sprawę ze swoich trudności.
Jestem właśnie na takim etapie.
I domena: "Jakoś to będzie, nie będzie źle" od długiego czasu mi towarzyszy.
Są też cięższe dni, ale to u każdego takie są.
Ogólnie na wielki plus.
A czy mi to wystarczy?
Myślę, że to , czego doświadczyłam nie wróci. Ponieważ mam to doświadczenie. I nie jest ono moją trudnością.