Klade sie i staram sie uspokoic... Gleboko oddychac. Powtarzam sobie: to nic takiego, to tylko nerwica... Wdech, wydech, wdech, wydech...
Choc ataki takie ciezkie to miewam sporadycznie. Pierwszy powazny (normowany w szpitalu) mialam w styczniu. Kolejny w marcu... Kolejny calkiem niedawno. Ale te dwa ostatnie nie byly normowane w szpitalu. Bylam u psychiatry, powiedziala, ze to nerweica lekowa. Dostalam leki, nie biore, bo po przebojach z citalem (wieczorne, trwajace nawet do 3am czestoskurcze) sie boje. Niby spamilan calkiem niezle toleruje, ale mam po nim wrazenie odlatywania i zapadania sie w lozko. Jade wiec na melisie, miodzie, czekoladzie i magne b6. Ostatnio nekaja mnie dziwne 'bole' glowy. Jakby wyimaginowane? Niby probuje rozsadzic mi czaszke i nos, czuje przyspieszone bicie serca (bo organizm ma ogrooomna ochote wpasc w panike). Zjem i mi przechodzi - ten 'bol' glowy. I jak przechodzi, nastepuje uczucie dziwnej relaksacji, ale i napiecia gdzies w srodku mnie, strachu, ze cos mi peknie, ze cos tam mam i to tylko cisza przed burza. Czuje sie ok i nie wiem skad ten dziwny lek. U neurologa bylam, ale zrobila tylko podstawowe badania: palec do nosa, pieta do kolana, odruchy, patrzenie na poruszajacy sie dlugopis.
Miewalam zawroty glowy i uciekanie obrazu sprzed oczy, ale teraz juz nie. Tylko czasem mi sie zdarzy takie 'cos' i wtedy sie przestrasze. Ogolem jak poczytam o czyms strasznym i grozacym smiercia to lapie mnie przerazliwy lek, glowa ma ochote wybuchnac, pikawa wali jak szalona, a mi sie wydaje, ze urwie mi sie film za moment. Naprawde czasem mam az mroczki przed oczyma.
U kardiologa bylam, ekg, rtg klatki robione, osluchowo ok, wszystko ok. Napadowe tachykardie nadkomorowe na tle nerwowym. A ja wciaz wyszukuje sobie nowe jakies chorobska... Teraz powaznie pietram przed guzami i tetniakami mozgu. No glowa w imadle po prostu. Mialam okres kiedy codziennie bolalo mnie w prawym boku (ciagniecie, rwanie, klucie w roznych miejscach: pod zebrami, miedzy zebramie, przy pepku, pod pepkliem, nad pepkiem, kompletnie z boku albo z kawaloek z tylu... Balam sie, ze woreczek zolciowy sie odzywa, albo przy ucisku brzuch miekki i niebolesny, zmienilam pozycje spania i bol minal - kregoslup prawdopodobnie dawal o sobie znac zakonczeniami nerwowymi).
Ogolem nauczylam sie blokowac wiekszosc atakow. Robie glebszy wdech, pochylam sie, lapie za glowe sciskajac czolo i skronie, nastepnie je rozmasowywuje, druga dlon laduje na klatce i wyczuwa serce. Jakos pomaga mi sie to uspokoic.
Panicznie boje sie jednak przebywania w miejscach z wieksza iloscia ludzi. Szybko sie mecze. Boje sie isc daleko od domu... Nie chodze sama na miasto. Boje sie chodzic po schodach - ze niby spadne, wywroce sie bo mi sie w glowie zakreci... Jak sie zdenerwuje, czuje sie zle. Jak sobie poplacze to mi troche lepiej. Pogorszyl mi sie wzrok i mysle, ze ta glowa to moga byc rowniez problemy od tego. Mam teraz nierowna wade, a lekarza dopiero w lipcu czy sierpniu... Wczesniej nie mialam z glowa takich klopotow... Bylam tylko potwornie zmeczona, strachliwa, latwo sie denerwowalam. Teraz nauczylam sie troche nad tym panowac. Lepiej spie. Duzo daja mi cwiczenia oddechu. No i musze sie odwazyc wziac ten setaloft... Albo wroce do paromercku (tylko jak znow dostane mlekotoku to sie wsciekne, hehe).
Nie mialam zbyt wielu badan... Ekg (kilka razy), rtg klatki piersiowej, morfologia i podstawowe neurologiczne + wywiad. No i oczywiscie psychiatra. Oraz specjalista od blon sluzowych jamy ustnej, bo pojawiaja mi sie dziwne plamy na koncu - po bokach - jezyka. Okazalo sie, ze go przygryzam w czasie snu (prawdopodobnie zgrzytam zebami).