Skocz do zawartości
Nerwica.com

hanca84

Użytkownik
  • Postów

    222
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez hanca84

  1. Dzięki Kasiu, więc szukamy dalej przyczyny. Pozdrowię Go, dziękuję. W środe ma iść ze mną do psychiatry, ale do środy niestety daleko...
  2. Przepraszam, że podpinam się pod temat, ale mój znajomy ma duży problem. Brał Seroxat 3 lata po 20 mg. Chciał teraz odstawić powoli, więc od około 2 miesięcy bierze co drugi dzień 1/2 tabletki, a co drugi całą. Nie za dobry sposób odstawiania, ale tak sobie wymyślił. Od kilku dni ma niepokojące objawy: bóle karku i głowy, do tego niestety doszła gorączka. Zastanawiam się czy to nie od Seroxatu, chociaż to dla mnie wątpliwe. Innych objawów nie ma, więc to nie grypa. On sobie wymyślił, że zaraził się od koleżanki jakimś wirusem tropikalnym i teraz się tylko dołuje. Proszę o jakieś opinie, czy ktos się z w ogóle spotkał z gorączką przy odstawianiu i czy to możliwe? Z góry dziękuję.
  3. carlos, nie wiem czy to Cię pocieszy, ale u mnie jest podobnie. Z tym, że ja ostatnio nie mam lepszych okresów. U mnie te lepsze charakteryzują się tym, że trochę obojętnieję na świat, robię jakieś rzeczy mechanicznie. Ale od tygodnia np. jest u mnie bardzo źle. Co wieczór płaczę, w dzień czasem też nie umiem się opanować, jak tylko pomyślę o moim życiu to łzy stają mi w oczach. Niczym się nie interesuję, na nic nie mam ochoty, hobby mnie nie pociąga, ruch także, nie chce mi się z nikim spotkać, przesypiam po 14 godzin na dobe. Nie wiem już, co z tym zrobić by było trochę lepiej.
  4. Ja działam w wolontariacie, to piękna sprawa. To nie chodzi już tylko o pomoc jako lek na nasze stany, ale taki wolontariat potrafi pokazać "nasz" świat w trochę innym świetle. Czasem pokazuje, że inni mają gorsze problemy a zachowują pogodę ducha, są bardziej samotni a jednak mniej zgorzkniali niż my, pokazuje, ze ludzie mimo swojej trudnej sytuacji potrafią się autentycznie cieszyć naszym towarzystwem. Jest tez tak że ogólnie zajęcie się inną osobą, wysłuchanie, towarzyszenie sprawia, że mniej koncentrujemy się na sobie i swoich problemach.
  5. I jak poszukiwania? WIesz, jak powiedz lekarzowi o Twoich doświadczeniach z lekami powinien się zastanowić trochę. A jak trafisz na takiego, który leki tylko wypisze, to zawsze możesz zmienić lekarza, leków nie wziąć. Ale na przyszłość będziesz wiedziała, czy wg lekarza np. 6-12 miesiecy temu leki były Ci potrzebne czy nie, będziesz wiedziała, że masz szybko reagować, gdyby coś zlego zaczęło się dziać. Ja naprawde trafiałam na super psychiatrów, jedna babka w lutym poświęciła mi prawie godzinę na dokładny wywiad i rozmowę i leków wcale nie przepisała. Także nie ma co szufladkować lekarzy. Jesli jesteś z większego miasta poczytać w necie opini o lekarzach, albo popytaj w rejestracji, czasem te panie tam są fajne i kieruja daną osobę do odpowiedniego lekarza, tym bardziej, że Tobie sie nie śpieszy.
  6. Wiesz, chyba nie ma jednoznacznych odpowiedzi na Twoje pytania. Tak naprawdę przyczyn moze być wiele i pewnie jest wiele. Myślę, że w sporej części za problemy z psychiką odpowiada nasze dzieciństwo. I nie chodzi tutaj zawsze o problemy takie jak alkoholizm czy przemoc. W wielu normalnych, zdawałoby się pełnych i "zdrowych" rodzinach są trudne problemy. Wielu rodziców nie rozmawia ze swoimi dziecmi, nie dostrzega ich problemów. Często rodzice działają w dobrej wierze, chcą naszego dobra, wydaje im się, że wiedzą lepiej, stawiają wysokie wymagania, a nie potrafia chwalic, nie potrafią przepraszać itp. Moglabym tutaj mnożyć przykłady podejścia do pewnych kwestii różnych rodziców - jedni podchodzą moim zdaniem zdrowo, inni już mniej rozsądnie. Kolejnym powodem jest wg mnie polska służba zdrowia i opieka nad młodym człowiekiem ze strony szkoły. Nie dostrzega się problemów, o uczniach zamkniętych w sobie mówi się: nieśmiały, spokojny, cichy itp. A tak naprawdę takie osoby mogą przeżywać jakieś głębsze problemy i przydałaby im się konsultacja psychologiczna. Tutaj nawalaja i nauczyciele i rodzice, którzy nie dopuszczaja myśli, że ich dziecko moze potrzebować pomocy psychologa, mówią: "jest normalny, tylko wrażliwy". A na tym etapie - szkoły podstawowej czy średniej - powinno się próbować przełamać nieśmiałość, próbować taką jednostkę bardziej otworzyc na świat itp. Brak zrozumienia ze strony bliskich, strach przed wszelkim leczeniem psychiatrycznym - wielu młodych ludzi nie ma wsparcia w rodzicach, gdy juz rozpocznie leczenie. Służba zdrowia działa na kiepskim poziomie, na psychoterapie trzeba czekać długo, w zasadzie nikt nie monitoruje chorych młodych osób, lekrze się tym nie interesują, dlatego ludzie często przerywają terapię i potem wracają po jakimś czasie kiedy objawy wracają. Przeżyłam to wszystko o czym piszę na własnej skórze, miałam 17-18 lat, gdy pierwszy raz leczyłam sie u psychiatry, rodzice nie wiedzieli, nikt ich nie informował, nikt mi nie zaproponował psychoterapii czy chociażby konsultacji z pedagogiem szkolnym (u którego nigdy nie byłam). Przerwałam terapię na własną rękę, a potem było jeszcze gorzej. Od zawsze byłam właśnie taką wrażliwą jednostką, ale nauczyciele widzieli to jako pozytyw, mówili: "dojrzała, odpowiedzialna, skromna, skryta". Uczyłam się super, nie wagarowałam, więc nauczyciele stawiali mnie za wzór. W rodzinie też wszystko ok, poza tym, że mój ojciec upajał sie swoją pracą z młodzieżą (nauczyciel), a dla mnie nie miał czasu, poza tym ma też trudny charakter, jest cholerykiem, ale nigdy mnie nie uderzył, ani nie przesadzał z alkoholem, co roku miałam fajne wakacje itp. A jednak stało się. Mam depresję. Pamiętam dokładnie kiedy sie zaczęło. Jak u wielu z nas od objawów somatycznych, niskiego ciśnienia, które przy intensywnym wzroście dawało objawy "słabości i mdlenia". Potem spirala sie sama nakręcała, bałam się być sama, ciągły stres i lęk w szkole czy nie będzie mi słabo i kto mi pomoże. Lekarze załamywali ręce, wyniki były ok, w końcu trafiłam do psychiatry i się zaczęło. Czy pamiętam chwile szczęścia? Ciężko mi odpwoiedzieć. Owszem, bywaja momenty, w których czuje się dobrze i bezpiecznie, ostatnio bardzo rzadko. Może gdy oglądam piękny zachód słońca, albo gdy rodzice zabierają mnie na jakąś wycieczkę i jem lody nad wodą - czuję przez chwilę smak dzieciństwa. Jak każdy mam marzenia, w zasadzie proste, takie jak większosć ludzie, ale im bardziej choruję tym mniejsze są szanse na ich spełnienie. Przy depresji mam dużą niechęć do wychodzenia z domu, do poznawania nowych osób, a chciałabym pozanć kogos kto będzie mi bliski... Ciężko poznać kogoś kto się nie przerazi mojej choroby, bo jak się ma depresję po raz 4 i w perspektywie 5 lat leczenia, to naprawdę ciężko się nie przerazić. Tak więc niespełniające sie marzenia są kolejna kwestią, która dołuje. Oczywiście, starałam sie z tym wszystkim walczyć, uprawiałam sporty, spotykałam sie ze znajomymi, przez jakiś czas czułam sie dobrze. Ale jednak los nie jest dla mnie łaskawy i zsyła kolejne niepowodzenia, po których się załamuję. Co robię źle? Staram sie być dobrym człowiekiem, działam w wolontariacie w hospicjum, staram się pomagać przyjaciołom, wspierać rodziców, byc dobrym pracownikiem. Wierzę w siebie, dostrzegam swe piękno, mam żal, ze nikt poza mną tego nie dostrzega, wydaje mi się, że byłabym dobra partnerką, wydaje mi się, ze jestem niezłą przyjaciółką. Staram sie marzyć i wizualizować sobie pozytywnie przyszłość, ale gdy otwieram oczy rzeczywistość gwałtownie ściera uśmiech z mojej twarzy. Chodzę na psychoterapię, łykam leki. Staram się... Ale nadzieja maleje.
  7. Lena doskonale Cię rozumiem. Też się cięłam, trochę się bałam głębokich ran, mam napady hipochondrii (czy jak sie to tam pisze), więc bałam się jakiegoś zakażenia itp. Cięłam się tylko w jednym miejscu na ręce, na zewnętrznej stronie. Zostały blizny, białe, szczególnie widoczne kiedy się skórę naciągnie. Ale w sumie są na tyle nierzucajace się w oczy że nigdy nikt mnie o nie nie zapytał. W razie czego mam wymówkę, że to kot albo królik. Mam wielkie marzenie pokazać kiedyś blizny komuś bliskiemu, przyjacielowi, komuś kto zrozumie. Najgorsze, że teraz jestem sporo starsza, depresja wróciła, leki nie chcą działać, a jak każdego wieczora mam ochotę to znów zrobić. Wiem, że ból fizyczny i widok krwi przyniósłby ulgę mojemu smutkowi. Ale wiem, ze potem znów będzie mi bardzo wstyd i będę płakać sama nad sobą... Nie wiem jak się powstrzymywać...
  8. Wiesz, do lekarza nie zaszkodzi pójść. Ja byłam w lutym i lekarka powiedziała, że nie potrzebuję absolutnie leków. A już pod koniec kwietnia było tak źle, że błagałam, żeby mnie psychiatra jak najszybciej przyjął. Także stan takiej osoby podatnej może się szybko zmienić. Pójdziesz, pogadasz, moze Cię uspokoi, będziesz wiedziała gdzie pójść w razie gdyby sie coś działo. Uważam, że to ważne mieć jakiegoś lekarza, któremu się ufa, do którego mozna się zawsze zwrócić. Poza tym zaufaj też zdaniu psychologa, może chce tylko sprawdzic, może nie do końca ma na ten temat wiedzę i chce Cię skonsultować? To czasem ważne w psychoterapii.
  9. Dziewczyny, co wy mówicie? Depresja nie jest koniecznie wtedy, gdy człowiek przez 2-3 tygodnie nie wstaje z łóżka, albo jest nietylko wtedy. Wielu ludzi z depresją pracuje, wychowuje dzieci, bo muszą. Też bym chętnie poszła na L4 i poleżała w domu, rano czuję fizyczny ból i nie chce mi sie wstawać, nie myję włosów, prawie się nie maluję, a w pracy odliczami minuty do wyjścia i modle sie żeby interesantów było jak najmniej. I nie tłumaczcie wszystkiego charakterem, też mi się tak zdawało, że jestem smutasem i tyle. Ale to nie do końca jest prawdą. Kiedyś, przed 7 laty byłam pełna optymizmu, czułam się dobrze, cieszyłam się z życia. Odkąd zaczęłam chorować raz jest lepiej a raz gorzej. Ale nie można dopuścić do tego by było bardzo źle. Dzięki lekom może być coraz lepiej, albo częsciej lepiej. Owszem, leczenie to nie łykanie tic tacków, ale też nie można się go aż tak bać. Ja podczas każdego leczenia miałam skutki uboczne i sobie powtarzałam "nigdy wiecej". Ale niestety poczułam się tak źle, że znów musze brać leki. Czasem lepiej poradzic sie psychiatry, nawet chodzić do niego co kilka miesięcy żeby kontrolowac swój stan i móc zareagować w miarę szybko, gdy coś się dzieje.
  10. A może chłopak się ucieszy, że się chcesz naprawdę leczyć?? Zastanów się, czy on nie jest też tym zmęczony. Na ogół zdrowi ludzie przez większą część życia czują się "zwyczajnie" czyli dobrze, bywają psychicznie czy fizycznie zmęczeni, martwią się czymś, coś ich wkurza. Owszem też się smucą jak mają powód, ale też nie jest tak, że są ciągle szczęsliwi. Ale myślę, że czują się ok i czesto nie zastanawiają się nad tym, jak się właściwie czują. A co by było, gdyby chłopak Cię jednak zostawił? Poradziłabyś sobie z tym? Tego Ci broń Boże nie życzę, ale trzeba sie zastanowic, jak zareagujemy gdy zacznie sie dziać coś gorszego. Zdrowi ludzie sobie z tym radzą, znajdują w sobie siłę, a ludzie chorzy od razu się bardzo dołują itp. Ja się zaczęłam leczyć, bo tak jak Ty czułam się na ogół smutna, ale nie super smutna. I zwykłe życiowe niepowodzenie mnie strasznie zdołowało. Teraz jestem na lekach i wiem, że musze się leczyć, bo gdy moi rodzice będą mnie potrzebować, to po prostu nie bedę im w stanie pomóc, bo od razu się załamię (na wypadek jakiś poważniejszych problemów). Koniecznie skonsultuj sie z psychiatrą, może zaleci Ci inna psychoterapię, moze jakieś krótkotrwałe leki. Powiedz mu koniecznie o tym jak zareagowałas na poprzednie, być moze były źle dobrane. I nie uważaj się za osobę nienormalną!
  11. Jest duża rezygnacja we mnie, po raz 4 w życiu biorę psychotropy, ale tym razem dołek jest potwornie wielki, nie czuję nic poza smutkiem. Kiedyś potrafiłam sobie jakoś z tym poradzić, chodziłam na studia, zdawałam egzaminy, a teraz nie umiem wysiedzieć w pracy, bo łzy mi ciekną po policzkach. Musiałabym znów łyknąć benzo, ale boję się uzależnienia, bo z tym bym sobie chyba nie poradziła. Z jednej strony dobrze, że muszę wyjść z domu do pracy, a z drugiej mam taką chęć na leżenie w łóżku, na sen i wyłączenie myślenia, no ale nie mogę, bo jest praca, a jak ją stracę to już w ogóle będzie koniec. Chodzę na terapię, ale państwowo, no i teraz np. mam 3 tygodnie przerwy, bo psychoterapeutka ma urlop, idę dopiero za tydzień. Biorę leki, ale jeszcze nie zaczęły działać. Zresztą, myślę, że taki mega dół to nie jest dobry moment na psychoterapię, nie umiem się w tej chwili stosować do rad typu: musisz wychodzic z domu, musisz myśleć o czymś innym itp. Ja wiem, ze tak powinnam robić, no ale nie daję rady. Czasem myślę, że nie dla mnie szczęśliwe życie, że już nie mam szans na normalny związek, na posiadanie dzieci itp. To wszystko mnie przeraża, tak bardzo się boję...
  12. Dziękuję, że podtrzymujecie mnie na duchu. Delegacja w przyszłym tygodniu. Szczerze mówiąc, mimo, że biorę leki już miesiac nie czuję się lepiej. A nawet powiedziałabym, że gorzej. Poznałam cudowną osobę, myślimy na wiele tematów podobnie, cóż z tego jak on nie chce... Wczoraj mi to powiedział i to mnie dobiło. Ciagle chce mi się płakać, czuję taki straszny smutek, i wielki strach, że już nigdy nie będzie lepiej. Nie wiem, jak ludzie sobie radzą z problemami typu choroba nowotworowa lub śmierć kogoś bliskiego, skoro mnie załamują zwykłe codzienne sprawy. Nie mam w ogóle głowy myśleć o pracy, biorę coraz większe dawki Zomirenu, bo jak wezmę to na kilka godzin czuję się znieczulona, nie czuję tego smutku i strachu. Każdego ranka nie chce mi się podnieść z łóżka, więc nie wiem jak sobie poradzę z delegacją, chyba po prostu wezmę dużą dawkę benzo i "odpłynę" i niech się dzeje co chce.
  13. Dziękuję... Dziś znów czuję się tak samo... Chciałabym zasnąć i obudzić się zdrowa i szczęśliwa...
  14. Kochani, jak sobie radzicie, gdy w depresji/nerwicy dopada was większy dół? Ja na co dzień niby staram się z tym walczyć, chodze do pracy, staram sie pomalować, chociaż włosy już nie zawsze myję, staram sie 1-2 razy w tygodniu chodzic na ćwiczenia gimnastyczne, czasem na rower. Chodzę do psychiatry (raz w miesiacu) i do psychologa (na ogól 1 na tydzień, ale ostatnio 3 tygodnie przerwy). Ale czasem przychodzą takie chwile, gdy nie mam już zupełnie sił. Mam 25 lat, nie mam faceta, jestem osobą bardzo wrażliwą i czułą. Gdy się do kogoś zbliżam staram się dać z siebie 100% - przytulam, trzymam za rękę, rozmawiam, wysłuchuję, dzwonię, smsuje. Niestety nie trafiłam na kogoś kto by to docenił. W zasadzie nie mam do kogo zwrócić się w złych chwilach. Koleżanki/przyjaciółki nie zrozumieją. Rodzice za bardzo się przejmują gdy widzą jak płaczę. Gdy jest źle leżę w łóżku, łzy same lecą z oczu, zaczynam się kołysać, sama się głaszczę po plecach. Tak bardzo potrzebuję czyjegoś dotyku, przytulenia, pocieszenia. A naprawdę nie mam do kogo się zwrócić. Pojawiają się myśli samobójcze, mam ochote wziąc żyletkę w rękę i choć trochę się pociąć (miałam epizody samookaleczania w przeszłości). Myślę o moich marzeniach o szczęśliwym zwiazku, rodzinie, które z powodu depresji pewnie nigdy sie nie zrealizują. Po co więc w takim razie żyć? Po co się tak męczyć. Czuję taki wewnętrzny niepokój, że naprawdę mam ochotę wyskoczyć z okna. Co robić w takich sytuacjach? Nie potrafię sie skupić na czytaniu, kabaret mnie nie śmieszy, zjadłam pół bombonierki i tylko mam wyrzuty sumienia. Leki jakby przestały działać, wzięłam 0,5 Zomirenu i wcale nie czuję się lepiej, nadal mam ochotę wyć (a biorę benzodiazepiny stosunkowo krótko i sporadycznie, więc czemu nie działają??). Co mam robić? Jak poczuc się lepiej? Chciałabym teraz zadzwonić do mojego psychoterapeuty, ale nie mam takiej możliwości. Jak przerwać ten stan? Zastanawiam sie czy sa jakieś leki, które działają "pocieszająco" ale to pewnie tylko narkotyki wchodzą w grę.
  15. Tak też mówił psychiatra, ale skoro mnie się po Efectinie ciągle chce spać (a i bez leków jestem niskociśnieniowiec i śpioch), to się obawiam co będzie po kolejnym uspokajaczu.
  16. Dziś mój lekarz przepisał mi Pramolan jako dodatek do Efectinu, niby ma działać na moje jelita, kurcze ciekawe czy nie pojawią się skutki uboczne
  17. Wiesz, ja wiele substancji i pokarmów wykluczałam, ale jestem niecierpliwa i oczekiwałam nastychmiastowego efektu. Znaczy, jak po mleku z płatkami na śniadanie nie mam wzdęć, przelewań itp ani w ciągu kolejnych godzin biegunki, to znaczy, że nie mam nietolerancji na laktozę. Tak samo jak coś wykluczałam i po 2-3 dniach nie czułam się ani o 1% lepiej to stwierdzałam, ze to jednak nie alergia. Po na logikę tak to powinno działac, ale może to nie jest takie proste. Zastanawiam się znów nad podjęciem restrykcyjnej diety, ale już sama nie wiem, co powykluczać.
  18. A jeśli pomoże na psyche a na jelita nie? Jaki nalezy wyciagnąć wniosek? Że trzeba zmienić lek, czy że problemy z jelitami nie do końca są uwarunkowane psychiką?
  19. Brałam kiedyś Efectin i pomógł na stany depresyjne, więc lekarz zadecydował, aby znów zacząć od niego. Wtedy wydawało mi się, że na zespół jelita nadwrażliwego pomógł tylko troszeczkę, ale teraz w porównaniu z tamtymi czasami mam dużo gorsze objawy. W sumie to trafiłam do psychiatry z powodu depresji i to jej wyleczenie jest dla mnie najważniejsze, jelita dokuczają mi ciągle, no ale logicznie biorąc to zdorowsza psycha powinna się równać zdrowszym jelitom. Moze wyprowadzę się trochę Efectinem a potem zmienię? Bo nie wiem czy jest sens zmieniać lek po miesiącu, jak sądzicie? Ponarzekam lekarzowi na jelita trochę przy następnej wizycie, zobaczymy co powie.
  20. Czy ktoś z Was miał po Efectinie zaburzenia widzenia? Niby częsty skutek uboczny, u mnie większość skutków poza dopadającą kilka razy w ciagu dnia sennością minęły, ale mam wrażenie, że coraz gorzej widzę!
  21. To nie takie proste, państwowo mi jej nie zrobią, bo kolejka do gastrologa w moim mieście sięga kilku miesięcy. No a prywatnie to kupa kasy.
×