-
Postów
204 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Nez
-
schizofrenia to także zaburzenie psychotyczne:) Tylko zaburzenie psychotyczne to podobno mówią na incydent psychiki podczas bycia zdrowym a choroba to już trwałe zaburzenie . Dla mnie to brednie, i uważam się nie mylę, a więc dopóki jeszcze mózg jest młody a organizm nie jest przesadnie zdegenerowany złymi nawykami, nie odpowiednią dietą itp., itd. to żadne zaburzenie poza zaburzeniem wrodzonym nie sklasyfikuje nigdy jako stałe. Dwa - ktoś kto mówi o zaburzeniach dziedziczonych, musi wykluczyć czy zaburzenie nie dziedziczone jest poprzez relacje zachowań w rodzinie, potrzebna jest terapia która wykluczy istnienie zaburzonych relacji nabytych. nakręcam się trochę, moją zajafką jest nauka, gdyby nie choroba pewnie nigdy nie rozwinąłbym aż tak wiedzy o chorobach psychicznych. A czuję że zdecydowana większość lekarzy stoi w opozycji wobec prawdy o chorobach, a reprodukuje jeszcze po prlowskie archaizmy, chociaż może po prostu miałem pecha trafiać na nie odpowiednich lekarzy, a tych dobrych, uczciwych i troskliwych jest więcej? Imipramina ładnie to ujęłaś :) Dodam jeszcze od siebie Ewo, że czynniki wywołujące te psychotyczne epizody najlepiej skonsultować i pracować z psychologiem, a dodatkowo zapisać się na terapię grupową u kogoś fajnego. Trzeba wykluczyć możliwość utajonych wobec nas samych pragnień, afektów, nawyków, potrzeb, wszystkiego co tylko zostało przysłonięte na tyle by uderzyć nas samych gdzieś z innej strony psychiki
-
metafora najlepiej odda to co chcę przekazać, niestety ciężko mi to jest na razie inaczej oddać. 'czy początek kija to jego koniec?' (kij można złamać, od 'wiatru' nawet padnie 'wykoslawiona narosl' a w miejsce puste wyrosnac moze zdrowa gałąź)
-
Może gdy się podzielę i mnie będzie lepiej bo taką mam filozofię życia:) A podzielić się chcę tym co i jak jest najważniejsze wg. mnie, i ktoś to będzie czytał niech wrzuca własne elementy takich punktów które są jak regulamin który należy przestrzegać. Regulamin który postawił mnie na nogi zaczynał się od przemyślenia skąd biorą się choroby, jak powstają, eskalują i gdzie należy uderzyć aby przeciwdziałać nawykom które prowadzą do powstawania chorobom. Ogniska chorobowe podzieliłbym na dwa główne : endogenne i egzogenne. Czyli takie które powstają na wskutek czynników zewnętrznych, kiedy to my jesteśmy wyeksponowani na szkodliwe, degenerujące zachowania. Oraz endogenne, takie które powstają z nas samych. I tutaj, jak także tam, należy zarysować predyspozycje powstawania ognisk chorobowych jako utrwalające się, chwilowe lub te które dopadają nas z powodu złych nawyków, takich które sami podejmujemy znów, i takich w które jesteśmy przedsięwzięci a które mogą być chwilowe, utrwalające się jak i już stałe. Do tego należy dołożyć czynniki biologiczne które są endogenne, i wobec których obecnie jesteśmy bezradni a jedyną pomocą jest farmakologia. Farmakologia znów, może przyczynić się do cofnięcia, zahamowania jak i chwilowej destabilizacji po której nastąpi zdrowy przyrost. Dzieje się tak z powodu specyficznej budowy mózgu, oraz zasad ogólnych biochemii organicznej. Jednak po słowie wstępu przechodzę do krótkiego opisu behawioralnych zachowań mających na celu przeciwdziałanie chorobom. Przede wszystkim w moim przypadku, pomogło to co sam zanalizowałem wobec siebie. Żyłem w ciągłym rozgardiaszu, poddany chorobie a może oskarżeniu o chorobę, bez stałych relacji z otoczeniem, bez stałych działań wobec rozkładu czasu (no cóż, nazwę to tak i proszę nie dziwować ;d). Więc pierwszymi działaniami które podjąłem było ustalenie z samym sobą działań które muszą być wobec tego przeciwne. I to samo zaleciłem też mojemu znajomemu który pisał do mnie, także z stwierdzoną chorobą schizofreniczną. Regularne mycie zębów, po 2-3 minuty, lekko dla dziąseł i zębów, z wyczuciem. Z wdzięcznością wobec siebie i 'szczoteczki' (osoby która ją kupiła, kogoś kto ją wyprodukował itp.) Myłem tak sobie 2-3 razy dziennie ząbki, pracując umysłem jednocześnie i dbając żeby ząbki były umyte tak jak stomatolog sobie tego życzy. Stało się to pierwszym pkt. regulaminów, uwarunkowań których przestrzeganie jest społeczną etykietą osób mówiących o sobie jako 100% zdrowe. Mimo że 100% zdrowia nie istnieje. Z góry skazani jesteśmy na niepowodzenie mówiąc że ktoś, lub my jesteśmy 100% zdrowi. O ile w mowie potocznej jest to akceptowalne, o tyle naukowo jesteśmy społecznościami kultury śmierci. Kultury zniszczenia, chociaż nie do końca. Jak każdy kij ma dwa końce. Tak nasz rozwój, archaizm naturalnego wzrostu wyrosły z kultury walki, walki z naturą, plemionami, ludami, o przeżycie lub dominację, jest jednym końcem a po drugiej stronie jest kultura życia, wzrostu i opieki. Od kiedy rozpocząłem dbanie o jedną, jedyną dla mnie i najważniejszą zasadę. Moje życie, a raczej psychika zauważyły dobre zmiany, korzystne płynące ze stałego dostosowywania się i stałego dbania o siebie. Nawet jeśli gdzieś bym to wyrzucał, moje ciało i psychika uznają inaczej, więc prędzej czy później - ziarno które zasiałem da plon który mogę zebrać. Może wydawać się to dziwne, ale my sami, wobec własnej psychiki jesteśmy podlegli i niepodlegli. Można powiedzieć że niektóre rzeczy są bezwarunkowe a niektóre warunkowe, ale kiedy warunkujemy, warunkuje się także bezwarunkowość, chociaż bezwarunkowość dotycząca np. instynktów przeżycia i tak weźmie górę nad czymkolwiek co uczymy się warunkować sami :). (chociaż głównie instynkt bierze górą gdy zawodzi rozum, lub sytuacja wymyka się spod kontroli itp. chyba wiadomo co chcę przekazać ;d) Odkąd ten pkt. mycia zębów stał się stałym elementem mojego życia, dokładałem powoli punktów tak abym nie przejmował się czy zdrowy czy chory, tak abym czuł że robię to co inni, to co każdy, i że czy zdrowy czy chory to potrzebny. Obojętnie czy będę zdrowy, czy chory na zawsze, znajdę siłę i wypracuję dla siebie jak najwięcej zdrowych relacji, aby w razie gorszego dnia, gorszych dni, łatwiej było podjąć walkę na nowo, z czyjąś pomocą, wbrew komuś czy tylko z samego siebie. Potem szło już...inaczej, nagle jestem w etapie gdzie z rozkoszą podejmuje się dodatkowych działań, jestem pełen energii i nie tylko dbam tak że jeszcze mam czas dbać o innych ale także rozwijam się i stąpam mocno po ziemi. Uważam że psychoanaliza i terapia jednostkowa tak psychoanaliza grupowo, i terapia grupowo - wszystko musi iść współbieżnie i współmiernie, sami pomagajmy tam gdzie czujemy się dobrze temu czego sami chcemy. Dajmy się sobie też ponosić, i uspokójmy kiedy sytuacja tego wymaga. Życzę raczej tutaj ludziom walczącym z chorobą, aby mieli kogoś, gdy sytuacja tego wymaga że muszą się sami uspokoić aby mieli kogoś zaufanego kto ich chwyci w mocnym uścisku i nie da się ponieść chorobie. Walczyłem raczej sam, wbrew rodzinie która dokładała kolejne kłody pod nogi, miałem trochę znajomych którzy pomogli i którzy pomagają oraz brata który nadal często mnie wspiera. Myślę że każdy powinien poukładać sobie życie choroby pod zdrowe relacje, zdrowy regulamin życia dla siebie w zgodzie z własnymi możliwościami i umiejętnościami. Ponieważ z różnych powodów, jak i naturalnego pracoholizmu posiadam dużo wyćwiczonych wcześniej elementów samokontroli czy wpływania na psychikę oraz wiedzę która daje zrozumienie mechanizmów ludzkiej psychiki. Było mi łatwiej i jest mi łatwiej, akurat cenię sobie tę twardość rodziny wobec mnie. Jest to siła która tworzy ze mnie ciepły głaz, głaz potrafiący przytulać i która okiełznuje wraz ze mną tę moją nie przebraną dzikość którą noszę w sobie. Która jeszcze do tego że tworzy wraz ze mną ze mnie głaz, który jest dzikimi głazem, akurat wytrzymałość głazu to moja cecha naturalna, po prostu tak mam, to jeszcze obtacza mnie i gładzi zbyt ostre rysy na bardziej przyjemne. Piszę tak o tym, bo każdy musi sam przede wszystkim zastanowić się nad sobą, swoimi relacjami, i chociaż jest różnie, niektórzy muszą to zrobić z kimś, jedni na papierze, drudzy wolą wymalować uczucia i mówić o obrazie którzy tworzą, każdy inaczej - więc leczenie się jest trudne. Ale na pewno wymaga naszego udziału, zaparcia, i dobrego lekarza. Szkoda że lekarzy zajmujących się psychiką jest tak mało, oprócz tego że jest ich mnóstwo. To jest ich zarazem bardzo mało, na tyle mało lekarzy jest z powołania że 80% lekarzy nazwę socjopatami którzy gwałcą wrażliwą strukturę zdrowia chorego pacjenta, a tylko 20% lekarzy bierze w opiekę chorobę i chorego pacjenta. To smutne, dlatego lepiej się dzielić, pomagać, starać się - wręcz walczyć, zmagać się z chorobą, lekarzami, lekami - warto wypracować własne mechanizmy dające nam poczucie zdrowia, niż kłębić się i naginać karku dla przekłamanego i niesprawiedliwego świata. Jak pisał Alfred nobel, sprawiedliwość istnieje tylko w świecie fantazji. Chodzi pewnie o to że taką mamy naturę i tego nie zmienimy, jesteśmy ludźmi, tylko i aż i po ludzku ułomni. Z najszczerszymi chęciami pomocy swoją wiedzą (która tutaj wyziera tylko spod własnych doświadczeń) i życzeniami "dojścia" do własnej "ścieżki zdrowia" Malkav Nez :)
-
sailorka, tam ktoś ładnie napisał neuoreleptyki_ss - taka jest podstawa medycyny jeśli coś Ci nie szkodzi, a pomaga lub nie szkodzi i widać że nie przeszkadza - to nie przerywaj tego. Leczenie jak i choroba to kwestie indywidualne, mające cechy ludzkie; wspólne dla ludzi. To co pomoże jednemu drugiego może zatruć, ale skoro masz takie słowa otuchy od męża to wspaniale. U mnie jest podobnie tzn. też czuję się z tym źle tzn. z chorobą, ale moja terapia to branie leków tylko wtedy kiedy mam rozedrgania jakieś. Coraz częściej i bardziej u siebie przekonuje się o tym że szpital mnie otruł. Ale mój przypadek był taki że byłem w trakcie odtruwania od narkotyków (to także podobna gałąź chemiczna co psychotropy) - zatruli mi odtruwane a teraz umywają ręce że nic nie wiedzieli. W epikryzie wpisali nie prawdę, bo kto uwierzy schizofrenikowi że było tak jak mówił. Rodzina przeciwko mnie, nie wiadomo czemu, prawdopodobnie z winy lekarza, zamiast mi pomagać ostatnie kilka lat leczenia to byli moją kula u nogi i siłą degradującą mnie. Więc nie miałem nikogo oprócz otuchy kilku znajomych. Mimo to moja terapia w niesprzyjającym środowisku przebiega dosyć sprawnie. wbrew zaleceniom lekarzy. kolejny plus że mam rację co do mojego przypadku. W epikryzie mam że byłem agresywny, dochodzę do wniosku że w szpitalu mogłem być agresywny. Z powodu uszkodzenia mechanicznego czaszki na które nie dostawałem żadnych przeciwbólowych leków. Lekarz ominęli zajęcie się tym wypadkiem tuż przed trafieniem do szpitala. Wszędzie jest inaczej też, u nas, w oświęcimiu akurat lekarz-ordynator ewidentnie nabija sobie prywatną kasę bo kto mu podskoczy. W Środowisku lekarsko prawniczym jest zmowa przeciw ludziom, nie jest się dla ludzi ale jest się dla siebie i mamony. To mówią jawnie ludzie którzy żyją w tej bajce. Lekarz zamiast na praktykach, zdobywa wiedzę na ludziach, eksperymentując ze swoją wiedzą. Tak to wygląda z mojej strony, wypuszcza się z uprawnieniami, lekarza bez podejścia, z kiepskim doświadczeniem - a ten lekarz, widocznie kiepsko wyedukowany, nawet nieświadomy swojej niewiedzy, tworzy potem różne dziwne rzeczy od których bronią go związki zawodowe. Lekarz u mnie ewidentnie sfałszował epikryzę. 90% słów epikryzy to nieprawda. Bo nie miałem omamów słuchowych, wzrokowych, a jedyna sprawa która dla mnie jest dyskusyjna jestem skłonny się z nią zgodzić. Nie pamiętam wszystkiego ze szpitala, możliwe że miałem wstrząs mózgu silny, i kiedy znajdywałem się w sytuacji która wymaga aktywności miejsc które miałem bezpośrednio przed szpitalem uszkodzone to wtedy jestem skłonny powiedzieć - mogłem mieć ataki po których nic nie pamiętam, może wtedy byłem agresywny. A ogólnie z mojej postawy szpitalnej, tak, można sądzić że jestem osobą agresywną, ale nikt ze mną nie rozmawiał na ten temat. Byłem w trakcie leczenie prze wkurwiony, na mega pompie nerwowej, że tam jestem i że nie mogę tamtego miejsca opuścić. Chciałem nawet raz uciec stamtąd, byłem już za drzwiami szpitala, wróciłem się tylko, bo nie miałem dokąd uciekać. A podpisałem zgodę, i po złożeniu podpisu pytałem się czy jak się podpiszę to będę mógł opuścić leczenie kiedy mi pasuje. Ale później nie chciano mnie wypuścić. Kolejny pkt. przeciw lekarzom w oświęcimiu, i przede wszystkim przeciw pani ordynator. Bo ona nie może tego robić bez decyzji sądu, wbrew mnie. Dlatego polecam eksperymentowanie lekkie z lekami, jak długo znam się na chemii i medycynie, to lekarza nie robią przecież z Tobą prób dokładnych tego jak Ci lek "wchodzi". Jak sama pobróbujesz jak Ci jest najlepiej zgodnie z wytycznymi dotyczącymi leku to będzie też dobrze. Potem powiesz tylko lekarzowi że tak Ci zaczęło być lepiej, a on jak jest w porządku to sobie to weźmie pozytywnie a nie negatywnie i może zastanowi się dlaczego tak jest. Wytyczne leku rozumiem jako wszystkie przeciwwskazania dotyczącego leku, jak i wskazania. Chociaż skoro mąż mówi Ci takie dobre komplementy, to ja bym został na Twoim miejscu tak jak prowadzi to Twój lekarz. To co Ci pomaga a nie szkodzi, dobre jest
-
Jaka:)? proszę Cię, byłem u niej tylko raz. I zbierałem materiał o niej przez pięć lat, szukając jak mogę wygrać sprawę sądową. Lekarz medycyny sądowej, sędziwy człowiek, przyznał że nie ma na to szans. Bo w Polsce ręka rękę myję. Schizofreniczny ordynator szpitala może tak by pasowało? U tamtej kobiety zmarło tyle osób bo ona nie zajmuje się leczeniem grupy w której znajduje się jednostka. Tylko jednostki problemem zajmuje się jednostronnie tylko, przedmiotowo. Nie rozumiesz psychologii i psychiatrii tak jak ona? Bo zajmuję się nauką od kilkunastu lat, i mam dosyć silne wyrobione zdanie w tej materii. -- 14 lis 2014, 23:30 -- właściwie chciałem to potraktować jako komplement. Ale niestety, ta kobieta działa mi na nerwy. Sprawdzałem różne rzeczy, samobójstw u niej bez liku. Bo co, bo nie potrafi prowadzić terapii grupowej, psychologicznej? Bo problemem jest pacjent, a nie relacje pacjenta? Ona wie co to maslov w ogóle? I jak działają bodźce psychiczne?
-
mialem bardzo ciezkie leki, ale bylem tez rozgniewany wiec moze dobrze ze wtedy takie byly. Nie mozna zaprzeczyc emocjom i emocjonalnemu podejsciu do zycia, ale nalezy szukac w sobie spokoju i nauczyc ze zyje sie dla siebie, jesli komus przeszkadza to jak zyjemy to on ma problem chociaz wiadomo ze nalezy dostosywac sie do ogolnych spolecznych norm. Czasem mam wrazenie ze bylem leczony z gniewu ktorego dostarczalo mi leczenie. Kolo paradoksalne, ale tak wlasnie sie czuje, odkad rzucilem mocne leki ktore mialem przepisane zaczelo byc tylko ze mna lepiej, od niedawnego czasu jestem na abilify ale nie bralem go ponad rok i czulem sie dobrze, (lacznie nie bralem lekow trzy lata, albo nawet 4 na 8 lat leczenia i wyszlo mi to korzystniej). Biore teraz wlasnie tak jak pisalem do sailorki. Poniewaz procesy mozgowe sa inne z rana a inne w nocy - warto brac pol tabletki rano pol tabletki na noc skoro w sumie daje to dawke ktora ustalil lekarz. Co do Zalewskiej to wybadalem sprawe, ona bierze najwiecej w okolicy za prywatne leczenie podczas ktorego nie ma korelacji z jej leczeniem szpitalnym. Nie przepisuje ksiag leczenia prywatnego do szpitalnego. Jesli ona zasugeruje w leczeniu prywatnym ze warto udac sie do szpitala a to co zostaje tam powiedziane nigdy nie trafia potem do lekarza prowadzacego to jest to jawne naruszanie procedury leczenia. Dodatkowo, pacjenci tam leczeni nie sa nigdy wyleczeni na to co im naprawde dolega. Stosuje sie leczenie archaiczne, szczatkowe, tylko inwazyjne. I jak by tego malo kilkunastu pacjentow popelnia samobojstwo co jakis czas bo tam sie leczy tak zeby leczyc a nie zeby wyleczyc. Nikt z tych lekarzy nie zaluje, po prostu wzruszaja ramionami, a przynajmniej tak to wyglada przygladajac sie temu z boku, wzrusza ramionami, i rzekna trudno, byl chory, dalam lek, umarl - trudno. Dla mnie to jawne morderstwa, z powodu naruszen procedur lekarskich chociazby, juz nie wnikajac nawet w etyke leczenia. A piszac ze ktos ma problem z powodu naszego zycia, to zalezy od relacji, jesli to ktos bliski, wystarczy szczera rozmowa, a jesli klotnia sie posuwa za daleko nalezy przelozyc ja na nastepny dzien, czy tydzien nawet. Ja tak robilem, i w domu zaczyna mi sie ukladac, tak jak chce zeby to wygladalo. Dogadujemy sie i jest fajnie, czasem biore leki, ale czesciej nie, i czuje sie dobrze. Tylko czasem jestem naprawde zly ze to tak wyglada a nie inaczej, poza tym leczenie lekami moglo mi wykoslawic oslabiony organizm narkotykami. A o tym sie milczy. Tak jakby w moim przypadku tez popelniono blad lekarski, ale zwiazki zawodowe nie pozwola zeby taki lekarz stracil prace.
-
Przeciez tez nie jestem za odstawieniem lekow, grozic w internecie? A morderstwa doswiadczonych lekarzy bo chca tylko pieniedzy dla siebie, a nie pomocy innym sa zdrowe i dobre, bo z papierem mozna? Poza tym nie pisze nic nowego, pisze cos co jest ogolne kazdemu bo zdrowie jest jedno, o ile pewna zasada funkcyjnosci dla kobiet i mezczyzn odnosnie zdrowia jest rozna od siebie. To mozg np. ma budowe taka sama dla mezczyzn i kobiet poza pewnymi roznicami wynikajacymi ze specjalizacji organow i wytwarzania zwiazkow chemicznych. Nie rozumiem o co tyle szumu, skoro pisze o zdrowiu, a zdrowie jest jedno, dostepne kazdemu. Jest to aksjomat logiczny, przez co medycyne mozna opisywac wzorami matematycznymi. A skoro mozna, to da sie zrobic emulacje komputerowa i program ktory bedzie przeprowadzal pacjenta przez etapy leczenia. Szczegolnie w psychiatrii, gdzie nie lubimy tego milczenia ze strony psychiatrow, leczylem sie chyba u prawie 15 kazdy zachowywal sie jakos dziwnie.
-
Jedno z drugim nie ma konotacji, proszę o bardziej szczegółowe pytanie. Lot powoduje dezorientację zmysłów, zmysły odpowiadają za pewnej rodzaju stan równowagi.
-
Nie czytaj tamtej pani, dawka podtrzymująca to właśnie 5mg. Zależna od Twojego Bmi. Zalecam połówkę dziennie rano, połówkę dziennie wieczorem. Zolafren w razie gorszego samopoczucia. tak jak był przepisany przez minimum kilka dni. (3-5). Kurację powtarzać dbając o swoje zdrowie. A jeśli będzie trzeba to zrobi się emulację komputerową i lekarze psychiatrzy znajdą sobie pracę w układaniu pustaków.
-
moze lekarka dopiero sie uczy, czas rozkladu i rozpadu oraz tworzenia sie polaczen zalezny jest od wieku. Odstaw Zolafren, zostań na abilify 15 mg pół tabletki rano pół wieczorem, dawka efektywna to 5 mg. Jeśli będzie gorzej weź zolafren. Przeczytaj ile wynosi dawka efektywna, zależne jeszcze od Twojego BMI.
-
robili więc to co my wtedy a u nas internet 100 mbg to nadal droga sprawa bo jednocześnie musisz mieć szybki bufor dysku i ram do obsługi danych. W Polsce nie stać nas na to co negujesz u japończyków. A buddyzm zen to tylko odłam japoński buddyzmu tybetańskiego lub na odwrót. Nie znam się na ich historii. Polska to Polska oczywiście, ale nie można negować dobrego wpływu tak psychologii behawioralnej jak i podejścia do zachowań które są naturalne, naturalny czyli zdrowe, zdrowe czyli poprawne.
-
nie neguję udziału leków w Twojej terapii, ale podejście nauk psychologii behawioralnej jest podobne do praktyk buddyzmu. Naucz się siebie i bądź wdzięczny za naukę jaką daje Ci życie. Polecam przeczytać o zjazdach międzynarodowych psychologów i psychiatrów, szukając np. od Erich Fromm.
-
wyrzucenie z siebie tego wszystkiego na raz co mnie dotyczy dzisiaj na forum. buddyzm nie zabrania niczego co ma przyniesc korzysc zdrowiu, wiec uwazam ze buddyzm, buddyzm zen to najlepsza droga do zdrowia. zeby jednak podjac kroki polecam konsultacje czy lekcje pobierane u rodzimego lub doswiadczonego buddysty.
-
Mam 20 lat, wracam samolotem do Polski, nie biorę narkotyków od dwóch tygodni, nie piję - mam różne zaburzenia zachowania. Wracam do rodziny, przyjaciół po 2 latach nie widzenia się z nimi. Gardzę swoim ojczymem który molestował, maltretował mnie psychicznie i fizycznie. Moja rodzina nie kontaktowała się ze mną od roku mniej więcej także a ja z nimi także nie szukałem kontaktu. Pani Anna Szłapa Zalewska nie prowadzi gabinetu prywatnego zgodnie z nfz. Nie przepisała pierwszej wizyty podczas której powiedziałem co brałem, że piłem, że brałem , że nie biorę. Matka była wściekła, była w trakcie przeprowadzania rozwodu. Rozumiem ją choć trochę. Chciałem się wyspać i coś jeść. Myślałem że w szpitalu się to uda. Pani Anna Szłapa Zalewska od razu zaleciła lek. Lek działa na wszystko co wymyśli lekarz, choćby wymyślił że brak ręki nie jest stały. Więc podpisałem zgodę na leczenie z myślą o jedzeniu i spaniu. Byłem zbyt pobudzony przez emocje a matka przez swoje byśmy mogli wymyślić coś co nas uspokoi. Pani Anna Szłapa Zalewska zabiła już niejednego w tej okolicy. Miałem odebrane prawa do renty i pracy. Ciągle myślę samobójstwie. A jednocześnie nie potrafię, zbyt dużo mam w głowie żeby sobie odebrać życie. Pragnę jednak sprawiedliwego traktowania. Jeśli lekarz nie prowadzi gabinetu prywatnego poprawnie a zarządza szpitalem jako Ordynator - to czy nie jest to jawne działanie na szkodę społeczną? Na szkodę każdego? Przez 5 lat badałem sprawę, związki lekarskie bronią lekarzy. Ale to nie był lekarz niedoświadczony, amator, nie zostaje się ordynatorem szpitala przypadkiem. Dlaczego więc kłamstwo lekarza ma boleć mnie? To nie wszystko, ale to najbardziej boli. Doświadczony lekarz mordujący dalej, to zbrodnia przeciwko ludzkości. Dodatkowo miałem wgniecenie czaszki, chciałem się zabić bo matka była przeciw mnie kazała chwycić mnie bratu a ja uderzyłem głową najmocniej jak potrafię w mur. Wgniecenie czaszki na kilka milimetrów. I wiece co? ja już dłużej dzisiaj nie mogę. Mam dość, krzyczę, a krzyk mój ginie że w refleksji innych że się nie da, że nie mam racji, że jestem chory a więc mówię nieprawdę. Odebrano mi zdrowie w szpitalu przez doświadczonego lekarza, ordynatora. Prawie się zabiłem zanim tam trafiłem. Mój ojczym molestował mnie fizycznie i psychicznie. Przez 19 lat.Tylko jeden lekarz był w stanie ze mną nawiązać kontakt. Szpital trochę pomógł. Ale nie Pani Anna Szłapa Zalewska. Zabiję ją kiedyś jak spotkam na ulicy. Wgniecenie czaszki, zero rezonansu, mówiłem co brałem i że piłem. Wywiad niejasny. Rodzina nie kontaktowała się ze mną ani ja z nią przez rok. Zero wpisu o tym w epikryzie, to moja wina że się nie kontaktowałem. To ja urwałem kontakt. Tak wpisane w epikryzie. Zabiorą mnie na leczenie ale ją zabiję jak spotkam. Normalnie tego bym nie potrafił, za dużo czuję kogoś, za bardzo żeby krzywdzić. Ale dla niej nie mam przebaczenia i litości w sercu, jeśli ją spotkam to zabiję. Kobietę która była lekarzem prowadzącym wkręcałem we wszystko co chciałem. Zalewskiej powiedziałem prawdę a ona mnie nie zrozumiała. Niech CIPA GINIE. p.s. nigdy nie miałem rezosansu, ból głowy raz na jakiś długi czas powraca. Pisałem do Pani Ewy Kopacz, maile zwrócone jako spam. Moim zdaniem w tym kraju nie będzie wkrótce kamienia na kamieniu.
-
Proszę o krótką analizę ze sfery spektrum lekarza : Mam 20 lat, wracam samolotem do Polski, nie biorę narkotyków od dwóch tygodni, nie piję - mam różne zaburzenia zachowania. Wracam do rodziny, przyjaciół po 2 latach nie widzenia się z nimi. Gardzę swoim ojczymem który molestował, maltretował mnie psychicznie i fizycznie. Moja rodzina nie kontaktowała się ze mną od roku mniej więcej także a ja z nimi także nie szukałem kontaktu. Pani Anna Szłapa Zalewska nie prowadzi gabinetu prywatnego zgodnie z nfz. Nie przepisała pierwszej wizyty podczas której powiedziałem co brałem, że piłem, że brałem , że nie biorę. Matka była wściekła, była w trakcie przeprowadzania rozwodu. Rozumiem ją choć trochę. Chciałem się wyspać i coś jeść. Myślałem że w szpitalu się to uda. Pani Anna Szłapa Zalewska od razu zaleciła lek. Lek działa na wszystko co wymyśli lekarz, choćby wymyślił że brak ręki nie jest stały. Więc podpisałem zgodę na leczenie z myślą o jedzeniu i spaniu. Byłem zbyt pobudzony przez emocje a matka przez swoje byśmy mogli wymyślić coś co nas uspokoi. Pani Anna Szłapa Zalewska zabiła już niejednego w tej okolicy. Miałem odebrane prawa do renty i pracy. Ciągle myślę samobójstwie. A jednocześnie nie potrafię, zbyt dużo mam w głowie żeby sobie odebrać życie. Pragnę jednak sprawiedliwego traktowania. Jeśli lekarz nie prowadzi gabinetu prywatnego poprawnie a zarządza szpitalem jako Ordynator - to czy nie jest to jawne działanie na szkodę społeczną? Na szkodę każdego? Przez 5 lat badałem sprawę, związki lekarskie bronią lekarzy. Ale to nie był lekarz niedoświadczony, amator, nie zostaje się ordynatorem szpitala przypadkiem. Dlaczego więc kłamstwo lekarza ma boleć mnie? To nie wszystko, ale to najbardziej boli. Doświadczony lekarz mordujący dalej, to zbrodnia przeciwko ludzkości. Dodatkowo miałem wgniecenie czaszki, chciałem się zabić bo matka była przeciw mnie kazała chwycić mnie bratu a ja uderzyłem głową najmocniej jak potrafię w mur. Wgniecenie czaszki na kilka milimetrów. I wiece co? ja już dłużej dzisiaj nie mogę. Mam dość, krzyczę, a krzyk mój ginie że w refleksji innych że się nie da, że nie mam racji, że jestem chory a więc mówię nieprawdę. Odebrano mi zdrowie w szpitalu przez doświadczonego lekarza, ordynatora. Prawie się zabiłem zanim tam trafiłem. Mój ojczym molestował mnie fizycznie i psychicznie. Przez 19 lat.Tylko jeden lekarz był w stanie ze mną nawiązać kontakt. Szpital trochę pomógł. Ale nie Pani Anna Szłapa Zalewska. Zabiję ją kiedyś jak spotkam na ulicy. Wgniecenie czaszki, zero rezonansu, mówiłem co brałem i że piłem. Wywiad niejasny. Rodzina nie kontaktowała się ze mną ani ja z nią przez rok. Zero wpisu o tym w epikryzie, to moja wina że się nie kontaktowałem. To ja urwałem kontakt. Tak wpisane w epikryzie. Zabiorą mnie na leczenie ale ją zabiję jak spotkam. Normalnie tego bym nie potrafił, za dużo czuję kogoś, za bardzo żeby krzywdzić. Ale dla niej nie mam przebaczenia i litości w sercu, jeśli ją spotkam to zabiję. Kobietę która była lekarzem prowadzącym wkręcałem we wszystko co chciałem. Zalewskiej powiedziałem prawdę a ona mnie nie zrozumiała. Niech CIPA GINIE. p.s. nigdy nie miałem rezosansu, ból głowy raz na jakiś długi czas powraca. pisałem o tym do Pani Ewy Kopacz maile zwrócone nadawcy jako spam. Ten kraj upada tak się składa.
-
Proszę o krótką analizę ze sfery spektrum lekarza : Mam 20 lat, wracam samolotem do Polski, nie biorę narkotyków od dwóch tygodni, nie piję - mam różne zaburzenia zachowania. Wracam do rodziny, przyjaciół po 2 latach nie widzenia się z nimi. Gardzę swoim ojczymem który molestował, maltretował mnie psychicznie i fizycznie. Moja rodzina nie kontaktowała się ze mną od roku mniej więcej także a ja z nimi także nie szukałem kontaktu. Pani Anna Szłapa Zalewska nie prowadzi gabinetu prywatnego zgodnie z nfz. Nie przepisała pierwszej wizyty podczas której powiedziałem co brałem, że piłem, że brałem , że nie biorę. Matka była wściekła, była w trakcie przeprowadzania rozwodu. Rozumiem ją choć trochę. Chciałem się wyspać i coś jeść. Myślałem że w szpitalu się to uda. Pani Anna Szłapa Zalewska od razu zaleciła lek. Lek działa na wszystko co wymyśli lekarz, choćby wymyślił że brak ręki nie jest stały. Więc podpisałem zgodę na leczenie z myślą o jedzeniu i spaniu. Byłem zbyt pobudzony przez emocje a matka przez swoje byśmy mogli wymyślić coś co nas uspokoi. Pani Anna Szłapa Zalewska zabiła już niejednego w tej okolicy. Miałem odebrane prawa do renty i pracy. Ciągle myślę samobójstwie. A jednocześnie nie potrafię, zbyt dużo mam w głowie żeby sobie odebrać życie. Pragnę jednak sprawiedliwego traktowania. Jeśli lekarz nie prowadzi gabinetu prywatnego poprawnie a zarządza szpitalem jako Ordynator - to czy nie jest to jawne działanie na szkodę społeczną? Na szkodę każdego? Przez 5 lat badałem sprawę, związki lekarskie bronią lekarzy. Ale to nie był lekarz niedoświadczony, amator, nie zostaje się ordynatorem szpitala przypadkiem. Dlaczego więc kłamstwo lekarza ma boleć mnie? To nie wszystko, ale to najbardziej boli. Doświadczony lekarz mordujący dalej, to zbrodnia przeciwko ludzkości. Dodatkowo miałem wgniecenie czaszki, chciałem się zabić bo matka była przeciw mnie kazała chwycić mnie bratu a ja uderzyłem głową najmocniej jak potrafię w mur. Wgniecenie czaszki na kilka milimetrów. I wiece co? ja już dłużej dzisiaj nie mogę. Mam dość, krzyczę, a krzyk mój ginie że w refleksji innych że się nie da, że nie mam racji, że jestem chory a więc mówię nieprawdę. Odebrano mi zdrowie w szpitalu przez doświadczonego lekarza, ordynatora. Prawie się zabiłem zanim tam trafiłem. Mój ojczym molestował mnie fizycznie i psychicznie. Przez 19 lat.Tylko jeden lekarz był w stanie ze mną nawiązać kontakt. Szpital trochę pomógł. Ale nie Pani Anna Szłapa Zalewska. Zabiję ją kiedyś jak spotkam na ulicy. Wgniecenie czaszki, zero rezonansu, mówiłem co brałem i że piłem. Wywiad niejasny. Rodzina nie kontaktowała się ze mną ani ja z nią przez rok. Zero wpisu o tym w epikryzie, to moja wina że się nie kontaktowałem. To ja urwałem kontakt. Tak wpisane w epikryzie. Zabiorą mnie na leczenie ale ją zabiję jak spotkam. Normalnie tego bym nie potrafił, za dużo czuję kogoś, za bardzo żeby krzywdzić. Ale dla niej nie mam przebaczenia i litości w sercu, jeśli ją spotkam to zabiję. Kobietę która była lekarzem prowadzącym wkręcałem we wszystko co chciałem. Zalewskiej powiedziałem prawdę a ona mnie nie zrozumiała. Niech CIPA GINIE. p.s. nigdy nie miałem rezosansu, ból głowy raz na jakiś długi czas powraca.
-
Fable - w psychozie nie potrafi chory odróżnić fałszu od prawdy? A psychiatrę też łatwo oszukać, potrafię świetnie kłamać kiedy bardzo chce i przekonać do 'fałszu'. Bardzo fajnie było kiedy potrzebowałem zwolnienie z pracy na tydzień wstecz i tak posterowałem psychiatrę że był pewien że mam nawrót choroby. Więc czemu tylko pacjent w psychozie miałby nie odróżnić prawdy od kłamstwa? -- Zenonek - leki są środkiem doraźnym. Leki nie leczą psychiki, a mają tylko wspomóc psychoterapię. -- Im_back - mi się powoli udaje. Chociaż nie mówię lekarzom, psychologom, psychoterapeucie że korzystam z medytacji i wyciszania się jako głównego sposobu który mi pomaga (dokładnie to medytacji zen) bo generalnie mam ich teorie gdzieś. Taka anoreksja najczęściej powstaje z powodu niechęci do samego siebie, kompleksów na punkcie własnej osoby, możliwe są dodatkowe czynniki psychologiczne jak częste wmuszanie jedzenia pomimo braku apetytu czy już zaspokojonego głodu. Rodzice często są debilami (tak z 30-40%) i jak dziecko które ma 110 cm, wagę 38 kg ma zjeść podobną porcję co pracujący dorosły? Anoreksja to niechęć do jedzenia która wynika z czegoś. Może wystarczy tylko psycholog który odpowiednio pozytywnie wzmocni poczucie wartości tej osoby, może wystarczy czasem porozmawiać bo może to posiłki są problemem? Przykład z nierównowagą jest dobry - jedz przez pół roku tylko na obiad ziemniaki z kapustą, ciekawe kiedy w końcu zaczniesz tym rzygać :)?
-
Zgadzam się z antypsychiatrią. Gdyby ordynator posłuchała moich słów o ćpaniu to może nie byłbym tak wściekły jak jestem teraz. Gdy weźmie się pod uwagę że miałem pierwsze dwa tygodnie przerwy od ponad rocznego codziennego zażywania alkoholu, twardych i lekkich dragów a w kłótni kiedy chciałem wyjść do spać do ojca uderzyłem się mocno w łeb to prostych wniosków jest kilka. Jednym z pierwszych który mnie wkurza że groziła mi śmierć kliniczna przy takim wyczerpaniu chemią organizmu i ładowaniem we mnie dalszej chemii, w śpiączce mogłem leżeć kilka do kilkunastu lat. Każdy organizm w końcu reaguje trochę inaczej. Dwa że kobieta oczywiście wierzy bardziej w ideał matki która wie lepiej co jest dobre dla jej dziecka i co jej dziecko robiło lub jakie jest. Oraz że dziecko jest idealne i nie mogłoby zrobić coś złego. Szkoda że w szpitalu zamiast posłuchać tego co miałem do powiedzenia wzięło się to jako moje urojenia. Znalazłem jednak znajomych z gimnazjum (bo w podstawówce nie pamiętam żeby ktoś widział) którzy pamiętają moje siniaki które miałem przez kilka tygodni, to co robiła w domu nadawało się spokojnie żeby umieścić ją na leczeniu. Dla mnie prostym wnioskiem jest że każdy w jakimś stopniu jest zaburzonym. Denerwuje mnie jednak że wsadzić i uznać za leczenie jest łatwo a wziąć odpowiedzialności nie ma komu. A musi głównie to zrobić osoba która właśnie mogła przeżyć ogromny szok, który może być prawie traumatyczny - to znaczy sam chory. Biorą pod uwagę zamkniętą sferę i pulę genową - skończone czynniki biochemiczne które występuję u człowieka (i nie tylko ofc:P dotyczy to każdej istoty żywej) prostym wnioskiem jest że główną przyczyną chorób jest "życie". Główną przyczyną są pierwsze trudne lata w dzieciństwie, który to okres jest najważniejszy dla nowo narodzonego dziecka. Późniejsze dorastanie do wieku mniej więcej 12-14-16 lat. Później zaczyna się już okres wczesno dorosły, podczas którego rodzice już praktycznie powinni sobie dać spokój z kształtowanie wychowawczym a traktować już jak prawie dorosłego. Gdyby moja lekarka usłyszała co działo się u mnie w domu, i kto głównie prowokował konflikty (słusznie lub nie, ocena zachowania jest już sporem dość trudnym i złożonym) nie wiem czy kiedykolwiek więcej uwierzyłaby czy matka dzieci może się tak zachowywać. Jednak leczenie jakie jest teraz, psychoterapią i farmakologią jest dość dobre, jak prawie we wszystkim może być nieco lepsze. Farmakologia zaburza bardzo silnie, biochemia mózgu jest bowiem czymś bardzo złożonym i niesamowicie w szybkim tempie stężenia pewnych związków mogą się zmienić z jednych ośrodków do innych. Jednak jeśli nie psychiatria to co, należałoby chyba spytać "opiekuna" takiego ruchu. Sam uważam że farmakologia jest zbędna, lub zbędna w takim wymiarze jakim jest stosowana teraz.
-
dzięki, wiem dokładnie co jest problemem. I jest to bardzo złożone...eh dżizas - nie wiem dlaczego mojej matce wydaje się że była idealna choć zniszczyła mnie życiowo zanim zacząłem żyć -_- dżizas tylko dlatego że nie wiem czy w ciągu najbliższych paru lat odważę się na długoletni związek związany z możliwym wychowaniem dziecka. Jak pomyślę że ewentualne dziecko może doświadczyć podobnego życia do mojego to aż mam odruchy wymiotne -_-.
-
Jestem więźniem we własnym domu.
Nez odpowiedział(a) na Lolita18 temat w Problemy w związkach i w rodzinie
onanek mam podobnie w domu jak na ironię jako kilkulatek widziałem książkę na półce "toksyczni rodzice" i jak na ironię moja matka właśnie jest bardzo toksyczna. Staram się jakoś swoje życie zrozumieć i poukładać to sobie w głowie. Jednak ciągle wracam do bolesnego wniosku że obydwoje rodzice polegli, polegli tak bardzo że nie mam dla nich dobrych uczuć. Choć silę się na to by być miłym. Lolitka18 dokładnie - nie zachłyśnij się wolnością, powoli krok po kroku nauczysz się na studiach swobody bo i ze swobody trzeba nauczyć się umiejętnego korzystania. Łatwo się zachłysnąć i polecieć na dno. Naucz się mówić do nich tak żeby musieli Cię wysłuchać. Do każdego jakoś da się trafić, czy spokojnym, trafionym i celnym argumentem czy "kijem" i awanturą. Powiedz im że skoro chcesz pracować to będziesz pracowała czy przyjdzie tam i zrobi tę awanturę czy nie. Jak dostaniesz etat w pracy możesz powiedzieć nawet lekko żartobliwie że może się tak i tak zdarzyć bo masz takich rodziców. To Ona wyjdzie na kretynkę i idiotkę a nie Ty. Zargumentuj ze praca nauczy cię korzystania ze swoich środków finansowych, gospodarności, że będzie dla Ciebie dobrym elementem rozwojowym. Wytłumacz jej że zakazy późnego wychodzenia czy nocowania u kogoś godzą w Twoją niezależność, wykazuje przy tym całkowity brak zaufania wobec Ciebie oraz nie nauczysz się przy tym odpowiedzialności. (wiesz, często przy takich rozmowach dostałem w pysk, zostałem sklnięty czy poszarpany ale może Twoi nie są aż tacy źli ) - -
Od przedwczoraj przegięcie a dziś już się spiętrzyło tak że piszę. Leczono mnie psychiatrycznie więc podwójnie jestem uziemiony. Matka apodyktyczna despotka (apokalipsus domus) nastraja mnie bardzo psychotycznie. Raz spróbowałem uciec z powodzeniem że w czasie pół rocznej nie obecności udało mi się porzucić narkotyki. Ale później było mi to wypominane. Co mnie niezmiernie dziwi. Nie chodzę do szkoły a roczne wydatki kiedy chodziłem w liceum do szkoły przekraczały obecne kilka krotnie. Matka zarabia więcej niż kiedyś. Nie jest z ojczymem od kilku lat. Mój młodszy brat od ponad roku mieszka z dziewczyną, pracuje i w miarę zarabia na siebie. Od dwóch lat jestem bez farmakologii więc argument że wydaje na moje leczenie jest chybiony. Mimo to często obarcza się mnie z zarzutem co do wyjazdu sprzed jakiegoś czasu. Gdzie prawie cały czas pracowałem i mogę się założyć że koszt związany z rachunkami/żywieniem który odpada o jedną osobę mniej ( mnie ) w pewnym stopniu był rekompensatą dla tych niewielkich kwot które nie w każdym miesiący były mi przesyłane kiedy pół roku mieszkałem z dala od rodziców. Jednak kwestie finansowe które się na mnie zrzuca a są często wyssanym z palca urojonym mitem nerwowej i atakującej rodzicielki (która oczywiście jest zdrowa i nie będzie się mną przejmowała bo jestem chory) pominę bo ten wielki puchar goryczy jak zwykle przelewany jest czym innym niż kwestiami finansowymi. Po raz kolejny chowa przede mną i zabiera do pracy gdzie nie potrzebuje laptopa który podczas kilkugodzinnego zamknięcia w domu (znów chowa kluczyk od domu i zabiera ze sobą tak że do godziny popołudniowej za bardzo nie wychodzę bo nie lubię zostawiać otwartych drzwi) jest nielicznym narzędziem rozrywki który lubię. Jednak w ostatni weekend rozwaliła mnie wybuchem na mnie o to że nie biorę jeszcze mokrej suszącej się szklanki a sięgam po suchą z kredensu. Jako że przy jej wybuch już dawno przestałem zachowywać skrupuły i starać się być lepszym, milszym (co jednak często mi się zdarza, milczę, nie reaguję) dość stanowczo i krótko odparłem że jak chce żeby zrobić jej herbaty w jej ulubionym kubku w krowie łaty to jej robię herbaty bez słowa w kubku w krowie łaty, a jak mam ochotę napić się ze szklanki z kredensu to piję w szklance z kredensu. I że nie musi przelewać swojej złości na mnie ponieważ znowu coś jej nie pasuje. Jednak najbardziej nie znoszę tej psychozy która mi nakręca kiedy wyjdę z pokoju np. w jednej ręce mając miskę po obiedzie, w drugiej znoszony ciuch - schodząc do kuchni wyrzucam ciuchy po drodze do miski z brudnymi ubraniami, zabrzękała mi łyżka w misce, wchodzę jeszcze do nie wykończej łazienki zabieram nowy ręcznik i nagle w drzwiach od łazienki naskakuje na mnie z tekstem co robię. I znowu spokojne tłumaczenie że idę wziąć prysznic. Po drodze wyrzuciłem ciuch do prania, pyskuje do mnie że przecież jeden ręcznik już tam - i znów spokojnie tłumacze że już tamten jest trochę brudny i biorę świeży - wielkie obruszenie, rzucanie we mnie trochę mięsem. eh Głęboki wdech wydech i idę pod prysznic. -- Niektórych rodziców z chęcia widziałbym w jakimś obozie przetrwania gdzie kilkuletnie dzieci przejmują rolę dozorców i krzyczą po nich, rozkazują, wymyślają kary - chciałbym widzieć wtedy czy potrafiliby normalnie odreagować...
-
Byłem w podobnej sytuacji. Kiedy dowiedziałem się że ktoś kogo uważałem za swojego ojca całe życie nim nie jest, bo matce coś nie odpowiadało i w wieku 16 lat kiedy wniosła o sprawę rozwodową dowiedziałem się że byłem jako dziecko adoptowany. To tak jakby całe życie, a 16 lat to już nie mało nagle pękło i było nieprawdą, całe życie myślałem o kimś jak o ojcu, jak o tacie, i jeb kolejny raz w łeb... Lepiej walczyć o prawa do wychowania, spotykania się, bawienia i nauczania (pomoc w lekcjach, w życiu) - kiedy dorośnie sam będzie szukał kontaktu ze swoim dobrym ojcem. Niech żonie coś się zmieni a już raz się jej zmieniło i to tak szybko, to w przyszłości dziecko może się załamać z tego powodu. Nie musi, ale może...
-
Co za optymizm A no tak...są i takie burze które zmywają powodzią razem z liściem. Ale czy wytrwałe czekanie (wytrwała praca) nie przyniesie w końcu choćby małego sukcesu, małego promyczka realizacji ;o? (cheer up, kenian child's are starving ;P)
-
3 grosze a propos drżenia rąk, ogólnie jakichś drgawek - to jest całkiem normalne jak się zdarza co jakiś czas. Ale....na drżenie rąk tak ogólnie i w ogóle jakieś fizyczne sprawy pomagają ćwiczenia fizyczne. Keyboard, klawiatura (można ćwiczyć pisanie bezwzrokowe), ćwiczenia palcami np. chińskie kule czy obracanie monetą. Samo prostowanie palców ze skupieniem się na utrzymaniu ich wyprostowanymi może pomóc. Tylko to trzeba z głową trochę, ćwiczenia fizyczne w których nadwyręża się mięśnie, ścięgna i stawy tylko zaszkodzą. Wystarczy lekkie wyprostowanie i powolne zginanie, delikatne powolne prostowanie i zginanie. Do tego ćwiczenia z rytmicznym powolnym oddychaniem (super jeszcze jak przez przeponę). No, ale najwięcej jak tu wszyscy piszą powie lekarz. Choroby w których objawem jest trzęsienie się rąk jest mnóstwo.
-
mi tak w ogóle wystarczy że wejdę na to forum, przeczytam nazwę tematu "zakaz poddawania się!" i mam uśmiech mobilizujący na twarzy ! :) Ale z pracą mam podobnie. Do psychologa nie chodzę, bo i tak za mnie nie rozwiąże problemów. Wysłucha, może powie coś dobrego ale w pracy ciężko złapać mi odpowiedni dystans. Jeszcze jak jest jakaś fajna dziewczyna w moim wieku to miałem ogromny problem. Samotne życie przez 4 lata (4 lata bez jakiegoś bliższego kontaktu, a to jednak ważne w życiu żeby czasem tak chwycić się za rękę, czy przytulić i poleżeć blisko choćby przez chwilę). Teraz, od jakiegoś czasu jestem z kimś i optymistyczne podejście coraz mocniej się we mnie kształtuje. Więc, zakaz poddawania się! Po każdej burzy wychodzi w końcu słońce. Choćby trzeba było malutki liściem, powoli i wytrwale chronić się przed ogromną nawałnicą .