Skocz do zawartości
Nerwica.com

milka

Użytkownik
  • Postów

    132
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez milka

  1. jestem raczkiem...kolejnym , a moja nerwica tak bardzo się do mnie przywiązała, że już 20 lat żyjemy razem i tak się trudno rozstać......i jeszcze na żarty mi się zebrało....
  2. Anula1_1 ja miałam odrętwiałą jedną stronę twarzy, potem drugą. Okropnie dziwne uczucie. Po jakimś czasie samo mi przeszło, ale ciągle dochodzą nowe objawy. Miałam też jakieś dziwne drżenia w plecach, zaburzenia wzroku, drżenia mięśni, nogi jak z waty, innym razem jak z ołowiu, bałam się, że to stwardnienie rozsiane, albo inne cholerstwo. Odwiedzałam bardzo wielu lekarzy i jak większość z nas nerwicowców nie wierzyłam, że to nerwica. I tak od 20 lat.......Nigdy niekończąca się historia..........
  3. Ja mam tak, że im więcej spraw na głowie, tym mniejsza nerwica. Im bardziej skupiamy się na tym, co nam dolega, tym więcej znajdujemy innych, przykrych dolegliwości. Są takie dni kiedy czuję się super, ale jak tylko sobie to uświadomię wszystkie koszmarne objawy wracają z coraz większym natężeniem. Moim zdaniem tak naprawdę do czegoś tej nerwicy potrzebujemy skoro tak ciężko nam się z nią rozstać. Są takie sytuacje, w których wygodnie jest być chorym.....
  4. Anula1_1, biedactwo, ale się "nakręciłaś". Fizycznie wszystko na to wskazuje, że jesteś zdrowa. A te wszystkie objawy to nerwica. Myślę, że warto podejść do psychiatry, a potem psychoterapia, choć to nie zawsze działa.
  5. Moniczka,Eva Dziewczyny, też mam dokładnie tak jak Wy (cały ten cyrk z objawami) Jak już pisałam moja nerwica towarzyszy mi od 20 lat. I dopiero gdy trafiłam tutaj uświadomniłam sobie, że to TYLKO I AŻ nerwica......
  6. Moniczka dzięki za wsparcie i listę lektur [ Dodano: Pią Lip 28, 2006 3:40 pm ] Martusia gorzej....się czuję, ale się nie poddam, bo wiem, że to moja nerwica ciągle próbuje mi udowodnić, że to ona rządzi i poprzez moje złe samopoczucie daje mi znak, że łatwo nie będzie...ale teraz to ja zamierzam decydować o sobie.
  7. aniołek, właśnie pędzę kupić sobie coś extra. Myślę, że zasłużyłam...jest tylko jedno "ale"......znów źle się czuję, a było już tak pięknie......
  8. kretka więc chodź, razem będzie nam raźniej. Pozdrawiam:)
  9. Virginia, ja walczę i ona też walczy i tym razem mnie nie pokona. Od 20 lat robi ze mną co chce. Odebrała mi przez te lata wszystko. Przez nią straciłam przyjaciół i znajomych, nie sprostałam wielu ważnym zadaniom. To przez nią żyłam jak zaszczute maleńkie zwierzątko. A teraz powiedziałam: koniec.
  10. Nerwica to podstępna choroba, życie tak naprawdę jest piękne, ale nie dla nas nerwicowców. My jesteśmy skupieni tylko na swojej chorobie, przynajmniej ja tak mam. Jednego dnia wydaje mi się, że jest absolutnie wspaniale i tyle rzeczy chcę jeszcze zrobić, a potem nie mam sił wstać z łóżka po kolejnej nieprzespanej nocy. I w sumie to wygląda tak, że chciałabym coś zrobić, ale mi się nie chce. Wiem, że brzmi to dziwnie, ale tak jest. Nerwica jest w wielu sytuacjach dobrym "alibi". Ja tak to czuję. Wiem, że ta choroba bardzo ogranicza moje działania, ale gdzieś tam głęboko w sobie kurczowo się jej trzymam. Nawet jak czegoś nie zrobię, tak jak powinnam, np. nie posprzątam, czy nie zrobię zakupów, zawsze mogę powiedzieć mężowi, że nie dałam rady, źle się czułam...itd, itp... Wygodne prawda?? Myślę, że właśnie tak jest, że pielęgnujemy w sobie tą zmorę w ściśle określonym celu...
  11. Od wczorajszego popołudnia gorzej się czuję. Jakoś dziwnie szumi mi w uszach. Miałam też chwilowy odlot, totalną nierealność otoczenia. Myślę, że to przez to, że poważnie zabrałam się za walkę z moimi lękami i od kilku dni uczę się wychodzić sama na zakupy, poruszać się na własnych nogach, bo do tej pory przemieszczałam się tylko samochodem. Na początek wyznaczam sobie krótkie trasy. Fakt boję się, mam zawroty głowy, serce mi wali jak oszalałe, ale nie poddam się. Muszę to pokonać. Wczoraj wracałam sama od stomatologa jakieś 10 minut piechotką. Było ok, ale jak wróciłam właśnie zaczęłam się gorzej czuć.
  12. Moniczka, pisałam już kiedyś o tym, że to bardzo wygodne alibi, ja też często z niego korzystam. Jak nie zrobię czegoś tak jak powinnam, zawsze mogę się zasłonić moją nerwicą. I myślę, że to jeden z czynników dla którego pielęgnujemy w sobie to cholerstwo (czyt.nerwicę)....
  13. dorotka, bardzo dobre pytanie. Też mam z tym problem. Rano zamiast cieszyć się nowym dniem, drżę i boję się co mi przyniesie. Niby staram się walczyć, niby lepiej się czuję, ale ten lęk czai się w mojej głowie.
  14. Aniołku, wcale nie powiedziałam, że radzę sobie bez leków i psychoterapii. Jest mi czasem ciężko jak cholera. Ostatnio staram się być stale w ruchu, szukam sobie zajęć, bo bezruch i monotonia powoduje przypływy złego samoopoczucia. Walczę każdego dnia ze sobą, głupimi myślami, lękiem i muszę to w końcu pokonać.
  15. didado1, właśnie !! Ostatnio często zastanawiam się, co mi daje nerwica skoro gdzieś tam w głębi siebie tak czule ją pielęgnuję.....Ona jest mi najwyraźniej do czegoś potrzebna i do póki sobie tego nie uświadomię nie będę w stanie jej pokonać. Wydaje mi się, że pomalutku zaczynam odkrywać o co chodzi.
  16. aniołku, nerwica to podstępna choroba, życie tak naprawdę jest piękne, ale nie dla nas nerwicowców. My jesteśmy skupieni tylko na swojej chorobie, przynajmniej ja tak mam. Jednego dnia wydaje mi się, że jest absolutnie wspaniale i tyle rzeczy chcę jeszcze zrobić, a potem nie mam sił wstać z łóżka po kolejnej nieprzespanej nocy. I w sumie to wygląda tak, że chciałabym coś zrobić, ale mi się nie chce. Wiem, że brzmi to dziwnie, ale tak jest. Nerwica jest w wielu sytuacjach dobrym "alibi". Ja tak to czuję. Wiem, że ta choroba bardzo ogranicza moje działania, ale gdzieś tam głęboko w sobie kurczowo się jej trzymam. Nawet jak czegoś nie zrobię, tak jak powinnam, np. nie posprzątam, czy nie zrobię zakupów, zawsze mogę powiedzieć mężowi, że nie dałam rady, źle się czułam...itd, itp... Wygodne prawda?? Myślę, że właśnie tak jest, że pielęgnujemy w sobie tą zmorę w ściśle określonym celu... Jeżeli chodzi o leki, one tylko tłumią nasze szalone emocje. Ja po lekach czuję się fatalnie, na psychoterapię nie chodzę z różnych powodów.
  17. Maggie, ja podobnie jak Ty ucieszyłam się, że tutaj trafiłam. Teraz dużo więcej wiem na temat tej podstępnej choroby i odkąd tu bywam mam dużo lepsze samopoczucie. Łatwiej mi zrozumieć to, co się ze mną dzieje i dlaczego się dzieje. Pozdrawiam Cię gorąco. :)
  18. kamka, różnie z tym bywa, to mija, czasem trwa dłużej, czasem krócej, czasem czuję jakbym nie miała ciała....nie wiem co z tym robić, mnie samo przeszło, ale tak jak mówię zdarza się, że wraca.
  19. kamka, nerwica potrafi zdominować cały organizm, to poważna choroba, a ci, którzy tego nie przeżyli nigdy tego nie zrozumieją. A my przecież naprawdę cierpimy i chociaż mamy tyle objawów somatycznych (ze strony naszego ciała) to tak naprawdę wszystko siedzi w naszych głowach i nie jesteśmy w stanie sami sobie z tym wszystkim poradzić.
  20. Liwia, o dziwo moja pani psycholog również kazała mi napisać list do mamy i nie wysyłać go (napisać by się oczyścić, odciąć). Napisałam, ulga była chwilowa, potem wszystko wróciło. I właśnie po przeczytaniu Twojego postu uświadomiłam sobie, że moja mama też ciągle skarżyła się na serce i że pewnie umrze niedługo.....Czyżby nasze matki obciążały nas swoimi lękami ?? Jeżeli tak, to już drżę o moje córki.
  21. Dzięki betty za wsparcie. Moje życie to stabilizacja, ale chyba trochę pozorna. Czegoś mi chyba brakuje, ale nie wiem czego. Mam fajne dzieci, super męża, od 10 lat firmę, w której wspólnie realizujemy się zawodowo. A moja praca to ciągle nowe, ciekawe wyzwania. To "coś" siedzi głęboko w mojej psychice i czasem atakuje z taką siłą, że myślę, że nie dam rady, że powinnam zakończyć to wszystko i...odejść...Bo czasem mam takie "jazdy", że cierpi na tym cała moja rodzina.
  22. Leczyłam się, ale po lekach było jeszcze gorzej. Psychoterapię też przerabiałam, ale nie bardzo wierzyłam, że to pomoże. Potem znów była psychoterapia, ale miałam wrażenie, że pani psycholog sama potrzebuje pomocy, bo kręciła się na krześle, grzebała sobie w zębach, poprawiała nerwowo spódnicę i wywracała oczami. I dzięki niej tylko mój portfel poczuł ulgę, a ja nadal cierpię....Bo jakoś trudno mi uwierzyć, że to tylko nerwy....
  23. Zaczęło się w dzieciństwie, na moich oczach zmarła na zawał moja babcia. I wtedy zaczęłam się bać śmierci. Moja mama, osoba niezwykle radosna i towarzyska, często pozwalała sobie na wypady z koleżankami na kawkę i ploteczki po pracy. A ja wtedy wyczekiwałam na jej powrót, a wyobraźnia podsuwała mi obrazki, że nie wróci, bo coś się jej stało, miała wypadek i pewnie już nie żyje, a ja zostanę samiuteńka na tym świecie. Zawsze wtedy bolał mnie brzuch i miałam uporczywe biegunki. A wieczorami przed zaśnięciem pytałam mamę czy nie umrzemy...Jak miałam 19 lat ojczym oznajmił mi, że mama jest chora, ma guza w jamie brzusznej. Przez kilka tygodni byłam pewna, że to koniec, że to rak i mama umrze. Potem okazało się, że ten "rak" to ciąża i że będę miała brata. I wtedy zaczęło się. W szkole dostałam tak okropnych zawrotów głowy, że prawie czołgałam się do toalety. Potem czułam jakby odgradzała mnie od świata szklana ściana. Obrazy i dźwięki były mocno przytłumione, zamglone, nierealne. Zaczęłam się izolować od ludzi. Potem przyszły dziwne odczucia jakbym nie miała połowy twarzy, zwyczajnie nie czułam jej, potem pojawiło sie uczucie spinania skóry głowy i wrażenie, że "bolą" mnie włosy !!! Nie sposób było się uczesać. Potem na przemian zaczęły się pojawiać wrażenie ogromnej ciężkości ciała (jakbym miała ołów w kieszeniach) i potem ulotności (jakbym nie miała ciała).Teraz ciągle mam bóle i zawroty głowy, mrowienia w kończynach, bóle żołądka, nudności, wzdęcia, zaparcia lęki, ataki paniki, bóle i kołatania serca, osłabienie i całą masę innych objawów. Byłam u wielu lekarzy psychiatrów, neurologów, kardiologów. Robiłam EKG, EEG. Parę razy trafiałam do szpitala, gdzie po badaniach i zaaplikowaniu czegoś na uspokojenie odsyłano mnie do domu, gdzie potem spałam nieprzytomna od leków bez jakiekolwiek kontaktu przez kilkanaście godzin. Ciągle szukam.....chcę przestać się bać i......żyć.......
  24. Scarlet dziękuję za Twoje słowa.
  25. I trochę mnie to przeraża. Dzisiaj nawet zaczęłam się zastanawiać czy to aby nie cisza przed burzą i czy znowu nie wpadnę w ten dziwny stan, kiedy strach nie pozwala żyć. Zauważyłam, że jak zbyt długo wszystko jest ok, to staram się znaleźć sobie powód do strachu.... Nie wiem dlaczego tak jest. Coś mi wtedy mówi, że nie powinnam być wesoła, normalna, że muszę i powinnam się bać.....Sama nie wiem o co chodzi......
×