Skocz do zawartości
Nerwica.com

milka

Użytkownik
  • Postów

    132
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez milka

  1. kretka, jaka sepsa, ani mi się waż wymyślać sobie kolejną zmorę. Zabraniam. Szkoda, że nie mieszkasz bliżej....Wtedy pozkazałabym Ci sepsę. Pozdrawiam Cię gorąco.
  2. Eva,limba dziękuję. Super, że ktoś mnie w końcu rozumie i wspiera. Dzięki Wam wiem, że teraz będzie już tylko lepiej z każdym dniem. Pozdrawiam gorąco.
  3. Od rana byłam spięta i przerażona, bo od kilku dni miałam zaplanowane wyjście z córką do fryzjera. W końcu postanowiłam, że nie nie będę jej ścinać włosów sama tak jak to zwykle robiłam, bo efekty były opłakane. I normalnie miałam stracha przed wyjściem, przed ludźmi, których mogę tam spotkać. Już chciałam zawrócić, bo dziwnie się czułam. Ale nie poddałam się, czułam się jak pijana, szłam na lekko szmacianych nogach, a potem zwyczajnie mi przeszło. Potem jeszcze na moment pojawił się lekki straszek, ale nie poświęciłam mu zbyt wiele uwagi i rozpłynął się gdzieś. Niby to takie nic, ale dla mnie to wielki krok ku wyzdrowieniu. Myślę, że wkrótce będę wolna.
  4. milka

    jest problem

    pawcio witaj. Powiem Ci, że ja nie biorę leków, a odkąd tu bywam regularnie to dużo lepiej się czuję. Tutaj mogę napisać o wszystkim co mnie dręczy i boli i wiem, że nikt mnie nie wyśmieje. Dlatego piszę bez obaw i zrzucam z siebie kolejne problemy, które mnie dręczą....oczyszczam się, każdego dnia uwalniam się od kolejnej zmory i chyba o to tu chodzi, bo widzę dużą poprawę.
  5. A ja myślałam, że tylko ja tak strasznie boję się raka. Wstydziłam się przyznać do tego strachu.
  6. kretka, też tak miałam. Mieszkałam kiedyś na IV piętrze i wyjście ze śmieciami wtedy normalnie mnie przerażało. To było prawdziwe wyzwanie, któremu bardzo długo nie byłam w stanie sprostać. Samo zejście po schodach odbierało mi tyle energii, że nie starczało mi jej na powrót. Chodziłam "na raty" pokonywałam pewien dystans i spanikowana uciekałam. W końcu przyszedł dzień, że dotarłam do celu, czułam się jak prawdziwy zdobywca. W sumie to miałam prawo się tak czuć, w końcu zdobycie szczytu śmietnika było dla mnie prawdziwym wyczynem....było niezwykle czasochłonną akcją, którą w końcu doprowadziłam do szczęśliwego finału. Potem uczyłam się docierać do klatki schodowej z pobliskiego parkingu. Bo normalnie jak nie było miejsca pod samą klatką, to potrafiłam godzinami jeździć w kółko w oczekiwaniu aż zwolni się "moje miejsce" (tak wtedy myślałam), a jak się nie zwalniało, to dzwoniłam z komórki do męża na górę żeby zszedł po mnie bo cała byłam jak z waty. I "taszczył" mnie na górę, a ja jak lalka szmaciana wisiałam na jego ramieniu i umierałam setki razy zamim dotarłam do drzwi. To wszystko minęło, ale pojawiły się inne dziwactwa. Moja nerwica zmienia się i zaskakuje mnie prawie każdego dnia. Jedne objawy znikają, a pojawiają się inne. Mam wrażenie, że chodzi tu o ciągłą walkę. Jak już nauczymy się radzić sobie z danym problemem, to pojawia się kolejny i znów musimy walczyć, uczyć się pokonywać te cholerstwa i tak w kółko. Nie ma co pomysłowa ta nerwica, nie odpuszcza, robi wszystko by o niej pamiętać...przyjaciółka upierdliwa.....
  7. czarna_mańka, próbowałam, na nic się nie zdało...a miało minąć jak ręką odjął...moim zdaniem szkoda czasu i pieniędzy.
  8. Właśnie,kretka nic na siłę, pomalutku, krok po kroczku, spokojnie i do przodu. Mam momenty zwątpienia, ale wiem, że teraz nie wolno mi zawrócić. Lepiej nawet na chwilę stanąć, zatrzymać się, byle by się nie cofać. Ja jestem typowym zodiakalnym rakiem i często zdarzało mi się wycofywać po maleńkich nawet niepowodzeniach. Teraz jest inaczej...Teraz prę do przodu.....Obrałam drogę, mam nadzieję właściwą drogę.....ku wolności
  9. Tunia03, moja pani psycholog mówiła, że dobrym sposobem na pozbycie się lęku jest ośmieszenie go. Kazała mi nawet pisać wiersze na ten temat. Pisałam, ale niewiele to pomogło. A na terapii z tą panią nie potrafiłam się otworzyć, bo jak patrzyłam na nią i jej zachowanie, to miałam wrażenie, że sama potrzebuje psychoterapeuty. Zawsze jak zaczynałam swoje opowieści ona zaczynała się nerwowo kręcić i wiercić, grzebała sobie w zębach, poprawiała nerwowo spódnicę, albo pukała długopisem w blat biurka, doprowadzała mnie tym do szału. Po sesjach z nią byłam lżejsza, ale tylko dlatego, że dość poważnie uszczupliła mój budżet......i teraz leczę się sama z mniejszym lub większym skutkiem.
  10. milka

    samotnosc.

    cclaire, poczytaj posty Evy, ona zawsze pisze tak mądrze i serdecznie. Ja dzięki Niej walczę, pomogła mi zrozumieć jak nie dać się nerwicy. Często płaczę jak czytam Jej posty, bo czuję się tak, jakbym to ja je pisała.
  11. artek28, przez 20 lat nie mogłam uwierzyć, że to nerwica i napadają mnie nadal chwile zwątpienia. Aż ciężko uwierzyć, że to tylko nerwy. To co się z nami dzieje, to prawdziwy koszmar. U mnie każdy zawrót czy ból głowy powoduje, że myślę że to rak, czasem mam wrażenie, że mózg mi pęcznieje i napiera na czaszkę i wtedy myślę, że to tętniak. Serce mi wali jak szalone, ból obejmuje lewą rękę i już myślę, że to zawał. Mrowienia kończynach nasuwają mi podejrzenia, że to stwardnienie rozsiane. Czasem czuję dziwne, wędrujące bóle kończyn i jakby prąd w kręgosłupie i znowu myślę, że to jakieś przerzuty nowotworowe. Miałam bolesne węzły chłonne i już świrowałam, że to jakaś białaczka, albo AIDS, albo inne cholerstwo. Mierzyłam stale ciśnienie i temperaturę. I łaziłam do coraz to nowych lekarzy i ciągle miałam wrażenie, że nie rozumieją zupełnie mojego cierpienia. W końcu powiedziałam dość. Koniec. Skoro wszyscy twierdzą, że fizycznie jestem zdrowa, to pewnie tak jest. Teraz uczę się wychodzić z domu bez lęku, uczę się na nowo funkcjonować w społeczeństwie. Nie zawsze mi się to udaje. Są dni kiedy całkowicie poddaję się tym paskudnym objawom. Ale odkąd znalazłam to Forum optymistycznie patrzę w przyszłość. I wiem, że będzie ok, że dam radę.
  12. artek28, mam takie same jazdy i wiem, że sama się nakręcam. Ale odkąd tu trafiłam czuję się dużo lepiej. Zrozumiałam w końcu, że nie tylko ja tak mam.
  13. Eva, dajesz mi siłę do walki. Teraz jest dobrze, ale jak mnie "bierze" zaraz wchodzę na FORUM....i jak mnie nie "bierze" też wchodzę....żeby mnie za często nie "brało"....Nawet żartować mi się chce :)
  14. aldara.35, moja choroba zatakowała mnie też w czasach szkolnych, a ściślej w szkole średniej. Zaczęło się od strasznego zawrotu głowy, a potem pojawiły się objawy podobne do Twoich plus jeszcze uczucie nierealności otoczenia i izolowanie się od przyjaciół i znajomych, coś jakby zapadanie się w sobie. Cały czas myślałam o tym jak i dlaczego tak się czuję. Dziś wcale nie jest lepiej, ciągle pojawiają się nowe "zmory". Moja wyobraźnia pracuje w tempie szalonym, a obrazki jakie mi podsuwa są przerażające. Ciągła wizja śmierci, lęk, że coś okropnego (bliżej nieokreślonego) musi się wydarzyć. Walczę z tym, zaczęłam wychodzić z domu, wyznaczam sobie coraz dłuższe trasy. A dzięki temu FORUM zrozumiałam, że nie tylko ja tak mam.
  15. milka

    katatonia.

    W pierwszej chwili pomyślałam, że to fragment scenariusza horroru. Nie wiem czy to dobre miejsce na tego typu publikacje.
  16. Joasia, mam dokładnie tak samo. Jednego dnia dnia rozmawiam z kimś, jestem wesoła, rozmowa się klei i wszystko jest cacy. A z jakiś czas nie umiem gadać z tą osobą, wydaje mi się, że jest inna i wtedy się u mnie pojawia tzw.foch i zastaniawiam się dlaczego ludzie tak się zmieniają...., a to nie ludzie, tylko nasze nastroje są zmienne. Nie wiem czy wszyscy w nerwicy lękowej tak mają, ale ja tak. I nie powiem, że dobrze mi z tym. Czasem ludzie myślą, że mam do nich jakiś żal, że jestem zła........Ciężko się z tym żyje, ale zupełnie nie wiem, jak to zmienić.
  17. milka

    Szczyt hipochondrii

    Moniczka, nie jesteś odosobniona w swojej hipochondrii. Ja też podobnie jak Ty, miałam takie "jazdy", że jak mnie coś zabolało, to musiała być śmiertelna choroba i już zaczynała się panika. Miałam etap mierzenia ciśnienia po klika razy w ciągu dnia, mierzyłam też temperaturę i zawrówno jedno jak i drugie było podwyższone. Potem sprawdzałam węzły chłonne, bo się "nakręciłam", że mam powiększone i w dodatku bolesne. Mogłabym wymieniać bez końca, jak odpuszczę jedne objawy, to znajduję inne. Ale chyba wracam do normalności, bo coraz rzadziej skupiam się na obserwacji swojego organizmu i Tobie Moniczko też to polecam. Pozdrawiam gorąco i trzymaj się.
  18. Evamadeline20, dziękuję, otworzyłyście mi oczy, dzięki Wam widzę, że problem tkwi we mnie, że na nic tułanie się po gabinetach psychoterapeutycznych. Najpierw muszę zmienić nastawienie do siebie i świata i w końcu przestać się bać. I przestać traktować moją nerwicę jak przyjaciółkę, tą złą, która z jednej strony mnie niszczy, ale z drugiej strony jest najwierniejsza i przecież tak dobrze ją znam..... [ Dodano: Pią Sie 11, 2006 10:23 am ] Eva,madeline20 sorry, wcześniej nie wstawiłam przecinka i teraz jesteście siostrami syjamskimi..... Bardzo gorąco Was pozdrawiam.
  19. Maryon, u mnie tak się właśnie wszystko zaczęło. Towarzystwo, w którym zawsze czułam się dobrze, stało się nie do zniesienia. Zaczęłam się izolować i tak mi już zostało. Do dziś przeraża mnie tłum.
  20. BYSTRY, też tak mam i w moim przypadku to nerwica i w wszystko wskazuje na to, że w Twoim też.
  21. Anula1_1, to "COŚ" chyba nie istnieje, to Twoja wyobraźnia podsuwa Ci takie myśli....Ja "przerabiałam" już wszystkie możliwe choroby, AIDS, nowotwory wszelakie, zawały...itd., itp. A za codzienną lekturę miałam Encyklopedię Zdrowia, gdzie sobie wyszukiwałam kolejne choroby i......wydawało mi się, że wszystkie mam. Jeżeli chodzi o powiększone węzły chłonne, to też miałam taką obsesję, a potem wyszukiwałam sobie znowu coś nowego. [ Dodano: Wto Sie 08, 2006 3:19 pm ] Anula1_1, dyskomfort pod pachami też miałam, ale minął i wiesz co się okazało?? Powodował go dezodorant antyperspirant. Kiedyś, pamiętam jak mi jakiś osioł wyjechał wprost przed maskę to strasznie się zdenerwowałam i poczułam okropny ból pod pachami, taki przeszywający ból, no cóż normalnie bym się spociła, ale dezodorant zadziałał boleśnie....może śmiesznie to brzmi, ale taka jest prawda. I to ciągle miałam obsesję, że mam węzły powiększone pod pachami i jeszcze co chwilę mierzyłam temperaturę.....i ciągle miałam powyżej 37 stopni.....Teraz już się nie nakręcam w tym kierunku....teraz znajduję w sobie coraz to nowe choróbska........
  22. Stejen,ciężko się z tym żyje, myślę, że powinieś zasięgnąć porady lekarza. Jeżeli chcesz pomogę, bo widzę, że jesteśmy z tego samego miasta....pozdrawiam gorąco i wierzę, że dasz radę.
  23. Ja na nerwicę cierpię od 20 lat, a w czasie jednej i drugiej ciąży (16 i 11 lat temu) czułam się rewelacyjnie, moja uwaga była skupiona na czymś zupełnie innym......Myślę, że za dużo czasu poświęcamy nerwicy i stąd ten cały cyrk.
  24. Aga1, wcale nie straszę, chciałam udowodnić na swoim przykładzie, że chociaż czasami jest bardzo ciężko, to na nerwicę się nie umiera.....
  25. Stejen, też tak mam i doskonale rozumiem, że trudno z tym żyć, ale jak do tej pory nikt mi nie pomógł, żaden lekarz, a żyję z tym już 20 lat.
×