Czy radość...?
Jestem pod wrażeniem postawy swojej dziewczyny, która zdecydowała się dziś porzucić świąteczne nastroje, by towarzyszyć mi przy agonii psa...
Sama z siebie!
A że widok daleki od przyjemnych, tłumaczyć nie muszę...
Gdy dojechała, było już po wszystkim...
Ale posiedzieliśmy wspólnie z matką przy stole...
Rodzinnie się zrobiło wręcz...
A potem wraz z E. zawieźliśmy martwe zwierzę do kremacji...
Wróciliśmy długim spacerem przez obrzeża miasta...
Szacunek