Skocz do zawartości
Nerwica.com

robertina

Użytkownik
  • Postów

    194
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez robertina

  1. Myślę, że tak, już nie pamiętam wszystkich nazw. Wszystkie leki nowej generacji brałam i nie działają.
  2. Po SSRI miałam wymioty a mam emetofobię. Nie mogę brać żadnych leków z tej grupy. A żaden przeciwlękowy nie działał. Ja też świadomie wiem, że nie mam objawów wytwórczych, ale czasem boję się, że tak mi się tylko wydaje... ja mam w sobie taki strach przed tym, że oszaleję, że już nie jestem nawet pewna, czy to, co słyszę to sąsiad, który rozmawia na klatce schodowej, czy już omamy. Muszę pytać kogoś zawsze czy też słyszy i dopiero się uspokajam...
  3. Przed Tiaprydem wypróbowałam ok. 30 innych leków - żaden nie działał nawet w 10%. Na maksymalnych dawkach tych leków nowej generacji, biegałam w panice po pokoju. Tiapryd został mi wypisany, kiedy skończyły się już wszystkie dostępne leki przeciwlękowe na zasadzie, że trzeba coś koniecznie zrobić, bo nie byłam w stanie w ogóle funkcjonować. Nie wiem jak, ale w ciągu trzech dni lęk i silne objawy somatyczne przeszły jak ręką odjął. I błagam nie strasz mnie, że mam psychozę, bo mam tak potworny lęk przed tym, że zwariuję, że śpię przy świetle, bo każdy przedmiot mi się wydaje już omamem...
  4. No, mam do jesieni przestać go brać, bo już śpię normalnie, będę się chyba modlić, żeby pomogło, bo ja dzisiaj nawet nie umiem sobie przypomnieć, co robiłam rano... to jest przerażające. Jeszcze od czasu do czasu (od jakiegoś pół roku) łapie mnie takie uczucie oszołomienia, jakbym dostała czymś w głowę i nie mogę się skupić na jakiejś rzeczy, którą robię. No i boli mnie głowa w zasadzie codziennie i to bardzo. Dla mnie to są objawy guza mózgu, ale, że znam już działanie swojej nerwicy, staram się oceniać racjonalnie takie rzeczy i olewać te myśli... jestem już tak zmęczona po całym życiu w stresie i napięciu, że nawet mi to już nieźle wychodzi. Ale fajne to nie jest.
  5. Ale dopiero po 9 latach? Wcześniej tak nie było - a pierwszy raz miałam przez około pół roku kłopoty z pamięcią jeszcze zanim zaczęłam brać ten lek...
  6. Ja od przedszkola biorę jakieś leki, bo mam nerwicę od 4 roku życia, ale nigdy tak nie było... Tiapryd biorę już od 9 lat w momentach pogorszenia i nigdy nie powodował u mnie kłopotów z pamięcią. Te pierwsze problemy, 10 lat temu miały miejsce zanim zaczęłam go brać. A tego drugiego biorę bardzo mało i nie wiem czy mógłby mi aż tak zaszkodzić... ale biorę go krótko, może i tak. Czy, jeśli go odstawię (próbuję w tej chwili), to sytuacja wróci do normy?
  7. Nikt mi nie pomoże? Ja już nie wiem co robić, czy iść do lekarza czy samemu szukać... już nie jestem się w stanie powstrzymać przed czytaniem...
  8. Mam 27 lat, biorę Tiapryd dwie tabletki rano i po południu i pół tabletki Tisercinu na noc, na sen.
  9. Choruję na nerwicę od najmłodszych lat, jeszcze w przedszkolu się to zaczęło. Zawsze miałam świetną pamięć, potrafiłam odtworzyć wydarzenia na kilka miesięcy do tyłu z fotograficzną dokładnością. 10 lat temu zauważyłam jednak niewielkie pogorszenie tej pamięci, ale na krótko, potem wszystko wróciło do normy. Problem powrócił rok temu a w tej chwili sama jestem przerażona tym, co się dzieje. Nie wiem, czym jest to spowodowane, gdyż teraz mam bardzo spokojny okres, zero stresów od ponad roku, wsparcie i tylko niewielkie objawy w porównaniu z tym, co było jeszcze kilka lat temu. Mam jakieś zaniki pamięci. Kiedy próbuję przypomnieć sobie, co robiłam dwa-trzy dni temu, nie potrafię, przypominam sobie wiele rzeczy dopiero, kiedy mi ktoś mi powie, że się to wydarzyło - potrafię zapomnieć istotną dla mnie rzecz, jaka stała się dzień wcześniej. Ludzie nie chcą ze mną rozmawiać, bo mówią, że opowiadam im to samo po trzy razy z rzędu a ja zupełnie nie pamiętam, że im już o tym mówiłam ani jak zareagowali. A dzisiaj... przypomniałam sobie, że przedwczoraj umówiłam się na wczoraj na spotkanie - nigdy takich rzeczy nie zapominałam. Jestem przerażona i nie wiem, co mam robić. Zawsze byłam hipochondryczką i cały czas mówiłam sobie, że panikuję i wymyślam, bo znowu odzywa się ten problem... ale teraz już jestem pewna, że nie. Nie chcę czytać w google na ten temat, bo znowu wpadnę w panikę, dlatego postanowiłam zapytać tutaj. Co się może dziać? Czy ja umieram?
  10. Rozumiem. Teraz się tylko będę bała odstawiać... muszę chyba omówić to z lekarzem, ale będzie ciężko, bo on jest bardzo niechętny do rozmowy i w zasadzie oficjalnie dał do zrozumienia, że umywa ręce od leczenia mnie. Boję się, że jak mu o tym powiem, znowu karze mi iść do szpitala (robi to nawet, kiedy problem jest minimalny - dosłownie mówię mu, że jest lepiej, ale jedna rzecz jest nie tak a on "szpital byłby najlepszy", chociaż po pobycie tam miałam taką traumę, że przez rok robiłam pod siebie) i nie będzie chciał wypisać leków i rodzice znowu będą przechodzić koszmar rozmowy z nim - jeszcze ich czasem słucha. Chyba mu się zwyczajnie nie przyznam...
  11. Dziękuję za odpowiedź. Teraz tylko nie wiem, co z tym fantem zrobićBoję się, że ten problem sam nie ustanie, jeśli odstawię ten lek kiedykolwiek a żyć z ciągłym odbijaniem to słaba perspektywa - nawet w kolejce w markecie wstyd byłoby stać...
  12. Brałam pregabalinę dwa tygodnie - zero efektu. Lorafen też brałam - i też nic. Hydroksyzynę wzięłam w tabletce raz - było mi tak słabo i źle się czułam, że myślałam, że umrę. W syropie nie działa. Tiapryd to jedyny skuteczny lek na jaki trafiłam, niestety. Byłam. Zostałam tam pobita i okradziona i w ogóle znęcano się nade mną tak, że nie chcę o tym nawet mówić, bo mam traumę od tego. Potem przez prawie rok nie kontrolowałam potrzeb fizjologicznych i musiałam się wspomagać pewnymi rzeczami, żeby nie brudzić i nie moczyć spodni... Ja nie wiem - bo w zasadzie żaden terapeuta nie zajmował mi się konkretnie tą fobią - jakoś ją dziwnie traktowali, jakby to nie było ważne. Bardziej im zależało na wyciąganiu ze mnie traumy z podstawówki, gdzie nauczyciele się nade mną znęcali i tłumaczenie tym tego, że nie mam znajomych - co nie jest prawdą, bo ja znajomych mam, ale nie obok siebie - mam dwie bliskie przyjaciółki, które mieszkają teraz w innych miastach, ale są w podobnej sytuacji, co ja i w zasadzie dni spędzam głównie na rozmowach z nimi online - to nie jest samotność. Może by mi to doskwierało, gdyby nie to, że ja bym nie dała rady teraz znieść czyichś odwiedzin "na żywo" - powiem "ale wyjdź teraz, bo mi się zaczyna lęk"? To bez sensu. Tamte zabiegi nie wiązały się z przedmiotem fobii i, wydaje mi się, że ja ją miałam już wcześniej, bo zawsze bałam się tej jednej rzeczy - te zabiegi wywołały nerwicę. To był dla mnie ogromny stres i trauma i do tej pory boję się być w centrum miasta, kiedy jest ciemno i świecą wszystkie bilbordy, bo to się wiąże z bardzo traumatycznym wspomnieniem. Ale fobia była od zawsze, od kiedy pamiętam. Ps. Wiecie może, czy ona mogłaby być powodem do zaakceptowania zdalnych studiów i egzaminów? Ja mam lekooporną chorobę lokomocyjną o dużym nasileniu a do uniwersytetu musiałabym dojeżdżać i nie jestem w stanie studiować...
  13. Dokładnie, mi trzeba powiedzieć wprost. Jak ktoś mi mówi, żebym zrobiła jedną rzecz ale liczy, że przy tym zauważę inną i też zrobię a potem ma pretensje, że nie zrobiłam, to też jest trudna sytuacja, bo ja uważam, że jak mi ktoś coś powiedział, to chce ode mnie właśnie tego. "Odwieś płaszcz na wieszak" - to odwieszam. Potykam się o buty w przedpokoju, ale nie powiedziano mi, żebym je schowała, może ktoś je chce wyczyścić, może idzie wyrzucić śmieci i będą mu jeszcze potrzebne. A za parę minut: "ale dlaczego ty tych butów nie schowałaś, jak miałaś odwiesić płaszcz to nie widziałaś? Potknąć się można." No widziałam i nawet się potknęłam, ale skąd miałam wiedzieć że mam schować? To jest dla mnie dziwne. Inni naprawdę tak zgadują, czego się od nich chce?
  14. Z tym, że po każdym wystawieniu na lęk mam takie zaostrzenie, że co najmniej dwa miesiące albo tylko leżę, albo biegam po mieszkaniu od rana do nocy. Parę razy się przez to otarłam o szpital. Nie wiem, jak ja mam robić te konfrontacje w tej sytuacji Nie chcę świadomie marnować sobie całych miesięcy przez jedną próbę... ja jestem chyba jakaś dziwna, u mnie wszystko jest inaczej Ale, ja nawet w rozmowach jestem głupia, bo nie umiem czytać między wierszami i słabo rozumiem sugestie...
  15. Zdaje mi się, że tak. Ja już nie próbuję bo to nie ma sensu. Lekarz powiedział, że jeśli to w miarę działa, to niech zostanie, bo przy innych lekach jest natychmiast gorszy stan.
  16. Za droga... ja nie mam własnych dochodów a rodzice już na emeryturze...
  17. Nie, nic. Zgadza się wypróbowałam wszystkie grupy leków, nawet poważniejsze psychotropy, których sam lekarz wpierw nie chciał wypisywać, ale już nie był nic innego do wyboru. Teraz od 2014 roku biorę Tiapryd w gorszych okresach. Efekt jest taki, że znosi mi on niepokój i panikę, ale samych objawów fobii i kłopotów z układem pokarmowym już nie. Z tym, że i tak odetchnęłam, bo wcześniej w zaostrzeniach nie dawałam rady funkcjonować a teraz, kiedy jest w danej chwili lepiej, robię co chcę.
  18. Nie mówił, sama się dowiedziałam, kiedy przez rok uczyłam się w prywatnym studium na kierunku terapii zajęciowej, żeby cokolwiek skończyć. Tam psychologia była jako przedmiot. Wielu rzeczy o działaniu lęku dowiedziałam się właśnie stamtąd. Niestety, nie skończyłam tego studium, bo jedna z głównych wykładowców zagięła sobie na mnie parol i stres powodował zaostrzenie objawów. Już potem nigdy w 100% nie przeszły i nie mogłam wrócić.
  19. Ja nie mam kłopotów z tożsamością, poradziłam sobie już dawno z samooceną i tylko brak mi dojrzałości w kwestiach społecznych, ale, być może to wynika z izolacji i udałoby mi się to nadrobić, gdybym nie miała już fobii. To po prostu trwa tyle czasu, że straciłam nadzieję. Ja nawet na studia nie mogłam pójść, bo musiałabym dojeżdżać a mam chorobę lokomocyjną... i nie mogłam się uczyć...
  20. Tak, jakoś miałam podejrzenia, że nikt tego nie zrozumie, bo jak dotąd nikt nie rozumiał... ale widzę, że jest inaczej. To wiele dla mnie znaczy... zmagam się z tą nerwicą już od 23 lat, więc tak, nie wierzę za bardzo, że uda mi się ją pokonać... Moim problemem jest mega silna emetofobia + nudności przy każdym większym stresie. To jest mieszanka wybuchowa. Nie da się z tym żyć...
  21. Ja wiem, że MI NIC SIĘ NIE STANIE. ABSOLUTNIE NIC. I to jest problem bo nikt tego nie rozumie. Ja w momencie, kiedy to się dzieje myślę, że to wcale nie jest takie straszne, ale mijają dwa dni i wolę umrzeć niż znowu to zrobić a objawy zaostrzają się tak, że przez miesiąc nie wychodzę z łóżka. Ja chyba mam jakąś inną konstrukcję emocjonalną. Nigdy nie miałam myśli, że coś mi się od tego stanie, N I G D Y. Ja się po prostu boję samego tego uczucia. Nic więcej. Od kiedy w wieku 4 lat musiałam przez kilka miesięcy jeździć na niewyobrażalnie bolesne zabiegi. Od tej pory trwa i końca nie widać.
  22. Poszłam na odział dzienny, bo lekarz nalegał. Byłam tam dwie godziny i uciekłam w napadzie lęku do domu, z płaczem i nie wróciłam. Ja nie odnajduję się w grupach, nigdy nie umiałam. To mnie przerosło. Leki biorę w ogromnej dawce, ale ja jestem w zasadzie lekooporna, wypróbowałam już ze 30 rodzajów leków i tylko jedne dają względny efekt w postaci tego, że mogę się w ciągu dnia czymś zająć. Depresji nie mam na pewno, bo mam wielkie chęci do życia i, kiedy znika lęk nawet świetny humor. Umiem się bawić, jak się dobrze czuję. Dziękuję. Moja nerwica jest w zasadzie oparta na fobii. Nie mogę o tym opowiadać, bo mnie od razu bierze lęk, ale dziękuję za danie mi nadziei
  23. Witam. Zmagam się z fobią i nerwicą od ponad 20 lat. Jem leki na uspokojenie jak cukierki, ale każdy lekarz mówi mi, że jedyne, co może mi pomóc to terapia. Przez lęki nie mogę pracować, musiałam przerwać naukę, nie jestem w stanie wejść w związek, nawet wyjechać. Rujnuje mi to całe życie, nie mam znajomych, w wieku 30 lat utrzymują mnie rodzice. Chciałabym z tego wyjść, ale nie umiem. Przeszłam 6 cyklów terapii. 3 nie przyniosły efektu, jedna zakończyła się zaostrzeniem objawów a w dwóch terapeuta sam zrezygnował. One w skrócie wyglądały tak - "przełam się, idź tam, chcę ci pokazać, że przedmiot twojej fobii nc ci nie zrobi", "ale ja wiem, że mi nic nie zrobi", "to dlaczego się boisz?" "Nie wiem, po prostu się boję", "Pójdziesz", "nie, bo się boję", "ale, zobacz, to ci nic nie zrobi", "no wiem, co by mi miało zrobić?" "No to po co się bać?" "Nie wiem, ja się boję", "czego?" "Nie wiem, tak po prostu" "Jak się nie przełamiesz to tak zawsze będzie", "ale co mi to da, wczoraj się przełamałam i potem miałam zmarnowany cały dzień na atak lęku, pogarsza mi się od tego", "nie może się pogorszyć, powinnaś zobaczyć, że nc się nie dzieje", "ale dzieje się, bo się boję i potem jest mi gorzej", "to ja już nie umiem ci pomóc". Ostatnia terapeuta zasugerowała, że może terapia poznawczo-behawioralna nie jest dla mnie i powinnam spróbować psychodynamicznej. Ale ja już nie wiem, czy znowu nie zmarnuję pieniędzy. Takie życie jakie prowadzę jest prawie jak wegetacja ja już mam po prostu dosyć. Jest jakaś szansa, że to zadziała, iść w to?
  24. Ja nie za bardzo lubię mówić o tym, co mi jest, bo mnie to wyjątkowo nakręca i od razu jest gorzej. Ja żyję na zasadzie odwrócić uwagę i zapomnieć, że coś mnie boli, to dopiero mija. Ja w zasadzie nic nie robiłam na tych terapiach, tylko opowiadałam o całym swoim dzieciństwie i wszystkich momentach, kiedy mi coś nie wyszło. Jakby to naprawdę było ważne. Miałam szczęśliwe dzieciństwo a nerwica pojawiła się po jedynym traumatycznym doświadczeniu, jakie mnie spotkało przez połowę życia. I to ciągłe - dlaczego nie mam przyjaciół i rozpracowywanie, co to powoduje - no, na pierwszy rzut oka nie mam, bo unikam znajomości w realu, wiedząc, że przyjaźń to zbyt duże obciążenie, kiedy mam zaostrzenie nerwicy - każdy normalny przyjaciel chce się wtedy drugą stroną opiekować a ja potrzebuję w takich chwilach spokoju. Czułabym się nieuczciwie mówiąc takiej bliskiej osobie - weź zostaw mnie na miesiąc, nie przychodź wcale, bo ja nie dam rady gadać. To bez sensu. Ale, mam dwie bardzo bliskie przyjaciółki, które mieszkają w innych miastach, niż ja i nie mogę się z nimi na co dzień widywać, więc rozmawiamy przez komunikatory. Ale, czasem nawet 3 - 4 razy dziennie rozmawiamy. I okej. A, na samej nerwicy nikt się nigdy nie skupiał. Nawet, jeśli dana terapeutka była miła, jakby nie rozumiała, że nie zawsze wszystko się zaczęło przez złe dzieciństwo. W ogóle, nawet lekarz zrozumiał, że ją mam po 3 latach szukania mi leków, bo przez ten czas nie rozumiał w ogóle o co chodzi. On jest beznadziejny, ale, ale niestety nie mam możliwości zmienić lekarza, bo mam też inne lęki, które uniemożliwiają mi przemieszczanie się a w mojej okolicy nie ma innego specjalisty.
  25. Ja od wielu lat biorę leki - dwa różne rodzaje w bardzo dużych dawkach. To chyba 20, jakie wypróbowałam i tylko one działają w taki sposób, że jestem w stanie w miarę funkcjonować a nie latać w panice po mieszkaniu Lekarz powiedział, że z pozostałych leków zostały już tylko ciężkie psychotropy i nie chce mi ich dawać, bo jestem za młoda a, skoro te w marę działają to już przy tym zostaniemy. Psychoterapię przechodziłam 4 razy - nie było w zasadzie żadnego efektu Ja jestem po prostu beznadziejnym przypadkiem i muszę z tym jakoś żyć...
×