
robertina
Użytkownik-
Postów
183 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez robertina
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 6 z 7
-
Czy to myślenie magiczne, czy mój mózg mnie ostrzega?
robertina odpowiedział(a) na robertina temat w Nerwica natręctw
Jestem wierzącą chrześcijanką, bo wiara wyciągnęła mnie z depresji 10 lat temu. Ale w moim rozumieniu Boga, On nie kara ludzi, tylko pokazuje drogę właściwego postępowania i daje szansę, nawet mordercom, na zmianę na lepsze. Ciężko mi uwierzyć, że powieść o historii albo określone tematy rozmowy miałyby być dla mnie na tyle niebezpieczne, żeby mnie ''z góry'' przed tym ostrzegano. Mordercy nie są ostrzegani przed dokonaniem zbrodni, więc raczej to mało prawdopodobne. Z tego też względu, zastanawiam się, na ile jest to w moim mózgu ostrzeżenie przed niebezpieczeństwem a na ile myślenie magiczne. W tej chwili nawet tę wiadomość trudno mi pisać, bo zaczynam czuć, że nadchodzi zaostrzenie choroby przewlekłej po napisaniu niektórych zdań... niedługo chyba będę mogła tylko siedzieć. Liczyłam na radę, co robić... zwariować z tej bezczynności można. -
Czy to myślenie magiczne, czy mój mózg mnie ostrzega?
robertina odpowiedział(a) na robertina temat w Nerwica natręctw
Chodzę na NFZ. Zmienić nie mogę bo nie pracuję, nie jestem w stanie i też mam emetofobię i chorobę lokomocyjną, więc nie mam możliwości skorzystać z żadnego środka transportu a w okolicy, gdzie mogę dojść jest tylko jeden psycholog na NFZ. Prywatnie mnie nie stać, bo utrzymuje mnie moja Mama ze swojej emerytury, która wynosi niecałe 3000 zł i ledwie starcza na cokolwiek. Jestem skazana na tego psychologa, ale z nim ja się dosłownie kłócę. Ostatnio na każdej wizycie płaczę i proszę go, żeby zrozumiał, że mam inaczej, niż go na studiach uczyli. Podejrzewam, że na następnej wizycie w ogóle zrezygnuje, bo dał mi ''zadanie'', którego nie jestem w stanie wypełnić, bo objawów, których ono dotyczy nie mam. W tej chwili już trzecia rzecz, którą się zajmuję od lat, powoduje zaostrzenie choroby przewlekłej. Wszelkie nowe aktywności są dla mnie nieosiągalne. W zasadzie w tej chwili mogę tylko rozmawiać z Mamą albo moimi dwiema przyjaciółkami i też nie o wszystkim, bo zdarza się, że pogorszy mi się, kiedy coś powiem i muszę szybko zmieniać temat, albo usuwać wiadomość. Nie mam już siły, mam sto pomys łów niezrealizowanych, nudzę się jak mops, ale nie jestem w stanie sobie dać z tym rady... -
Czy to myślenie magiczne, czy mój mózg mnie ostrzega?
robertina odpowiedział(a) na robertina temat w Nerwica natręctw
Wysyłają mnie do szpitala za każdy problem, który zgłoszę. Niestety, sprawa ma dalszy tok. W tej chwili źle się czuję po każdej nowej rzeczy, jakiej spróbuję - ale też dwa moje zainteresowania, którymi zajmuję się od kilku lat też się tak kończą. Boję się dosłownie za cokolwiek brać, więc głównie siedzę i scrolluję facebooka, bo jeszcze od tego nie mam objawów. Dzisiaj rano obejrzałam filmik na temat, który mnie niedawno zainteresował - natychmiastowe zaostrzenie choroby przewlekłej. Ja już nie wiem, co robić... -
Czy to myślenie magiczne, czy mój mózg mnie ostrzega?
robertina odpowiedział(a) na robertina temat w Nerwica natręctw
Ja właśnie chciałam tutaj znaleźć na to odpowiedź Ale dzięki. Jeszcze zapytam psychologa, ale jak mu powiem coś takiego to mnie pewnie znowu wyśle do szpitala, zamiast pomóc U mnie tak jest, że kiedy tylko jest jakiś problem to kierują do szpitala i umywają ręce. Ostatnie lata jestem kierowana do szpitala na co drugiej wizycie, chociaż jasno mówię, ze czuję się lepiej -
Czy to myślenie magiczne, czy mój mózg mnie ostrzega?
robertina odpowiedział(a) na robertina temat w Nerwica natręctw
Czyli krótko mówiąc powód może być? To znaczy, że powinnam oddać tę książkę od razu i nie próbować jej czytać? Szkoda Historią interesuję się od kilkunastu lat a to jest pierwsza pozycja, która opisuje tę epokę i dała mi dużo radości... -
Czy to myślenie magiczne, czy mój mózg mnie ostrzega?
robertina odpowiedział(a) na robertina temat w Nerwica natręctw
To nie są ataki - ja nigdy w życiu nie miałam ataku paniki ale wyłącznie niewiążące się ze sobą objawy psychosomatyczne występujące długotrwale - przez cały czas nawet po kilka miesięcy. A tutaj problem jest jeszcze głębszy, bo nie tylko moje nerwicowe dolegliwości związane z układem pokarmowym wchodzą w grę, ale też nienerwicowa choroba przewlekła, na którą stres nie ma wpływu - i ona nasila się po zerknięciu do tych rzeczy (których jest kilka, nie tylko ta książka), jakby od niej zależała. Z tym, że uwierzyć w to jest mi trudno bo jak np. odbyty wysiłek fizyczny ma wpływ na chorobę nadciśnieniową, czy stosowana dieta na np. celiakię tak ciężko mi powiązać jakiś film np. z chorobą wrzodową czy hormonalną. Ale tak się dzieje. Książka to powieść historyczna i dotyka mojej pasji, jaką jest historia. Ale to samo działo się mi dwa lata temu po każdym odcinku jednego serialu fantasy, który nawet w 1% nie wiązał się z tą powieścią. Ja już sama nie wiem... -
Czy to myślenie magiczne, czy mój mózg mnie ostrzega?
robertina odpowiedział(a) na robertina temat w Nerwica natręctw
Nikt mi nie pomoże? Nie wiem co mam zrobić... zostawiłam tę książkę, ale za tydzień muszę ją oddać do biblioteki i teraz chyba przeczytać nie zdążę Co mam robić? -
Czy to myślenie magiczne, czy mój mózg mnie ostrzega?
robertina odpowiedział(a) na robertina temat w Nerwica natręctw
Tak, ale leki nie działają a lekarz odmawia zmiany leczenia. Psycholog z kolei dosłownie się ze mną kłóci, że on wie lepiej co czuję i co mi pomaga. Niestety, nie mam szansy na zmianę specjalistów z różnych powodów. Więc w sumie to tak, jakbym walczyła sama. -
Czy to myślenie magiczne, czy mój mózg mnie ostrzega?
robertina opublikował(a) temat w Nerwica natręctw
Witam znowu. Chciałabym zaznaczyć, ze oprócz OCD mam też zwykłą nerwicę lękowa, ale zamieszczam to tutaj, bo te myśli chyba wynikają z OCD. Przyznam, że zaczynają mnie już irytować. Od jakiegoś czasu mam problem z pewnym zestawem czynności - jest kilka zajęć (na zasadzie hobby, jeden film, książka, pewna dziedzina wiedzy), które, mówiąc w dużym uproszczeniu przynoszą mi pecha. Tzn. kiedy tylko wezmę się za któreś z tych zajęć w ciągu kilku kolejnych godzin objawy nerwicy lękowej, czy mojej nienerwicowej choroby przewlekłej zaczynają się nasilać do tego stopnia, że w tej chwili boję się wykonywać te czynności. Na początku tego nie łączyłam, ale z czasem zaczęłam kojarzyć, że kiedy tylko biorę się za te konkretne rzeczy, zaczynam się po kilku godzinach źle czuć. Dodam, że tak nie było od początku tylko od pewnego momentu. Niepokoi mnie to bardzo i zastanawiam się, czy jest to myślenie magiczne (bo bywają momenty, kiedy czuję się źle mimo, że nie robiłam żadnej z tych rzeczy), czy też mój mózg jakoś ostrzega mnie przed tymi czynnościami, a moja podświadomość widzi, że w jakiś sposób wpływają na mnie negatywnie. Np. teraz mam dostęp do znakomitej książki, ale wczoraj po przeczytaniu jej części rano po południu miałam silny atak nerwicy lękowej a dzisiaj, po zerknięciu do niej w południe, moja choroba przewlekła miała trudny moment. Bardzo chciałabym jutro rano do niej też zerknąć, bo bardzo mnie interesuje dalszy ciąg, ale dziś już dosłownie przysięgałam, że jak poczuję się jeszcze do wieczora lepiej to nigdy tego nie zrobię. Ale w sumie nie wiem, co mam o tym myśleć. Może mózg widzi, że to dla mnie zły temat (książka o historii, która jest moją pasją od ponad dekady, ale o innym okresie historycznym, niż zazwyczaj czytam) i stara się mnie obronić przed brnięciem w niego. A może to myślenie magiczne? Co robić z tym problemem? -
No nie wiem... a ja mam jakby odwrotnie, bo gdyby nie wiara i podobne spawy, najprawdopodobniej popełniłabym samobójstwo jakieś 10 lat temu. Miałam wtedy ciężką depresję i z różnych przyczyn znalazłam się w miejscu kultu religijnego. No i doświadczyłam tam niewytłumaczalnego zjawiska, po którym ta depresja ustąpiła w kilkanaście minut, chociaż wcześniej przez ponad półtora roku nie było żadnych efektów leczenia. Spędziłam nawet parę miesięcy w szpitalu i wyszłam w jeszcze gorszym stanie. A po tamtym zdarzeniu nagle poczułam się normalne a potem przeżyłam najpiękniejsze 3 lata w swoim życiu, kiedy nawet objawów nerwicowych nie miałam w ogóle. Osobiście ja mam takie myślenie: "coś" tam jest, skoro mi wtedy pomogło, bo, wszyscy mi wmawiają teraz, że depresje nie ustępują w taki sposób, ale nie mamy pewności, która i czy w ogóle którakolwiek religia w jakiś sposób poprawny choćby to nazywa. W tej chwili też ta moja wiara to bardziej tzw. omnizm, niż cokolwiek innego, bo zgadzam się z przedmówcami, że współczesny katolicyzm powoli traci wszelkie związki z korzeniami i idzie to, zwłaszcza w Polsce w bardzo złą stronę. No i też z tego względu wkurza mnie to, że kiedy tylko pisnę gdzieś w internecie, że w coś wierzę zaraz jest atak jakbym jakimś moherem była tylko z tego powodu, chociaż ja nawet do kościoła nie chodzę i nie będę dopóki się sytuacja nie zmieni. Za to powiem, że przy pomocy takiej jakby konwersacji z Bogiem, czy jakimś bytem nadrzędnym, jaki by on nie był, udało mi się zwalczyć 3 najbardziej uciążliwe natręctwa - po prostu mówiłam sobie w głowie "Uratowałeś mnie wtedy, ja teraz obiecuję, że więcej nie zrobię tego czy tamtego, pozwól mi wytrzymać i przestać" - i za każdym razem się udawało. Być może mnie teraz zwyzywacie, ale przywykłam już, każdy ma inne doświadczeniaAle, napomnę tylko, że dla mnie nieratowanie umierającego człowieka to zachowanie skrajnie nieetyczne i wbrew moim zasadom. 10 lat temu marzyłam o śmierci, teraz jestem szczęśliwa, że żyję. Zawsze lepiej jest żyć i zobaczyć, co będzie dalej. Bo może być tak dobrze, że sobie nawet nie wyobrażamy.
-
Właśnie teraz przeczytałam w internecie negatywny komentarz na temat tego, co jest w sferze moich zainteresowań i jest dla mnie ważne. Nie pod moim postem, nie skierowany do mnie, ale siedzę teraz i płaczę. Zapomniałam wspomnieć, że w sumie do takiej reakcji dość mi przeczytać w internecie coś negatywnego o czymś co dla mnie ma duże znaczenie emocjonalne i nie musi mieć to odniesienia do mnie, i tak to przeżywam.
-
Nie mogę bo w mojej okolicy nie ma innego a ja nie jestem mobilna. A prywatnie mnie nie stać, bo nie pracuję. Gdyby nie rodzice, to bym umarła z głodu.
-
Moim zdaniem to jest realizm. Jeszcze nie był sytuacji, w której ktoś, dowiadując się o mnie wszystkiego mnie zwyczajnie nie odepchnął, jak kogoś, kto niewiele sobą reprezentuje i nie mam im tego za złe, bo sama bym zrobiła dokładnie to samo. Szczerze mówiąc, nawet, gdybym miała teraz wybrać sobie studia, nie udałoby mi się, bo nie mam po prostu żadnych większych zdolności w jakiejś dziedzinie i interesują mnie tylko seriale. A serialologii raczej nie ma w ofercie uniwersyteckiej. Nie cierpię jakoś bardzo z powodu tych rzeczy, ale motywują mnie one do dążenia do wyleczenia, bo, gdyby się udało, mogłabym walczyć o zmianę sytuacji, bo zasady moralne i przekonania mam twarde i chciałabym się nimi dzielić. Nie powiem, że nie mam zalet - np. nie umiem patrzeć na krzywdę i chcę działać, żeby z nią walczyć na wszystkich poziomach. Często dostrzegam powiązania między ludźmi i wydarzeniami, których inni nie widzą a po kilku tygodniach czy miesiącach czytam, że takie samo spostrzeżenie miał jakiś specjalista w danej dziedzinie. Zawsze chciałam zrobić coś, co by pomogło ludziom prezentować różne punkty widzenia i szukać w nich wspólnych mianowników, bo to piękne. Nie jestem zerem i mam trochę do powiedzenia, tylko przez te lęki i sytuację nic nie osiągnęłam a takich ludzi się nie słucha. O to mi chodzi. I sama nie wiem, czy w przypadku tej krytyki ja się przejmuję - raczej chodzi o to, że nie lubię i nie umiem się bronić. Mam wstręt do dyskusji pełnych agresji i wolę przeprosić i się zamknąć, niż argumentować. Taka agresja boli mnie naprawdę bardzo, bo ja nigdy nie mam intencji się z nikim kłócić. A przez te ataki histerii, w końcu sama wychodzę na agresora i tak mnie postrzegają. Na terapię psychodynamiczną nie mam szans. Lekarz kieruje mnie tylko na taką i jego zdaniem to moja wina, że nie działa. Właśnie w zeszłym tygodniu zaczęłam nowy cykl z 9 już terapeutą i po prostu widzę, że jest to samo i znowu nie pomoże. Bo jak 10 razy mówię, że skupianie się na oddechu mi nie pomaga, kiedy mam ze stresu duszności a tylko je zwiększa słyszę ''wybacz, ale jest jedna metoda i jak nie pasuje, to nie umiem już pomóc''. I ciągła śpiewka, że ''może zaczekajmy aż będziesz gotowa na terapię, bo teraz nie jesteś''. No serio? Przeżywam męki od 23 lat, żyję tylko lękiem, łykam leki jak cukierki i marzę o tym, żeby mi ktokolwiek pomógł. A oni niczego po prostu nie robią a mi wmawiają, że to moja wina
-
Za każdym razem poznawczo-behawioralną, uważają, że ma mi pomóc. Ale nie pomaga. Dla mnie to tak, jakby uważali, że sama rozwiążę wszystkie problemy, bo mi powiedzą, że mam to zrobić. Ostatnio usłyszałam, że to, że odczuwam wstyd, jeśli pod wpływem lęku zachowam się w niekontrolowany sposób na ulicy to coś złego i mam sobie spokojnie uciekać i wrzeszczeć bo to nie mój problem, że to nie jest przyjęte społecznie, tylko ludzi, którzy to ustalili. No nie rozumiem do tej pory. A z samooceną miałam problem w wieku nastoletnim, ale od kiedy, mając 17 lat znalazłam odpowiedź na pytanie ''kim jestem'', w ogóle przestałam o tym myśleć. Nie ma ludzi gorszych czy lepszych. Ale faktem jest, że nie mam w życiu za bardzo osiągnięć - przez lęki nie skończyłam studiów, nie podjęłam pracy, nie mam też za bardzo talentów i umiejętności a moje zainteresowania są dziwne. Od czterech lat prowadzę bloga a do tej pory miałam chyba tylko trzy wyświetlenia postów. Dlatego oceniam to realnie - nie jestem osobą interesującą, ale to jest chyba głównie wina lęków, przez które nawet nie mam znajomych, bo ludzie wokół byliby dla mnie obciążeniem. W ogóle te samooceny i rozmowy o wartości człowieka to dla mnie teraz głupota. Nie jakaś mityczna wartość jest ważna a to, co człowiek sobą reprezentuje. Ja reprezentuję płacz i histerię i nie dziwię się, że każdy się ode mnie odsuwa - bo sama bym tak zrobiła, gdybym była zdrowa a był to ktoś inny.
-
Więc tak: jestem nadwrażliwa. Ale nie tak zwyczajnie, tylko wręcz niezdrowo. Jakakolwiek krytyka, nawet, jeśli sama o nią poproszę, powoduje silny stres i dosłownie rozpacz. Czuję się beznadziejna i do niczego, bo innym wychodzi jakaś rzecz a mi nie, bo myślałam, że coś umiem i choć w jednej rzeczy jestem dobra a jednak nie. Jeszcze gorzej jest, kiedy skomentuję jakiś post w internecie i zaczynają się ataki z mową nienawiści (dużo tego ostatnio jest wszędzie). Potrafię po przeczytaniu takiego komentarza wybuchnąć płaczem, albo zerwać się i wybiec z domu i tak chodzić po okolicy przez godzinę aż ochłonę. Wszelkie pytania rodziny co się stało i dlaczego płaczę, powodują, że ten stres wzrasta i jedyna reakcja na jaką mnie stać to błaganie, że nie chcę o tym mówić. Ale moja Mama zwykle i tak usiłuje wyciągnąć ze mnie co się stało, co zwykle kończy się atakiem panicznego lęku i reakcją o której zaraz szerzej powiem... bo najgorzej jest, kiedy dostaję tzw. ''ochrzan'', zwłaszcza jeśli jest bezpodstawny, czy ktoś uparcie zarzuca mi złe intencje albo zrobienie czegoś, czego nie nie zrobiłam i nie rozumiem moich tłumaczeń - jestem w stanie tłumaczyć się może 10 minut a potem zaczyna się atak panicznego lęku i paniki, powodowany przez myśl, że jak to się zaraz nie skończy, to nie wytrzymam. Potem pojawia się reakcja, która też ma miejsce w poprzednim przypadku, jeśli ktoś wyciąga ze mnie czyjeś nieprzyjemne słowa - zaczynam ze strachu histerycznie płakać a w końcu krzyczeć i błagać, żeby ktoś zaprzestał ataku. Zachowuję się przy tym, jak niespełna rozumu i zdaję sobie z tego sprawę, ale ten strach jest zbyt silny, żeby go kontrolować. Bardzo bym chciała oduczyć się takiej reakcji, bo przez nią nikt mnie nie lubi a sąsiedzi mają za wariatkę. Ale nie umiem. Niestety, choć od 12 lat uczęszczam na terapię i miałam już przez ten czas 9 terapeutów, nikt nie rozumie mojego problemu i nie chce o tym ze mną rozmawiać. A, jeśli to wymuszam słyszę ''musisz sobie z tym sama poradzić''. No ale ja nie mogę. Nie umiem. Od lekarza słyszę jedynie, że leki nie są dla mnie i mam chodzić na terapię, żeby je ostatecznie odstawić, bo one nie leczą a są tylko doraźne. A kiedy proszę o coś więcej, on po prostu odmawia i powtarza tę samą śpiewkę - oddział dzienny, choć wie, że tam poszłam cztery lata temu i po 2 godzinach uciekłam z płaczem i atakiem lęku. Wtedy przyznał, że to nie dla mnie a teraz oficjalnie już umywa ręce. Czy macie może jakieś sposoby na ten paniczny lęk w momencie krytyki? To mi bardzo utrudnia życie Boję się przez to pójść do pracy, bo nie mam gwarancji, że tak nie zareaguję na ochrzan ze strony szefa...
-
Myślę, że tak, już nie pamiętam wszystkich nazw. Wszystkie leki nowej generacji brałam i nie działają.
-
Po SSRI miałam wymioty a mam emetofobię. Nie mogę brać żadnych leków z tej grupy. A żaden przeciwlękowy nie działał. Ja też świadomie wiem, że nie mam objawów wytwórczych, ale czasem boję się, że tak mi się tylko wydaje... ja mam w sobie taki strach przed tym, że oszaleję, że już nie jestem nawet pewna, czy to, co słyszę to sąsiad, który rozmawia na klatce schodowej, czy już omamy. Muszę pytać kogoś zawsze czy też słyszy i dopiero się uspokajam...
-
Przed Tiaprydem wypróbowałam ok. 30 innych leków - żaden nie działał nawet w 10%. Na maksymalnych dawkach tych leków nowej generacji, biegałam w panice po pokoju. Tiapryd został mi wypisany, kiedy skończyły się już wszystkie dostępne leki przeciwlękowe na zasadzie, że trzeba coś koniecznie zrobić, bo nie byłam w stanie w ogóle funkcjonować. Nie wiem jak, ale w ciągu trzech dni lęk i silne objawy somatyczne przeszły jak ręką odjął. I błagam nie strasz mnie, że mam psychozę, bo mam tak potworny lęk przed tym, że zwariuję, że śpię przy świetle, bo każdy przedmiot mi się wydaje już omamem...
-
No, mam do jesieni przestać go brać, bo już śpię normalnie, będę się chyba modlić, żeby pomogło, bo ja dzisiaj nawet nie umiem sobie przypomnieć, co robiłam rano... to jest przerażające. Jeszcze od czasu do czasu (od jakiegoś pół roku) łapie mnie takie uczucie oszołomienia, jakbym dostała czymś w głowę i nie mogę się skupić na jakiejś rzeczy, którą robię. No i boli mnie głowa w zasadzie codziennie i to bardzo. Dla mnie to są objawy guza mózgu, ale, że znam już działanie swojej nerwicy, staram się oceniać racjonalnie takie rzeczy i olewać te myśli... jestem już tak zmęczona po całym życiu w stresie i napięciu, że nawet mi to już nieźle wychodzi. Ale fajne to nie jest.
-
Ale dopiero po 9 latach? Wcześniej tak nie było - a pierwszy raz miałam przez około pół roku kłopoty z pamięcią jeszcze zanim zaczęłam brać ten lek...
-
Ja od przedszkola biorę jakieś leki, bo mam nerwicę od 4 roku życia, ale nigdy tak nie było... Tiapryd biorę już od 9 lat w momentach pogorszenia i nigdy nie powodował u mnie kłopotów z pamięcią. Te pierwsze problemy, 10 lat temu miały miejsce zanim zaczęłam go brać. A tego drugiego biorę bardzo mało i nie wiem czy mógłby mi aż tak zaszkodzić... ale biorę go krótko, może i tak. Czy, jeśli go odstawię (próbuję w tej chwili), to sytuacja wróci do normy?
-
Nikt mi nie pomoże? Ja już nie wiem co robić, czy iść do lekarza czy samemu szukać... już nie jestem się w stanie powstrzymać przed czytaniem...
-
Mam 27 lat, biorę Tiapryd dwie tabletki rano i po południu i pół tabletki Tisercinu na noc, na sen.
-
Choruję na nerwicę od najmłodszych lat, jeszcze w przedszkolu się to zaczęło. Zawsze miałam świetną pamięć, potrafiłam odtworzyć wydarzenia na kilka miesięcy do tyłu z fotograficzną dokładnością. 10 lat temu zauważyłam jednak niewielkie pogorszenie tej pamięci, ale na krótko, potem wszystko wróciło do normy. Problem powrócił rok temu a w tej chwili sama jestem przerażona tym, co się dzieje. Nie wiem, czym jest to spowodowane, gdyż teraz mam bardzo spokojny okres, zero stresów od ponad roku, wsparcie i tylko niewielkie objawy w porównaniu z tym, co było jeszcze kilka lat temu. Mam jakieś zaniki pamięci. Kiedy próbuję przypomnieć sobie, co robiłam dwa-trzy dni temu, nie potrafię, przypominam sobie wiele rzeczy dopiero, kiedy mi ktoś mi powie, że się to wydarzyło - potrafię zapomnieć istotną dla mnie rzecz, jaka stała się dzień wcześniej. Ludzie nie chcą ze mną rozmawiać, bo mówią, że opowiadam im to samo po trzy razy z rzędu a ja zupełnie nie pamiętam, że im już o tym mówiłam ani jak zareagowali. A dzisiaj... przypomniałam sobie, że przedwczoraj umówiłam się na wczoraj na spotkanie - nigdy takich rzeczy nie zapominałam. Jestem przerażona i nie wiem, co mam robić. Zawsze byłam hipochondryczką i cały czas mówiłam sobie, że panikuję i wymyślam, bo znowu odzywa się ten problem... ale teraz już jestem pewna, że nie. Nie chcę czytać w google na ten temat, bo znowu wpadnę w panikę, dlatego postanowiłam zapytać tutaj. Co się może dziać? Czy ja umieram?
-
Rozumiem. Teraz się tylko będę bała odstawiać... muszę chyba omówić to z lekarzem, ale będzie ciężko, bo on jest bardzo niechętny do rozmowy i w zasadzie oficjalnie dał do zrozumienia, że umywa ręce od leczenia mnie. Boję się, że jak mu o tym powiem, znowu karze mi iść do szpitala (robi to nawet, kiedy problem jest minimalny - dosłownie mówię mu, że jest lepiej, ale jedna rzecz jest nie tak a on "szpital byłby najlepszy", chociaż po pobycie tam miałam taką traumę, że przez rok robiłam pod siebie) i nie będzie chciał wypisać leków i rodzice znowu będą przechodzić koszmar rozmowy z nim - jeszcze ich czasem słucha. Chyba mu się zwyczajnie nie przyznam...
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 6 z 7