Skocz do zawartości
Nerwica.com

robertina

Użytkownik
  • Postów

    223
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez robertina

  1. Ja już byłam w szpitalu i stosowano tam wobec mnie taką przemoc, że piekło nie byłoby zapewne gorsze. Więc nie, nawet 40 stopni gorączki jest lepsze od bycia bitą, wiązaną, głodzoną i okradaną bez możliwości poskarżenia się komukolwiek.
  2. Nie czuję się dobrze - mam dreszcze, bóle mięśni i ogólne osłabienie - z tym, że są gorsze, niż powinny być przy takiej temperaturze. Dzisiaj obudziły mnie o 4:30 takie dreszcze, że aż nie wystarczała mi kołdra i miałam jakieś drgawki, ale jak zmierzyłam temperaturę to było tylko 37.8. Teraz mam znowu 37.6, ale czuję się bardzo źle, podczas, gdy wczoraj przy takiej temperaturze czułam się normalnie. U nas jest w tym roku tylko 18-20 stopni, więc to nie temperatura, zresztą ja nie wychodzę z domu. Ja po prostu mam w sobie ogromny strach, że to nie przejdzie i skończę w szpitalu. Wczoraj czułam się przez większość dnia dobrze, dzisiaj jest już gorzej, chociaż wczoraj czułam się normalnie przy 38.3 a dzisiaj mam tylko 37.6 i czuję się chora. Staram się uspokajać i skupiać na czymś, ale złe samopoczucie skutecznie mi przypomina, że mam się bać. Chwilami wręcz mi się wydaje, że zaczynam się źle czuć, kiedy o tym myślę a przestaję, kiedy zapominam. Już nie mam siły...
  3. Ostatnie kilka dni dzieje się coś ciekawego - co jakiś czas mam napady gorączki, zawsze jest to 38.4. Nie jestem chora. Nic mi poza tym nie jest. Głowa mnie tylko boli, leki nie zawsze na to pomagają. Po paru/kilku godzinach gorączki, spada mi temperatura do 37.6 - zawsze do tylu. W przychodni powiedzieli, że nie ma takiej choroby i, niestety moja lekarka jest na urlopie a boję się iść do kogoś innego i muszę radzić sobie sama. Nie rozumiem o co chodzi, ale jestem sparaliżowana strachem. Kiedyś już dwa razy zdarzył mi się epizod jednodniowej gorączki 38.7, która na drugi dzień przeszła, ale nigdy nie gorączkowałam cztery dni bez powodu. Już sobie wmawiałam wszystko i niestety cierpi na tym moje samopoczucie. Jak się uspokoić, miał ktoś tak?
  4. Ale ja jestem wdzięczna za radęNie przejmuj się. Po prostu nadal mam podejrzenia, że i to będzie psychosomatyka. Widzisz, od czterech dni mam bardzo silne bóle mięśni, głowy (nie pomaga nawet ibuprom), dreszcze albo uderzenia gorąca, silne osłabienie... każdy powiedziałby, że jestem chora, ale ja to mam góra 1 do 3 godzin dziennie a poza tymi momentami czuję się normalnie. Nawet nie idę się diagnozować, tylko czekam aż mojemu organizmowi się znudzi. U mnie to już nierzadko wygląda na coś poważnego. Kiedyś tak się nabrałam na serce - bolało mnie tak bardzo, że dwa razy dziennie, w porywach, byłam w przychodni na ekg i ostatecznie skończyłam na usg serca u profesora kardiologii (on potem umarł na zawał w swoim gabinecie i sama nie wiem, co mam myśleć o jego kompetencjach). I, kiedy badanie wykazało, że mam w 100% zdrowe serce, jeszcze miałam te bóle może kilka/kilkanaście miesięcy i już od 2018 zapomniałam, jaki to ból. Tak ze mną jest.
  5. Przyznam, że czuję się upokorzona tematem, na który zeszliście po pytaniu, jakie brzmiało zupełnie inaczej. Chciałam się tylko dowiedzieć, jak nie żyć w bałaganie podczas nawrotów nerwicy a zeszliscie na tematy, o których mówić się wstydzę. I jak bardzo enigmatycznie bym nie odpowiadała, w formie obrony przed tym poniżeniem, tym bardziej wy piszecie dosadnie a mi aż chce się płakać ze wstydu Błagam, zejdźmy z tego tematu i zwracam się do administracji o usunięcie ostatnich postów, bo sam fakt, że tu są, wywołuje u mnie skrajny dyskomfort, niepokój i wstyd
  6. Bardzo dziękuję - no dokładnie tak jest. Ja przez kilka lat chodziłam z nieleczoną dużą wadą wzroku, bo wszyscy okuliści uważali, że mi się obraz rozmywa na tle stresowym i mam brać leki na uspokojenie, to przejdzie - i dopiero w maju tego roku okazało się, że to wcale nie było nerwicowe a wada by się jeszcze pogłębiała, gdybym tego dalej nie leczyła. A Mamie mojej w ogóle okulista powiedział, kiedy miała 30 lat że w ciągu dwóch lat straci wzrok, Mama umierała ze strachu, bo ja miała wtedy dwa latka i co teraz... i do tej pory nie straciła wzroku a minęło 25 lat. Więc to prawda, lekarze czasem spełniają wręcz rolę odwrotną, niż powinni... A to normą nie jest robienie pełnej morfologii co rok/pół roku? Bo mnie nawet w szkole uczyli, że to jest konieczność. Po prostu uważałam to za tak oczywiste, że nie jest warte wzmianki. A poza tym, to trwa już od 5 lat i wręcz jest lepiej, niż na początku, pomimo braku leczenia.
  7. Mam rodzinę i dwie przyjaciół, z którymi nigdy nie gadam o chorobach i prosiłam, żeby mnie nie pytały. Dieta raczej nie ma u mnie wpływu na stan jelit, jest tak samo czego bym nie jadła. Obawiam się, że pewna część tych problemów tkwi w psychice, ale nie wiem jak mam zmienić myślenie a psychologowie nie chcą mi pomóc. Tak się przerzucają - gastrolog mówi, że to nerwica, psycholog mówi, że nie. To prawda, że mam tę nerwicę od czwartego roku życia i nie wiem nawet, jak mogłoby wyglądać moje życie, gdyby jej nie było - mam w sobie taki podświadomy strach, że nie dałabym rady wejść w społeczeństwo po tylu latach, nie umiałabym się zachować w nieznanych mi sytuacjach, które dobrze znają inni, itd. Ale tak świadomie, bardzo chcę z tego wyjść. Nawet ta choroba przewlekła nie za bardzo pogarsza sytuację, bo i tak zawsze byłam odcięta... To sobie współczuj ale nie zatruwaj mi życia i nawet nie próbuj mojej rodziny obrażać. WSZYSCY LEKARZE U KTÓRYCH BYŁAM powiedzieli, że to nerwica i mam pójść po olej do głowy, bo sobie wmawiam choroby. To samo mam z oczami - silne bóle i zawroty głowy codziennie, kilkudniowe odrętwienia różnych części ciała, stałe uczucie oszołomienia, czasowe utraty wzroku, podwójny obraz - i to też jest nerwica. To tylko psychologowie twierdzą, że nie jest i dlatego ja tak powiedziałam, bo wstydziłam się przyznać. Proszę zrozumieć, że nie ma dwóch identycznych sytuacji i co ma ktoś nie musi mieć ktoś inny.
  8. To chyba nie spowoduje, że przestanę mieć krwotoki. Wydaje mi się, że to jest jednak poważniejsza sprawa, niż coś na co pomoże dieta, niestety... Biorę Tiapryd, bo to jedyny lek, który choć lekko minimalizuje u mnie uczucie lęku tak, że choć mogę usiedzieć i się czymś zająć. Ja, żeby jeść muszę mieć zupełną ciszę bo kiedy żuję nie słyszę filmu a głośne dźwięki powodują u mnie stres i nie mogę przełykać. W ogóle, mam trudności z przełykaniem od wielu lat. Jeżeli bym coś oglądała przy jedzeniu, nie tylko nie ogarnęłabym w ogóle fabuły ale też najpewniej się udławiła i to nie jeden raz. To nie dla mnie.
  9. Dziękuję za wsparcie. Nie jest łatwo, ale można wytrzymać. Nie stosuję diety, nikt mi nie kazał. Zresztą nie jestem zwolennikiem diet, bo uważam, że można jeść wszystko, ale z umiarem. Nie mam możliwości nie jeść w stresie, bo odczuwam go non-stop a głośne dźwięki mi go jeszcze pogarszają, zwłaszcza muzyka. Dlatego słucham jej tylko, kiedy czuję się w miarę dobrze. Biorę leki na nerwicę i na sen, bo miałam z nim kłopoty - chociaż na sen już od roku brać nie powinnam, ale uzależniłam się od nich fizycznie a lekarz nie ma w ogóle pomysłu jak mi pomóc je odstawić, więc je biorę jak ostatni narkoman i źle mi z tym.
  10. Ja nie wiem, dlaczego zachorowałam. Zaczęło się od lekkich problemów żołądkowych (ból brzucha, zaparcie), spowodowanych tym, że jadłam surowy imbir, bo przeczytałam, że ma właściwości przeciwwymiotne. I w ciągu niecałego roku zachorowałam. Ale, u mnie to nie są lekkie objawy - średnio od 30 min do 2 godzin w toalecie codziennie, w gorszych dniach nawet dłużej, ogromny ból w środku, w jelitach podczas tych czynności i lżejszy ale stały, kiedy nic się nie dzieje, dodatkowo stałe krwawienie, przez które muszę nosić podpaskę 365 dni w roku i jeść witaminy i większe porcje jedzenia, żeby zapobiec anemii. Ciężko jest i to mnie dodatkowo podłamało.
  11. Acha. No, tu się chyba mogę zgodzić. Nikt mi nie dał do tego narzędzi a te metody, które znajduję w internecie działają chyba tylko, kiedy się nie ma nerwicy. Więc, w sumie, chyba tak i może być... a to w ogóle jest w jakim stopniu ważne?
  12. Brałam, nie działały w ogóle. Biegałam na nich w panice po pokoju. Choruję na jelita, nieokreślone schorzenie, nikt go nie umie zdiagnozować. Bardzo dziękuję, wiele to dla mnie znaczyCzy w tej chwili leczenie działa? Rzecz w tym, że ja miałam robiony w wieku nastoletnim rezonans magnetyczny głowy i wynik był w 100% prawidłowy, więc wszelkie schorzenia diagnozowalne w ten sposób mam w pełni wykluczone, stąd mój upór w tłumaczeniu tutaj, że nie mogę mieć tego typu chorób. Człowiek może się pomylić, ale maszyna nie. Są niestety choroby lekooporne... dam sobie jeszcze szansę raz z terapią, bo innego wyjścia już nie mam. "Emocje" to ma małe dziecko, kiedy rzuca się z wrzaskiem na podłogę w sklepie a dorosły człowiek ma rozum i umie nimi zarządzać. Nie kupuję tego, że każdy ma się w tych czasach poddawać emocjom i je "przechodzić" zamiast racjonalizować, bo w razie jakiejś wojny czy kataklizmu naturalnego, jak będziesz stać i krzyczeć, bo musisz "przeżyć emocje", zamiast nad nimi zapanować i uciekać, to zginiesz i tyle. Taki mam na to pogląd.
  13. BO GO NIE MAM. Czy naprawdę uważacie się za lepszych specjalistów od lekarzy, którzy obserwowali mnie w szpitalu przez 5 miesięcy i według was, wasza diagnoza, postawiona na podstawie kilku wypowiedzi na forum jest bardziej wartościowa, niż tych lekarzy? Już naprawdę zaczyna mnie to frustrować, zwłaszcza, że z tego co wiem, w regulaminie forum jest wpisany zakaz diagnozowania a ja jeszcze, dodatkowo, wyraźnie sobie tego NIE ŻYCZĘ i jeszcze raz apeluję, żebyście przestali to robić. Jestem prawidłowo zdiagnozowana, wiem co mi jest i wyraźnie, wręcz wyczerpująco o tym napisałam. Żałuję w tej chwili, że poprosiłam o pomoc, ale widocznie jednak każdy jest zdany na siebie i nie powinno się tego robić, żeby nie cierpieć jeszcze bardziej...
  14. Ja mam po prostu emetofobię, która napędza nerwicę i niszczy mi życie. Bardzo dziękuję za życzliwość, bardzo jest to dla mnie cenne. Ja w wieku 8 miesięcy mówiłam pełnymi zdaniami. Choroba przewlekła zaatakowała mnie 5 lat temu, wcześniej byłam zdrowa, ale moje życie było napędzane strachem związanym z emetofobią właściwie od zawsze. Nie ma w tym dodatkowych problemów, bo dawno ktoś by mi je stwierdził po tylu przebytych specjalistach. Jestem odcięta od świata i od 2016 roku jedynymi ludźmi, z którymi rozmawiam jest moja rodzina. To normalne, że nie wiedziałabym, co powiedzieć w sytuacji, kiedy bym musiała. Ale tym się aż tak nie przejmuję - jeśli będę wolna od strachu, pokonam to.
  15. Ja nie umiem chyba się skupić nawet na tym, co wybiorę. A z tą chorobą przewlekłą jestem zostawiona sama sobie - byłam chyba u 5 specjalistów (czyli wszystkich w mojej okolicy, do 6 musiałabym jechać a nie mogę) i żaden nie postawił konkretnej diagnozy, próbowali różnych leków, badań, żaden lek nie pomógł. Ostatecznie uznali, że samo mi przejdzie, kazali czekać i obserwować - i już 5 lat tak czekam, okresowo zwijając się z bólu, ale nie mam nawet leków przeciwbólowych i w ogóle żadnych. Żyję w zasadzie tylko nadzieją, że jeszcze jeden specjalista otworzy gdzieś w okolicy gabinet i mi pomoże, bo generalnie jestem przez to uwięziona w domu - nie wyobrażam sobie, co by się stało, gdyby się zaczęło gdzieś poza domem. Benzodiazepiny na mnie nie działają. Czułam dokładnie taki sam lęk, jak i bez leków. Autyzmu nie mam na pewno, bo zaczęłam mówić znacznie wcześniej, niż inne dzieci i uwielbiam kontakt fizyczny - nie mogę funkcjonować bez przytulania. ADHD też nie, bo w okresach, kiedy nie jestem w przewlekłym stresie, nie mam problemów ze skupieniem się, nienawidzę się też ruszać i nie znoszę zmian. Wydaje mi się, że moje problemy z artykulacją myśli wynikają z tego, że się odcięłam od świata przez fobię. I, że mogłabym jakoś dociągnąć z tym do innych ludzi, gdybym się tej fobii pozbyła.
  16. Najpierw była emetofobia, którą mam od kiedy pamiętam - miałam może 2 latka i już ją miałam. A potem przyszła nerwica spowodowana długotrwałym wystawieniem na przedmiot fobii, ze względu na to, że sporo w tym czasie jeździłam. i tak to trwa a fobia się nasila z czasem. Próbuję w ten sposób od lat i bardzo mnie boli, że nie mogę w sobie znaleźć wystarczającej siły wiary, żeby w ten sposób z tego wyjść. Ale, wiem, że niektórym to bardzo pomogło i będę dalej próbować.
  17. Przykro mi, ale leki na mnie w ogóle nie działają a emetofobia jest u mnie tak silna, że odmówiłabym jazdy do szpitala, gdyby było zagrożenie życia. Najpierw musiałabym się pozbyć emetofobii, ale wtedy, to i nerwicy bym już nie miała. A, co do planu, niestety, choruję dodatkowo na chorobę przewlekłą, fizyczną, której nie jestem w stanie kontrolować i, która co kilka dni zwala mnie z nóg tak, że są dni, kiedy naprawdę fizyczny ból jest taki, że mogę tylko leżeć. Wczoraj na przykład tak było do popołudnia. To jest rzecz, której nawet osoba bez nerwicy by nie przeskoczyła, więc są dni, kiedy NAPRAWDĘ nie mogę czegoś zrobić. Tyle, że po takich dniach już niestety do danej rzeczy nie wracam i to mnie boli. Nerwica jest spowodowana silną emetofobią i wokół niej kręci się całe moje życie. Jestem dodatkowo nadwrażliwa i byle stres kiedyś powodował, że cierpiałam na lęki miesiącami. W tej chwili, podkręca je choroba przewlekła i dlatego nie przeszły w ogóle przez kilka lat i chyba już nie przejdą. Wiem, że musze leczyć emetofobię, ale żaden terapeuta się dotąd na niej nie skupiał, bo bardziej ich interesowało, dlaczego nie miałam kolegów w szkole - no serio, jak miałam mieć, skoro miałam nauczanie domowe a do dzieci na dwór nie wychodziłam, bo bałam się zarazić jelitówką? Ale oni uważali, że musi być za tym jakaś wielka ukryta esencja moich lęków, kiedy ten brak przyjaciół jest tylko efektem ubocznym fobii, która mi od dziecka niszczy życie. Stąd też nerwica. Nie wiem, jak mam rozmawiać z terapeutami, żeby mi wmawiali, że nie czuję tego, co czuję, bo u nich w książkach jest napisane, że jest inaczej. A, kiedy się upieram, że wiem, co czuję lepiej od ich książek, rezygnują z terapii, jakby ich do licha nie szkolili w leczeniu też fobii. Dlatego bardzo jestem sceptycznie nastawiona do kolejnej terapii.
  18. Z tym, że tej motywacji nie umiem zbytnio utrzymać. No i, ile bym nie obiecywała sobie, że utrzymam teraz porządek, i tak wkrótce jest wszystko do sprzątania znowu... czy można jakoś ćwiczyć uważność i systematyczność?
  19. Ja mam najniższy stopień, bez praw do opieki, renty itd. Każdy się mnie czepia, że nie pracuję. Usłyszałam nawet ostatnio, że młoda, zdrowa kobieta wyciąga kasę od państwa, bo jej się nie chce pracować. Ale ja ABSOLUTNIE NIE CHCĘ o tym rozmawiać. Pytanie brzmiało - czy istnieje jakiś system, który pomaga rozplanować dzień i ogarnąć porządki domowe i niezdarność w sytuacji przewlekłego stresu i poprosiłabym o odpowiedź na to pytanie.
  20. Na mnie w ogóle nie działają. Kiedyś musiałam gdzieś dalej pojechać, wzięłam tyle leków, że spałam i przez sen to robiłam, o mało się nie zachłysnęłam. Poza tym, to się u mnie dzieje dosłownie co 100 metrów, po kilkanaście razy podczas jednej jazdy. Od 12 lat nie wsiadłam do niczego, co ma koła. Myślisz, że nie próbowałam? Nie dostałam nawet zasiłku, wysłano mnie "do roboty". Utrzymujemy się z głodowej renty mojej Mamy, która rzadko wystarcza nawet na pół miesiąca, ale mama nie może pracować, bo musi być w domu ze mną 24/7. Ale ja naprawdę nie chcę o tym rozmawiać, poprosiłam wyraźnie o radę jak ogarnąć czynności domowe. Ta rozmowa powoduje u mnie ogromny dyskomfort bo jest niechciana i naprawdę wolałabym jej nie kontynuować. Jeżeli kategorycznie nie chcesz odpowiedzieć mi na pytanie zawarte w temacie, to proszę zakończmy tę konwersację, bo zaczęłam już odczuwać ogromny lęk i za chwilę się to skończy atakiem paniki.
  21. Od 2016 roku miałam 2 razy dwumiesięczną przerwę w objawach i już nie mijają. Nie jestem w stanie pracować, bo nawet nie wychodzę z domu ani w nim sama nie zostaję. Moja nerwica jest ściśle powiązana z bardzo silną emetofobią i to wokół niej kręci się wszystko w moim życiu. Nie jestem w stanie poszukać pomocy nigdzie, gdzie nie jestem w stanie dojść pieszo, bo mam chorobę lokomocyjną i nie jeżdżę niczym. Wypróbowałam już prawie wszystkich dostępnych w okolicy psychologów no i szpital, który jest w pobliżu i nic już innego zrobić nie mogę. Jestem niemal pewna, że takiej fundacji nie ma w mojej okolicy, bo tak się złożyło, że mieszkam na przedmieściach i tutaj nawet o podstawową pomoc jest trudno. Ja nawet nie mam zawodu, bo żeby go zdobyć musiałabym pojechać do szkoły a ja niczym nie jeżdżę, więc i tak wszelka praca dla mnie to chyba tylko sprzątanie, czego znów nie umiem. Nie mam innych opcji poza te, których próbowałam. Dlatego prosiłam o radę tutaj.
  22. Ja nawet w sytuacjach, kiedy inni się złoszczą, czuję wyłącznie strach i po prostu zaczynam płakać. Nie wiem nawet jak dokładnie odczuwa się złość, bo uczucie, które dominuje u mnie to strach i zmęczenie. Nie umiem się kłócić, bo kiedy ktoś jest na mnie zły, nawet jeśli nie było w czymś mojej winy, płaczę i przepraszam. Raz w szkole przeprosiłam nauczycielkę, która się nade mną znęcała, że musiała na mnie nakrzyczeć. Jak już mówiłam wiele razy, moje intencje w wypowiedziach są inne, niż widzą je ludzie - żyłam w ogromnej izolacji, od kiedy w wieku 8 lat przeszłam na nauczanie domowe, bo nie dawałam rady lękowo wytrzymać w szkole i w zasadzie widuję tylko moją rodzinę od tamtej pory. Ciężko mi cokolwiek tłumaczyć, tak żeby ktoś zrozumiał. Ale jeszcze raz apeluję o pomoc w tym, o co zapytałam, bo po to założyłam ten temat
  23. Jaką agresją? Gdzie w moich wypowiedziach była agresja? Ani razu jej nie było, złość jest dla mnie uczuciem abstrakcyjnym i poczułam ją może 3 razy w życiu... Reaguję tak, jak reaguję, bo mam w sobie od zawsze silny strach przed byciem chorą psychicznie a w tym temacie, zamiast otrzymać radę, jak poprawić swoje funkcjonowanie, bo to o nią się zwróciłam, co chwilę ktoś mi zarzuca jakąś chorobę, coraz poważniejszą i bardziej nieuleczalną z każdą wiadomością. Ja już prawie płaczę, bo pojawiają się myśli, że jeśli to jest nieuleczalne to nigdy z tego nie wyjdę, że będę tak cierpiała do śmierci, że nigdy nie będę wolna i to się nie skończy... ja się normalnie broniłam przed zaszczepianiem mi tutaj jeszcze większego strachu, tym razem, że jestem upośledzona, bo nie jestem i wiem to... ale, przy mojej hipochondrii, zaraz sobie wmówię, zacznę czytać i będę mieć objawy... broniłam się, chyba mi wolno... dlaczego wolno każdemu, ale nie mnie?
  24. Też mi je wykluczono i to w dzieciństwie. Nie miałam żadnego z podstawowych objawów - byłam bardzo komunikatywna, łatwo nawiązywałam kontakty, buzia mi się nie zamykała, uwielbiałam się przytulać i w ogóle kontakt fizyczny i w wieku 8 miesięcy mówiłam już zdaniami. Na pewno nie mam autyzmu. Mam nerwicę i trudny charakter i to w zasadzie wszystko. A orzeczenie o niepełnosprawności mam od przedszkola, tyle że niewiele to w moim życiu zmienia, lepiej mi od tego nie jest.
  25. Wiem, że tak jest, bo choruję na nerwicę od czwartego roku życia - czasem objawy odpuszczają na kilka miesięcy i wtedy magicznie mogę wszystko ogarnąć, ale są momenty, kiedy boję się wstać z łóżka, albo biegam w panice po pokoju przez kilka dni. Wypróbowałam chyba z 50 różnych leków i żaden nie działał, próbowałam szpitala, ale terapeuty tam ani razu nie widziałam a tylko znęcano się tam nade mną, bito, wiązano i okradziono. Po tym pobycie miałam takie zaostrzenie nerwicy, że szkoda mówić. Próbowałam terapii, ale po 9 cyklach, z 9 różnymi terapeutami też nie ma efektu. W tym miesiącu zaczynam z nowym terapeutą, ale nie mam już za bardzo nadziei, bo i leki, jakie mogłabym wypróbować też się już skończyły. Nie wiem, co ze mną będzie w przyszłości i dlatego poprosiłam o pomoc, żeby choć trochę sobie ułatwić życie, ale chyba jej nie dostanę...
×