Skocz do zawartości
Nerwica.com

robertina

Użytkownik
  • Postów

    269
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez robertina

  1. OK, dobry pomysł, nie wiedziałam o tej stronie z kursami. Popatrzę. Osobiście, nie mam za bardzo ambicji, żeby zdobywać wiedzę, raczej wyjść z nerwicy a potem iść do jakiekolwiek pracy, ale w takiej formie może by i to mi coś dało. Chciałam się też spróbować nauczyć jakiegoś języka, ale nie mogę się zdecydować na jakiś konkretny i też nie wiem jak to ugryźć samodzielnie. Czekam aż pojawi się w moim życiu ktoś, kto mi doradzi, jak zacząć. Staram się poznawać ludzi online (to o tym jest w sumie ten temat), bo na żywo nie radziłam sobie z tym jeszcze jako dziecko i mam zerowe umiejętności społeczne. Wystarcza mi to i nawet się cieszę, że wreszcie nie muszę z nikim rozmawiać na żywo. Co do czynności domowych - robię w miarę możliwości, bo ja też nie radzę sobie z nimi. Np. teraz umyła podłogę i tylko zadałam chorej Mamie więcej pracy, bo rozwłóczyłam śmieci po całej podłodze zamiast je sprzątnąć z jednego miejsca (mam słaby wzrok i nie widzę ich z pozycji stojącej, więc sprzątam na oślep) i teraz musi po mnie poprawiać, ale tak, że ma dwa razy więcej pracy, bo te śmieci przykleiły się do mokrej podłogi i musi je ręcznikiem papierowym na kolanach odrywać. Tak jest ze wszystkim, jak zmywam, też zostawiam resztki jedzenia na brzegach talerzy. I też marnuję wodę, płyn do naczyń, itd. Terapia to moje drzwi do zdrowia bo nikt dotąd mi tak nie pomagał jak ta terapeutka. Każda terapia zmusza mnie do samorefleksji i głębszego zrozumienia tego, co nie działa w moim myśleniu. Trwa dopiero parę miesięcy, ale ona jest zdeterminowana, żebym szybko poczuła efekty. Tak właśnie ostatnio staram się więcej czytać. Niewiele mi to daje, ale choć spędzam czas bardziej produktywnie. Myślę, żeby założyć bloga o książkach, ale nie jestem pewna, czy będę w stanie się w niego dostatecznie zaangażować. No ale instagrama nie usunę - mogę przestać scrollować i postaram się (dziś jeszcze ani razu nie scrollowałam, bo oddałam Mamie telefon), ale w tego bloga włożyłam zbyt dużo pracy i dał mi zbyt wiele radości, żeby się ot tak z nim pożegnać - no i udało mi się na nim zbudować społeczność prawie 600 osób o takich samych opiniach i zainteresowaniach, jak moja, która się wzajemnie wspiera i wymienia newsami dotyczącymi tych zainteresowań. Ja bym właśnie chciała wrócić na instagram a nie usuwać owoc trzyletniej mojej pracy, której początek wspominam cudownie, bo był to właśnie okres lepszego samopoczucia. Ostatni raz odczuwałam pozytywne emocje typu radość właśnie, dzięki temu blogowi. Jakby... tak to wygląda i dziękuję za rady. Zerknę na pewno na tę stronę i może sobie jakiś kurs ściągnę. Ale ja się zgadzam. Ja się ze wszystkimi zgadzam cały czas i niczego nie odrzucam, ja tylko tłumaczę jak sytuacja u mnie wygląda. Jest między nami bariera komunikacyjna - moje słowa są odczytywane inaczej, niż ja oczekiwałam, że zostaną odczytane. Mi nie chodzi o to, że ja tego nie chcę robić - bo ja PRZYJMUJĘ KAŻĄ RADĘ I SIĘ ZGADZAM, ale z jakiegoś powodu, kiedy chwilę później opowiadam o moich uczuciach i trudnościach, stajecie się defensywni i uważacie, że to są jakieś wymówi. NIE SĄ, to jest próba wygadania się i nakreślenia szerzej sytuacji. Takie same problemy w komunikacji mam ze wszystkimi w moim otoczeniu i psycholog podejrzewa konkretne schorzenie wrodzone, które te problemy powoduje (ASD) i to podejrzewa już od dłuższego czasu, ale tak mi wstyd z tego powodu i tak mi ciężko zaakceptować, że może nigdy nie będę samodzielna, że uznałam, że o tym nie powiem. Ale teraz, kiedy widzę, że po raz kolejny (chyba już 2000 w moim życiu), te problemy są powodem tak silnych nieporozumień, że prowadzą to hejtu, to jednak powiem. Czy to coś zmienia?
  2. Ja nie odczuwam przy tym przyjemności - po prostu zabijam czas. Oglądam tam zazwyczaj słodkie nagrania małych zwierzątek, śmieszne memy no i zabawne filmiki z ludźmi, którzy się przewracają, porywa ich wiatr czy mają jakiś inny wypadek. Tę anhedonię mam od dziecka w takim razie. U mnie ten mechanizm, że pozytywne emocje zależą od zewnętrznego czynnika rozwinął się na długo przed tym, jak dostałam swój pierwszy komputer i na półtora dekady przed tym, jak wynaleziono w ogóle smartfony. Apatię też już miałam i bez tego - ostatnio to w ogóle, czasem bym i coś porobiła, ale i tak tego nie robię. Ja już sama nie wiem... w jakich sytuacjach ma się takie rzeczy samoistnie? Bo mi się wydaje, że u mnie ciąg przyczynowo-skutkowy był odwrotny... i jak to naprawić?
  3. Ja właśnie piszę bloga - ale nie bardzo mam siłę cokolwiek tam ostatnio wstawiać. Już tak od dwóch lat coraz rzadziej tam piszę - nie chcę rezygnować, ale nie mam siły tego robić. Szukałam alternatyw - i w efekcie założyłam tych blogów kilkanaście, na każdym mam po 5 postów i zajmuję się nimi na zmianę tak, jakbym się niczym nie zajmowała. No ale nie umiem wybrać tematu, w który się wgłębić. Wszystko jest potencjalnie ciekawe. Tzn. najpierw była nuda a potem scrollowanie - i to od niedawna. Nie jestem uzależniona, gdybym miała ciekawsze zajęcia, to bym nie scrollowała. W sumie to myślałam przez jakiś czas, że może i mogłabym wrócić do zainteresowania historią, ale wybrać na tyle dawne czasy, żeby paralele nie były aż tak zauważalne - tj. nie II Wojna Światowa a np. średniowiecze. Tyle, że u mnie jest taki problem, że pozytywnych emocji typu "radość" na przykład, nie umiem wyprodukować samodzielnie a wywołać jest je w stanie tylko silny, zewnętrzny czynnik, jakieś bardzo pozytywne wydarzenie, nowe hobby, itd. W związku z tym, czułam takie emocje może 3 - 4 razy w życiu, na okrągło przez kilka miesięcy a potem, kiedy bodziec ustał/spowszedniał, znowu pojawiała się pustka. A ja mogłam latami czekać w tej pustce na kolejny bodziec, który sprawi że choć te kilka miesięcy będę miała dobry nastrój. Niedawno na terapii uświadomiłam sobie, że już nie chcę tak żyć. Ale nawet nie wiem, jak miałoby wyglądać to życie, w którym to moje ciało produkuje takie emocje a nie otoczenie mnie zmusza je ich produkcji. Taki jest chyba główny problem, bo bardzo szybko się zniechęcam do nowych hobby, które nie powodują tego skoku nastroju. I tak naprawdę, to chyba ta pustka jest główną przyczyną, dla której nie mam siły - bo, kiedy ona się wypełnia pozytywnymi emocjami, mogę robić wszystko. Jest na to jakaś rada?
  4. Nie, nie wychodzę z domu, leczę się zdalnie. Jest obecnie taka opcja. Nie stać by mnie było na terapię w gabinecie a zdalnie jest w moim regionie o połowę tańsza. Nie mówiłam o tym terapeutce, bo mamy ważniejsze sprawy do pracy a lekarz odmawia ze mną wszelkiej rozmowy od chyba 2-3 lat. Nie chce mnie widzieć w gabinecie, tylko dzwoni raz na trzy miesiące, pyta czy wypisać leki a jak proszę o rozmowę pada "no ja tutaj już nic nie mogę pomóc, albo leki tak samo albo wypiszę (lek skreślony 5 lat temu jako nieskuteczny), albo zapraszam na odział". Kiedy miałam kilka miesięcy temu zaostrzenie, nie tylko nic mi nie wypisał, ale kazał znowu dzwonić za trzy miesiące. Gdyby nie psycholog, która mnie wtedy uratowała, do tej pory bym biegała w panice po pokoju całymi dniami. Ja w sumie, można powiedzieć lekarza nie mam. Ostatnio nawet to Mama z nim rozmawiała, bo ja po tych rozmowach zawsze się zestresuję i potem płaczę i mam atak paniki. 1. Ja w toalecie cierpię tak ogromny ból, że nawet idę do niej, kiedy nikogo nie ma w domu, bo przeszkadza mi telewizor w salonie, kiedy "walczę". Mi same lecą łzy, jęczę, płaczę, czuję się jakby mi ktoś rozrywał jelita... tak jest w tej nerwicy i to są najstraszniejsze momenty dnia. Poza tym, z różnych powodów, taka książka ubrudziłaby się wiadomą substancją. Ja nawet telefon muszę odłożyć jak tam idę, bo ledwie trzymam z bólu otwarte oczy. 2. To jest złego w historii, że widzę w niej paralele ze współczesnymi wydarzeniami i po przeczytaniu jednego rozdziału usiadłabym do komputera i spędziła następne 7 godzin na czytaniu wiadomości wpisując jako hasła najgorsze możliwe scenariusze. Już to tłumaczyłam w tym temacie chyba ze 20 razy. 3. Problemem nie jest sam instagram, ale telefon i brak innego zajęcia. Prowadzę na instagramie bloga i to jest jedna z nielicznych rzeczy, które jeszcze czasem robię (choć kiedyś wstawiałam po 3 posty dziennie a teraz dwa na miesiąc, co mnie bardzo boli, ale nie mam siły częściej). Nie chcę z niej rezygnować, bo to jedyna platforma, gdzie mogę się wypowiadać na tematy społeczne bez bycia osądzana. Właśnie chciałaby mieć siłę na pisanie tam częściej. 4. Nie nazwałabym tego uzależnieniem. Gdybym miała inne zajęcia, nie robiłabym tego a robię to z nudów. Czym jest to "skrócenie rozpiętości uwagi z powodu przestymulowania (i w efekcie odczulenia) układu nagrody" - mogłabyś wyjaśnić? 5. Nie dostałam rad, tylko oskarżenia. W tej chwili nienawidzę siebie - bo wszyscy oskarżają mnie, że ten brak sił to moja wina a ja nie jestem w stanie się zmusić nawet, żeby wstać... czuję, że w sumie jakby mi się coś stało, to może by i było lepiej?
  5. Czytam książki, ale ciężko mi się na nich skupić i dłużej, jak godzinę dziennie i to nie codziennie nie mam siły. Mam jeszcze bardzo silną nerwicę jelit - praktycznie codziennie spędzam min. godzinę do nawet trzech-czterech w toalecie i w tych dniach, kiedy to jest powyżej 1.5 h, nie mam siły na nic, bo mnie wszystko boli. Próbowaliśmy pracować nad tym na terapii, ale traumatyczne wydarzenie, które to wywołało powoduje takie emocje, że się natychmiast zamykam. No i to i tak byłyby powieści historyczne, czyli znowu paralele, bo współczesnych nie lubię. A, co do znajomych - gdybym nie miała telefonu, nie scrollowałabym instarama. Jeszcze niedawno go nie miałam i nie był tego problemu. Poza tym, uważam za jakieś takie nie teges dyktowanie komuś na jakich stronach ma być zapisany, poza tym, instagram ma najbardziej komfortowy design do komunikacji z komputera dla osoby o słabym wzroku a facebook to jest z tym jakiś koszmar, ledwie trafiam w to okienko i w sumie to go używam tylko do grup. Problemem nie jest sama strona (facebook jest 100x razy gorszy, bo narzuca artykuły z wiadomościami i byłoby jeszcze gorzej, bo na szczęście instagram tego nie robi), tylko to, że nie mam nic innego do roboty. Czyli, zwyczajnie, odebranie możliwości scrollowania = konieczność spędzani dni na patrzeniu w ścianę i rozmyślaniu.
  6. Przyjmuję leki, ale nie do końca skuteczne, ale lekarz odmawia próbowania nowych, na terapię chodzę, mam bardzo kompetentną terapeutę, ale terapia trwa za krótko na efekty, jeszcze nie ma roku. Diagnozę miałam emetofobii i nerwicy, ale terapeuta podejrzewa teraz, że jest coś jeszcze - coś natury neurologicznej, jeśli dobrze zrozumiałam i to jest wrodzone. Nie gotuję, bo głównym i prawie jedynym objawem mojej nerwicy są bardzo silne nudności, które sprawiają, że i jem okresami bardzo mało. W tych najgorszych potrafiłam trzy dni jechać na jednej kromce chleba. Pranie czasem robię, bo piorę swoją bieliznę, ale jestem alergikiem i mam silne uczulenie na wszystkie detergenty (poza płynem do naczyń) i po każdym praniu mam bardzo bolesne swędzące krostki na rękach i pęka mi skóra, więc zwykle wrzucam swoje rzeczy do pralki z rzeczami rodziców po prostu. Śmieci nigdy bym nie wyniosła, chyba, że w rękawiczkach, bo w zsypie są bakterie, które mogą wywołać problemy żołądkowe. Nie wiem, czy masz takie intencje, ale czuję się atakowana. Proszę formułuj inaczej swoje myśli albo odpuść ten temat, bo jedyne co uzyskałaś to pogorszenie mojego samopoczucia. Siedzę teraz i wyrzucam sobie, że jestem do niczego, bo inni twierdzą, że mogę a ja nie mam siły. A takie uczucia przeczą temu, nad czym ostatnio pracowałam na terapii. Krótko mówiąc - nie mobilizujesz mnie a sprawiasz, że zaczynam nienawidzić siebie.
  7. Robiłam to wiele razy i nic to nie zmieniło - za dwa dni był znowu bałagan a ja po 10 minutach (mały mam pokój) wracałam do scrollowania. Teraz staram się utrzymywać w miarę porządek i nie tonąć w bałaganie. Ale, problem jest taki, że mój pokój jest przygotowany do remontu i jakichś szczególnych manipulacji też tam nie mogę zrobić. Ja raczej potrzebowałabym rady jak się zająć czymś w trybie dalekosiężnym a nie na parę minut.
  8. Dziękuję za tę motywację. Ale ja serio już się tak zapętliłam, że nie wiem, jak z tego wyjść i organizm reaguje lękiem na zmiany, bo w tej bezczynności czuje się bezpiecznie. No i, ja serio nie mam za bardzo pola do manewru. Rzeczywiście, samo powiedzenie "rusz się" niewiele daje, bo to tak, jakby powiedzieć człowiekowi na wózku "weź się rehabilituj", nie mówiąc mu, jakie ma robić ćwiczenia. Ja wariuję z tej bezczynności i w sumie się już poddałam, ale nie mam zielonego pojęcia, jakie kroki mogłyby sprawić, że to się zmieni, bo czuję, że tych możliwości obecnie nie posiadam. Do zainteresowań BOJĘ SIĘ wrócić, choć bardzo bym chciała, bo jak czytam o historii, to myślę o współczesnych wydarzeniach i *buch* deep dive na ile nam obecnie grozi wojna, ale nie tak prosto, tylko frazami typu "Polska nie ma szans w wojnie z r.", "ile Polska się utrzyma bez pomocy NATO", "jak długo może potrwać okupacja Polski przez r. w tym i w tym roku", itd. Kiedy zaś wybiorę inne moje zainteresowanie tj. kulturę ukraińską, o której czytam od 2017 roku, żeby jakikolwiek artykuł wyszukać o tradycjach tego kraju, muszę przekopać się przez TONĘ artykułów z najświeższymi wiadomościami. To serio nie prowokuje do zdrowienia... a nie mam pomysłu na nowe hobby - próbowałam zainteresować się historią życia na Ziemi, ale nie wychodzi. Czy mogłabym prosić o jakieś konkretne rady, bo to wasze "rusz się", brzmi jak flagowe "weź się w garść" powiedziane do osoby z depresją.
  9. Nie mam siły nic robić a poza tym, nic nie umiem, no i wszystko mi leci z rąk, tylko bym pomarnowała.
  10. To samo niestety... Bo z jednej strony ja tak scrolluję ten instagram, ale z drugiej, moje najbliższe przyjaciółki nie mają konta w innych serwisach i tylko tam mogę z nimi pisać. Usunięcie tej aplikacji = zakończenie kontaktu z jedynymi osobami, z jakimi kiedykolwiek miałam jakąś więź. Poza tym, na komputerze też można scrollować, tylko mniej wygodnie. Youtube scrolluję tylko na komputerze, bo na telefonie nie widzę napisów, bo są za małe. No a, jeżeli bym nie scrollowała, to jedynym zajęciem, jakie by mi pozostało byłoby chyba siedzieć i wizualizować cały dzień. Do zainteresowań nie wrócę, bo nie mam ochoty spędzać godzin na czytaniu wiadomości po jednym artykule. Nie wiem już sama, nie chcę, żeby to ciągle brzmiało, że torpeduję próby pomocy, ale chyba już mam początki depresji przez tę nudę i czuję, że sytuacja jest beznadziejna.
  11. Ale ja właśnie o tym mówię - nie włączam komputera tylko siedzę z telefonem i scrolluję. Ja nie wychodzę i jestem tak słaba fizycznie, że w sumie głównie leżę - w komputerze mam wszystko - książki, filmy, artykuły naukowe, jest to jedyna opcja komunikacji ze znajomymi, bo przez słaby wzrok z telefonu nie odpiszę. Ale "wolę" leżeć i scrollować a jak już włączę ten komputer z zamiarem zrobienia czegoś produktywnego, to z kolei na nim przewijam youtube.
  12. Wiesz - w sumie to może i prawda, że nie bardzo mam o czym rozmawiać. Kiedyś (w sensie, że jeszcze kilka miesięcy temu) interesowała mnie historia i kultury niektórych krajów, ale przez sytuację na świecie byłam zmuszona odciąć się od tych zainteresowań a innych nie mam. Kiedy czytam o historii widzę w niej od razu paralele ze współczesnymi wydarzeniami albo zaczynam dostrzegać jakiś złożony ciąg przyczynowo skutkowy, który do nich doprowadził, osadzony jeszcze w średniowieczu... a po kilku miesiącach w wiadomościach, eksperci mówią dokładnie to samo, co zauważyłam. Co do kultury... no sorry, bez nawiązań do współczesności artykuły o pewnych kulturach w ogóle nie są pisane. A ja mam już dość. No a poza tym, nawet kiedyś o historii to może kilka osób chciało rozmawiać, z 5 na 20... Jak można to zrobić? Ja już się tak nudzę, że nawet komputer rzadko włączam, bo nie mam czego w nim szukać. Co najwyżej przewijam w nim youtube. Masz jakieś rady, jak go wyregulować?
  13. A jak mam inaczej wyjaśnić, że nie pracuję w moim wieku? Serio nie jestem już młoda i normalnie ludzie w moim wieku mają już rodziny.
  14. No dobrze - prawie każda rozmowa wygląda tak: - Cześć nazywam się X - Hej a ja Y - Gdzie mieszkasz, co robisz zawodowo? - Nie pracuję, wiesz choruję. - Tak? A na co? Powiedz mi o tym więcej. - Przepraszam, nie chcę o tym mówić. - Ale przestań, możesz mi powiedzieć. - Naprawdę nie chcę o tym mówić. - No coś ty, możesz mi zaufać, nie odgradzaj się tak ode mnie. - Wybacz, ale nie jestem tu po to, żeby rozmawiać o chorobach. Opowiedz mi lepiej o swoim hobby. - Wiesz, lubię fotografię a ty pewnie nie masz czasu na hobby, skoro chorujesz. No dawaj, powiedz mi, co ci jest. - Acha, ty lubisz fotografię. A ja lubię książki, literaturę klastyczną. - Fajnie, ale dlaczego tak się ode mnie odgradzasz? - Po prostu mam dość cierpienia w życiu, tutaj chcę trochę odpocząć i być sobą. - Przepraszam, ale chyba nie nadajemy na tych samych falach. Dla mnie przyjaźń polega na szczerości a ty zbudowałaś mur wokół siebie i nie dajesz mi do siebie dotrzeć. Może lepiej dogadasz się z kimś innym. Mówię serio, tak na tej apce jest cały czas. Co robię źle w takich rozmowach?
  15. Chciałabym, żeby nie uciekali... po prostu rady, jakie mi tu dajecie już kilkakrotnie wcielałam w życie, bo wpadłam na nie sama. Żadna nie poskutkowała, jedyne, co uzyskałam, to zaprzestanie komunikacji. Opowiedziałam o swoich doświadczeniach a otrzymałam coś, co mi wygląda, jak hejt. Wydaje mi się, że po prostu nie wierzycie w moje doświadczenia i dlatego uważacie, że mam złe intencje. A ja piszę szczerze, jak ludzie na tej apce rozmawiają.
  16. Ja choruję na nerwicę od 25 lat... nie zliczę ile razy próbowałam coś zmienić i zawsze kończyło się to tak samo - zaostrzeniem i, w najlepszym razie paroma miesiącami a w najgorszym latami w łóżku. Nie mam już siły robić rzeczy, które nie przynoszą skutku...
  17. Nie jestem młoda. Za rok wejdę w wiek średni. Po prostu brzmię, jak nastolatka, bo nie żyła w społeczeństwie i nie miałam szansy dojrzeć. Ale tak... masz 100% racji. Nastrój też mam koszmarny ostatnie miesiące, coraz nawet gorszy. Ale nie wiem, jak to zmienić. Kiedyś trochę lubiłam dwie rzeczy (historia od 2010 roku i ukraińska kultura od 2017 roku chyba nawet o tym tu kiedyś pisałam), ale byłam się zmuszona od tych zainteresowań odciąć, bo przypominały mi o obecnych, przerażających wydarzeniach na świecie i bardziej szkodziły, niż pomagały. Dość, że i bez nich co drugą noc śni mi się wojna i są to często sny tego typu, że dosłownie w nich błagam o śmierć. Podkręcać tego na jawie nie chcę. I też głównie dlatego mi się wszystkie zajęcia wyczerpały... bo w zasadzie niewiele razy w życiu się czymkolwiek interesowałam. Dwa razy tak głębiej czymś może (raz to była historia mojego miasta innym razem XIX-wieczne USA z naciskiem na zachodnie jego obszary), ale oba te okresy przerwało zaostrzenie objawów nerwicy i już po jego zakończeniu nie byłam w stanie się na tym skupić, więc odpuściłam. Próbowałam się też wiele razy zmusić o wprowadzania jakiejś rutyny, ale mam też ciężką nerwicę związaną z układem pokarmowym, który sama rozregulowałam sobie do tego stopnia, że 5 lat temu powinnam mieć operację i, w związku z tym, mam czasem bardzo trudne dni - w których w sumie mogę tylko leżeć. Po jednym takim dniu, po prostu odpuszczam każdą rutynę, bo widzę, że i tak je nie utrzymam. Czasem myślę, że w tej koszmarnej sytuacji będę musiała zostać aż do pierwszych efektów terapii. Ale to wykańczające. I, chyba powoli przekonuję się, że te znajomości z tej apki nic mi dobrego nie przyniosą Dajecie proste recepty na uniknięcie tych tematów, ale na 20 osób tam, może jedna by na takie coś zareagowała tak, jak oczekujecie. Reszta by się dopytywała jeszcze bardziej, gdybym tak napisała, bo uznałaby, że coś jest na rzeczy. Ludzie są wścibscy.
  18. O Jezu, to zabrzmiało groźnie... czy to może mieć jakieś konsekwencje powiązane z nerwicą? W jaki sposób to naprawić? Fakt, że ostatnio coraz trudniej mi się skupić - nigdy nie byłam w tym dobra, ale ostatnio to już kompletnie. Ostatnio usiadłam do pisania - i, w pewnym momencie, żeby być w stanie je kontynuować musiałam sprawdzić pewną informację w internecie. No i jak już weszłam w ten internet, to i nie wyszłam. I było po pisaniu. Da się coś z tym zrobić?
  19. Tylko jak takie hobby znaleźć? Jeśli mnie coś nudzi po trzech dniach, zmuszanie się do robienia tej rzeczy przez tydzień nie ma sensu, bo to byłaby tylko frustracja i zmęczenie. Serio, nawet, jak mi się wydaje, że coś "zarezonowało" - max 2 tygodnie i już mi się tego robić nie chce. Może też problemem jest u mnie ogromne psychiczne i fizyczne zmęczenie. Ja ledwie mam siłę fizycznie, żeby się podnieść z krzesła. Potwornie bolą mnie stawy i nawet, jak się czeszę, muszę odpoczywać w połowie. Ja nawet nie sprzątam, bo nie mam siły. W związku z tym... fakt, że nie bardzo ma o czym mówić, nawet, jak chcę porozmawiać z rodzicami wychodzi na to, że nie mam o czym. Z tym, że tutaj faktycznie, nie mam pola do manewru, bo drugie pytanie w 90% wiadomości jest o pracę albo kraje, które odwiedziłam. Musiałabym gadać o jakimś hobby w odpowiedzi na wiadomość nr. 1. A to by było dziwne...
  20. Ta strona to jest apka do nauki języków. Mam czas to staram się ich uczyć, żeby choć trochę zająć głowę. Problem jest taki, że ja nie mam hobby ani zainteresowań - przez większość dnia po prostu scrolluję i nie ma takiego forum tematycznego, gdzie mogłabym dołączyć i zbudować jakąś więź. Pomijając, że przez brak zainteresowań się potwornie nudzę cały dzień. Jakiś czas próbowałam poszukać sobie hobby - ale nie udało się, większością rzeczy zajmowałam się tylko kilka dni i zaczynały mnie nudzić. Takie ogólne miejsca są więc jedynymi, w jakich mogę kogoś szukać do rozmowy. Czyli brak szacunku do granic jest przerażająco powszechny. 90% z tych ludzi by naciskało. Ja czasem piszę już drukowanymi literami NIE CHCĘ - to pytają czemu jestem zła, bo nie mieli na myśli nic złego. Coraz bardziej zastanawiam się, czy takie znajomości nie są dla mnie szkodliwe.
  21. Już się zaczęło. Nowa znajomość, powiedziałam, że choruję - odpowiedź "opowiedz mi o tym więcej". Dlugo ta znajomość nie potrwa... wczorajsze dwie - druga wiadomość "gdzie pracujesz", kolejna - propozycja spotkania w 6 wiadomości. Zaczynam tracić wiarę w sens tego wszystkiego...
  22. Tyle, że ja już próbowałam odmawiać na jakiś temat rozmowy - i każda znajomość, w której to robiłam ni e przetrwała długo. Ludzie nie rozumieli, co jest złego w pracy czy w stanie zdrowia, że nie można o tym mówić. Był taki moment, że się przez to otwarcie z kimś pokłóciłam, bo on uznał, że buduję mur wokół siebie i, że znajomość nie ma sensu, bo do mnie nie dotrze. A, powiem teraz bardzo ważna rzecz PRAWDZIWA JA TO NIE JEST NERWICA. Ona nie jest mną a prawdziwa ja to jest to, co istnieje oprócz niej. I właśnie przede wszystkim dlatego kłamie- bo chcę, żeby ludzie znali mnie naprawdę a nie oceniali przez pryzmat mojej sytuacji. Chcę, choć w internecie być tym, kim byłabym bez nerwicy. 99% osób zadaje pytanie o pracę w 3 wiadomości. I to nie chodzi o wstyd, ale o to, że chciałabym, by widzieli we mnie człowieka a nie moje problemy. Nie nienawidzę siebie - nienawidzę osoby, jaką robi ze mnie nerwica. No i, to takie "otwarcie się" byłoby dla mnie koszmarem, bo ludzie przestaliby widzieć prawdziwa mnie a zaczęli osobę, przez którą jestem nienawidzona w prawdziwym życiu. A to przeniesienie do internetu, było po to, by choć na chwilę być sobą. Nie chcę tego stracić.
  23. W sensie, że jak? Ja nie jestem w stanie pracować nawet z domu, to nie chodzi o ludzi. Ale nie o tym mowa. W kontaktach internetowych to inaczej wygląda. Pytanie "gdzie pracujesz" pada w KAZDEJ rozmowie jako trzecie pytanie. I, kiedy mówię, że nie pracuje, pada "a dlaczego?" i zaczyna się jeszcze gorszy problem. Wiesz, ja chcę, żeby Ci ludzie mnie mieli za interesującego człowieka a nie przedmiot do ciśnięcia beki. 95% tych znajomości po usłyszeniu prawdy by się zakończyło a reszta zadawałaby tylko dziwne pytania. A mi rozmawianie o nerwicy bardzo ją pogarsza. A, gdybym to powiedziała 90% rozmów byłoby o nerwicy. I zaraz bym znowu wylądowała na lekach, bo bym musiała na okrągło o niej myśleć. Pytania typu "jak twoja nerwica dzisiaj" to jest chyba główny powód, dla którego chcę uniknąć tego tematu, bo ZAWSZE po takim pytaniu mam zaostrzenie.
  24. @Dryagan Ok, czyli sugerujecie, że mam każdej randomowej osobie w internecie, z którą nigdy się nie spotkam, bo nerwica nie daje mi wyjść z domu i nigdy nie będę mieć żadnej więzi, bo to jest oczywiste pisać "hej no ja nie pracuje, bo mam problemy z głową"? No to już wolę odpuścić to pisanie. Wy nie rozumiecie, w jakiej mnie to stawia dziwnej i skrajnie niekomfortowej sytuacji?! Ja innych znajomości nie mam i nigdy nie będę miała, więc to cała historia.
  25. Witam. Moja syuacja jest w skrócie taka: mam ciężką nerwicę od przeszkola, która zawsze wymuszała na mnie izolację - od dokuczania w szkole, po pierwszym ataku paniki w klasie po tyły w zasadach uprzejmości w dorosłym życiu, które sprawiają, że ludzie bardzo źle o mnie myślą. Na szczęście, jakieś 90% z tego da się obejść poprzez kontakty internetowe, które staram się zawierać już od 8 lat. Nie są to w większości pełnowartościowe relacje, ale choć są JAKIEŚ, bo w realnym życiu nie mam szans na żadne. Problem polega na tym, że jestem zmuszona tych wszystkich ludzi okłamywać. Dopóki nie rzuciłam szkoły przez nerwicę, było łatwo - uczę się, nie lubię podróżować, normalne, że mieszkam z rodzicami. Potem też nie było trudno - mogłam kłamać, że studiuję i to różne rzeczy, co mi do kogo pasowało. Ale problem się zaczął, kiedy już osiągnęłam wiek, kiedy zazwyczaj się już nie studiuje. I się zaczęło - raz wymyślałam sobie pracę, innym razem udawałam, że jestem na studiach podyplomowych, czasem grałam bezrobotną, itd. Teraz dyżurnym kłamstwem jest choroba przewlekła - ale to działa jeszcze gorzej, niż tamte kłamstwa. Każdy pyta mnie od razu co za choroba i znajomości się kończą, kiedy nie chcę o tym mówić. Coraz częściej też sama je kończę, kiedy ktoś chce się spotkać. No nie spotkam się, nie jestem w stanie tego zrobić. NIE WYOBRAŻAM SOBIE powiedzieć prawdy o mojej sytuacji, ja nawet tutaj całej prawdy nie powiedziałam - i nawet moje dwie, prawdziwe przyaciółki jej nie znają, choć znamy się 12 lat. Dla mnie "mów prawdę" oznacza "nie zawieraj znajomości". I teraz właśnie coraz częściej odpuszczam. Ale to boli, samotność jest straszna... co mi radzicie?
×