Skocz do zawartości
Nerwica.com

robertina

Użytkownik
  • Postów

    183
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez robertina

  1. Jest miła i cierpliwa, czy raczej surowa i wymagająca? Bo jeśli to drugie to odpada, nie jestem w stanie się otworzyć przed taką osobą.
  2. Po prostu samo to uczucie mnie przeraża. Oceniam racjonalnie, że mi to nic nie zrobi i wcale nie jest straszne, ale ten strach jest jakby instynktowny, podświadomy i nie panuję nad nim. więcej już nic nie powiem, bo już mi się przypomina jak to robiłam i zaczynam panikować.
  3. Jeśli to raz w tygodniu, to chyba jednak nie uda się znaleźć terapii Straszna szkoda, bo ja jestem w takim stanie, że samodzielnie nie funkcjonuję... już nie wiem, co mam robić. Już sama nie wiem... wiem, że ludzie nie pracują charytatywnie, ale ja po prostu nie jestem nawet w stanie zostać sama w domu, czy wyjść z niego z osobą towarzyszącą i praca jest dla mnie dosłownie nierealna... jednak chyba nie dam rady prywatnie, ale poproszę namiar na priv, może coś chociaż doradzi przez telefon.
  4. A ma doświadczenie w leczeniu fobii? Trochę za drogo... ja nie pracuję. Nie miałabym skąd wziąć 800 zł na miesiąc, emerytura Mamy to 2200...
  5. Wszystko już jedno, byle dobry i do 200 zł.
  6. Nie mogę o tym mówić, proszę nie pytaj. Strach jest za silny. Zmieńmy temat.
  7. Tak, nie raz. Ja mieszkam w jednym z największych miast w Polsce i to właśnie jest powodem tych problemów - bo wszystko jest porozrzucane po różnych, bardzo od siebie odległych dzielnicach, gdzie nie da się dojść pieszo.
  8. U mnie w przychodni nie ma teleporad, po prostu idę i płaczę po drodze, modląc się, żeby wytrzymać, ale zawsze to jest istne piekło. I po prostu postanowiłam, że więcej nie pójdę i będę czekać aż samo przejdzie, bo po prostu nie wytrzymam psychicznie kolejnej wizyty w tym miejscu. Nie mogę zmienić na innego, bo w mojej okolicy jest tylko jeden lekarz na NFZ, do innego musiałabym jechać. A prywatnie mnie nie stać, bo nie pracuję.
  9. Problem w tym, że ja panicznie boję się przychodni, bo tam są chorzy i zakładam od razu, że siedzę na krześle, z którego 5 minut wcześniej wstał ktoś z jelitówką i już w drodze dostaję takiego ataku paniki, że ostatnio, kiedy tam byłam w ogóle nie byłam w stanie dać się zbadać, chciałam uciekać. Już chyba wolę, żeby mi samo przeszło, niż przeżywać znowu taki koszmar. Nie mam dosłownie siły opowiadać, jakie ja mam relacje z lekarzem, ale gdyby zestawić perspektywę, że po poproszeniu o inne leki dostanę je z perspektywą, że dostanę po tym samym pytaniu skierowanie do szpitala, to jak 1:99. Ja już w ogóle go o nic nie proszę, bo po prostu nie ma sensu. Na ogólnym chyba. Nie wiem w sumie, jaki to był oddział, bo byłam wtedy tak umęczona chorobą przewlekłą, że mi było wszystko jedno... przed chwilą opisałam co tam przeżyłam w dziale o szpitalach.
  10. Wyłamię się - bo ja w szpitalu przeżyłam piekło. Miałam tam iść na kilka dni, z powodu tego, że nie radziłam sobie psychicznie z chorobą przewlekłą. Po pierwszym tygodniu szpital wniósł sprawę do sądu o przymusowe pozostawienie mnie na oddziale, kiedy chciałam się wypisać, bo zobaczyłam, co się tam dzieje. Ogólne, byłam tam poniżana przez personel, często kilka dni z rzędu koczowałam pod gabinetem, żeby w ogóle na sekundę zobaczyć lekarza, pielęgniarki były bardzo złośliwe i agresywne, raz przywiązały mnie do łóżka tylko dlatego, że poprosiłam je o tabletkę od bólu głowy, kiedy one akurat coś tam jadły, dodatkowo, odmawiano mi prawa do higieny osobistej, łazienka była zamykana na stałe tak, że nie można było z niej normalnie korzystać i raz na dwa tygodnie przychodziła pielęgniarka i kazała się myć w swojej obecności. Kiedyś zostałam tak silnie uderzona przez nie drzwiami, że aż miałam guza na głowie, miałam też przyklejane taśmą spodnie do ciała, żebym nie mogła się wypróżnić, co poskutkowało wypadaniem jelita i nietrzymaniem. Byłam regularnie okradana - już przy przyjęciu ukradziono mi połowę rzeczy a, kiedy Mama przynosiła mi coś do jedzenia, nie dostawałam tego, tylko pielęgniarki to zjadały, ew. oddawały spleśniałe, mówiąc, że nie chciałam jeść. Dostawałam tam jakieś silne psychotropy, po których nie mogłam mówić, ręce mi się trzęsły... i w ten sposób psycholog po jednym spotkaniu odmówił mi terapii, twierdząc, że nie współpracuję i, że udaję to, że nie mogę mówić, bo nie chcę terapii. Płakałam dosłownie w tym gabinecie. A, kiedy pewnego dnia miałam dość i próbowałam dochodzić swoich praw, dali mi jakiś lek, chyba narkotyk, po którym miałam taki realistyczny sen, że długo uważałam, że to się wydarzyło, ew. zakładam, że mógł wywołać wręcz omamy. A, co do innych pacjentów - głównie jacyś dziwni, odklejeni ludzie, których się bałam i powykręcane, zdeformowane staruszki. Była tylko jedna normalna dziewczyna - miała depresję po rozwodzie rodziców. Dali jej takie leki, że dostała psychozy polekowej i wiele razy pisała mi, że już zawsze będzie żyć w strachu, czy to jej nie wróci, bo było straszne. Ogólnie, po tym pobycie miałam takie zaostrzenie nerwicy, że aż dziwię się, że przy mojej nadwrażliwości nie mam PTSD. To było najgorsze moje doświadczenie... wolałabym się zabić, niż tam wrócić.
  11. Poszukuję psychoterapeuty/psychologa, jaki przyjmuje online i specjalizuje się w leczeniu fobii. Dokładniej emetofobii, silnej i utrwalonej + nerwicy. Koniecznie online, bo mam problemy z mobilnością z kilku powodów. Byłabym bardzo wdzięczna za propozycje.
  12. Ja już byłam w szpitalu i stosowano tam wobec mnie taką przemoc, że piekło nie byłoby zapewne gorsze. Więc nie, nawet 40 stopni gorączki jest lepsze od bycia bitą, wiązaną, głodzoną i okradaną bez możliwości poskarżenia się komukolwiek.
  13. Nie czuję się dobrze - mam dreszcze, bóle mięśni i ogólne osłabienie - z tym, że są gorsze, niż powinny być przy takiej temperaturze. Dzisiaj obudziły mnie o 4:30 takie dreszcze, że aż nie wystarczała mi kołdra i miałam jakieś drgawki, ale jak zmierzyłam temperaturę to było tylko 37.8. Teraz mam znowu 37.6, ale czuję się bardzo źle, podczas, gdy wczoraj przy takiej temperaturze czułam się normalnie. U nas jest w tym roku tylko 18-20 stopni, więc to nie temperatura, zresztą ja nie wychodzę z domu. Ja po prostu mam w sobie ogromny strach, że to nie przejdzie i skończę w szpitalu. Wczoraj czułam się przez większość dnia dobrze, dzisiaj jest już gorzej, chociaż wczoraj czułam się normalnie przy 38.3 a dzisiaj mam tylko 37.6 i czuję się chora. Staram się uspokajać i skupiać na czymś, ale złe samopoczucie skutecznie mi przypomina, że mam się bać. Chwilami wręcz mi się wydaje, że zaczynam się źle czuć, kiedy o tym myślę a przestaję, kiedy zapominam. Już nie mam siły...
  14. Ostatnie kilka dni dzieje się coś ciekawego - co jakiś czas mam napady gorączki, zawsze jest to 38.4. Nie jestem chora. Nic mi poza tym nie jest. Głowa mnie tylko boli, leki nie zawsze na to pomagają. Po paru/kilku godzinach gorączki, spada mi temperatura do 37.6 - zawsze do tylu. W przychodni powiedzieli, że nie ma takiej choroby i, niestety moja lekarka jest na urlopie a boję się iść do kogoś innego i muszę radzić sobie sama. Nie rozumiem o co chodzi, ale jestem sparaliżowana strachem. Kiedyś już dwa razy zdarzył mi się epizod jednodniowej gorączki 38.7, która na drugi dzień przeszła, ale nigdy nie gorączkowałam cztery dni bez powodu. Już sobie wmawiałam wszystko i niestety cierpi na tym moje samopoczucie. Jak się uspokoić, miał ktoś tak?
  15. Ale ja jestem wdzięczna za radęNie przejmuj się. Po prostu nadal mam podejrzenia, że i to będzie psychosomatyka. Widzisz, od czterech dni mam bardzo silne bóle mięśni, głowy (nie pomaga nawet ibuprom), dreszcze albo uderzenia gorąca, silne osłabienie... każdy powiedziałby, że jestem chora, ale ja to mam góra 1 do 3 godzin dziennie a poza tymi momentami czuję się normalnie. Nawet nie idę się diagnozować, tylko czekam aż mojemu organizmowi się znudzi. U mnie to już nierzadko wygląda na coś poważnego. Kiedyś tak się nabrałam na serce - bolało mnie tak bardzo, że dwa razy dziennie, w porywach, byłam w przychodni na ekg i ostatecznie skończyłam na usg serca u profesora kardiologii (on potem umarł na zawał w swoim gabinecie i sama nie wiem, co mam myśleć o jego kompetencjach). I, kiedy badanie wykazało, że mam w 100% zdrowe serce, jeszcze miałam te bóle może kilka/kilkanaście miesięcy i już od 2018 zapomniałam, jaki to ból. Tak ze mną jest.
  16. Przyznam, że czuję się upokorzona tematem, na który zeszliście po pytaniu, jakie brzmiało zupełnie inaczej. Chciałam się tylko dowiedzieć, jak nie żyć w bałaganie podczas nawrotów nerwicy a zeszliscie na tematy, o których mówić się wstydzę. I jak bardzo enigmatycznie bym nie odpowiadała, w formie obrony przed tym poniżeniem, tym bardziej wy piszecie dosadnie a mi aż chce się płakać ze wstydu Błagam, zejdźmy z tego tematu i zwracam się do administracji o usunięcie ostatnich postów, bo sam fakt, że tu są, wywołuje u mnie skrajny dyskomfort, niepokój i wstyd
  17. Bardzo dziękuję - no dokładnie tak jest. Ja przez kilka lat chodziłam z nieleczoną dużą wadą wzroku, bo wszyscy okuliści uważali, że mi się obraz rozmywa na tle stresowym i mam brać leki na uspokojenie, to przejdzie - i dopiero w maju tego roku okazało się, że to wcale nie było nerwicowe a wada by się jeszcze pogłębiała, gdybym tego dalej nie leczyła. A Mamie mojej w ogóle okulista powiedział, kiedy miała 30 lat że w ciągu dwóch lat straci wzrok, Mama umierała ze strachu, bo ja miała wtedy dwa latka i co teraz... i do tej pory nie straciła wzroku a minęło 25 lat. Więc to prawda, lekarze czasem spełniają wręcz rolę odwrotną, niż powinni... A to normą nie jest robienie pełnej morfologii co rok/pół roku? Bo mnie nawet w szkole uczyli, że to jest konieczność. Po prostu uważałam to za tak oczywiste, że nie jest warte wzmianki. A poza tym, to trwa już od 5 lat i wręcz jest lepiej, niż na początku, pomimo braku leczenia.
  18. Mam rodzinę i dwie przyjaciół, z którymi nigdy nie gadam o chorobach i prosiłam, żeby mnie nie pytały. Dieta raczej nie ma u mnie wpływu na stan jelit, jest tak samo czego bym nie jadła. Obawiam się, że pewna część tych problemów tkwi w psychice, ale nie wiem jak mam zmienić myślenie a psychologowie nie chcą mi pomóc. Tak się przerzucają - gastrolog mówi, że to nerwica, psycholog mówi, że nie. To prawda, że mam tę nerwicę od czwartego roku życia i nie wiem nawet, jak mogłoby wyglądać moje życie, gdyby jej nie było - mam w sobie taki podświadomy strach, że nie dałabym rady wejść w społeczeństwo po tylu latach, nie umiałabym się zachować w nieznanych mi sytuacjach, które dobrze znają inni, itd. Ale tak świadomie, bardzo chcę z tego wyjść. Nawet ta choroba przewlekła nie za bardzo pogarsza sytuację, bo i tak zawsze byłam odcięta... To sobie współczuj ale nie zatruwaj mi życia i nawet nie próbuj mojej rodziny obrażać. WSZYSCY LEKARZE U KTÓRYCH BYŁAM powiedzieli, że to nerwica i mam pójść po olej do głowy, bo sobie wmawiam choroby. To samo mam z oczami - silne bóle i zawroty głowy codziennie, kilkudniowe odrętwienia różnych części ciała, stałe uczucie oszołomienia, czasowe utraty wzroku, podwójny obraz - i to też jest nerwica. To tylko psychologowie twierdzą, że nie jest i dlatego ja tak powiedziałam, bo wstydziłam się przyznać. Proszę zrozumieć, że nie ma dwóch identycznych sytuacji i co ma ktoś nie musi mieć ktoś inny.
  19. To chyba nie spowoduje, że przestanę mieć krwotoki. Wydaje mi się, że to jest jednak poważniejsza sprawa, niż coś na co pomoże dieta, niestety... Biorę Tiapryd, bo to jedyny lek, który choć lekko minimalizuje u mnie uczucie lęku tak, że choć mogę usiedzieć i się czymś zająć. Ja, żeby jeść muszę mieć zupełną ciszę bo kiedy żuję nie słyszę filmu a głośne dźwięki powodują u mnie stres i nie mogę przełykać. W ogóle, mam trudności z przełykaniem od wielu lat. Jeżeli bym coś oglądała przy jedzeniu, nie tylko nie ogarnęłabym w ogóle fabuły ale też najpewniej się udławiła i to nie jeden raz. To nie dla mnie.
  20. Dziękuję za wsparcie. Nie jest łatwo, ale można wytrzymać. Nie stosuję diety, nikt mi nie kazał. Zresztą nie jestem zwolennikiem diet, bo uważam, że można jeść wszystko, ale z umiarem. Nie mam możliwości nie jeść w stresie, bo odczuwam go non-stop a głośne dźwięki mi go jeszcze pogarszają, zwłaszcza muzyka. Dlatego słucham jej tylko, kiedy czuję się w miarę dobrze. Biorę leki na nerwicę i na sen, bo miałam z nim kłopoty - chociaż na sen już od roku brać nie powinnam, ale uzależniłam się od nich fizycznie a lekarz nie ma w ogóle pomysłu jak mi pomóc je odstawić, więc je biorę jak ostatni narkoman i źle mi z tym.
  21. Ja nie wiem, dlaczego zachorowałam. Zaczęło się od lekkich problemów żołądkowych (ból brzucha, zaparcie), spowodowanych tym, że jadłam surowy imbir, bo przeczytałam, że ma właściwości przeciwwymiotne. I w ciągu niecałego roku zachorowałam. Ale, u mnie to nie są lekkie objawy - średnio od 30 min do 2 godzin w toalecie codziennie, w gorszych dniach nawet dłużej, ogromny ból w środku, w jelitach podczas tych czynności i lżejszy ale stały, kiedy nic się nie dzieje, dodatkowo stałe krwawienie, przez które muszę nosić podpaskę 365 dni w roku i jeść witaminy i większe porcje jedzenia, żeby zapobiec anemii. Ciężko jest i to mnie dodatkowo podłamało.
  22. Acha. No, tu się chyba mogę zgodzić. Nikt mi nie dał do tego narzędzi a te metody, które znajduję w internecie działają chyba tylko, kiedy się nie ma nerwicy. Więc, w sumie, chyba tak i może być... a to w ogóle jest w jakim stopniu ważne?
  23. Brałam, nie działały w ogóle. Biegałam na nich w panice po pokoju. Choruję na jelita, nieokreślone schorzenie, nikt go nie umie zdiagnozować. Bardzo dziękuję, wiele to dla mnie znaczyCzy w tej chwili leczenie działa? Rzecz w tym, że ja miałam robiony w wieku nastoletnim rezonans magnetyczny głowy i wynik był w 100% prawidłowy, więc wszelkie schorzenia diagnozowalne w ten sposób mam w pełni wykluczone, stąd mój upór w tłumaczeniu tutaj, że nie mogę mieć tego typu chorób. Człowiek może się pomylić, ale maszyna nie. Są niestety choroby lekooporne... dam sobie jeszcze szansę raz z terapią, bo innego wyjścia już nie mam. "Emocje" to ma małe dziecko, kiedy rzuca się z wrzaskiem na podłogę w sklepie a dorosły człowiek ma rozum i umie nimi zarządzać. Nie kupuję tego, że każdy ma się w tych czasach poddawać emocjom i je "przechodzić" zamiast racjonalizować, bo w razie jakiejś wojny czy kataklizmu naturalnego, jak będziesz stać i krzyczeć, bo musisz "przeżyć emocje", zamiast nad nimi zapanować i uciekać, to zginiesz i tyle. Taki mam na to pogląd.
  24. BO GO NIE MAM. Czy naprawdę uważacie się za lepszych specjalistów od lekarzy, którzy obserwowali mnie w szpitalu przez 5 miesięcy i według was, wasza diagnoza, postawiona na podstawie kilku wypowiedzi na forum jest bardziej wartościowa, niż tych lekarzy? Już naprawdę zaczyna mnie to frustrować, zwłaszcza, że z tego co wiem, w regulaminie forum jest wpisany zakaz diagnozowania a ja jeszcze, dodatkowo, wyraźnie sobie tego NIE ŻYCZĘ i jeszcze raz apeluję, żebyście przestali to robić. Jestem prawidłowo zdiagnozowana, wiem co mi jest i wyraźnie, wręcz wyczerpująco o tym napisałam. Żałuję w tej chwili, że poprosiłam o pomoc, ale widocznie jednak każdy jest zdany na siebie i nie powinno się tego robić, żeby nie cierpieć jeszcze bardziej...
  25. Ja mam po prostu emetofobię, która napędza nerwicę i niszczy mi życie. Bardzo dziękuję za życzliwość, bardzo jest to dla mnie cenne. Ja w wieku 8 miesięcy mówiłam pełnymi zdaniami. Choroba przewlekła zaatakowała mnie 5 lat temu, wcześniej byłam zdrowa, ale moje życie było napędzane strachem związanym z emetofobią właściwie od zawsze. Nie ma w tym dodatkowych problemów, bo dawno ktoś by mi je stwierdził po tylu przebytych specjalistach. Jestem odcięta od świata i od 2016 roku jedynymi ludźmi, z którymi rozmawiam jest moja rodzina. To normalne, że nie wiedziałabym, co powiedzieć w sytuacji, kiedy bym musiała. Ale tym się aż tak nie przejmuję - jeśli będę wolna od strachu, pokonam to.
×