Skocz do zawartości
Nerwica.com

robertina

Użytkownik
  • Postów

    183
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez robertina

  1. Ja nie umiem chyba się skupić nawet na tym, co wybiorę. A z tą chorobą przewlekłą jestem zostawiona sama sobie - byłam chyba u 5 specjalistów (czyli wszystkich w mojej okolicy, do 6 musiałabym jechać a nie mogę) i żaden nie postawił konkretnej diagnozy, próbowali różnych leków, badań, żaden lek nie pomógł. Ostatecznie uznali, że samo mi przejdzie, kazali czekać i obserwować - i już 5 lat tak czekam, okresowo zwijając się z bólu, ale nie mam nawet leków przeciwbólowych i w ogóle żadnych. Żyję w zasadzie tylko nadzieją, że jeszcze jeden specjalista otworzy gdzieś w okolicy gabinet i mi pomoże, bo generalnie jestem przez to uwięziona w domu - nie wyobrażam sobie, co by się stało, gdyby się zaczęło gdzieś poza domem. Benzodiazepiny na mnie nie działają. Czułam dokładnie taki sam lęk, jak i bez leków. Autyzmu nie mam na pewno, bo zaczęłam mówić znacznie wcześniej, niż inne dzieci i uwielbiam kontakt fizyczny - nie mogę funkcjonować bez przytulania. ADHD też nie, bo w okresach, kiedy nie jestem w przewlekłym stresie, nie mam problemów ze skupieniem się, nienawidzę się też ruszać i nie znoszę zmian. Wydaje mi się, że moje problemy z artykulacją myśli wynikają z tego, że się odcięłam od świata przez fobię. I, że mogłabym jakoś dociągnąć z tym do innych ludzi, gdybym się tej fobii pozbyła.
  2. Najpierw była emetofobia, którą mam od kiedy pamiętam - miałam może 2 latka i już ją miałam. A potem przyszła nerwica spowodowana długotrwałym wystawieniem na przedmiot fobii, ze względu na to, że sporo w tym czasie jeździłam. i tak to trwa a fobia się nasila z czasem. Próbuję w ten sposób od lat i bardzo mnie boli, że nie mogę w sobie znaleźć wystarczającej siły wiary, żeby w ten sposób z tego wyjść. Ale, wiem, że niektórym to bardzo pomogło i będę dalej próbować.
  3. Przykro mi, ale leki na mnie w ogóle nie działają a emetofobia jest u mnie tak silna, że odmówiłabym jazdy do szpitala, gdyby było zagrożenie życia. Najpierw musiałabym się pozbyć emetofobii, ale wtedy, to i nerwicy bym już nie miała. A, co do planu, niestety, choruję dodatkowo na chorobę przewlekłą, fizyczną, której nie jestem w stanie kontrolować i, która co kilka dni zwala mnie z nóg tak, że są dni, kiedy naprawdę fizyczny ból jest taki, że mogę tylko leżeć. Wczoraj na przykład tak było do popołudnia. To jest rzecz, której nawet osoba bez nerwicy by nie przeskoczyła, więc są dni, kiedy NAPRAWDĘ nie mogę czegoś zrobić. Tyle, że po takich dniach już niestety do danej rzeczy nie wracam i to mnie boli. Nerwica jest spowodowana silną emetofobią i wokół niej kręci się całe moje życie. Jestem dodatkowo nadwrażliwa i byle stres kiedyś powodował, że cierpiałam na lęki miesiącami. W tej chwili, podkręca je choroba przewlekła i dlatego nie przeszły w ogóle przez kilka lat i chyba już nie przejdą. Wiem, że musze leczyć emetofobię, ale żaden terapeuta się dotąd na niej nie skupiał, bo bardziej ich interesowało, dlaczego nie miałam kolegów w szkole - no serio, jak miałam mieć, skoro miałam nauczanie domowe a do dzieci na dwór nie wychodziłam, bo bałam się zarazić jelitówką? Ale oni uważali, że musi być za tym jakaś wielka ukryta esencja moich lęków, kiedy ten brak przyjaciół jest tylko efektem ubocznym fobii, która mi od dziecka niszczy życie. Stąd też nerwica. Nie wiem, jak mam rozmawiać z terapeutami, żeby mi wmawiali, że nie czuję tego, co czuję, bo u nich w książkach jest napisane, że jest inaczej. A, kiedy się upieram, że wiem, co czuję lepiej od ich książek, rezygnują z terapii, jakby ich do licha nie szkolili w leczeniu też fobii. Dlatego bardzo jestem sceptycznie nastawiona do kolejnej terapii.
  4. Z tym, że tej motywacji nie umiem zbytnio utrzymać. No i, ile bym nie obiecywała sobie, że utrzymam teraz porządek, i tak wkrótce jest wszystko do sprzątania znowu... czy można jakoś ćwiczyć uważność i systematyczność?
  5. Ja mam najniższy stopień, bez praw do opieki, renty itd. Każdy się mnie czepia, że nie pracuję. Usłyszałam nawet ostatnio, że młoda, zdrowa kobieta wyciąga kasę od państwa, bo jej się nie chce pracować. Ale ja ABSOLUTNIE NIE CHCĘ o tym rozmawiać. Pytanie brzmiało - czy istnieje jakiś system, który pomaga rozplanować dzień i ogarnąć porządki domowe i niezdarność w sytuacji przewlekłego stresu i poprosiłabym o odpowiedź na to pytanie.
  6. Na mnie w ogóle nie działają. Kiedyś musiałam gdzieś dalej pojechać, wzięłam tyle leków, że spałam i przez sen to robiłam, o mało się nie zachłysnęłam. Poza tym, to się u mnie dzieje dosłownie co 100 metrów, po kilkanaście razy podczas jednej jazdy. Od 12 lat nie wsiadłam do niczego, co ma koła. Myślisz, że nie próbowałam? Nie dostałam nawet zasiłku, wysłano mnie "do roboty". Utrzymujemy się z głodowej renty mojej Mamy, która rzadko wystarcza nawet na pół miesiąca, ale mama nie może pracować, bo musi być w domu ze mną 24/7. Ale ja naprawdę nie chcę o tym rozmawiać, poprosiłam wyraźnie o radę jak ogarnąć czynności domowe. Ta rozmowa powoduje u mnie ogromny dyskomfort bo jest niechciana i naprawdę wolałabym jej nie kontynuować. Jeżeli kategorycznie nie chcesz odpowiedzieć mi na pytanie zawarte w temacie, to proszę zakończmy tę konwersację, bo zaczęłam już odczuwać ogromny lęk i za chwilę się to skończy atakiem paniki.
  7. Od 2016 roku miałam 2 razy dwumiesięczną przerwę w objawach i już nie mijają. Nie jestem w stanie pracować, bo nawet nie wychodzę z domu ani w nim sama nie zostaję. Moja nerwica jest ściśle powiązana z bardzo silną emetofobią i to wokół niej kręci się wszystko w moim życiu. Nie jestem w stanie poszukać pomocy nigdzie, gdzie nie jestem w stanie dojść pieszo, bo mam chorobę lokomocyjną i nie jeżdżę niczym. Wypróbowałam już prawie wszystkich dostępnych w okolicy psychologów no i szpital, który jest w pobliżu i nic już innego zrobić nie mogę. Jestem niemal pewna, że takiej fundacji nie ma w mojej okolicy, bo tak się złożyło, że mieszkam na przedmieściach i tutaj nawet o podstawową pomoc jest trudno. Ja nawet nie mam zawodu, bo żeby go zdobyć musiałabym pojechać do szkoły a ja niczym nie jeżdżę, więc i tak wszelka praca dla mnie to chyba tylko sprzątanie, czego znów nie umiem. Nie mam innych opcji poza te, których próbowałam. Dlatego prosiłam o radę tutaj.
  8. Ja nawet w sytuacjach, kiedy inni się złoszczą, czuję wyłącznie strach i po prostu zaczynam płakać. Nie wiem nawet jak dokładnie odczuwa się złość, bo uczucie, które dominuje u mnie to strach i zmęczenie. Nie umiem się kłócić, bo kiedy ktoś jest na mnie zły, nawet jeśli nie było w czymś mojej winy, płaczę i przepraszam. Raz w szkole przeprosiłam nauczycielkę, która się nade mną znęcała, że musiała na mnie nakrzyczeć. Jak już mówiłam wiele razy, moje intencje w wypowiedziach są inne, niż widzą je ludzie - żyłam w ogromnej izolacji, od kiedy w wieku 8 lat przeszłam na nauczanie domowe, bo nie dawałam rady lękowo wytrzymać w szkole i w zasadzie widuję tylko moją rodzinę od tamtej pory. Ciężko mi cokolwiek tłumaczyć, tak żeby ktoś zrozumiał. Ale jeszcze raz apeluję o pomoc w tym, o co zapytałam, bo po to założyłam ten temat
  9. Jaką agresją? Gdzie w moich wypowiedziach była agresja? Ani razu jej nie było, złość jest dla mnie uczuciem abstrakcyjnym i poczułam ją może 3 razy w życiu... Reaguję tak, jak reaguję, bo mam w sobie od zawsze silny strach przed byciem chorą psychicznie a w tym temacie, zamiast otrzymać radę, jak poprawić swoje funkcjonowanie, bo to o nią się zwróciłam, co chwilę ktoś mi zarzuca jakąś chorobę, coraz poważniejszą i bardziej nieuleczalną z każdą wiadomością. Ja już prawie płaczę, bo pojawiają się myśli, że jeśli to jest nieuleczalne to nigdy z tego nie wyjdę, że będę tak cierpiała do śmierci, że nigdy nie będę wolna i to się nie skończy... ja się normalnie broniłam przed zaszczepianiem mi tutaj jeszcze większego strachu, tym razem, że jestem upośledzona, bo nie jestem i wiem to... ale, przy mojej hipochondrii, zaraz sobie wmówię, zacznę czytać i będę mieć objawy... broniłam się, chyba mi wolno... dlaczego wolno każdemu, ale nie mnie?
  10. Też mi je wykluczono i to w dzieciństwie. Nie miałam żadnego z podstawowych objawów - byłam bardzo komunikatywna, łatwo nawiązywałam kontakty, buzia mi się nie zamykała, uwielbiałam się przytulać i w ogóle kontakt fizyczny i w wieku 8 miesięcy mówiłam już zdaniami. Na pewno nie mam autyzmu. Mam nerwicę i trudny charakter i to w zasadzie wszystko. A orzeczenie o niepełnosprawności mam od przedszkola, tyle że niewiele to w moim życiu zmienia, lepiej mi od tego nie jest.
  11. Wiem, że tak jest, bo choruję na nerwicę od czwartego roku życia - czasem objawy odpuszczają na kilka miesięcy i wtedy magicznie mogę wszystko ogarnąć, ale są momenty, kiedy boję się wstać z łóżka, albo biegam w panice po pokoju przez kilka dni. Wypróbowałam chyba z 50 różnych leków i żaden nie działał, próbowałam szpitala, ale terapeuty tam ani razu nie widziałam a tylko znęcano się tam nade mną, bito, wiązano i okradziono. Po tym pobycie miałam takie zaostrzenie nerwicy, że szkoda mówić. Próbowałam terapii, ale po 9 cyklach, z 9 różnymi terapeutami też nie ma efektu. W tym miesiącu zaczynam z nowym terapeutą, ale nie mam już za bardzo nadziei, bo i leki, jakie mogłabym wypróbować też się już skończyły. Nie wiem, co ze mną będzie w przyszłości i dlatego poprosiłam o pomoc, żeby choć trochę sobie ułatwić życie, ale chyba jej nie dostanę...
  12. Ja nienawidzę się ruszać, w zasadzie mogę cały dzień przesiedzieć w jednym miejscu, nigdy nie uprawiałam sportu, bo mnie to męczy. Tę drugą wersję też wykluczono, bo miałam zawsze dobre wyniki w nauce i, jeżeli nie odczuwam stresu w danym momencie, mogę się skupić na kilka godzin. Proszę mnie nie diagnozować - wiem na co choruję i jasno to napisałam. Prosiłam o radę a nie o diagnozę. Jeszcze raz powtarzam, że te problemy wynikają z PRZEWLEKŁEGO STRESU i proszę, zostańmy na tym, dobrze? Byłam już u tylu lekarzy, że wiem, co mi jest i dlaczego. Chyba że ADHD może być nabyte w wieku nastoletnim, bo kiedy nie miałam jeszcze nerwicy/nie była tak nasilona tych problemów nie było.
  13. Byłam w tym kierunku diagnozowana i nie, to nie to. Ja mam silną nerwicę od wielu lat i te problemy wynikają głownie z powodu przewlekłego stresu (zapomniałam o tym napisać) i braku mentalnych zasobów na dokładne planowanie czynności - bo wszystkie zużywam na przetrwanie kolejnego dnia. Ale to błędne koło, bo ten nieporządek powoduje, że tylko pogarsza się mój stan i znowu mam mniej siły na dalsze porządkowanie wszystkiego, co powoduje, że robi się jeszcze gorzej... i tak w kółko, dlatego pytam, co można byłoby z tym zrobić i jak się zmusić do ogarnięcia siebie bez dostępnych zasobów na te czynności.
  14. Tak jest w sumie od zawsze. W szkole, jeśli mnie Mama nie zmusiła, wszystko odrabiałabym ostatniej nocy - nie dlatego, że mi się nie chciało, ale po prostu przez to, że nigdy nie umiałam sobie zorganizować planu dnia i za tym planem podążać. I dalej tak jest - nie kończę żadnej czynności, choć obiecuję sobie zawsze, że tym razem będzie inaczej. Wystarczy, że gorzej się czuję danego dnia i nie mogę czegoś zrobić i już na następny się za to nie biorę. Dodatkowo, kompletnie nie ogarniam porządków, jak bym się nie starała, nie sprzątała, zawsze jest w moim pokoju bałagan. Musiałabym chyba dwa razy dziennie wszystko sprzątać a i tak w przerwach by był bałagan. Nie wiem, jak inni to robią, że sprzątają raz w tygodniu - ja bym już chyba po tym czasie nic w pokoju nie znalazła. Dodatkowo jestem bardzo nieuważna, wszystko mi leci z rąk - ile telefonów już upuściłam, to nie zliczę, raz jeden zrzuciłam w szkole ze schodów z pierwszego piętra; zupełnie niechcący. Rok temu komputer mi spadł z biurka - pękła obudowa i ekran, na gwarancji go nie przyjęli niestety. A przedwczoraj upuściłam dysk zewnętrzny, na którym miałam wszystko, czego obecnie używam, w tym rzeczy, których już nie odtworzę. Nawet minutę temu o mało mi nie spadł na podłogę nowy telefon. Już nie mam siły do siebie... macie jakieś rady, jak się zorganizować, bo mam naprawdę dość - przez to ludzie mnie mają za niegodną zaufania, bo obiecuję coś a potem nie zdążam zrobić na czas.
  15. Ja je pousuwałam, jak zaczęła się fala hejtu. Zresztą, i tak bym nie pokazała, bo używam tego samego nicka na każdej stronie, gdzie jestem - instagramie, wattpad, wszystkich blogach, google, facebooku, stronie językowej, itd., i czułabym się skrajnie niekomfortowo, gdyby choć jedna osoba jednocześnie wiedząc co tu pisałam, wiedziała też, że to ja, widząc te wszystkie strony - nawet, gdyby miała dobre intencje.
  16. Okej. Ja piszę wprost czego oczekuję i o co pytam, ale chyba każdy dzisiaj mówi aluzjami, bo wszyscy usilnie starają się doszukiwać jakiegoś drugiego dna i ukrytych sensów w tym co mówię - ale jego nie ma i nie wiem już, jak mam już to ludziom tłumaczyć... Nie umiem robić reklamy - po prostu piszę i czekam, kto znajdzie. Trzy razy zrobiłam reklamę - raz mnie zwyzywali za szerzenie propagandy, drugi raz zbanowali za autopromocję a trzeci jakieś 5-6 osób odezwało się tylko, żeby mi napisać, że nie będzie tego czytać. Więc, te próby ty był tylko kolejny stres i się poddałam. Ja nie działam na polskich stronach, tylko na anglojęzycznych. W zasadzie 90% tego, co robię jest dedykowana do międzynarodowego odbiorcy. Nawet nie wiem, jak jest teraz na polskich stronach. Ja już mam dość "zawierania znajomości" na żywo. NIGDY jeszcze nie zdarzyła się sytuacja, żeby ktokolwiek mnie na żywo polubił - raczej po kilku dniach już się znęcali. Nawet na studiach, dorośli ludzie - tak mnie dręczyli, że rzuciłam naukę na dobre po pierwszym roku i od tej pory nie wychodzę. Ja na żywo nawet bym nie była w stanie zacząć ani podtrzymać rozmowy, bo kompletnie nie mam o czym rozmawiać poza moimi zainteresowaniami a nigdy jeszcze nie znalazłam, poza internetem osoby, która by je podzielała. W tej chwili, jakikolwiek kontakt z człowiekiem na żywo to taki dla mnie stres, że jeśli muszę pójść do urzędu płaczę cały wieczór przed - bo wiem, że znowu będą na mnie patrzeć, jak na idiotę. Nie wiem z czego to wynika, ale mam silną blokadę jeśli idzie do komunikacji nieinternetowej, chociaż absolutnie nie jestem nieśmiała i uwielbiam występy przed większą publicznością - ale w komunikacji 1-1 jest jakby był mur między mną a innymi ludźmi. U mnie w mieście nie ma takiego oddziału - jest tylko ogólny psychiatryczny, gdzie jakiś lekarz czy pielęgniarka średnio dwa razy do roku ma sprawę o przemoc wobec pacjentów. Stamtąd się w zasadzie już nie wraca do domu, tylko do dps z diagnozą psychozy lekoopornej, nawet, jeśli poszło się tam tylko z lękami czy depresją. Wiem, bo gadałam z wieloma ludźmi, którzy to przeszli i nie chcę wypróbowywać. A przez połączenie emetofobia + choroba lokomocyjna, nie mam dostępu do innego oddziału.
  17. Zadałam pytanie na temat kultury, o której mało wiem i atak, że jestem ignorantką i rasistką, chociaż wyraźnie napisałam, że nie wiem i chcę się dowiedzieć. Napisałam, że się nie maluję - atak chyba pięciu osób, że się popisuję tym, że jestem zaniedbana, choć ani się nie popisywałam, ani nie jestem zaniedbana. Napisałam, że jestem wierząca - atak, jakbym co najmniej chciała tę osobę palić na stosie czy wygłaszała jakieś teorie spiskowe. Napisałam, że nie chcę, żeby mój facet spotykał się za moimi plecami z innymi kobietami (była taka sytuacja) - atak, że go ograniczam, choć wcale tego nie robiłam a te sytuacje z innymi kobietami były dwuznaczne i było mi po prostu przykro. Albo wyzwiska w pierwszej wiadomości na portalu do nauki języków. Byłam tam od 2017 i nigdy nic takiego się nie działo aż do 2022 roku - rok wytrzymałam, kasując po 5 wiadomości z hejtem tygodniowo, w końcu odeszłam z tej strony. Już nie pamiętam, co jeszcze.
  18. No ale to nie tłumaczy ataków na mnie na forach i grupach i tego banowania za napisanie postu. O, dzisiaj dostałam bana z google, bo napisałam do supportu, że mi weryfikacja nie działa.
  19. Ja piszę o historii głównie bo to mnie interesuje, o kinie i o kulturach. A na forach i grupach głównie z pytaniami na tematy, jakie mnie akurat nurtują. Ja już tego bloga dwa lata nie prowadzę, bo nie miało sensu. Pisałam o kulturze. Jestem kobietą w średnim wieku (28 lat) i nie jestem w stanie pracować, bo przez lęki nawet nie wychodzę samodzielnie. Jestem uwięziona w domu - mam dwie przyjaciółki od 11 lat, ale nie mieszkają w moim mieście, bo poznałam je w internecie. Na szczęście jest to pełnowartościowa znajomość i przyjaźń taka na serio, gdzie one też miały trudności z nawiązywaniem relacji w realu i w sumie mamy je tylko ze sobą. W sumie, tylko one i moja Rodzina czytają i oglądają to, co zrobię. A kiedyś tak nie było - mój stary kanał na youtube miał parę tysięcy subskrybentów.
  20. Jak w temacie. Założyłam bloga - przez 3 lata nikt go nawet nie przeczytał. Założyłam konto na instagramie - nie mam ani jednego obserwującego od dwóch lat. Założyłam konto na youtube - zero polubień przez miesiąc. Założyłam profil na wattpad - od dwóch lat nikt nawet raz nie skomentował ani nie przeczytał. Jeżeli napiszę gdzieś na jakieś forum, czy grupę - albo bardzo szybko zostaję zaatakowana, albo w ogóle mnie banują po pierwszym poście - w wersji soft po prostu usuwają moje wpisy. Nie wiem już co mam robić, myślę już o rezygnacji z internetu, bo tylko jest to przedmiot mojego cierpienia, ale ponieważ jestem na stałe uwięziona w domu, nie miałabym już żadnego kontaktu ze światem i nic nie mogłabym robić. Ja już nie wiem, co jest ze mną nie tak, że nikt mnie nie chce... jeszcze niedawno tak nie było.
  21. Tak, od 4 roku życia biorę leki - wypróbowałam ich już chyba z 60. Żaden nie działał. A w domu jestem uwięziona, bo z powodu lęku praktycznie nie wychodzę.
  22. Jeśli już to raczej w negatywnym sensie, bo nikt mnie nigdzie nie chce, chociaż nie robię nic złego... Tak, czwartego, bo wtedy właśnie zachorowałam na nerwicę i tak się od tamtej pory ciągnie a ja jestem całe życie uwięziona w domu.
  23. Przeciwnie - na początku, jeszcze jako dziecko zachowywałam się naturalnie, ale wszędzie, gdzie byłam sobą miano mnie za osobę głupią i ogólnie dobry temat do żartów. Od tamtej pory zaczęłam "grać", ale to jest niebywale męczące no i nadal każdy ma do mnie pretensje i atakuje, kiedy tylko powiem coś, co sama myślę, czy uważam. No więc, powoli już przestaję mówić i doszło do tego, że zaczęłam rezygnować z siebie, unikać wygłaszania własnego zdania na tematy, gdzie się nie muszę bronić i, kiedy ktoś mnie za coś zaatakuje brać winę na siebie i przepraszać, że śmiem myśleć inaczej. To jest naprawdę męczące i czuję, że się poniżam przed innymi, ale inaczej i z tymi paroma osobami bym nie rozmawiała, bo by nie chciały... Tylko tej jednej rzeczy czuję się zobowiązana jeszcze bronić i to jest straszne. Generalnie u mnie nawet za bardzo o jakichś relacjach nie można mówić, bo wystarczy mi jeden-dwa dni w obecności jakichś osób, żeby mnie zaczęły traktować jak temat do żartów.
×