Skocz do zawartości
Nerwica.com

carlos

Użytkownik
  • Postów

    568
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez carlos

  1. A ja myślę, żebyś nie słuchała tego co napisał wrażliwy, bo gdyby było tak jak mówi, nie płakałabyś, mogłabyś jeść i nie miałabyś podobnych objawów. Zwyczajnie byś doszła do wniosku, że to nie to i odeszła, bo się "odkochałaś". Najlepiej przejdź się do psychologa. Ja w sumie dalej siędzę w gównie i się oczytuje. Przeczytałem o uzależnieniach od romansów i tam było napisane, że właśnie jak się jest z nieodpowiednią osobą to pojawiają się objawy obojętności, smutku i nie bycia szczęśliwym... Ale ja chcę ( Dziś wyobraziłem sobie jakbyśmy zerwali i jakby faktycznie nam nie wyszło, to wiedzcie, że odrazu płakać mi się chcę na tą myśl. ( podobnie jak wtedy, kiedy się rozstajemy bo ona musi wyjechać ) ( CHCĘ JĄ KOCHAĆ DOJRZALE I ZROBIĘ WSZYSTKO BY TAK BYŁO.
  2. Ja zazwyczaj jak mam zranię swoją dziewczynę, to później mam wyrzuty sumienia i nawet jestem w stanie się rozpłakać, że ją zraniłem. Tak przynajmniej było wcześniej... Temu też teraz staram się trzymać swój gniew, ale nie zawsze mi się to udaje. Znów czuje się kiepsko, ale już szkoda pisać w ogóle o tym problemie... Ciekawe, czy kiedyś to nam przejdzie. Mam nadzieję, że tak. :) Najbardziej wkurza mnie teraz to, że jak patrzę na inne dziewczyny, to łapie mnie lęk, że to w ogóle robię, a to jest przecież normalne -.- Tylko, że patrzę na nie z pożądaniem... to niby też normalne, ale JA TAK NIE CHCĘ ( Wszystko fajnie pięknie, byłem zauroczony i wydawało mi się, że moja jest cudowniejsza. Dalej tak chcę myśleć, ale inne dziewczyny też są ładne i mnie pociągają... boje się, że wewnątrz jestem jakimś kobieciarzem co by skakał z kwiatka na kwiatek i że nie dojrzałem jeszcze do poważnego związku. Mimo wszystko nie zdradzę swojej kobiety nigdy!! Mam lęk przed zdradą, ale w swoją stronę :// Tym bardziej jak mi się śniło, że się kocham z koleżanką... Wcześniej jak miałem taki sen obudziłem się i czułem tak źle, że nawet nie pytajcie... dopiero po chwili jak doszło do mnie, że to sen, to mi przeszło trochę... Teraz się źle nie czułem i to też mnie martwi :/ Ale mam nasrane w tej głowie, za przeproszeniem.
  3. Ja mam podobnie jak agucha. W ogóle to witam, nie pisałem przez pewien czas. 2 tygodnie ponad spędziła u mnie moja dziewczyna ( jest z daleka ). Nie było szału jak przyjechała, ale z czasem było coraz fajniej i fajniej... Wiecie co? Sam nie wiem o co chodzi. Były takie momenty, że jest przy mnie, ja obok niej. Oczywiście moje analizy myślowe sprawiały, że się zmuszam do tego, aby jej było dobrze, ale ja chcę aby było jej jak najlepiej... Robiłem śniadanko, kupowałem non stop coś. Zazwyczaj staram się trzymać kasę i nie wydawać tak o, a tu wydawałem bez opamiętania dla niej. Tylko jak było krytycznie, to zacząłem się bać, że może mi nie starczyć i co będzie... TAk nie chciałem od niej ani grosza i ciesze się, żę przyjeżdżając do mnie wydała praktycznie tylko na bilety. Jestem z siebie tutaj dumny, bo się spełniłem. Problem tego "kocham, nie kocham" gdy ona była był jakby... przytłoczony. Wiadomo, że jak się na nią patrzałem i analiza w głowe była, to problem był, ale wielokrotnie zauważyłem, że samoistnie moja ręka dąży by złapać jej i za wszelką cenę nie puścić, by przytulić, by spojrzeć na nią i patrzeć cały czas, by przytulić... Owszem sobie też już analizowałem, że może to wkrętka czy coś. Jednak jak byliśmy razem ja czułem się... nie umiem tego wytłumaczyć, ale o wiele spokojniej. Nie z porywami, lecz w takiej harmonii. Wiedziałem, że ona jest tu, obok mnie i ją mam. Teraz jak to piszę, na łzy mnie zbiera, ale z uśmiechem na twarzy i też nie wiem dlaczego. Myślałem, że jestem chociaż delikatnie inteligentny, ale sam nie umiem rozpoznawać swoich uczuć i wszystko odbieram jako negatywne. Wracając do tematu jak była, było o wiele spokojniej... a nawet jak poszedłem do WC i jej nie było a ja zacząłem analizę, to robiło mi się nie dobrze. Przez te 2 tygodnie troche się działo, mógłbym wymieniać wiele. Postaram się to jednak skrócić, bo zazwyczaj jak coś napiszę, to jak wypracowanie. Standardowo jak to przy rozłące, było mnóstwo seksu, który bardzo lubię z nią uprawiać jak i ona ze mną. Dbałem o nią cały czas. Martwiło mnie, że jak siedzieliśmy w pubie, to wgadywałem się w znajomych, zabawiałem ich i niekiedy jakbym "zapominał", że siedzi obok mnie. Mimo wszystko jakby nie daj Bóg zobaczył, że nie ma nic do picia na stole, to pobiegłbym odrazu by jej coś kupić. tak samo jak byliśmy w barze... chciałem, by zamówiła sobie cokolwiek wymarzy. Chciałem spełnić jej zachciankę! Mnie przy niej i rozsądku podtrzymuje to, że gdyby faktycznie to nie było to... nie płakałbym z początku, nie walczył o to, nie chciał i uciekał przed nią a nie przed tym lękiem... Chociaż ten lęk z reguły, bo już raz zraniłem, boje się, że jest właśnie tym ostrzeżeniem, żeby tego nie robić znowu? nie wiem... Z drugiej strony ktoś mnie bardzo mocno zranił i też ogromnie się bałem na początku znajomości, że ją stracę, że jest taka mała szansa... Ponad to, możliwośc jest taka, że ona będzie w ciąży i będziemiy mieć dzidziusia :) Brzmi to fajnie i też temu dostawiłem emotkę ( już to analizuje czy aby na pewno się do głupawej emoty nie zmusiłem i zaraz mam wrażenie, że tak ) I tak samo z tą miłością i płakać mi się chcę... I mimo tego dzieciak, nie czuję ANI ODROBINY Strachu, jak w przy poprzednich partnerkach i możliwośiach o zajściu. Chyba podświadomie dążę do tego spokoju, że powstanie dzięki dziecku ten łącznik i ta więź, która połączy nasze życia na tym świecie do końca naszych dni :) Może jutro coś dopiszę bo teraz nie mam ochoty ale wiecie, żę jak znów jechała to płakałem rano... powstrzymywałem się jednak cały czas, by nie wybuchnąć i jak pojechała to też to w sobie zatrzymałem i uspokoiłem. To samo co opisywałem wtedy, ten ból jakby z "rozstania", że ona jedzie i teraz znów mi się chce płakać... Wiecie co? Myślę, że mogę być ZAKOCHANY JAK NIGDY DOTĄD, DO SZALEŃSTWA, TYLKO PRZEZ TE NATRĘCTWA TEGO NIE WIDZIEĆ. I do tej pory patrzę na nią... na jej zdjęcia z uśmiechem , potrafie się szczerze uśmiechnąć gdy widzę jej twarz.,lub zdołować, gdy pomyślę o tym co nas tu wszystkich trapi... Oraz... Jednego pewien jestem na 100 % Bez niej świat mój nie istnieje, bo jest pusty, a ja za nią przebiegłbym piekło i oddał za nią duszę...Zginąć za nią to najlepsze co w tym życiu mógłoby być oprócz życia przy niej. I teraz mam ochotę wykrzyczeć ze łzami, że ją KOCHAM! ale zaraz to analizuje i koło leci od nowa... Będe walczy, i wy walczcie także, razem ze mną.
  4. carlos

    Siłownia

    Wystarczy odpowiednio ułożona dieta + trening na masę. Ważne, abyś pamiętał o białku, bo to jest budulec pod mięśnie. Staraj się ćwiczyć i odżywiać regularnie, wtedy nie będą Ci potrzebne żadne suplementy. Jeżeli jednak po około 3-6 miesiącach nie zobaczysz żadnych pozytywnych przybytków w swojej wadze, możesz zaczać stosować odżywki. No, przynajmniej do tego czasu zdążysz poznać skład różnych gainer'ów i zapytać jakiegoś psychiatrę CZY SZKODZĄ. W co raczej wątpię, no ale zapytać możesz. Ja co prawda ważyłem 58 kg na 176cm. Po poł roku ćwiczeń ćwicząc na "sucho" przybrałem masy aż do 72-73 kg. Ćwiczyłem, ćwiczyłem, nawet jadłem coraz więcej, czułem się lepiej ( w końcu chodziłem na terapię na oddziale dziennym ), a mimo wszystko zacząłem chudnąć i będzie gdzieś z 66 kg, jak nie mniej teraz... Razem z tym padła siła, trochę. Polecam odwiedzić Ci portal kfd.pl, jeżeli chcesz więcej poczytać o siłce. Pozdrówka
  5. Forum odświeżam raz co jakis czas. A fakt, że piszę takie posty no to... No ja nie umiem zwięźle. Jak opisuję, to staram się jak najwięcej. Gdybym nieco podrasował stylistykę, to miałbym całkiem niezłe predyspozycje do tego, aby zostać redaktorem. E tam nie piję. Jutro ostatni dzień mnie posłuchasz na forum bo przyjeźdża do mnie moja dziewczyna. Później, jeżeli mi nie wypali praca, to jadę do niej, więc trochę mnie nie będzie, ale dzięki za słowa otuchy. :)
  6. Ja mialem okropny sen, że zdradziłem swoją dziewczynę. Niby nie chciałem,ale chciałem i dla chwili "przyjemności" to zrobiłem, po czym zaraz odrazu dopadły mnie wyrzuty sumienia i już się pytałem jakiegoś dorosłego/dojrzałego faceta jak z tym żyć. Pewnie temu, że czytałem o zdradzie i się jej boję. Rano się przez to obudziłem, strasznie zdołowany, zły. Przez chwilę myślałem, że to prawda, ale dopiero po chwili dotarło do mnie, że jest to zwyczajny sen. Mimo wszystko nawet, że to był sen, czuje się podle. Miałem wcześniej podobny, jednak udało mi się tam odeprzeć pociag fizyczny do ciała innej kobiety. Ach ta natura, ach ten łeb i mam nadzieję, że ach ta nerwica...
  7. Wiesz pewnie świadomść tego, że robię źle jeszcze bardziej mnie kusi niby to norma czytałem, że faceci się oglądają ale ja nie chce! kur*** boje się, że faktycznei jej mogę nie kochać ( A jak pomyślę, że serio mógłbym coś ten teges to unikam tej osoby jak diabli.
  8. Dziewczyny a płakała ktoraś z was już przez ten problem? Ja wczoraj... Tylko wiecie co? Doszedłem do wniosku, że płaczę itp, ale czasami sam nie wiem czemu. Po prostu nie umiem tego opisać i wytłumaczyć dlaczego. Wczoraj płakałem i mówiłem, że czemu jest tak daleko. Rozpłakałem się przy muzyce jak sobie wyobrażałem jej wyjazd. Potem wyobrażałem sobie co by było, jakby odeszła/umarła... Płakałem bardziej. Za chwilę dlatego, że chciałbym się odblokować. Myślę, że na tle wcześniejszych związków, gdy zostałem nie raz zraniony, nie umiem jej do końca zaufać mimo, że chcę i jestem przed nią zablokowany podświadomie dlatego, bo umysł chce mnie uchronić przed zdradą ( którą w głowie widziałem bezpodstawnie i niefortunnie wiele razy ). Tak sobie myślę, że to ma OGROMNY wpływ na mnie. I wiecie co ? Mam iść na zakupy, a boję się wyjść z domu, najchętniej bym tego nie robił... Wiem, że jak wyjdę, to będę oglądał się za innymi dziewczynami i wtedy mnie ściska w brzuchu, źle się czuję. Ponad to jestem w stanie fantazjować o innych dziewczynach seksualnie, co mnie całkiem dobija, ale staram się tego nie robić. Czuję się jak bym ją zdradził... Wcześniej tak nie miałem, może się nakręciłem? Po prostu nawet jak wejdzie na mnie jakaś dziewczyna na n-k i chcę ją podejrzeć, to mówię sobie nie, bo jeszcze mi się spodoba, zaczynam się źle czuć i wtedy zaczyna się pokusa. Im większa ona, tym bardziej mnie to boli. Za to jak ona mnie podejrzy czy coś no to hmm, czuję taki spokój jakby. Wiem, że jest. Boje się, że kiedyś dojdzie do zdrady.
  9. hmm no ale Isabela, gdyby nie te nieporozumienia to byłaby szansa na to, że byście byli razem ? Mi się wydaje, że tak. Ja teraz ehh pokłóciłem się obsesyjnie o bzdurę ze swoją dziewczyną, byłem tak zły, brzydko się do niej odnosiłem ( nie przeklinałem, chociaż jak się zdenerwuje to prawie zawsze to robie, tylko nie do niej ). Zraniłem ją, powiedziała "Czemu mi to robisz?" Byłem zazdrosny o bzdurę z przeszłości taką... Przeprosiłem i jestem po tym wypompowany, nie wiem jak mogłem to zrobić. Dodatkowo przy muzyce jak patrzę na jej zdjęcia, to chce mi się płakać, jak sobie wyobrażam, że nie moglibyśmy być razem przez te moje mysli i odczucia
  10. U was to się zaczęło po jakimś czasie, a u mnie tak wcześnie, bo jesteśmy razem pół roku dopiero, no gadamy od jakichs 8 miesięcy. Widzicie ja mam jak taka Marta co tu pisała podstawy do tego, aby myśleć, że zauroczenie nie przeszło w zakochanie i to mnie strasznie dołuję... Mimo wszystko chcę PRADZWIWEJ miłości z moim kochaniem :) Czekam na jej reakcję na to co jej napisałem :D boli mnie tylko, że nie jestem aż tak strasznie ciekaw jak 2 dni temu, zanim jeszcze skończyłem to pisać
  11. Mnie teraz nic nie cieszy. Wydaje mi się, że to takie sztuczne :/ Ostatnio pisałem jej takie opowiadanie to jak zapomniałem o myślach to pisało mi się super, była wena, leciało jak z płatka i przyjemnie po tym mi się o niej myślało, cieszyłem się, że ją mam i było super. Wiedziałem, że ją kocham. A wczoraj już nie ;/ Brakuje mi tej właśnie mojej obsesyjności, bo tak to mogę nazwać ehh. Ale to jest zupełne niepotrzebne, tylko jak to sobie do rozumu wbić. Jak myślę tak głębiej o rozstaniu ( głównie o tym, że nasze ścieżki by się rozeszły i żylibyśmy bez wiedzy o sobie ), przy jakiejś muzyce lub, że mogłaby umrzeć czy coś to płakać mi się chce...
  12. co do Twojego posta zagubiona no to ja też tak mam, że często gęsto jak myślę o swojej jakoś tak pozytywnie, albo piszemy jakoś itp i tak zapomnę o wątpliwościach, to po chwili widzę uśmiech na twarzy. Również cieszy mnie fakt, że będziemy się kochać... Często o nas fantazjuję, co zresztą działa w obie strony. Mi to daje jednak poczucie, jakbym ją wykorzystywał. Okropne :/ Boję się tego. A co jeśli się okaże, że tak ? A ja tego nie chcę tylko chcę być pewien, że ją kocham i si! Z drugiej strony jakby mnie totalnie odpychała chyba bym tego nie chciał... nie zmuszał się do walki, robię to dla siebie i dla niej. Wiem, że warto i temu tez nie chce się poddawać swojemu ciału i umysłowi. Wiem, że pewnie mam źle ułożone myślenie i faktycznie. Ja nigdy nie wiedziałem czym jest prawdziwa miłość... Nigdzie tego mnie nie uczyli, nie czytałem, ani nikt mi nie wytłumaczył. Było zawsze mówione "Jak się zakochacie". Czemu dopiero mając 21 lat się dowiaduje, że miłość a zakochanie to 2 całkiem inne rzeczy?! Jeszcze zagubiona to że lekarz nerwicy nie stwierdził to wcale wiesz tak nie powiedziane. Może akurat popadłaś po prostu w taką obsesję. Ja akurat mam zaburzenia lękowe, no niestety wcześniej miałem inny, długo trwający lęk kiedy to wydawało mi się, że jestem chory na schizofrenię. Pisałem tu duuużo w innych tematach, tamtego pokroju. Nie dawałem sobie rady i mechanizm był praktycznie taki sam jak tu. Na razie chodź na tę terapię i pisz od czasu do czasu do nas. Zobaczymy wszyscy co dalej u nas się potoczy, nie poddamy się!! Serio mimo wszystko na początku powiedzmy, że to było to, ale gdybym był "zakochany" jak we wcześniejszym związku to... ja bym ją zamęczył, bo ja bym nawet dzwonił do niej co sekundę by wiedzieć co, gdzie i z kim... kłóciłbym się o byle bzdurę, o wszystko dosłownie zrobiłbym zadymę, jakbym nie usłyszał od niej czegoś co chcę usłyszeć. To bardziej przypominałoby więzienie jak miłość dla niej. Robiłem tak na początku. Wiedziałem, że tak być nie może, wiedziałem już od początku i starałem się to zmienić. Nie denerwować sie, nie okazywac tego jej tylko ewentualnie spokojnie mówić, tłumaczyć. Podobnie z zazdrością. Bałem się, że nas to zniszczy... i nagle odeszło, jest lepiej w relacjii, bardziej się troszczę, mniej wykłucam, jest super, ale bez tego nie mam poczucia pewności :/ Faktycznie ja to chyba jakiś obsesyjny kochanek jestem co za tragedia losu, że jak nie ta ******* nerwica, to jeszcze w ogóle życie i myślenie mam spieprzone. Nie będę taki, chcę być normalny i będę koniec, kropka!
  13. No widzicie... Mi brakowało bliskości, takie zauroczenie przez internet... Ale było świetne, wątpliwości zniknęły, jak wyjeżdżała to łzy tęskonty za nią dały mi jasno, że ją kocham. Ale potem bęc i myśli wrócily w 1 silnej pigułce i zobaczcie... czuję jakby mnie wypaliło... Ale też nie chcę rezygnować, bo wiem, że miłość to nie jest zakochanie, którego tak silnie brakuje. Jednak jak wyobrażam sobie nas na daleko itp to płaczę czasami jak w to się mocno wgłębię... tak jak pisałem swój długi post. Ostatnio piszę swojej dziewczynie opowiadanie. Pisałem wcześniej wiersze, więc teraz pora na coś nowego. :) Jutro to dostanie. Jak to piszę to tak jakbym pisał o niej wyidealizowanej, tak się dobrze czuję...ale nie piszę ideałów tylko piszę w sumie prawdę, którą ja widzę. :) I wtedy tak miło się kładę spać... chociaż ostatnio miałem lekkie ale, wiadomo... Codziennie modle się od jakiegoś kawałka czasu do Pana Boga o nas, aby nam się powiodło.
  14. Ten lęk jest bardziej dołujący, tamten przerażający bo chodzi o nasze zdrowie. Ja czuję się tak jak zagubiona... totalny dół. A właśnie zagubiona, czemu mi na priv nie odpisałaś?? wystraszyłem Cie:/ ?
  15. Przestan mi gadać o psychozie. Przed tem przez ponad rok nie mogłem dać sobie nikomu wytłumaczyć ( nawet lekarzowi ), że nie mam schizofrenii.
  16. Przeczytałem agucha Twój post. No trochę podobnie, nieco inny lęk. U mnie pojawiają się "różne inne kobiety". Jeżeli pomyślę, ze z którą mógłbym coś ten teges to normalnie tragedia... lęk, smutek itp. Ja jak pisałem swojego posta i dochodziłem do momentu, w którym było o tym, jak ode mnie odjeżdżała, zacząłem pękać i płakać... czułem jak coś się we mnie dzieje, jakby jakiś punkt kulminacyjny. Coś takiego jak na psychoterapii grupowej ludzie mieli, kiedy mówili o czymś i coś wspominali to strasznie płakali. Ja tak nie miałem, może znalazłem nie tą przyczynę. Tu jednak płakałem i kurde nagle zauważcie że napisałem niektóre rzeczy, które chcę dużymi literami. Czułem wtedy wyraźnie co chcę :) Wczoraj zająłem się pisaniem opowiadania dla mojej kobiety :) Pisałem jej masę wierszy, od jakiegoś czasu straciłem wenę i tego nie robiłem, ale postanowiłem napisać coś innego. I też tak mi przyjemnie po tym było, jak to poczytałem... jak to sobie wszystko wyobrażałem... normalnie myślałem, że się rozpłynę. Oczywiście później pomyślałem, że ja sobie ją może tylko wyidealizowałem? Ale to co piszę to w sumie nie idealizm bo cała prawda :) I jak o dzieciach wspomniałem wyczekiwaliśmy dni miesiączkowych u mojego kochania, i mimo, że jest jeszcze za wcześnie, nie mamy warunków bo ja nie mam pracy a ona mieszka daleko, to oboje odnieśliśmy wrażenie, że troszkę szkoda... Najbardziej nie lubie jak moja do mnie napisze, czy odezwie się na gadu i pomyślę, że to ona to odrazu czuję lęk. No uścisk w brzuchu jest gwarantowany. Czasem o niej zapominam... denerwuje mnie to, że nie myślę 24 na h! Albo jak mam jej napisać eska, biorę telefon, wezmę się za coś innego i za pare minut do pół godziny sobie przypomnę, że miałem... Tak samo jak fakt, że pociągają mnie inne kobiety. Pewnie też fakt, że się nad tym zastanawiam jeszcze bardziej nakręca mnie, aby na nie patrzeć i się przez to źle czuć... Wczoraj zasnąłem z takim fajnym humorem, a dziś się budzę i znów jest ponuro jeżeli chodzi o ten temat... znów tak pusto... Ponad to nie czuję zazdrości, jak coś sobie wyobrażam, no ale nie raz się przekonałem, że nie zawsze wyobrazić sobie coś można. Nawet, jeśli wcześniej się umiało. Chociaż było kilka lekkawych sytuacji i się czepiałem swojej, ale tego tak nie czułem. Ona mi mówiła, że jednak widać, że to zazdrość, ale nie taka bezsensowna jak na początku... W sumie ja tak narzekam i narzekam, ale jak pojawiło mi się to wszystko to jest nam lepiej w relacji. Nie kłócę się o byle bzdury, szanuję ją, nie jestem tak chorobliwie zazdrosny jak na początku, ufam jej, bardzo ją lubię i mi na niej zależy, dbam o nią, nie umiem sobie wyobrazić życia bez niej na tym świecie... To chyba dobre oznaki Brakuje nam tylko bliskości, bo jesteśmy daleko. Ech, no chyba pozostaje mi silnie uwierzyć w to, że to tylko choroba, bo zachowuje się tak jak zagubiona napisała w takich podpunktach jak ona ma... isabella_28 Co prawda często myślę racjonalnie i staram się brać wszystko na logikę, wielu rzeczy niestety do siebie nie dopuszczam. Na to pytanie kurka nie umiem odpowiedzieć, ale powiem troszkę inaczej. W gimnazjum, szkole średniej i aż po teraz jestem w stanie czasami zrozumieć was, skomplikowane kobiety. Wiele mi się z nich zwierzało, szukało przyjaciela itp we mnie. Ze względu na to, że w otoczeniu nie widziałem innych takich jak ja zacząłem myśleć, że może jestem kobietą w męskiej skórze ;/ Nie wiem jak to jest, że przeżywam tak niektóre rzeczy i mam myśli jak to napisałaś, że tylko kobiety mogą takie mieć, kto wie. Może to kwestia tego, że jak byłem mały to pilnowały mnie tylko i wyłącznie babcie, siostra czy inne kobiety, a nie żadni faceci ? Nie wiem, nie wiem...
  17. Dziewczyny a wy też miałyście jakieś urazy, w sensie nieudane związki wcześniej? Takie, w których was ktoś bardzo mocno zranił?? Mnie pierwsza dziewczyna zraniła jak byłem w podstawówce, w ostatniej klasie. No to taki przełom 12-13 lat i pamiętam kilka razy mocno, bardzo mocno płakałem bo byłem zakochany w niej... Następnie w gimnajum, trafiła się taka jedna, która też strasznie mi się podobała i w ogóle nie mogłem oderwać od niej wzroku, ale cały cyrk skończył się tym, jak dowiedziała się, że mi się podoba i zapytała coś w stylu " Czy to prawda, że Ci się podobam?" Ja na to odparłem Tak, a ona tylko zrobiła kwaśną minę, zmierzyła mnie od góry do dołu po czym czułem się... głupio, jak możecie wnioskować. Kolejna też była w gimnazjum. W tej byłem zakochany przez większą część gimnazjum. Wydawała się być super, jednak jak wyjechaliśmy na wycieczkę klasową mój "najlepszy" wtedy przyjaciel, po pijaku nie miał żadnych oporów by z nią się całować i chcieć czegoś więcej, mimo, że wiedział o moich uczuciach... Co prawda później mimo wszystko jako zakochany szczeniak przymknąłem na to oczy i chciałem z nią być jednak chyba ręka Boga była w tym, że w dniu, w którym wysłałem jej wierszowe smsy skradli mi telefon i odpowiedzi już na to nie poznałem. Później o tak... w technikum sam zraniłem pewną dziewczynę. Jako buzujący hormonami gnojek po prostu spotykałem się z mało atrakcyjną dla mnie dziewczyną, aby uprawiać seks. Byłem wobec niej nerwowy i w ogóle, wstydziłem się jej... Jej zachowania szczególnie, bo była bardzo nieśmiała. Wtedy tego jescze nie rozumiałem, że ktoś tak może mieć i ją zostawiłem po krótkim czasie. Tak zwyczajnie, z zimną krwią... No trochę głupio było mi to pisać, ale to zrobiłem i później dalej byłem nerwowy jak nalegała na jakieś spotkanie. Zemściło się to na mnie już wkrótce.Wtedy znałem już swoją ówczesną dziewczynę, no i poznałem też taką inną... I ta mnie zraniła nieziemsko mocno, otrzymując mnie przez długi czas w przekonaniu, że mnie kocha, a kiedy chciałem przyjechać powiedziała nie rób tego. To był cios taki jak tamten z podstawówki. Ale tamten związek właśnie zniszczyłem chorobliwą zazdrością, nerwowością i w ogóle... Zeby już za dużo nie opowiadać później zauroczyły mnie jeszcze 2 dziewczyny, no ale wiadomo heh. Jedna powiedziała, że nie jest zainteresowana, a druga mnie strasznie olewała, po czym zobaczyłem ją z jakimś chłopakiem. W tym drugim przypadku było o wiele gorzej no bo ja po tych porażkach miałem kompleksy i w końcu wziąłem się za siebie, zaczałem wyglądać dobrze ( dziewczyny zaczynały mi to mówić ), to i tak nic z tego nie wyszło. Zawsze był ktoś "lepszy". Po tym właśnie już nie zrozumialem o co chodzi. Zacząłem myśleć, że zmiana siebie, charakteru i wyglądu nic nie da. Wszystko będzie wyglądać tak samo. I tu pojawił się związek z tą moją ówczesną panną... Z początku bałem się zaangażować, ze względu na to jak pisałem wcześniej, że coś takiego już było i zostałem skrzywdzony mocno. Wewnątrz siebie jednak wiedziałem co tego pragnę i wiedziałem, że tego CHCĘ ) więc zacząłem dawać z siebie wszystko. Starałem się o nią. Jej jeszcze po głowie chodził taki chłopak, który jej się długo czasu podobał. Czuła coś do niego... Postanowiłem mimo wszystko jednak w to webrnąć, ona odkochać się w tamtym i dać uczucie mi, a ja obdarzyć uczuciem ją. Po pewnym czasie czułem się świetnie, bo wiedzieliśmy, że nam się udało. Dla mnie w sumie to było trudne zadanie, bałem się, że się nie uda, no ale zawsze myśląc o niej czułem przyjemność. Takie ciepło w środku... :) Fajne uczucie. W dodatku no, nie wyobrażałem siobie nigdy nikogo tak jak ją jako matkę moich dzieci. Żadnej dziewczyny na tej roli zbytnio bym nie widział, widziałem tylko ją. Uwielbiałem słyszeć jej śmiech dzięki mnie, oraz jej radość. Jak ja kochałem jej pisać wiersze i później odczytywać jej reakcje na nie... I było super, tylko znów zacząłem być strasznie wylewny (kłócić się o cokolwiek) oraz być chorobliwie zazdrosnym o byle kogo. Wiedziałem, że prędzej czy później ona mnie zostawi, bo tego zwyczajnie nie zniesie, więc starałem się wyprzeć te odczucia. No i teraz kiedy ich nie mam, to czuje się źle :/ Jest tak jak zagubiona napisała. Że jeżeli są zmartwienia, to jest źle, bo to znaczy, że niby nie kochamy. Kiedy ich natomiast nie ma, to się zadręczamy, że skoro ich nie ma i czujemy obojętnośc to też znaczy, że nie kochamy. Beznadzieja totalna. Mimo wszystko wyznaliśmy sobie "miłość", czułem się wtedy fajnie naprawdę, ale tak też kiedy to mówiłem przeszywał mnie lekki lęk i niepewność? ( I to mnie właśnie martwi ) Szybko o tym zapomniałem i zachowywaliśmy się w sumie tak samo. Po tym co sobie wyznaliśmy w tym samym momencie wysłaliśmy sobie poradowanego smsa :) Że to cudowne. I ja chodziłem cały czas uśmiechnięty, jak i ona szczęśliwa uroniła łezkę z radości :) Później jak młodzi ludzie zaczęliśmy o sobie fantazjować seksualnie, ale ja w pewnym czasie odczułem jakbym ją w ten sposób wykorzystywał i wtedy się zblokowałem.. Raz nawet padła mi myśl, że jak przyjedzie to niech chociaż ze mną się kocha :/ Przez co się nię nawidzę. Może przypomniało mi się jak już kogoś skrzywdziłem... Pojawiły się wtedy pierwsze wątpliwości, bo skoro mniej piszę itp a częściej fantazjuję to jest źle :/ Zależało mi na niej bardzo, ale nie chciałem jej mówić nie przyjeżdzaj bo mam wątpliwości, tylko też chciałem aby zobaczyć, bo w realu jest inaczej. Było to po pół roku rozmowy ze sobą, a oficjalnych 4 miesięcy bycia ze sobą. Tak po prostu przyjęliśmy datę nowego roku :) Co było moim pomysłem. Kiedy przyjechała jak już opisywałem było cudownie. Miałem starszliwe lęki, ale zależało mi by było dobrze. Kupiłem jej torta urodzinowego i prezent, bo wtedy obchodziła swoje święto. :) Z początku niby na nią nie zw racałem uwagi, jak przyjechała w sensie nie gapiłem się w nią cały czas, ale po pewnym czasie... nie mogłem oderwać od niej wzroku. Kochaliśmy się tej nocy, długo i namiętnie.Chociaż ja chciałem poczekać, żeby nie było, że mi zależy tylko na tyłku. Mówiłem, że dla niej zrobię to jak długo będize trzylko trzeba i byłem śmiało gotów odmówić naturze. Mimo wszystko doszło do tego, bo jej to nie przeszkadzało, a i tak w glębi oboje tego chcieliśmy Było naprawdę dobrze :) Powiem wam, że nigdy nie zasnąłbym z kimś na mojej piersi, ale kiedy ona na niej leżała ciężaru nie czułem a taki jakby spokój... :) Drugiej nocy przytuliłem się do niej od tyłu i zasnąłem tak. Jak wspomniałem miałem lęki jak przyjechała, ale podczas jej pobytu zapomniałem o tym i czułem się dobrze. Jadąc tramwajem patrzałem tylko na nią ( przyjechała z bratem ). Liczyła się tylko ona i nikt inny. Była krótko ( 2 dni ), ale kiedy odjeżdzała to jak wspomniałem wcześniej... Wstaliśmy rano, zbieraliśmy się, ja również oczywiście byłem ich odprowadzić. Nagle, kiedy zeszliśmy juz na dół jak zamknąłem mieszkanie, w którym byliśmy cały czas we 3 sami ( siostra pożyczyła ), to coś w środku poczułem, przez umysł i ciało, coś pękło... Doszło do mnie, że ona wyjeżdża i się nie będizemy widzieć. Starałem się iśc ale no czułem, że będę płakał, popuściłem pare łez, a potem nawet jakbym chciał trzymać nie dało rady. Jakieś pół godziny drogi na dworzec płakać mi się chciało ( czasami się odwróciłem , bo musiałem popuścić ), przy jej odjeździe tak samo. Kiedy pojechała jak najszybciej opuściłem dworzec, by móc sobie iść spokojnie drogą do domu i płakać. Tak więc pół godziny bólu i płaczu, że odjechała, że jej nie ma, że każda sekunda oddala ją ode mnie do jej rzeczywistośći, a ja pozstaję sam w swojej bez niej. Nie zniosłem tego, nawet teraz jak to piszę zbiera mnie na łzy i chyba będę płakał. Myślałem sobei wtedy, wejdę do domu, położe się i zasnę, będzie dobrze. Otwieram drzwi i widzę po wejsćiu do kuchni niezasunięte po niej krzesło, oraz kubek z jej niedopitą herbatą. Wchodzę sobie dalej, a tam... Najgorszy cios. Przekrzywiona leżanka, na której spaliśmy i 2 misie, martwe zabawki z których się śmialiśmy, ta pusta leżanka bez niej i ja... I teraz płaczę jak to piszę i sam nie wiem czemu i co się ze mna dzieje do skurczybyka, ale wtedy byłem pewien, że ją kocham i bardzo bolało mnie, że musimy się rozstać. Czułem, jakbym stracił NAJCENNIEJSZY W ŻYCIU SKARB. Naprawdę nawet po przebudzeniu się po paru godzinach płakałem znów, wszystko było szare bez niej. Myłem po niej ten kubek i naczynia to normalnie płakałem dalej i dalej... Pojechałem do domu i to była już godzina wieczorna, jakoś 18:00 i szedłem z psem do parku to ledwo co się powstrzymałem by płakać dalej. Tak to we mnie pękło. Czułem się, jakbyśmy się rozstali na zawsze. A później.. dalej byłem zazdrosny itp, ale starąłem się to opanować. W końcu wątpliwość uderzyła tak nagle z tekstem ( nie kochasz jej ) i tyle, bum. Wtedy zaczął się ten cały cyrk co trwa do teraz. Przez 3 dni jakoś miałem bóle brzucha, znaczy się takie mocne ściskanie w żołądku na samą myśl o niej ( jak przy lęku ) , niekiedy parcie na stolec, kłucie w sercu czy też jego okolicach, brak apetytu, płacz i smutek. Dałem jej to lekko do zrozumienia i kiedy napisała mi, że ją skrzywdziłem płakałem poraz kolejny bardzo, bardzo mocno... I tak do tej pory minęło już trochę czasu, a mnie to nieźle wypaliło. Czuje się obojętny i nic nie czuję jak ją sobie z kimś wyobrażam ( a to z 1 strony źle, ale dobrze też, bo ja często sobie bym to wyobrażał i się wkurzał ). Powiem wam jednak tyle, że na myśl o tym, że mogłoby jej nie byc w przyszłości przy mnie płakać mi się chce. Jakby odeszła z tego świata, to mój świat odszedłby razem z nią. Nie wyobrażam sobie ziemi bez niej. Za nią ODDAM CAŁE SWOJE ŻYCIE!!! Zginę za nią i to bardzo chętnie. Jest jeszcze jedna rzecz. Kiedyś, kiedy z dziewczynami groziła mi "wpadka", bałem się , panikowałem i w ogóle nie chciałem. Ostatnio jak widziałem się ze swoją, też była możliwość ciąży i powiem wam... mimo wszystko nie bałem się tego, ba nawet jakbym tego oczekiwał, bo w myślach już się gotowałem na ojcostwo. Wyobrażałem sobie nas z dzieckiem, ją jak rodzi i usmiech na twarzy... :) Robił się sam. dopiero po chwili to zauważałem. I jak okazało się, że nic nie będzie to tak w sumie było mi trochę szkoda, mimo że wiem, że jest jeszcze stanowczo za wcześnie i nie mamy na to warunków. Nie wiem, może nie wiem czym jest miłość, czym jest zakochanie. Może się zmieniam i nie czuję tego tak jak kiedyś. Może też za bardzo się o wszystko obwiniam. Może też za wiele od siebie wymagam. Pewnie też i te zaburzenia lękowe, które mieszają w emocjach i tak dziwnie się objawiają, bo myślami natrętnymi i w ogóle lękami, boimy się nie wiadomo czemu prawie wszystkiego... pewno to też miesza i tak naprawdę niepozwala odczuwać szczęścia. Ja jak 2 lata jestem chory to nie przypominam sobie takich prawdziwych euforii, abym jakieś zbyt często przeżywał, a kiedyś?? Za gimnazjum tylko śmiech i radość z życia. :) Tak czy inaczej ja nie chce się poddać. CHCĘ zbudować z moją kobietą coś, co będzie cudowne i wiem, że potrzeba na to czasu i bliskości i będę na to pracował. Warto dla tak cudownej kobiety i samego siebie. Nie chciałem tego tu pisać, bo znów ktoś mnie opieprzy, że się użalam nad sobą... Poza tym napisałem dużo do czytania, nie wiem czy by się chciało... Jakieś inne propozycje na urazy lub rzeczy, które mogą blokować i powodować te myśli i odczucia? Może na swoim przykładzie mi coś podsunie, czego mogę nie pamiętać.
  18. A ja chciałem napisać posta o urazach, a kurde znów powtórzyłbym w nim swoją historię... kurcze za długi post, bo nikt nie przeczyta ( Mi też byle jaka negatywna bzdura na myśl wejdzie to mi się wydaje, że tak może być i się źle z tym czuję.
  19. Bardziej ma lęk... Mi też jak byle jaka dziewczyna pojawiała się zamiast mojej czułem się źle i później ciągle się przypominało.
  20. Mi tak ciężko jest cokolwiek powiedzieć. Najlepiej jak to opowiesz jakiemuś specjaliście, bo my tu DIAGNOZY nie stawiamy tylko ewentualnie OPINIĘ. Nie jesteśmy lekarzami. Mi Twoje objawy z początku były podejrzane, dziwne i straszne jak to nazwałeś "urojenia", ale świadomość tych urojeń racze, a nawet na pewno moim zdaniem wyklucza ich prawdopodobność. Chyba naprawdę za dużo myslisz.
  21. Wiesz... U mnie niestety ale myśl, że partnerka mogłaby mnie zostawić daje mi ulge w sensie nie mam wyrzutów sumienia. Tak jakbym no nie brał winy na siebie za porażkę... W ogóle nie budzi się we mnie zazdrość..Jak sobie pomyślę, że ona z kim innym, chociaż jak przychodzi co do czego to jednak reaguje... wcześniej dosyć nerwowo ( już podczas wątpliwości ) teraz jednak mało... wypaliły mnie te lęki ale się nie poddam
  22. No mamy troche inne objawy... Ja z początku miałem silne bóle brzucha, uściski żołądka, brak apetytu, kłucie serca, płacz, lęki, smutek... Ale teraz mnie tak wypaczyło, że tragedia... DZiś pokłóciłem się lekko ze swoja i estem na to obojętny też mnie to denerwuje. Chociaz już od tej godziny kilka razy o niej myślałem, to tak jakby bezemocyjnie. :/
  23. Jak się wtedy czuję jak tak sobie pomyślę? Hmm, źle. Odrazu mam obniżony nastrój... Czuje się winny, że zawróciłem komuś w głowie. Czuje się źle, że nie umiem komuś czegoś dać. Czuje się jak taki wyjątek, bo wszyscy inni jak widzę poznają się i kochają po jakims czasie, to wtedy czuje się nie jak człowiek ale jak jakaś pusta w środku istota... dostaję lęków, zaczynam być sennym, nic mi się nie chce, dołuje się... Organizm? Kłuje mnie w okolicach serca albo i w samym sercu, czasem ściska w brzuchu, czasem mam parcie na stolec jeżeli dojdzie do silnego lęku z tego powodu. Masz podobnie może?
  24. Ha ja też na to zwracam uwagę! Zazwyczaj jak piszę z moją dziewczyną to robi mi się uśmiech na twarzy. Ostatnio jak myślałem, że będziemy powiedzmy mieć dzieci w przyszłości to też uśmiech się robi :) Zawsze mi się robił. W sumie tak, masz rację z tym "romantyzmem". O miłości ludzie nie uczą. Głównie poznajemy zakochanie, widzimy je w telewizji, czytamy o nim w szkole. O miłości też, ale bardziej zwracamy na ten jak to nazwałem "narkotyczny stan" i jego się doszukujemy... A ja chcę żyć z moim skarbem już po wsze czasy I nie zwracać na nikogo innego uwagi. Faktycznie trzeba zmienić jakoś swój pogląd na związek. :)
  25. Zagubiona Kilka z tych podpunktów mogę zapisać do Siebie... Widzisz, po 12 latach związku ma prawo brakować Ci namiętności itp. Co prawda jak się związek urozmaica to można tego ominąć. Dla mnie masz typowe objawy nerwicowe. Somatyczne ( bóle, uściski ) jak i psychiczne ( lęk, apatia, niechęć ). Ciebie to dopiero dopadło jak się zaczęłaś nad tym zastanawiać przez koleżankę. Moim zdaniem tu nie chodzi o brak miłości to męża, tylko silny lęk, że tej miłości może nie być. Miłość to nie są motylki w brzuchu, bezustanne myślenie o drugiej osobie, chęć ciągłego patrzenia się na siebie i współżycia, ciągłe wydzwanianie itp. To jest zakochanie, czyli jeden z etapów "miłości". Zakochanie czyli ogień, który każdy ma w życiu przynajmniej raz, ale zawsze czy tego chcemy czy nie w końcu wygasa. Wtedy powinna być miłość, ale nie zawsze każdy jest w stanie ją wypracować, bo miłość to sztuka. Wzajemny szacunek, wspólne rozmowy ( trzeba mieć o czym ), wsparcie, decyzja o stworzeniu związku. Jak nagle nasz stan narkotyczny zakochania mija, to wiele osób dopiero zaczyna widzieć wady i zalety drugiej osoby, ale wtedy może już być po ślubie, który wzięli na narkotycznym stanie miłości ( mówię narkotycznym, bo chodzi o podniesienie hormonów w mózgu ). Moim zdaniem chcieć wypracować miłość to móc. Ty jesteś aż 12 lat w związku. Jestem pewien, że ta miłość na pewno istnieje, tylko teraz jesteś tak nabita myślami, że sama sobie z tego nie zdajesz sprawy. Ponad to lęk wydaje się być tak realny, że zaczynasz w to wierzyć, dołować się itp No właśnie, dołowałabyś się gdyby Ci nie zależało? Bo mi się nie wydaje. Moim zdaniem masz właśnie problem nerwicowy, ale to jest moje zdanie. Piszę Ci to bo sama tego oczekiwałaś jak mówisz. Widzisz i mój przypadek jest nieco inny i tu proszę Cię o swoją wypowiedź. Możesz sobie dopełnić to co napiszę w skrócie cofając o kilka stron. Poznałem kiedyś dziewczynę, pare lat temu na internecie. 3 lata straszą, miała wtedy 19 a ja 16. Oczywiście strasznie mnie podniecały z nią rozmowy itp. Później nie gadaliśmy, ja poznałem inną taką, z którą przeżyłem "zawód". Mówiła mi, że mnie kocha, zapraszała do siebie itp, ale po jakimś pół roku bodajże czasu jak miałem do niej jechać, powiedziała mi dzień przed wyjazdem, że nie chce. Złamała mnie totalnie... Z tą pierwszą dziewczyną usłyszałem się ponownie po 3/4 latach. Rozmawialiśmy na GG, w sumie coraz częściej. Ja już byłem uprzedzony co do takich spraw i ona mi powiedziała, żebym się nie zakochiwał w niej. To mnie wtedy ruszyło, poczułem uścisk w brzuchu, jakby odmowę... Mimo wszystko chciałem się w to zaangażować, zrobiliśmy to oboje. Z początku bardzo mnie to cieszyło. Byłem naprawdę zafascynowany i przejęty. Bardzo zazdrosny jak to na odległość, nieufny, kłótliwy... zacząłem się kłócić z nia o byle co i denerwować jak mi odpowiedziała nie tak, jak chcę usłyszeć odpowiedź. Wiedziałem, że nie mogę tego błędu powtórzyć z kolejnego związku i jakoś to w sobie zabiłem, ale na tyle, że nie czuję tego teraz wcale... ( no czasem jak przyjdzie co do czego ) i jest mi dziwnie. Pisałem jej wiersze, śniłem o niej. Robiło mi się ciepło na sercu. Czułem, że to to, ale nie tak do końca chyba podświadomość po poprzednim razie pozwoliła mi się zaangażować i miałem wątpliwości, które odpychałem. Chciała przjyechać, więc nie chciałem jej tego odmówić. Kiedy przyjechała było cudownie. Oczarowała mnie swoją urodą odrazu. 2 Dni bez lęków. Było nam cudownie, kochaliśmy się. Wcześniej wyobrażałem sobie, że jak będzie odjeżdzać będę machał z uśmiechem jej jak będzie w pociągu. Kiedy z rana zbieraliśmy się, jak odjeżdżała ( była z bratem ), to nagle coś we mnie pękło, strzeliło... Zrozumiałem, że ona wyjeżdża i znów będzie to taka rozłąka. Zacząłem popłakiwać, ale trzymałem to by jej brat nie widział. Okropnie to przeżyłem, ale jak już pojechała, wracałem całą drogę do domu i płakałem będąc pewnym, że TO ONA!!! I że ją kocham. Mimo wszystko po wejściu do mieszkania płakałem dalej. Widziałem kubek z herbatą, której nie dopiła, krzesło odsunięte na którym siedziała, leżankę, na której spaliśmy... Obok tylko martwe przedmioty, maskotki... Poczułem ból, jakbym stracił coś najcenniejszego w życiu. Po tym byłem pewien. Po tym zdarzeniu wątpliwości wróciły i raz jak rozmawialiśmy, czułem się dziwnie wobec niej i nagle jak poszedłem na dwór z psem uderzyła mnie myśl "Ty jej nie kochasz!". Rozpłakałem się... miałem wrażenie, że faktycnzie tak jest. Przez 3 dni miałem bóle brzucha, prawie nic nie jadłem, płakałem w kółko, zacząłem jej dawać lekko do zrozumienia, mówiąc o braku uczuć w nerwicy i o tym, że mnie to prześladuje, ale ją zraniłem i po tym płakałem jak świnia. Czułem winę i fakt, że ją straciłem... nie rozstaliśmy się, ale to gnębiło i gnębi mnie dalej. Czasem bardzo. Wczoraj z reguł miałem silną chęć sprawienia jej niespodzianki, ale dziś rano już wstałem taki wyobcowany... Jestesmy związkiem na odległość. Widzieliśmy się łącznie z 10 dni ( 2 spotkania ). Boje się, że to się wypaliło, albo nic nawet nie było. Przeraża mnie ta myśl, zaczynam wszystko analizować i dochodzę do wniosku, że tak było, ale płaczę i nie chce się poddac. Jak sobie myślę, że mielibyśmy nie być razem w życiu, to chce mi się płakać... a ja CHCĘ BYĆ TYLKO TEGO PEWIEN! Czuć to... może też jestem głupi i doszukuje się tylko zakochania?:/ Mogło minąć, chociaż za szybko i też mnie to martwi... a chciałem mieć z nia dzieci... dalej chcę! JA za nią życie bym oddał!! Przepraszam za chaotyczny post, ale powiedz, co o tym myślisz?
×