Skocz do zawartości
Nerwica.com

Walter

Użytkownik
  • Postów

    443
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Walter

  1. Miło mi I racja - psycholog to nie cudotwórca, ale jednak musi pamiętać "primum non nocere". I mieć odwagę przyznać: "Nie potrafię Ci pomóc", jeśli jego kompetencje są niewystarczające. Odczarujmy zawód psychologa. To nie nadczłowiek. Psycholog też błądzi, myli się, płacze, złości się, ma problemy małżeńskie, boi się, reaguje nieadekwatnie, ma problemy wychowawcze z dziećmi... zgadzam sie. ja uwazam ze kazdy psycholog powinien miec swojego terapeute.zeby zachowac dystans ''nie zwariowac'' to mowilam ja, studentka psychologii chodzaca na terapie Hmm jak chodziłem do psychologa, terapeuty to mówił że coś takiego jest i raz na miesiąc co najmniej się widzi ze swoim takim supervisorem, ny mieć w siebie lepszy wgląd i by ktoś w razie czego go prostował: ponoć to jest jakoś zapisane w zasadach ogólnych zawodu.
  2. Miałem podobnie, właśnie zaliczyłem powrót do lekarza. Najpierw był psycholog a gdy się spiętrzyło, to zgłosiłem się do psychiatry: niestety oprócz długiego L4 nie zyskałem nic więcej, leki nietrafione miały sporo skutków ubocznych, trochę się zraziłem i dałem sobie spokój z lekarzem i lekami, tym bardziej że uniemożliwiały leczenie w innej dziedzinie. Teraz znowu poczułem że inaczej nie dam rady i mam dobre przeczucia co do nowego lekarza, do tego ma drugą specjalizację która była mi potrzebna, a pierwszy kontakt z nowymi lekami jest nienajgorszy.
  3. Zacząłem parę dni temu brać Trittico najpierw 25 teraz 50 docelowo ma być 75- dawka mała ale ja chyba tak mam że szybko reaguję. Na razie po 5 dniach senny jestem no i męskie sprawy leżą... mam nadzieję, że organizm się przyzwyczai i to ustąpi.
  4. Pierwszy raz od tygodni byłem na basenie i jacuzzi: miło. Sprawnie załatwiłem sprawy zaległe i bieżące. Przede mną wolne dni i całkowite odcięcie od pracy.
  5. Odkopuję, może macie jakieś nowe obserwacje? Ja cierpię na stany depresyjne, gdzie jakoś obywam się bez leków w obawie przed skutkami ubocznymi, które raz mi skomplikowaly mocno sytuację + bardzo stresująca praca, która wypala niejednego itp. W dni robocze rano zawsze jest słabo, cięeeeżkie wtsawanie, prawie zawsze nie mogę zdążcyć na czas i już od rana stres, bo nie klepnąłem początku pracy o 7,30 a o 8,00... nierzadko wizja ciężkiego dnia, gdzie nie wiem jak sobie poradze doprowadza mnie do płaczu, a kiedyś w baaaardzo kiepskim stanie nie byłem w stanie pójśc do pracy i ciężko było nawet poinformować o tym teleffonicznie... na szczęście teraz troszkę lepiej. W pracy 8-10 to i cięzko nawet się mysli, a jak jakaś zła wiadomość o tej porze to już tragedia, dzień na straty...jeśli uda się jakoś przeciepać, prześlizgnąć to potem jest lepiej, ale 10-12 też bez rewelacji. Potem fukncjonuję zazwyczaj normalnie, choć koło 14 jest chwila fizycznej słabości ale to chyba u każdego nawet bez dolegliwości... potem 14- i dalej jest już git, ale niestety moje obozwiązki po 15 już są niemożliwe do wykonania, klienci się już zmywają. Potem do wieczora jest OK, nawet planuję ma jutro, są wizje i pomysły, a koło 22 relaks i spać. Potem rano te wczorajsze pomysły idą w niwecz, bo od nowa trzeba zbierać siły... Kiedyś nawet kawa jakoś pomagała, a teraz nic, szukam innej alternatywy, bo z 8h jestem wydajny tylko przez 3... a rano zdarzają się ataki płaczu itp. Może jakaś yerba, zioła itp? Rano ciężko mi nawet medytować...no dobra zdarzyło się i popołudniu mieć atak płaczu, ale to tylko w obiektywnie ciężkie dni, gdy wszystkiego jest za dużo. W weekend wstaje się przyjemniej, ale już po śniadaniu optymizm mija i poranne plany bycia produktywnym, zrobienia czegoś przy domu czy aucie itp idą w łeb i dobrze jak uda się zrobić 1/3. A jak wy macie? Szukam sposobu na zredukowanie tego, bo to co jest nie do przeskoczenia o 9 i jest tragedią, to o 15 jest normalne i rutynowe- niestety potem brakuje już czasu na naprawianie spraw... Wiele bym dał, by choćby od 10, działać na pełnej energii, bo jej brak powoduje stres->on się kumuluje->pogłębia stany despresyjne i obiektywne problemy.
  6. Walter

    Zjazd

    Zawsze to jakis krok naprzód, oby tak dalej... teraz przydałaby się jakaś kobita by zapomnieć o tamtej "koniunkturalnej" ścierce, która będzie odchodzić od każdego kto będzie mieć gorszy czas... Pomyśl co by było gdyby np po ślubie straciłbyś pracę, to by sie zawinela z dziećmi i poszła. Unikaj, skasuj z tel i fb...
  7. Dziękuję za odpowiedź. Zauważyłem że mam tak, gdy podejmuje walke. Czesty wybór: mimo spowolnienia itp depresyjnego nastroju iść i walczyć - co kończy sie czasem tym "atakiem" albo położyć sie i udawać chorego, położyć sie lub symulować prace...
  8. Cześć Trafiłem tutaj szukając info o lekach, zaniepokojony skutkami ubocznymi. Wróciłem tutaj, bo rozważam powrót do leczenia. Zbieram siły by stanąć w prawdzie i znowu powalczyć o siebie, nim będzie za póżno. Zbliżam się powoli do 30tki, jestem ogólnie mówiąc handlowcem. Jeśli długi wam czytać, to przejdźcie do ostatniego akapitu. Nie do końca wiem co mi jest, naprawdopodobniej depresja, lub "stany depresyjne", tak powiedział lekarz. Wrażliwym chłopakiem byłem od zawsze, jednak lata spraw sądowych, stresującej pracy i niepowodzeń w związkach sprawiły, że traiłem do psychologa (pomógł, ale to za mało), straciłem jedną pracę, a teraz zagrożona jest następna. Doprowadziłem się do stanu kiedy w jedne dni byłem wrakiem i nie szedłem do pracy lub ją symulowałem, a w inne czułem że jest dobrze i zasuwałem nadrabiając. Potem baterejka się wyczerpywała i znowu dół. Jak zabawa zabawką z baterią na wyczerpaniu: pada, ale po odstawieniu na pół godziny jeszcze trochę się pobawisz i tak w kółko. Brałem przez kilka miechów leki citalopram, ale miałem dość uboków, oraz tego, że pogarszały męskie sprawy (pogłębiały problemy damsko męskie), oraz uniemożliwiały mi zajmowanie się moją pasją motoryzacyjną, która jako ostatnia sprawiała mi jako taką radość, a w pracy... było dalej źle,,, choć przynajmniej stabilnie. Generalnie niska samoocena, brak sił by się ogarnąć i schudnąć (choć może byc gorzej, jakiś odrażający nie jestem), i takie poczucie słabości jak Walter H. White z mojego avatara: słaby, przegrany, stłamszony itp nawet jeśli nie do końca to prawda. Obecnie po paru miesiącach względnego spokoju i wylizania ran znowu robię się ociężały, wracają depresyjne dni nie nadążam w pracy, piętrzą się obowiązki a potem ta góra mnie przysypuje i powoduje płacz. Jest tak prokrastynacja->stres bo nie zrobiłem czegoś->stres bo dostałem owal bo nie dotrzymałem terminu lub zrobiłem byle jak->piętrzenie się problemów->płacz. Najgorzej jest rano. Rano niemal zawsze jest zle...tak do 11najczesciej nie jestem w stanie wydajnie pracować, a muszę, bo klienci nie siedzą długo w biurach... Kawa niewiele pomaga,jest sennośc mimio 7-8h snu, smutek, odrętwienie itp a nie daj Bóg jakaś złą wiadomośc, bo wtedy każda boli 2x bardziej... Jakoś z tym walczę, próbowałem mindfulness itp i coś tam pomaga, ale to jak parasol: pomoże w deszcz, ale na huragan już nie. Lepiej też jest wiosną i latem, niż zimą (ale się doświetlam). A propos huraganów... Jest tylko jeden objaw, który mnie baaardzo niepokoi i nikt nie potrafi wytłumaczyć mi co to jest. Psychiatra skupiali się na innych objawach, a niestety jest to przyczyną cierpień. Nazywam to atakiem. Bywa w dni kiedy ranek ciąży bardziej niż zwykle lub w ciągu dnia kiedy jest mega dużo złychh rzeczy z zewnątrz. Brak siły itp typowa depresja, ale walczę z nią...i dostaję w twarz za karę, że walczę, że mimo samopoczucia idę do pracy i się staram zamiast się poddać. Zdarza mi się taki hmm płacz? Ale nie taki zwykły, on jest okropny, to ryk, wyk, mega głośny płacz i darcie mordy by dać mi spokój, że chcę umrzeć, że nie chcę więcej, albo co mnie boli typpu że nie ma nadzieli i inne czarnowidztwa itp. Często oprócz tego płaczu i krzyku bardzo zwierzęcego walę w coś, najczęściej jest to koło kierownicy auta na parkingu, rzuciłem czajnikiem w domu w talerze ale ostatnio po uderzeniu z piąchy naprawa laptopa zabolała 350zł i klawisze już nie trybią jak dawniej . Krzyk jest taki, że tracę prawie głos, mam chrypę i każdy oddech jest krzykiem to znaczy {wyyk}[oddech][wyyyk] trwa to nawet kilknanaście minut. Raz aż z domu wyszedłem się uspokoić to biegałem w kółko i nawalałem w drzewa, ale wtedy to miałem okropną sytuację obiektywnie. Potem jestem tak wyczerpany... że aż jak pijany chodzę noga przy nodze, wszystko powolne, wiadomo wyglądam nieciekawie. Próbowałem się nagrać, ale zawsze udawało sie to "na zejściu" po tym huraganie, gdy tylko oczy napuchnięte, łzy i smutne gadanie do siebie i kamery. Nikt nie widział mnie w tym stanie w trakcie, tylko matka ale już po. Nikogo nie chcę wtedy skrzywdzić, ale sam mam chęć śmierci. Raz jak zdarzyło mi się podczas jazdy, to miałem ochotę nzaleźć ciekawe miejsce do wypadku w pobocze (to było po tym jak moi przełożenie mentalnie mnie zmolestowali i zagrozili zwolnieniem). W najgorszym czasie miałem to nawet 2 razy na tydzien i nawet w dniu następnym czułem następstwa ataku. Teraz miałem spokój, ale znowu jest jazda w pracy i problemy, to mam tak 2-3 razy w miesiącu i dzień wówczas zmarnowany. Aha to bylo bez leków. Proszę, powiedzcie mi, czy ktoś tak ma? Jak to się nazywa? Zbieram się do psychiatry, ale ciężko mi na nowo mu zaufać po doświadczeniach z lekami, po za tym SSRI szkodzą mi na inne rzeczy na które się leczę. Nie umiem tego uporządkować.
  9. Heh nie odważyłbym się powiedzieć o tym gdybym nie musiał... w poprzedniej pracy powiedziałem dopiero gdy musiałem iść na dłuższe L4 i wiedziałem, że się żegnamy, bo praca mnie wykańczała psychicznie. W obrcnej było lepiej, ale pogarsza się mi i zaczyna brakować pary, statystyki w dół... możliwe, że będę musiał powiedzieć i poprosić o dobrowolne rozstanie, tak, by nie wywalili mnie sami z powodu naruszeń (mając napad płaczu ciężko iśź do klienta, łatwo o zaniedbania itp) i by nie psuć sobie życiorysu: może uda się ustalić odejście "z przyczyn prywatnych" bo długo nie pociągnę, dziś dzwonili i pytali co tak słabo, jak tak dalej będzie to wwalą mi plan naprawczy czyli 3 miesiące zasuwu któremu już na pewno nie podołam, a jak nie podołam to out... więc lepiej po dobroci niż się szarpać, inna pracę zawsze znajdę, zdrowie ważniejsze.
  10. Nie mam lęków, na wszystko mam za bardzo wyrpane, cieżko za cokolwiek sie zabrać. W takim stanie obawiam sie ze nawet spotkania zmpsycjologiem nie beda zbyt owocne, praktykuje także medytacje uważności i teraz leki mi ja prawie uniemożliwiają - chodzi w niej o zauważeniu obecności, chwytaniu chwili a cieżko o to gdy jest sie nieobecnym, sennym flakiem. Pożałowałem że podjąłem sie leków
  11. Witajcie, to mój pierwszy post tutaj. Od roku chodzę do psychologa, jednak mój stan sie pogorszył i zgłosiłem sie do psychiatry. Objawy chyba głownie związane ze stresem w korpo, przepracowaniem, miałem wahania energii i nastroju, a gdy w pracy przykręcali śrubę i nawarstwiały sie to dostawałem dziwnych ataków i to one skłoniły mnie by pójść do lekarza. Ataki to ataki płaczu, krzyku, ktory cieżko opanować, kołatanie serca, okropne myśli i takie cos trwało np 2 godziny podczas ktorych nie odbierałem np telefonów z pracy, co spowodowało ze jestem na cenzurowanym. Taki atak najcześciej rano lub przed południem niszczył mi cały dzien bo byłem wykończony. Ostatnio gdy miałem sytuacje grożąca zwolnieniem to miałem takie stany nawet 2-3 razy w tygodniu. Lekarka zapisała mi Citabax, najpierw 10 tle po 2 tyg 20. Pytanie jak długo powinny sie utrzymywać skutki uboczne? Pierwsze dni senne, potem ze 2 dni były spoko bo miałem wyrpane na wszystko ale robiłem swoje, ale teraz jestem coraz bardziej senny, 10 H snu a w dzien też mam ochotę, odrealnieniu, płytkie uczucia, nic mnie nie cieszy, nie zachwyca muzyka, fajne auto, kobiety, gorszy refleks, a ja właśnie zaczynam drugi dzien na dawce 20... Nie chce miec kontaktu z ludźmi, bo mam wrażenie ze inni to widza, gorzej prowadzę auto a to jedna z radości mojego życia, funkcje seksualne mocno spadły (yyy opadły), mam nawet chwilami chyba powiększone źrenice...O ile wczesniej upadalem i sie podnosiłem to teraz chyba sie czołgam... To mój pierwszy lek tego typu i jestem przerażony,. Najgorzej ze w pracy mam kontakt z ludźmi i sporo myślenia, jak tak dalej pójdzie to wylecę, a to właśnie lek miał mi pomoc w nienawalaniu i przetrwaniu... Czy to minie czy to złe objawy?
×