Skocz do zawartości
Nerwica.com

Walter

Użytkownik
  • Postów

    443
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Walter

  1. U mnie niestety jest to słyszalne także przy średnim hałasie... np w biurze pośród rozmów...natomiast przeszkadza mocno, gdy chcę w ciszy się zrelakswoać, jakby mi ktos włączył nienagraną kasetę magnetofonową... kiedyś byłem pasjonatem sprzętu hi-fi, słyszałem drobne różnice w sprzęcie, a teraz...hi endowy wzmacniacz + kolumny na zamówienie służą najwyżej do odtwarzania gier z playstation :/ a słuchawki są bardziej zatyczkami do uszu w hałasie
  2. Jedni się wybijają a drudzy lądują na ulicy, samotni i bez bliskich...
  3. W moim przypadku, półtora miesiąca po poprzednim poście dostałem propozycje pracy; inna branża, inne miejsce, inny charakter i mimo niezbyt dużej kasy to posłużył mi bo wróciłem do życia (mimo ze dojeżdżam 2h rano i 2h wieczorem). Przlknalem gorzka pigułkę bo w branży zaczynam od zera i zarabiam 1/3 mniej. Teraz czas na drugi krok i zadbanie o siebie, bo jestem teraz leniwy, smutny (choć syty) miś i wychodzę z jaskini głównie do pracy... nie mam też już 18 lat i koledzy i dziewczyny nie czekają za rogiem, a po lekach niestety został szum w głowie i refleks jakby nie ten... Wszystko przychodzi trudniej ale na podstawowym poziomie funkcjonuje. Teraz czas na kolejny krok, oby się nie popsuł przez zakończenie umowy. Trzeba też poprawić relację z ludźmi; pracując w sprzedaży stałam się mizogonem, może będzie łatwiej. Aha: od ponad trzech miesięcy nie miałem "ataku" płaczu i krzyku. Może po prostu nie nadawalem się do korporacji?
  4. U mnie sposób ten nie działa, szczególnie wieczorem jak próbuję się wyciszyć to mam wrażenie jakbym słuchał cały czas pustej kasety magnetofonowej, albo jakbym dostał przed chwilą petardą pod nogi...tęsknię za ciszą, mimo że mieszkam na wsi...
  5. Przepraszam że się rozpisałem, chciałem być konkretny i szczegółowy. Jak jestem u lekarza to zawsze mam wrażenie że czegoś zapomniałem, że coś żle sformułuję.
  6. No nie powiem żeby mój psychiatra całkowicie olał temat, jego reakcja była taka, że przez prawie godzinę wizyty rozkminiał i czytał jakieś specyfikacje tych leków szukając wskazówek(nie wiem jak się to nazywa, całe grube książki o każdym z nich, dokładne wyniki badać itp itd) i próbował namierzyć przy którym to leku, by inni lekarze nie szukali na próżno (ale przy okazji by np laryngolog nie powiedział, bym poszedł do psychiatry, skoro już byłem). Może to była troska po ludzku, może poza i próba delikatnego zrzucenia odpowiedzialności, nie wiem. Tylko jeden z nich podczas badań spowodował omamy słuchowe u jednej osoby podczas badań, ale to omamy, a nie pisk. Były trzy leki po kolei, gdy brałem to nawet za bardzo nie zwracałem na to uwagi jak mi piszczało, bo inne dolegliwości były gorsze (refleks, senność, męskie sprawy itp itd), ale jak po dwóch miesiącach nie ustało to się zaniepokoiłem... to taki pisk podobny do takiego, który miałem jak jako dziecko ktoś rzucił mi petardę za blisko mnie i wybuchła, albo troszkę jak w telewizorze przed rozpoczeciem programu za czasów tv analogowej: tyle że ciszej. Albo jak jedziesz długo samochodem niskiej klasy lub lekko dostawczym, i nagle go gasisz w lesie.... Ciężko mi się zrelaksować, tęsknię za ciszą. Nie mogę też powiedzieć, że jestem całkowicie zdrowy i "wyleczyłem się sam", funkcjonuję ale z tego fajnego człowieka, ponoć niebrzydkiego faceta została taka trochę atrapa unikająca jakichkolwiek wyzwań i bojąca się życia ale czy to choroba, czy tylko psychologia, nie wiem. Taki podstarzały koleś 8-18 do pracy, a potem przed TV, kompem, łatwe przyjemności i zero kroków na przód, zero wspomnień. Nie mam już tak dużej przyjemności ze słuchania muzyki jak kiedyś, gdy mocno interesowałem się hi-fi itp i czułem muzykę, jakby przechodziła przeze mnie. Czekam na wizytę u laryngologa, ale obawiam się, że to będzie dłuuuga droga od Annasza do Kajfasza. Życie ucieka, pieniędzy ubywa, tylko worek leków które brałem i musiałem przestać rośnie...
  7. Moi drodzy, mam problem z piskiem w uszach, przechodziłem jak to określił lekarz epizod derpesyjny (drugi w ciągu 2 lat), chyba z elementami lękowymi, czy jakoś tak (typowe spowolnienie i ataki płaczu, odkładanie i lęk przed wszystkim itp itd), brałem 3 leki po kolei, po 1-1,5 miesiąca: Trittico (niezłe na początku, ale potem słabo), Sertagen, Atinepte, niestety żaden się nie przyjął za bardzo, tj jakoś się wygrzebałem prawdopodobnie także dzięki temu że miałem wsparcie. Kazdy prędzej czy później uniemożliwiał lub utrudniał prowadzenie auta niezbędne mi do pracy, zaburzał sen lub sprawy męskie i dawał inne dolegliwości. Podczas brania któregoś z nich zaczał się ten pisk, początkowo nie zwracałem nawet bardzo uwagi, bo przy innych dolegliwościach to było nic. Niestety po odstawieniu dalej pisk (inne dolegliwości ustąpiły niemal do zera). Lekarz psychiatra rozkąłda ręce i tłumaczy, że takie atrakcje nie były przewidziane w skutkach ubocznych leków i odbija trochę piłeczkę. Przyczyn ponoć może być wiiele, ale to chyba nie przypadek że zaczeło się własnie wtedy? Też macie/mieliście taki problem? Obecnie jestem w umiarkowanie dobrej kondycji psychicznej, funkcjonuję, choć działam na takim minimum i miewam słabe momenty; cięzki mi ale to chyba już takie życie. Przez to wsyzstko boję się leków, w razie nawrotu, to nie może być przypadek...a może to objaw choroby? Pisk w uszach prawie szum, jednostajny, raz na kilka dni na chwilę zmienia głośność w jednym uchu. Odbiera radość z cichego słuchania muzyki i chyba gorzej słyszę w biurze.
  8. Dziękuję za informacje, do tej pory nie bardzo widziałem różnicę między psychologiem a terapeutą, nie sadziłem też, że psychoterapia może być na skierowanie psychiatry. Być może psycholog to "zbyt lekki kaliber" na moje potrzeby.
  9. Ludzie gdzie szukać pomocy? Psycholog czy psychiatra? Proszę odpowiedzcie mi na poprzedni post, jestem u kresu sił, staczam się, nie pracuję właściwie od kwietnia, psycholog nie do końca pomógł i odleciał w kierunku mindfrulnessów i redukcji stresu (nie wiem, może taki obrał kierunek) a psychiatrzy... myślą, że rozgryźli mnie w 15 minut rozmowy i jeb lek, który działa na objawy... mam już coraz mniej siły do walki, a pieniądze się kończą. Z trudnością pisze tego pposta.
  10. Sam zaczynam dochodzic do podobnego stanu: z pracy niezłej na słabą, coraz mniej znajomych i trudno mi się ogarnąć życiowo,skończyła się kasa na moje drogie hobby a wyszły pewne moje zaburzenia i koniec końców siedzę w domu u rodziców i dorabiam grosze, prawie bez życia i bez wielu powodów na wyjcie do ludzi częściej niż do pracy na 1/4 etatu... Mój pomysł to złapanie jednego zlecenia, będzie nieoprzyjemne, ale kolejne parę groszy i zajęcie czasu plus multisport (jednak 100 + 100 na basen i siłkę to dla mnie teraz dużo...) potem trzeba zająć się siłownią i zadbać na niej o zdrowie i wygląd, może i częsciowo trochę energii wróci, zawsze to mniej siedzenia w domu... pieknisiem się nie stanę, bo raczej ciężko o motywację, ale COKOLWIEK ruszyć tyłek, tak jak robiłem to latem na rowerze...jechałem, ale płakałem jednocześnie... tu będzie podobnie, ale nawet to lepsze...
  11. Zacznę mimo wszystko od deprimu forte, jak zadziała, to będe szukał tańszej alternatywy
  12. Chyba Laif Balance 900? Piszę, by ułatwić innym poszukiwania. Znalazłem w jakiejś polskiej internetowej aptece 142 zł / 60tab, ale jeszcze nie wiem czy to nie jakaś ściema.
  13. Dobra, krótko, konkretnie: czy jest coś takiego jak psychiatra i psycholog jednocześnie? W sensie, by u jednej osoby szukać pomocy, ta sama osoba była terapeutą i lekarzem, który W RAZIE CZEGO wypisze leki...bo psycholog to jakby robić konserwację maszyny, która wymaga remontu od nowa... a psychiatrzy z kolei wychodzą z założenia, że jak przyszedłem, to trzeba mnie nafaszerować i nie mają czasu zastanowić się po co... mają chęci ale myslą że w jedno spotkanie zrobią rok terapii... bo się widzimy raz 45 minut, a potem co miesiąc 30 minut +recepta... kontaktu między nimi nie ma... Myślałem, że najpierw to trzebaby spotkać się ze trzy razy, zobaczyć co z człowiekiem jest nie tak, jak dużo trzeba pracy terapeutycznej a jak dużo trzeba leków, bo nawarstwiło mi się przez lata tyle...że to jest jak pajęcza sieć, nie jak dyby, nie jak łańcuchy a sieć, nie wiesz gdzie cie trzyma... Pomocy, kończą mi się pieniądze i czas i zaufanie do lekarzy i terapeutów... zanim stracę to co mi jeszcze zostało.
  14. Gnerealnie to obciąłem całego posta o połowę, nie było sensu zalić się co mi dolega i przytaczać przykładów, nikt by przez to nie przebrnął. Wystarczy że w wątku "jak się dziś czujesz?" rozpisuję się ponad miarę. Pozdrawiam
  15. Nie wiem już gdzie szukać pomocy. Mam ze sobą problemy... chyba od zawsze, większe lub mniejsze ale zawsze i nikt nigdy mnie nie rozgryzł. Nasiliły się przez ostatnie lata... a może nie ostatnie, może nawet 10 lat? A teraz już całkowicie utknąłem i nawet nie wiem o czym pisać. Dla czego uznałem, że mam problem większy niż wcześniej? Bo kiedyś walczyłem, a teraz coraz bardziej się poddaję, wycofuję, chowam, usuwam w cień po raz kolejny i za każdym razem co raz bardziej. TL:DR Rzeczy które się ze mną dzieją i działy nie dam rady opisać w jednym poście, więc prosze o pomoc: Chodziłem półtora roku do psychologa gdy miałem trudności w pracy w korpo i ze stresu trafiłem na L4. Walcząc o miejsce pracy i oswoje samopoczucie trafiłem pod koniec do psychiatry, ten owszem popytał ale co miał się dowiedzieć w 30-40 minut rozmowy? Powiedziała, że to jakieś zaburzenie, ale bez przekonania. Dostałem leki takie, że zrobiły ze mnie zombie i mimo, że wychodziłem na prostą w pracy to zaraz po nich pracowałem jeszcze gorzej i dali mi zrozumienia: zrezygnuj inaczej to my ciebie zwolnimy...uciekłem na L4, pobrałem potem leki a potem uciekłem od lekarki, która mi dawała syf który mnie odmóżdżał i robił ze mnie impotenta. Czyli nie wiadomo co mi jest, ale lek masz... Jakiś czas później znowu wpadłem w kłopoty i pomny tego, co miałem z męskimi sprawami przy psychotropach (odebrały mi resztkę i tak nadwątlonej męskości) poszedłem do psychiatry seksuologa. Tam jeden lek, drugi, trzeci, tym razem słabsze, ale każdy jeden otumaniał, usypiał, jeden owszem poprawiał meśkie sprawy ale nienaturalnie, a po tygodniach fajnych nastały gorsze. Podejście lekarza "skoro nie pomagają, to proszę nie brać" takie trochę, jakby osoba cierpiąca czuła sie dobrze po leku, to powinna brać go po grób. Znowu nie dowiedziałem się co mi jest, czy to uleczalne czy tylko zaleczalne... Z kolei psycholog owszem pomocny ale czy ja wiem czy mindfulness, dudnienia różnicowe itp to to co powienienem robić? Sceptyczny wobec leków. I tu pies pogrzebany, idziesz do psychologa to on "próbuje nauczyć właściwego myślenia" proponuje niekonwencjonalne sposoby, niebezpośrednio odradza lekarzy. Idziesz do lekarza gdy jest jeszcze gorzej to za punkt honoru stawiają sobie wsadzenie leków, mimo, że sami nie wiedzą co mi jest. Uważają pacjenta, który bierze tabsy, czuje się lepiej tymczasowo ale ma skutki uboczne za wyleczonego (uboki np np eliminujące mnie z pasji pogorszenie sprawności psychofizycznej, załamującą impotencje w młodym wieku, gorsza pamięć, szumy w uszach), po czym, gdy mówisz, że te leki pogorszyły stan, bez problemu odpuszczają temat leków (bo widocznie nie jest tak źle...) Jest ZAŁAMUJĄCY brak koordynacji i współpracy psychologów i psychiatrów i sam nie wiem juz do kogo mam iść... czy jestem w tylko trudnej sytuacji i wystarczy psycholog, czy jest ze mną źle i psychiatra? Gdzie jest ta granica??? Boję się szukać dalszej pomocy, bo okaże się że psycholog to "umarłemu kadzidło i aspiryna na raka" a idąc do psychiatry to "strzelanie strzelbą do komara, potem okazuje się że komara nie ma", a jedni zdają się ignorować drugich... Problemem moim jest określenie gdzie się kwalifikuję, do kogo iść i komu zaufać? Tym bardziej, że nie mam już siły ani pieniędzy na eksperymenty i próby, a leczenie to zawsze trudne decyzje, nie ma przecież tabletek szczęścia a ja sie tabletek coraz bardziej boję... Zaczynam bać się myśleć, co powiem jednemu albo drugiemu z obawy, że coś pominę, a oni uczepią się jakiegoś szczegółu jak psiego ogona. Cieżko mi opowiadać o swojej sytuacji, bo jest już coraz bardziej skomplikowana i robi się jeszcze bardziej. Jestem gotów posprzedawać nawet swoje niektóre dotychczasowe przyjemności, by mieć pieniądze na leczenie, ale teraz...wiem nawet mniej, niż wtedy, gdy nie myślałem nawet o szukaniu pomocy. Od kogo zacząć? Czy jest coś takiego jak psychiatra-psycholog? Skąd mam wiedzieć kiedy mam rozważyć leki? Czy psychiatra może pisać mi leki, jak nie wie co mi dolega? Skąd mam wiedzieć gdzie jest granica między potrzebą pomocy psychologicznej, a chorobą? Skąd mam wiedzieć, że dany lek jest dobry, a ktory zły? Potrzebuje konkretnej pomocy a nie "kołcza" i "alchemika", bo na bezrobociu oszczędności kurczą się niezwykle szybko...
  16. Od jakiegoś czasu nie biorę leków po ustalaniach z lekarzem... z nimi było źle, bez nich też. Marazm, utknałem, nie mam siły szukać pracy, nie widzę sensu, brak chęci do walki. Tylko przesmradzam się po domu i przesiaduję przed kompem i konsolą- owszem miłe godziny, ale marnuję czas. Byłem fighterem, miotałem się i walczyłem, a teraz na niczym mi nie zależy, w sensie nie depresyjnie ale tak... jak jest to fajnie, a jak nie ma to o to nie walczę. Tak jest łatiwej, bo nie ma rozczarowań i bólu, napadów gdy się czara goryczy przleje. Dziwnie jest z ludźmi. Większość z nich mnie wnerwia, ich cebulactwo, psychologia tłumu, coraz bardziej na dłoni widzę ludzi dolegliwości, to jak maskują kompleksy, nadrabiają miną, udają i zakładają maski. Rzadkie kontakty z klientami w pracy sezonowej ograniczam, nie chce mi się włazić im w d..., znosić komentarzy, jak nie to nie. Tylko bliscy, ale tych jest coraz mniej... wiadomo, życie, ludzie zmieniają miejsca, stan cywilny, styl życia, pochłania ich życie. Dziwnie się czuję. To nie depresja, wstaję, robię śniadanie, jak ktoś poprosi to zrobię coś przy domu... jednak mam OGROMNE opory przed zrobiwniem czegoś pożytecznego i twórczego dla siebie... głupie ogarnięcie paru aukcji na allegro, ogloszeń zajmuje kilka dni zamiast pół dnia... a CV? Nawet nie napisałem, bo poprzednie straciłem. Każde ogłoszenie o pracę, które widzę komentuję "oho kolejny Kaukaz" "krwiożercze korpo" "Janusze biznesu chcą pracownika za minimalną" "kolejne ogłoszenie w tym roku, pewnie rotacja" "eee ten rynek się zwija". I tak przeleciało mi ze 4 miesiące... muszę się ogarnąć, bo jak dorwie mnie jesień, mniejsze możliwości wyjścia, oraz zarobkowania sezonowego, to umrę w butach... Tylko jak to zrobić? Jak odzyskać chęć do walki? Gdzie znaleźć sens do wyjścia ze swojej skorupki? Gdzie szukać pomocy? Jak odzyskać siebie sprzed paru lat?
  17. Sen też mi się rozwala po sercie. Śpię coraz częściej bez wybudzeń, ale rano jak worek z prosem, nie wiem gdzie jestem, tracę poczucie czasu, otumaniony max. Zawsze tak miałem , ale po sercie jest multipler X10. A sny porąbane jak Białowieskavza Szyszki. Jednak najbardziej odjechane sny miałem mirtazapinie, ale na niej też się śpi jak niedźwiedź w gawrze. Jeszcze to piszczenie, szumienie w uszach... dziwne. Wczoraj na gokartach byłem i widziałem, że jednak to nie to samo, dostałem bęcki, nie mialem tego feela i refleksu, nie nadążałem.
  18. U mnie Sertagen trochę już przestał dawać w kość. Ustapiły uboki, mija ponad miesiąc i kończe pierwszą paczkę. Nietypowo bo w weekend dwa razy wziałem pół, bo miałem trasę i musiałem być w formie, a teraz po powrocie jest spoko: spokojny, wyluzowany, bez lęków, motorycznie i umysłowo całkiem OK. Biorę na stany lekowe i stany depresyjne, nic strasznego ale dawało popalić. To co z uboków zostało, to słabośc w męskości i trochę sen dziwny, raz długo, raz krotko, czasem rano senny, ale tu jest lepiej.
  19. 50mg to taka tam daweczka. Na co ją bierzesz? Osłabienie koncentracji to sprawa częściej samej nerwicy/depresji niż leku. Kto miał derealki przez nerwicę wie jaki to stan odmóżdżenia. Ale wielu też SSRI i podobne zombie'fikują. Mi sukcesywnie pomagają w regulacji procesów myślowych. Lekarz stwierdził/podejrzewa zaburzenie lękowe, gdy sytuacja w pracy jest ciężka to mam okropne ataki płaczu i krzyku jakbym chciał by mnie wszyscy zostawili w spokoju, co jest nieco wyniszczające i psuje karierę i funkcjonowanie + lekkie zaburzenia erekcji mimo w miarę zdrowego ciała. Depresji chyba niet, Niestety, ale nie ma dla mnie większej różnicy czy zawalę coś z powodu "ataku" (nawet nie do końca wiem jak go nazwać), czy też z niedoklejenia umysłowego i senności, spowolnienia- i to i to prowadzi do problemów. Może po prostu obniżyła się moja odpornośc na stres (bo w takich stanach to i somatycznie trochę więcej choruję). Akurat refleks i koncentrację przed braniem leku miałem nienajgorszą. A dzisiaj np przy pracy fizycznej jakiś męczliwy i powolny byłem, zamiast się spiąć i zrobić szybko to się przesmradzałem i wszystko opornie szło, mimo podwyższonego tempa senność nie ustąpiła, padłem na godzine do wyra i dopiero teraz myślę co dalej zrobić z dniem.
  20. Heh kończę już paczkę Sertagenu 50tki i bez rewelacji: dziwnie śpię i późno wstaję, miewam szumy i piski w uszach, do południa jestem niedoklejony i niemyślący, pogarsza mi nieco motorykę i prowadzenie auta, sprawy męskie słabo, ale bez kalectwa, jakoś tak brakuje mi iskry...tj jak już np wsiąde na rower alborobię coś na budowei to ok, jakoś robię, ale ciężko sie zabrać a sprawy pracy umysłowej kiepsko, jakoś pamięć nienajlepsza i koncentracja... Tak sobie trwam. Nie wiem co myśleć, bo tak dalej długo nie pociągnę bo ciężko będzie nzaleźć pracę i zmobilizować się do działania. Z plusów to bardziej wyrównany jestem bez dołków i górek, nie wiem co lepsze.
  21. Jak wasze spanie po dawce 50 Sertagenu? Ja niby dobrze ale się nie wysypiam, rano nieprzytomny i kołowaty, tuż po wzięciu leku dostaje lekkiego spida i klepię w klawiaturę i zmuszam się do spania. Teraz wziąłem pół wieczorem i pół rano, może troszkę lepiej. `Pierwsze dni były koszmarne, jakieś nerwowe ruchy, wiercenie się itp ale normuje się. Mija 4ty tydzień
  22. Mnie bardziej dziwi to że było chwilę dobrze a jest gorzej hmmm
  23. Ech już myślałem że się dopasuję z tym lekiem... Ja generalnie dość szybko reaguję na chemię itp substancje, najpierw 25 dwa dnie, potem szybko z tydzień-dwa wskoczyłem na 50 i po paru dniach zamułki miałem parę dobrych dni, więc siup 75: od nowa skutki uboczne, sennośc już cały dzień, zero koncentracji, ledwo autem jechałem...słabo. Po kilku dniach wróciłem, mimo drugiej próbuby to samo. Przynajmniej męskie sprawy dobrze działają, rano rakieta jak u nastolatka. Wróciłem do 25 od ponad tygodnia i znowu miałem parę niezłych dni, ale potem znowu: senność przez pierwszą połowę dnia, słaba koncentracja i koordynacja, rozdrażnienie spowodowane powyższymi, bo się wkurzam, że to co sprawiało przyjemnośc teraz sprawia trudność... Jest lepiej niż na 75 chyba, ale jestem jakiś taki flak, tylko bym leżał i siedział przed ekranem, marnuję czas, tu zajrzetam zajrzę i koniec końców nie robię nic pożytecznego ani bardzo przyjemnego, mimo że mam możliwości i zasoby do tego by być produktywnym. Jestem spokojny, ale unikający.
  24. Trzy tygodnie już biorę, najpierw raptem 2 dni 25, potem 50 - tutaj po paru dniach nastrój się poprawił a skutki uboczne w postaci senności rano, braku koncentracji i skołowania, gorszej koordynacji i rozbicia zmniejszyły się, nawet parę dni miałem takich lekko radosnych ot tak. Fajny stan bez przesady, a i chyba nawet męska sfera się poprawiła a w pracy po prostu pracowałem i nie wnikałem, robiłem swoje lepiej albo gorzej, ale lepiej tak niż sie poddać i brać L4 lub symulować i gnębić się, że się nawaliło. Tylko raz miałem gorszy dzień. No to siup dalej 75; biorę od tygodnia bo tyle mi przykazano i już tutaj wieczorem 2h po wzięciu padam jak kłoda spać, znowu mam dłuuugi okres senności, spadek koncentracji, taki przygaszony lekko jestem, jakoś sporo jem i muszę się pilnować. Męskość tak sobie, chyba jakby mniej mnie wszystko kręci, trochę słabiej czuje przyjemność z różnych rzeczy. Mam nadzieję, że się poprawi, albo że chociaż powrót do 50tki da podobne skutki jakie były. Dam sobie jeszcze parę dni, bo pod koniec następnego tygodnia muszę być sprawny i kumaty. Biorę na stan depresyjny i lekkie lęki, ataki płaczu i spadek napędu.
  25. Chwila płaczu, potem uśmiech rodziny i obserwowanie jak budują, tworzą, potem coś mnie rozbawiło w internecie i jakoś to leci
×