Pomyślałam, że może kogoś zainspiruje przebieg mojego leczenia. Serdecznie polecam.
1. Jak wpadłam?
Toksyczny związek na studiach. Mnóstwo stresów z nim związanych.
2. Jaki był rdzeń?
Ojciec-wycofany alkoholik i mama-tyran, która krytykowała mój wygląd. Można sobie wyobrazic.
3. Od czego się zaczęło?
Od zrzucenia dwóch kilogramów wskutek niedoborów finansowych. Nie miałam kasy na żarcie. Podjarałam się spadkiem wagi, i poszło. Moim "osiągnięciem" było BMI 16. Bieganie, super-zdrowa dieta, dzięki której wykluczyłam po prostu niemal wszystko, zostały warzywa, a i to nie wszystkie.
4. Co pomogło mi rozpocząc leczenie?
Przyznałam przed najbliższymi, że cierpię na anoreksję. To był ogromny krok naprzód. Bez tego trudno byłoby ruszyc nadal. Musiałam po prostu pokazac, że się pogubiłam, pokazac, że sobie nie radzę. To było straszne, ale i przyniosło ogromną ulgę. Oczywiście od tego była jeszcze dłuuuuga droga do przejścia. Po drodze wpadłam w bulimię, nadmiernie też cwiczyłam. Długo wzbraniałam się przed pójściem na terapię.
5. Co było później?
Psychiatra - dostałam leki przeciwdepresyjne. Pojawiła się motywacja do działania, do przezwyciężenia choroby.
Terapia grupowa - rozpracowałam swoje dzieciństwo od stóp do głów. Stałam się bardziej świadoma siebie, bliższa samoakceptacji. Oczywiście daleko mi jeszcze było do zdrowia, zaburzenie było aktywne, ale otworzyłam się bardziej na ludzi.
Jeszcze później?
Terapia behawioralna-poznawcza. Jest IDEALNA dla zaburzeń odżywiania. Nie wyobrażam sobie innej, która mogłaby pomóc. Moim zdaniem jest konieczna. Dysponuję wieloma przydatnymi materiałami, które dostałam od terapeutki, i oto, co mogę powiedziec niektórym z Was:
1. W większości przypadków bardzo dużo złych emocji spowodowanych jest NIEDOŻYWIENIEM.
2. 5-6 posiłków w ciągu dnia co 3-4 godziny to idealne rozwiązanie. Organizm po przebytej chorobie (bulimii czy anoreksji) jest rozregulowany. Mózg cały czas woła o jedzenie, nawet jeśli je dostaje. Co ciekawe! - z początku, przy "nabieraniu" masy, można tyc tylko na brzuchu - ale to się ROZŁOŻY. Z czasem, przy regularnych posiłkach, wszystko się ustabilizuje, ciało się "poukłada".
Dowód: eksperyment na grupie ZDROWYCH mężczyzn. Poddano ich ścisłej diecie z limitem kalorii. Efekt na koniec eksperymentu - jedzenie w samotności, jedzenie zbyt szybko, wylizywanie talerza, nadmierne cwiczenia, by "zaoszczedzic" kalorie(!), myślenie natrętne o jedzeniu, odosobnienie.
3. Ważenie tylko raz w tygodniu, zawsze tego samego dnia i o tej samej porze.
4. Stopniowe dodawanie nowych produktów do menu (powoli, delikatnie, na miarę sił) i przekonywanie się, że wow, nie ważę później 100 kg.
Ok, się rozpędziłam. Generalnie. Terapia, terapia, i jeszcze raz terapia. Dziewczyny, chłopaki, proszę Was! Leczcie się!