Skocz do zawartości
Nerwica.com

88eldorado

Użytkownik
  • Postów

    146
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez 88eldorado

  1. Dlatego chcę rzucić to w pizdu, i chyba to zrobię. Nie dla mnie takie tempo. Do psychologa chcę isć, ale tak słabo zarabiam, że mnie nie stać, a w kolejce na nfz jestem, tylko że bede czekac rok.
  2. Ale wiecie co, czuję, że to jakoś moja wina jest. Że przecież można zarabiać grube hajsy, a ja nie umiem. Że pracując czuję, jak mi się wszystkie wnętrzności zaciskają, że muszę wychodzić do łazienki pooddychać, bo nie daję rady. I myślę sobie: ot, i życie zmarnujesz przez lęki, bo cię na nic nigdy nie będzie stać
  3. 88eldorado

    Fit bycie.

    Lepiej to mieć wszystko pod kontrolą Nie uważam, że lepiej, bo może utrudnić życie równie bardzo. Jako była anorektyczka, ortorektyczka i bulimiczka uważam, że gdybym teraz wpadła w fitoreksję, to bym się chyba odstrzeliła. Każda obsesja jest ZŁA!
  4. I się zastanawiam, czy to ja jestem problemem, czy moja praca. Bo zawsze mi coś nie pasuje, a z drugiej strony ciągle tkwię w niedo*ebanej branży - HANDEL! I mnie cisną, bo wyniki, wyniki, wyniki! Pieniądze! Pieniądze! A mi się nie chce żyć, bo czuję presję, bo mam lęki, i ten stres jest taki wielki, a kasy nie zarabiam. Myślę o tym, by wyleźć z tej jakże ambitnej branży i pójść kelnerować, tak zwyczajnie i po prostu, chociaż jestem wykształcona, bo mam magistra, ale chyba muszę odpocząć od tego psychicznego zapie*dolu, od telefonowania i tłumaczenia się z niesprzedania czegoś-tam. Czy sądzicie, że skoro mam 25 lat, to już trochę za późno na taki "mało poważny" (nie uwłaczając) zawód jak kelnerka czy barmanka? Mam dość rozwoju zawodowego, gdy cofam się psychicznie, spać nie mogę, płakać chcę, na terapię muszę wracać, bo mi się prowokować chce wymioty na myśl o tym zas*anym korpo. Miewam myśli samobójcze i czuję nienawiść do siebie, bo nie spełniam oczekiwań w robocie. To chyba po prostu nie na mój zwichnięty mózg, taka praca.
  5. 88eldorado

    ot

    Słoma z butów ci wystaje, i z tego powinnaś sie jeszcze leczyć. Z tego co wiem w regulaminie jest zakaz obrażania innych wiec dlaczego autorka nie dostała bana, bo domyślam się że gdyby chodziło o innego użytkownika, takiego by już dostał. a to ja jakaś uprzywilejowana jestem, że na tym forum jestem ja oraz inni użytkownicy? Ciekawe mogę dostać bana, nie popłaczę się : )
  6. Tak naprawdę to nie ma. Raz w tygodniu mogę jechać kawał drogi w tę i z powrotem. Ale generalnie to Ochota.
  7. BŁAGAM gdzie na terapię na NFZ? Dzwoniłam już w tyle miejsc, że mi się we łbie łomocze. Wszędzie czeka się od 3 do 5 miesięcy. Czy ktoś z Was gdzieś chodzi i nie czekał specjalnie długo? A jeśli nie ma miejsc bez kolejek, to chociaż polećcie takie, gdzie dobrze leczą, bo skoro już mam czekać, to niech będzie warto.
  8. O ja, też kiedyś byłam takim dziwakiem, który namawiał wszystkich wokół do rezygnacji z cukru. Całe szczęście to już za mną. Każdy ma swój mózg. Ja niemal codziennie jem słodycze i OK, wiem, że to niezdrowe, ale nie potrzebuję, by ktoś na forum mnie o tym dodatkowo informował
  9. "Nie wnikając w F-ki zacytowany przez Ciebie fragment, mówiący o specyficznym rodzaju postępowania osoby z borderline nie jest mi obcy. Jednakże po którymś ze swoich zaburzonych postępków poprosiłam bliską mi osobę, by nie godziła się na takie traktowanie, tłumacząc mnie problemami emocjonalnymi, bo to tylko pogrąża mnie w mojej własnej patologii. I nie, nie chodzi o to, by ze skrajności przejść w skrajność , a raczej o to, by przyjąć rolę świadomego, pełnego empatii obserwatora, który z pewną dozą zdecydowania potrafi również wytyczać granice." zgadzam się
  10. "Każdy błąd (potwierdzony/uznany) powoduje, że człowiek z borderline zaczyna czuć się jako "zła osoba", to własnie dlatego ich mechanizmy obronne są takie ostre i oni nie są w stanie zaakceptować/brać odpowiedzialności za własne błędy i porażki." OK, ale to znaczy, że wszyscy powinniśmy się zastanawiać, czy osoba, której chcemy zwrócić na coś uwagę, nie ma przypadkiem bordera? Życie i tak jest skomplikowane i bez tego ;P
  11. Jasne, hamowanie na pewno zdrowe nie jest, dlatego mówię, że u mnie to przyszło w trakcie terapii, kiedy już lepiej sobie z tym radziłam; pomogła mi konkretna osoba, której płaciłam za to, że pracuje nad moim mózgiem. Po prostu wiem, że można zrobić drugiej osobie, tej najbliższej, nie wykwalifikowanej w pomocy zaburzonym, dużą krzywdę swoimi zaburzeniami. Nie mówię tu o płaczu z powodu ciastka
  12. Och, to ja przepraszam w takim razie, ale ten dzienniczek zabrzmiał tak kpiąco. Ale ok, w sumie też powinnam coś takiego prowadzić. Ja sama nie wiem, gdzie jest granica. Tylko wiem, że za dużo wsparcia i akceptacji może prowadzić do rozleniwienia. Ja tak właśnie miałam w związku z również zaburzonym chłopakiem - takeśmy się nawzajem wspierali, że aż nic ze sobą nie robiliśmy i było gorzej lub tak samo. Kiedy zaczęliśmy wytyczać sobie nawzajem jakieś granice normy, to bardziej nad sobą panowaliśmy. Tzn. na przykład ja nie płakałam po zjedzeniu ciastka, bo wiedziałam, że on tego nie będzie tolerował. I lepiej nam się żyje od tego czasu. Trudno mi jest tutaj powiedzieć, co można tłumaczyć zaburzeniem, a co nie, ale nie uważam, że nawet jeśli nic nie można, to oznacza, że jest się złą osobą, bo robi się zaburzone rzeczy Nie uważałam siebie za złą z powodu swojej choroby.
  13. Naemo, ciężko mi się z Tobą rozmawia, bo mam wrażenie, że sobie kpisz, więc pozwolę sobie nie odpowiadać. Halucynka, nigdy nie mówiłam, że zrozumienie = specjalne traktowanie. Zauważyłam jednak, że ludzie często lubią usprawiedliwiać swoje dziwne jazdy słowami "bo mi jest trudno". No ale to jest już temat na dłuższą dyskusję, do jakiegoś oddzielnego tematu. Zresztą widzę, że moje słowa są nieco opacznie rozumiane i nie ma chyba sensu kontynuować, bo się tylko poirytujemy wszyscy.
  14. prawda, ale często jest to ze sobą mylone i sprawia, że człowiek oczekuje specjalnego traktowania.
  15. Można sobie myśleć: "oni mnie akceptują taką, jaka jestem, więc dalej taka będę", i wszyscy wciąż się męczą. Ale to chyba trzeba by pójść na terapię, by to zauważyć. Ja to zauważyłam dopiero gdzieś w połowie terapii behawioralno-poznawczej, i wtedy przestałam zadręczać mojego chłopaka swoimi zaburzeniami, i przestałam od niego wymagać, by to rozumiał. Zaburzenie to zaburzenie, normalni ludzie nie muszą go rozumieć, mogą wspierać Twoją zmianę, Twoją pracę, ale nie jakieś chore zagrania.
  16. Tak, to prawda, ale to prowadzi do pogłębiania zaburzeń. U mnie to akurat było w kwestii jedzenia. Jeśli ktoś rozumiał, że ja czegoś nie jadam, że boję się utyć, wiedział o mojej chorobie - automatycznie pozwalałam sobie na więcej zaburzonych zachowań, bo wiedziałam, że ta osoba i tak to zrozumie.
  17. wydaje mi się, że podstawą do wychodzenia z zaburzeń jest przebywanie w otoczeniu, które traktuje Cię jak normalną osobę. Mówię to z własnego doświadczenia.
  18. 88eldorado

    zadajesz pytanie

    Nie, żałować żałuję, ale się nie obwiniam, bo skąd miałam wiedzieć. Co ZAWSZE nosisz w torebce/plecaku?
  19. Jestem taka zestresowana, że ryczę po powrocie z pracy
  20. Czuję się beznadziejnie, bo jestem do dupy w handlu, i nie wyrabiam "normy", przez co nie mam kasy, jestem biedakiem, nie mogę wyjść do kina, bo mnie nie stać, i wiecznie muszę sprawdzać stan konta, by ocenić, czy przeżyję miesiąc.
  21. Waga mniejsza. Boję się, ze wzrośnie. Ależ mi się w mózgu porobiło. Pędem na terapię muszę wracać.
×