Skocz do zawartości
Nerwica.com

Morphine90

Użytkownik
  • Postów

    794
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Morphine90

  1. Jak się choruje kilkanaście lat, to trudno jest uwierzyć, że to się kiedyś skończy. Z drugiej strony musiałabym wtedy usiąść i płakać już do końca swoich dni, skoro nic ma się nie zmienić. Więc mimo tego, że wszystkie znaki mówią, że się nie wyleczę, mam zamiar doprowadzić wreszcie do jakiejś przyzwoitej remisji. Wiadomo, że będę już zawsze bardziej podatna na to cholerstwo, że będzie przychodzić co jakiś czas, ale mam zamiar częściej być częściej zdrowa niż chora, a jak chora, to w nadal przyzwoitym stanie. Pewnie spora część zakończy "przygodę" z depresją na jednym epizodzie, mam wielu takich znajomych - ale jak już przyjdzie drugi, a potem trzeci no to wiadomo, że gdzieś tam trzeba się przyzwyczaić do tego, że we własne dobre samopoczucie trzeba będzie inwestować nieco więcej siły niż reszta populacji. Po prostu muszę się bardziej zmęczyć, żeby być szczęśliwą. Co przecież w żaden sposób nie umniejsza tegoż (oj, oj, optymistycznie dzisiaj u mnie, chociaż nic konkretnego się nie stało - wysiłek chyba zaczyna u mnie procentować nareszcie)
  2. Kaleb, miałam Cię za kulturalnego człowieka, ale jak widzę Twoje wypowiedzi o użytkowniku w trzeciej osobie na publicznym forum, to przyznaję, że muszę zrewidować ten pogląd Rozczarowujące, doprawdy. Dodaję do zignorowanych z wyjątkowym niesmakiem.
  3. Prawdopodobnie przy takim zejściu z dawki, na której generalnie nie wiem jak można żyć, masz po prostu objawy odstawienia. Może spróbuj tę dawkę zmniejszać nie aż o 20mg naraz tylko bardziej stopniowo, np. co 5mg/na tydzień? też tak uważam ,ale dziewczyna siedziała w benzo i teraz ma przed tym stracha . Chyba sam osobiście wolałbym walić benzo niż tkwić w takiej rozpierdolce jaką przeżywa ta Niewiasta . Do mnie pijesz?
  4. Ja z oddziału zamkniętego wypisałam się sama po godzinie - jeśli sam wyraził zgodę na przyjęcie, to wyjdzie, kiedy będzie miał na to ochotę i uzna za stosowne. Oddziały zamknięte IMO to są trupiarnie, jak tylko człowiek czuje się lepiej niż żeby natychmiastowo umrzeć i nie ma psychozy powinien być na otwartym. Zapytaj go, czy chce Twoich odwiedzin. Pobyt w szpitalu to jest często okropna trauma, widzenie znajomej twarzy było dla mnie bardzo ważne wtedy.
  5. Mówiłam o zestawie z parogenem i lorafenem. W ten sposób masz aż 4 uspokajacze (w tym jeden sk**ysyński uzależniacz) plus jeden antypsychotyk (w sumie nie wiedzieć czemu przepisany jeśli masz zwykłą depresję, chyba, że lekarz o czymś Ci nie mówi). Nie wiem jaki to według niego ma sens terapeutyczny razem przy depresji. IMO warto rozważyć zmianę psychiatry.
  6. Paroksetyna jest jak na mój gust słabym antydepresantem, ale generalnie antydepresanty są słabe dla mnie, bo żaden nie działa. Przede wszystkim uspokaja, pomaga wyjść do ludzi przy fobii społecznej, łagodzi natręctwa. Źle, że bierzesz regularnie lorazepam - duży błąd lekarza - uzależnianie od benzo, jakby depresja to było mało problemów Ten lek powinno się brać tylko doraźnie, kiedy ma się napad lękowy. W ogóle wydajesz się być nieco przemedykalizowany, ja po takim miksie bym chyba nie wstawała z wyra.
  7. No mąci, mąci. W trakcie ileś razy myślałam, że jest kompletnie bez sensu. Ale po obejrzeniu całości i rozrysowaniu tematu na kole czasu - muszę przyznać, że... no niezły, niezły
  8. Obejrzenie ryjącego banię "Predestination" i godzinna dyskusja o pętli czasu
  9. Jeśli w ciągu 1,5 miesiąca przerobiłeś wszystkie te leki to nie pozwoliłeś żadnemu zadziałać i żadnym efektom ubocznym "zejść" (na działanie 4-6 tyg., na zejście wejściowych uboków (senność, suchość w ustach etc.) min. 2 tyg.). Czujesz się bez leków lepiej, bo na każdym byłeś na tyle krótko, by czuć tylko jego złe skutki i nie doczekać żadnego dobrego.
  10. czarnobialamary - jeśli sprawa nie znajdzie wyjaśnienia, facet się nie przyzna i nie przestanie po jasnym komunikacie, to jak najbardziej możesz zgłosić na policję stalking - nie musisz wtedy mówić o niczym innym, same te smsy podchodzą pod paragraf (i niestety to chociaż możesz udowodnić). Pamiętaj, żeby zachować wszystkie te wiadomości jako dowody. http://www.infor.pl/prawo/prawo-karne/pokrzywdzony/704421,Stalking-uporczywe-nekanie.html I trzymaj się jakoś przede wszystkim!
  11. To dobrze, że zaskoczyłam. Najwyższy czas zmienić to myślenie rodem z lat 90 (i to początku), które zaszczepiają Ci rodzice. Żyli w innych czasach po prostu. Teraz co innego jest ważne. I serio, zrób sobie dodatkową kategorię prawka - praca będzie gonić Ciebie, stawki są dobre i całkiem spora wolność. Jak pracowałam w pośrednictwie pracy to za cholerę nie mogliśmy znaleźć żadnego kierowcy w Poznaniu na C+E, a pracodawcy oferowali świetne stawki.
  12. Mamy faktycznie sporo wspólnego - też pracowałam w pośrednictwie Z tym, że było to pośrednictwo dla niepełnosprawnych, więc czułam się tam jak ryba w wodzie (pomagałam w końcu); niestety cudowna szefowa zaczęła stosować mobbing, więc zawinęłam się ja i po tygodniu kolejna dziewczyna... To było miejsce, gdzie czułam się spełniona. W typowej agencji nie wytrzymałam - paskudna to robota, zaiste. A w ostatniej robocie też mi podziękowano po L4. Heh, jakieś równoległe losy czy co Jeśli masz możliwość robienia czegoś twórczego, co jeszcze daje ogromną satysfakcję, bo wnosi coś dobrego na ten smutny jak p*zda świat, to nie oglądaj się na kasę, tylko to rób!
  13. Każdy miał swoją piętę, nawet Achilles. Tobie trafiło na języki, innemu na matematykę, inny nie umie gotować. Musisz to zaakceptować i tyle. Jesteś sumą swoich wad i zalet. Nie trzeba mieć studiów, żeby znać etykę dziennikarską - kolejny Twój błąd w rozumowaniu. W ogóle żeby się na czymś znać niekoniecznie trzeba się tego nauczyć w szkole i mieć to poświadczone papierem. Ma świetne pióro, jest niesamowicie inteligentna i umie rozmawiać z ludźmi - moim zdaniem to wszystko czego potrzebuje dziennikarz - zdaniem jej szefów też. I żadnej z tych rzeczy nie nauczysz się studiując dziennikarstwo. Godzinna sesja kosztuje 100 zł, to przyzwoita cena jak na Poznań.
  14. Myślę, że to głównie zależy od ludzi, z którymi się pracuje. I od charakteru - każdy lubi inny rytm pracy, potrzebuje innej stymulacji, ma inny temperament. Napięcie zawsze się zbuduje jeśli robisz coś zupełnie nie w zgodzie ze sobą - tzn. praca wymaga szybkości, a Ty lubisz analizować, albo jak musisz mieć kontakt z ludźmi, kiedy wolisz pracę z kompem/papierami. I na odwrót oczywiście. Grunt to rozpoznać swoje preferencje i zastosować się do nich, tzn. nie robić na siłę czegoś, co nijak się ma do Twojego sposobu funkcjonowania na świecie. Ja ciągle tłukę głową w ścianę i wydaje mi się, że jak zagryzę zęby, to mogę robić coś, co mi nie odpowiada i ciągle biorę się za zajęcia, które do mnie nie pasują. Zawsze kończyło się to załamaniem nerwowym. Absolutnie za każdym razem. Jestem ekspertem w błądzeniu w tej kwestii Aczkolwiek zdarzyły mi się miejsca, w których czułam się świetnie - niestety nie mogłam w nich zostać z przyczyn obiektywnych Ale wracam do nich myślami, jak przestaję wierzyć, że znajdę coś dla siebie, co nie doprowadzi mnie na skraj przepaści.
  15. Niestety moja terapeutka przyjmuje tylko prywatnie - wypruwam się z oszczędności, żeby do niej chodzić, bo wiem, że warto. Może jak uzbierasz. Owszem, chciałam podać przykład Wałęsy. Jak przeczytałam wywiad, który przeprowadziła z nim Fallaci, to byłam w szoku jak wiele rzeczy przewidział, jak celnych okazało się mnóstwo jego uwag, jakby był jasnowidzem (wywiad był w 81 roku). Uwag, których nie spodziewałbyś się z ust elektryka. Bo akurat IQ i wykształcenie to zupełnie inne sprawy. A Wałęsa miał jeszcze intuicję, jakieś podskórne czucie nastrojów tłumu i wyczucie momentu. I pomijam tu jego prezydenturę, która jest kontrowersyjna, mówię o latach 80, gdzie nikt mu jego zasług odebrać nie może. Ale nie trzeba obalać komuny, żeby na łożu śmierci stwierdzić, że możesz spokojnie wybrać się na drugi świat. Można po prostu robić swoje, to co się lubi (jeśli nie w pracy to chociaż po pracy - jako hobby), mieć bliskich, dla których jesteś niezastąpiony. Przecież nie potrzebujesz studiów, żeby pisać. Moja kumpela studiów nie zrobiła, a dziennikarką Wyborczej została - bo pisała, była pewna siebie i miała w nosie co tam w dzisiejszych czasach wypada mieć przed nazwiskiem. W odpowiedzi na ostatnie pytanie: serio? Czy naprawdę mierzysz wszystkich ludzi według wykształcenia? Bo jeśli tak, to byłoby cholernie smutne. A jeśli nie: to czemu mierzysz w ten sposób siebie?
  16. To zdanie jest kompletnie nieprawdziwe. Ludzie którzy byli ze mną na studiach do w 95% była banda idiotów i ignorantów, z którymi nie dało się przeprowadzić inteligentnej konwersacji nawet na temat studiów (sam pewnie pamiętasz, skoro studiowałeś politologię, jak niewielki odsetek tych ludzi autentycznie się tym interesuje, śledzi wydarzenia, potrafi sformułować jakąś analizę). A to przecież niby UAM, a nie jakaś prywatna uczelnia. Znam za to wiele osób, które studiów z takich czy innych powodów nigdy nie skończyły albo nawet nie podjęły i są naprawdę inteligentni i można z nimi prowadzić stymulującą intelektualnie rozmowę. A przede wszystkim: są dobrymi ludźmi. Bo tak naprawdę prawdziwa kultura to jest umiejętność słuchania drugiej osoby i wrażliwość na jej uczucia: a najwięcej noży w plecy i zwykłego chamstwa można dostać właśnie od takich "ąę". Bo im się właśnie mylą pojęcia i myślą, że jak mają "mgr" to stawia ich to stopień wyżej nad wszystkimi. A to jest zwykłe buractwo, nic innego. To siedzi w Twojej głowie i nazywa się stereotyp. Masz do wyboru - tkwić przy nim i być nieszczęśliwym, albo pier.olić zdanie innych (z początku trudniejsza opcja) i robić to, co da Ci szczęście na dłuższą metę. Psycholog i psychoterapeuta to nie to samo. Terapia to proces, spotkania raz w tygodniu, nie mówiąc o specjalnych kwalifikacjach jakie ta osoba musi zdobyć. Skoro jesteś z Poznania to mogę polecić swoją, naprawdę mi pomogła. IMO bez zmiany tego myślenia cokolwiek zrobisz - będziesz nieszczęśliwy. Bo sam siebie tym myśleniem zatruwasz i blokujesz. Nawet jakbyś zaliczył Ivy League. Najważniejsze to nie stać w miejscu, w którym Ci źle i niewygodnie.
  17. Sądzę, że jak wtedy było libido to i teraz będzie, a jak jest libido, to i hydraulika będzie działać U kobiet to jest jednak cholera bardziej skomplikowane
  18. Wkurza mnie, że sklep internetowy, który zawalił sprawę zamiast przeprosić, reklamuje mój komentarz na opineo i wmawia mi, że niesłusznie jestem niezadowolona. Gdyby tyle energii poświęcali na obsługę klienta, co na kłótnie z negatywami to może udałoby się nie mieć negatywów. Jakby przeleżeli pod lodem pół wieku i zapomnieli, że jest kapitalizm Nie kupujcie w mall.pl, to dobra rada na marginesie.
  19. Wenla może powodować zaburzenia seksualne, ale wiadomo, że nie u każdego coś takiego wystąpi. Na liście SSRIowych kastratów jest chyba jakoś w połowie stawki, ale wiadomo, że co "ludź" to inna reakcja - wg mnie, skoro są ludzie, którzy mogą mieć życie seksualne na paroksetynie, to wszystko na tym świecie jest możliwe, więc próbuj - a nuż Ci się uda
  20. Studia w tym kraju to jest trudny temat. Pokolenie naszych rodziców żyło w czasach, kiedy wyższe wykształcenie było przepustką do lepszego świata, świata white collars. A niestety tak nie jest. Teraz pewniejsze są "fachy w ręku" - w Poznaniu nie uświadczysz za nic bezrobotnego spawacza, ślusarza albo kierowcy kat. E. No chyba, że jesteś informatykiem, ekonomistą czy innym takim. Nie daj więc sobie wmówić, że bez studiów będziesz miał minimalną krajową, bo to obecnie jest po tysiąckroć nieprawda - to po studiach często ma się mniej. Jeśli nie masz wewnętrznej potrzeby ich kończyć, męczą Cię, etc. to lepiej zainwestuj w dobrą szkołę zawodową, kurs na wózki widłowe, albo zrób dodatkową kategorię na prawie jazdy. To z porad praktycznych. Jeśli chodzi o Twój obraz siebie i wizję przyszłości - to jest materiał na psychoterapię. Dopóki nie spojrzysz na siebie inaczej, będziesz złe zdanie o sobie rzutował na innych (każde ich słowo będziesz interpretował wg klucza "jestem beznadziejny", a więc jako kolejne komunikaty, które to potwierdzają) i nakręcał to w sobie. Dla osoby z prawidłową samooceną odrzucenie CV w 10 miejscach nic nie znaczy, dla kogoś, kto uważa się za porażkę - będzie to dowód, że jest do niczego, więc będzie na kolejnej rozmowie jeszcze bardziej zalękniony, więc znowu stwierdzi, "ciągle się boję, jestem do niczego" i tak w kółko. To jest coś, co musisz przerwać. Szukałeś kiedyś profesjonalnej pomocy? Ta negatywna samoocena pojawiła Ci się po jakimś konkretnym zdarzeniu?
  21. Zamroczenie się alkoholem. Czuję się innym człowiekiem, takim nieprzytłoczonym i bez kompleksów. Każda minuta tego stanu to błogość, to odpoczynek dla zgrzytających zębów i napiętych mięśni.
  22. Sądowne przymuszenie tylko wzmoże w niej bunt, ale zrobisz jak uznasz za stosowne. Odwyk to nie zmuszanie do łykania pigułek, które cudownie pomogą tylko praca nad sobą, a ta u uzależnionego wymaga woli - stąd leczenie przymusowe jest bezskuteczne. O ile żona nie znęca się nad Wami i nie wszczyna publicznie awantur taki wniosek najprawdopodobniej sąd i tak odrzuci, bo ubezwłasnowolnienie człowieka to ostateczność, kiedy członkowie rodziny są zastraszeni i sterroryzowani przez alkoholika, a Ty możesz odejść - masz ku temu warunki, masz do tego środki. Moim zdaniem lepiej po prostu wystąpić o rozwód i wyprowadzić się z synem - to ma większy potencjał wstrząśnięcia nią.
  23. Zmuszenie nic nie da. Ja swojego ojca błagałam, szantażowałam i cokolwiek tylko miała w arsenale 14-latka, ale on widział tylko siebie i swoją rozpacz, którą topił w wódce. Zazwyczaj alkoholik żeby podjąć leczenie potrzebuje rozbić głowę o dno, przestraszyć się samego siebie - wtedy jest szansa, że się otrząśnie. Pozostaje Ci wierzyć, że ta próba samobójcza i pobyt w szpitalu będą takim dnem dla Twojej żony, ale niestety wcale tak być nie musi. Jak mój ojciec wylądował na odwyku (sam chciał po tym jak dostał delirki i przeraził się, że umiera) to miał na sali kilku zmuszonych sądownie - jedyne co robili to przemycali alko z zewnątrz na wszystkie sposoby. Dlatego nie ma to sensu. Skutek byłby taki, że żona straciłaby do Ciebie zaufanie, a to znowu nakręciłoby nałóg. I tak w kółko. Wyobraź sobie, że Ciebie ktoś zamyka i wmawia Ci, że widzisz zielone ludziki - dla niej własny problem alkoholowy, kiedy nie ma jego świadomości, jest taką samą abstrakcją. Trudno rozgraniczyć odwyk z leczeniem depresji i nerwicy - to jest takie błędne koło, gdzie nie wiadomo co było pierwsze - alkohol, który doprowadził do depresji czy depresja, która jest zalewana alkoholem. Nie polecam więc terapii AA (12-kroków itd), bo ona skupia się tylko na nałogu - lepsze jest profesjonalne leczenie uzależnień przez odpowiedniego terapeutę, najlepiej żeby po pewnym czasie niektóre sesje odbywały się z Twoim udziałem, bo tkwisz w tym tak samo głęboko jak żona (tylko z innej strony). Wtedy oprócz twardego reżimu odwykowego można przeanalizować myśli i sytuacje, które doprowadziły do obecnego stanu. W każdym mieście są specjalne ośrodki do walki z uzależnieniami i tam można dostać naprawdę sensowną terapię grupową i indywidualną na NFZ. Przede wszystkim chroń dziecko, a więc odseparuj je i siebie od żony - nie chodzi mi o separację wrogą - po prostu oddal się na tyle, na ile to możliwe. To będzie też dla niej pewne odciążenie - z tego co piszesz ma problem z wykonywaniem prostych obowiązków, więc dochodzenie do siebie to będzie dla niej wystarczające wyzwanie. Jeśli teraz nie dotrze do niej, że potrzebuje pomocy - pozostaje Ci tak jak pisze agusiaww - chronić swoją rodzinę, nawet kosztem rozstania z żoną. Można służyć komuś wsparciem w leczeniu, ale nikt nie wymaga od Ciebie, żebyś był z osobą, która tej walki podjąć nie zamierza.
  24. Z tymi lekami to jest różnie - mnie wenla doprowadziła w stan dzikiej nerwicy (mój organizm zdecydowanie nie radzi sobie z większą ilością noradrenaliny). Na każdego to jakoś inaczej działa, więc podrzucam Ci po prostu jakieś pomysły; sama jestem ujowy ekspert, bo przecież leczę się bardzo długo bez żadnych rezultatów, chyba, że za dobry rezultat uznać to, że żyję, a przerobiłam już całą aptekę. Na ten bezdech wpadłam, bo ostatnio wprowadzono nowe prawo - osoby ze stwierdzonym i nieleczonym bezdechem mają mieć zawieszone prawo jazdy: podobno tak silnie wpływa to na zaburzenia koncentracji. http://www.medexpress.pl/start/czy-kierowcy-z-bezdechem-sennym-straca-prawo-jazdy/62786/
  25. 1. Każde benzo to równe g*wno 2. Po clonie to już mało co zadziała - są delikatniejsze benzo, np. klorazepat albo bromazepam, ale generalnie po "wprawie" działają jak cukierki (kilka lat już jestem po uzależnieniu a potrafię zupełnie nie czuć ich działania). Wszystkie leki z tej grupy działają na te same receptory - jak masz je już mocno rozregulowane: nic nie zrobisz oprócz stopniowego odstawiania i pożegnania się z nimi. Różnice są takie, że np. clon głównie rozluźnia mięśnie szkieletowe, alprazolam jest najbardziej przeciwlękowy, inne są typowo nasenne. Ale jako rzekłam - po clonie to już Cię nic słabszego nie ruszy bardziej - możesz ich tylko użyć jako drogi do stopniowego odstawiania.
×