Celibat w moim przypadku może jawić się jako coś dołującego, przygnębiającego. Może on dla mnie oznaczać pewną formę "bezrobocia", być dla mnie "demotywatorem". Żona "niepodobna do mnie" raczej mnie nie interesuje. Nie chciałbym, żeby dzieci były chore czy aby stanowiły ciężar dla społeczeństwa, ale nawet bardziej nie chciałbym tego, aby były potępione na wieki. Nie chciałbym, aby moje potomstwo kiedykolwiek popełniło grzech śmiertelny.
Bezżenność może na mnie wpływać gorzej niż to się wydaje. Pomimo "twardego" celibatu uważam swoje życie doczesne za bardzo szczęśliwe, bo nie mam poważnej choroby fizycznej, nie żyję w kraju dotkniętym wojną czy w nędzy. "Zastanawiające" może być to, jak tylu ludzi na świecie wytrzymuje do małżeństwa. Nie interesuje mnie mieszkanie samotne, ale wolałbym celibat do końca życia niż małżeństwo z niepasującą mi żoną czy nieszczęśliwe małżeństwo (np. wskutek grzechu śmiertelnego).